001
: śr sie 13, 2025 10:05 pm
- Rozumiem - to jedyne co mogłam z siebie wykrztusić. - Znajdę tę roślinę i zbadam, co to za gatunek. Wiem jedynie, że to jakiś kwiat. Bardzo powszechny w ogrodach - sama nie zwróciłam zbytnio uwagi, która to konkretnie.
Nie miałam nic. Ale byłam wdzięczna. Za rozmowę. Samo to, dodawało mi otuchy. Ta kobieta była jedyną osobą, która uważnie mnie słuchała. Po raz pierwszy spotkałam się ze zrozumieniem. Po raz pierwszy poczułam, że można coś ugrać. Pocieszające to było. Kojące. Że jest ktoś chętny na tym świecie, aby chociaż się przyjrzeć. Nie zbyła mnie i nie uznała mnie za wariatkę. Bardzo często u innych policjantów widziałam politowanie i żałość. Owszem współczuli mi albo udawali, ale każdy rozkładał ręce i każdy przyjmował za pewnik, że Persephone mówi prawdę. Nikt nawet nie chciał się przychylić do moich oskarżeń. Może byłam zbyt podejrzliwa. Może nienawidziłam macochy. Ale mój instynkt podpowiadał mi, aby brnąć w to dalej. Wiedziałam, że gra jest niebezpieczna. Zdawałam sobie doskonale z tego sprawę. Wiedziałam, co może mi grozić ze strony tej kobiety. Ale co mogłam innego zrobić? Milczeć? Nie robić nic? Zostawić, to tak jak jest? A gdzie sprawiedliwość? Dla mnie? Dla mojego ojca?
Ktoś pewnie powie, że mój ojciec na to zasłużył. Nie był człowiekiem świętym. Pewnie każda osoba, która miała do czynienia z przemocą, życzyłaby mu śmierci i aby smażył się w piekle. I zapewne, gdy sprawa ruszy i zrobi się głośno, macocha zagra rolę ofiary i pokrzywdzonej, a mnie wezmę za obrończynię potwora. Ale dla mnie tatko był dobry. Co prawda zostawił mnie, gdy się narodziłam. Owszem. Ale mu wybaczyłam i był naprawdę fajnym gościem. Opiekował się mną, nigdy mnie nie uderzył. Może to Persephone sama była sobie winna?
- Czyli wszystko zależy od oprawcy mego ojca - rzuciłam ni to do siebie, ni to nie wiadomo do kogo. I wszystko trafiło szlag. Miałam ochotę się roześmiać. Byłam bezsilna. Nawet biurokracja jest przeciwko mnie. - Moja macocha jest prawniczką. Dosyć potężną. Ma pieniądze i władzę i koneksje z ciemnymi typami - i po co ja to mówię? Przecież i tak tej policjantki to nie obchodzi. - Persphone Maddox. Zna ją pani? - pytanie retoryczne. Każdy w tym mieście, coś o niej słyszał.
Mazarine Winters
Nie miałam nic. Ale byłam wdzięczna. Za rozmowę. Samo to, dodawało mi otuchy. Ta kobieta była jedyną osobą, która uważnie mnie słuchała. Po raz pierwszy spotkałam się ze zrozumieniem. Po raz pierwszy poczułam, że można coś ugrać. Pocieszające to było. Kojące. Że jest ktoś chętny na tym świecie, aby chociaż się przyjrzeć. Nie zbyła mnie i nie uznała mnie za wariatkę. Bardzo często u innych policjantów widziałam politowanie i żałość. Owszem współczuli mi albo udawali, ale każdy rozkładał ręce i każdy przyjmował za pewnik, że Persephone mówi prawdę. Nikt nawet nie chciał się przychylić do moich oskarżeń. Może byłam zbyt podejrzliwa. Może nienawidziłam macochy. Ale mój instynkt podpowiadał mi, aby brnąć w to dalej. Wiedziałam, że gra jest niebezpieczna. Zdawałam sobie doskonale z tego sprawę. Wiedziałam, co może mi grozić ze strony tej kobiety. Ale co mogłam innego zrobić? Milczeć? Nie robić nic? Zostawić, to tak jak jest? A gdzie sprawiedliwość? Dla mnie? Dla mojego ojca?
Ktoś pewnie powie, że mój ojciec na to zasłużył. Nie był człowiekiem świętym. Pewnie każda osoba, która miała do czynienia z przemocą, życzyłaby mu śmierci i aby smażył się w piekle. I zapewne, gdy sprawa ruszy i zrobi się głośno, macocha zagra rolę ofiary i pokrzywdzonej, a mnie wezmę za obrończynię potwora. Ale dla mnie tatko był dobry. Co prawda zostawił mnie, gdy się narodziłam. Owszem. Ale mu wybaczyłam i był naprawdę fajnym gościem. Opiekował się mną, nigdy mnie nie uderzył. Może to Persephone sama była sobie winna?
- Czyli wszystko zależy od oprawcy mego ojca - rzuciłam ni to do siebie, ni to nie wiadomo do kogo. I wszystko trafiło szlag. Miałam ochotę się roześmiać. Byłam bezsilna. Nawet biurokracja jest przeciwko mnie. - Moja macocha jest prawniczką. Dosyć potężną. Ma pieniądze i władzę i koneksje z ciemnymi typami - i po co ja to mówię? Przecież i tak tej policjantki to nie obchodzi. - Persphone Maddox. Zna ją pani? - pytanie retoryczne. Każdy w tym mieście, coś o niej słyszał.
Mazarine Winters