Strona 2 z 2

Like the old times...

: ndz lip 27, 2025 6:00 pm
autor: Hunter Jang
To nie było łatwe. To była jedna z najtrudniejszych rozmów na jakie się zdecydował i jakie przeprowadzał. Głównie dlatego, że zwyczajnie zależało ma na wyniku. Chciał, aby w pewien sposób zrozumiała, ale z drugiej strony nie umiał do końca się wysłowić w taki sposób, aby było to przekonujące. Nie miał tak dobrych argumentów jak mogłoby mu się wydawać. Co mu pozostawało? Był sobą, w pełni sobą. Mówił co mu na sercu leżało, a jeśli to miało nie wystarczyć, to niestety nie miał nic więcej do zaoferowania, poza wyraźną skruchą.
Mógł się jeszcze popłakać, ale… raczej nie przy niej.
Słuchał jej i z każdym jej kolejnym słowem czuł, jak jakiś węzeł zawiązuje się na jego żołądku. Jak wszystkie siły z niego odpływają i pęka ta szklana kula w której była zamknięta nadzieja, że może uda mu się wszystko naprawić. Sęk w tym, że im dłużej jej słuchał, tym bardziej sobie uświadamiał jak bardzo zjebał. Bo przecież mu ufała. Z jakiegoś powodu zaufała jemu, temu biednemu, ulicznemu złodziejowi, który nie miał nic do zaoferowania. A jednak przy nim była i do niego uciekła, gdy życie z ojcem ją zaczęło przytłaczać.
No ale właśnie, życie z ojcem. A matką? To miała być ta dobra strona. Ta, gdzie nie miała mieć ograniczeń, nie miała mieć złotej klatki, wymagań i szorstkości na każdym kroku. Gdy mieszkała z ojcem, on był jej odskocznią. Czymś dobrym, tą wolnością oraz swobodą. W jego głowie, gdyby odeszła do matki, to on już nie byłby taki… taki. Nie byłby ciekawy, nie dawałby jej niczego, czego by już nie miała. To czemu miałaby zostać?
Zrobił krok do przodu, ale zaraz się cofnął. Tak, jakby jego ciało przez sekundę chciało być bliżej niej, ale głowa dobrze wiedziała, że nie ma już do tego prawa. Po usłyszeniu jej słów, jego oddech stał się płytszy. Nie z gniewu, ale ze wstydu.
Nie wybrałem siebie. — zaczął, chociaż nie brzmiał już zbyt przekonująco. — Ja po prostu nie wierzyłem, że ty naprawdę zostaniesz. Że ktoś może naprawdę zostać. — Bo dla niego to było normalne, że ludzie odchodzili. Że jak było za ciężko lub trudno, to po prostu znikali, bo znajdowali sobie kogoś lepszego, ciekawszego, bardziej wartościowego. I to nie tak, że Suczin uważał za kogoś podobnego, ale… to były jego demony. Głośne, takie, które kazały mu robić rzeczy, których później miał żałować. I których żałował.
Soojin — mruknął słabo, nie bardzo wiedząc co chce powiedzieć. Oparł się tyłem o ścianę, ale spojrzenie ponownie ulokował w dywanie. — Zrobiłem to, czego najbardziej się bałem. Sam cię wypchnąłem, bo nie wierzyłem, że potrafię cię zatrzymać bez kłamstwa. — Podsumował, nie bardzo wiedząc co ma teraz z tym wszystkim zrobić. — Ale nie oczekuję, że to zrozumiesz i masz absolutne prawo do tego, aby być złą, rozczarowaną i zranioną. — Bo rozumiał to dlaczego się tak czuła. On to spowodował i na jej miejscu, zapewne czułby się tak samo.
I chciałby powiedzieć coś więcej, ale wtedy dodała coś… co zamknęło mu mordę. Jego serducho momentalnie się z skurczyło w nieprzyjemnym odruchu. Nie powiedziała tego wprost, ale porównała go do ojca. Swojego ojca. Tego obrzydliwego dupka, który ją ograniczał i krzywdził, bo nie chciał jej stracić. Bo nie chciał, aby odsunęła się od niego za bardzo. Bo nie chciał, aby miała kogoś więcej poza nim. I chociaż Hunter nie był taką skrajnością, bo nie chciał jej ograniczać przy znajomych, wyjściach i całej reszcie, to… zabolało. Bardzo.
Masz rację — powiedział po czasie, a jego głos przedarł się przez wymowną ciszę, która zapanowała między nimi. — Zrobiłem dokładnie to, od czego chciałaś uciec. I to, przed czym miałem cię chronić. — Gdy wymówił te słowa na głos, poczuł się źle. Jak śmieć, którym nie chciał być, a na pewno nie dla niej. Bo przecież mu na niej zależało, ale najwyraźniej nie umiał o nią zadbać tak, jak powinien.
Szkoda, że było trochę na to za późno.
Może nie jestem lepszy od niego. Może nigdy nie byłem. I może to ty byłaś jedyną osobą, która wierzyła, że jestem. — Bo z jakiegoś powodu mu ufała i mu wierzyła. I to na tyle, aby się do niego zbliżyć, aby z nim zamieszkać i robić wszystkie te zakazane rzeczy, balansując na granicy gniewu ojca.
Westchnął ciężej pod nosem, podnosząc w końcu na nią spojrzenie.
Przepraszam, Soojin. — To były najcięższe słowa, jakie musiał wypowiedzieć. — Wiem, co straciłem. I nie będę oczekiwał, że mi to oddasz — dodał, a kącik ust mu drgnął w pociesznym geście, jakby chcąc nie tylko samego siebie, ale też ją przekonać, że nic się nie stało. Że rozumie, że sobie na to zasłużył.
Odepchnął się od ściany i skierował do wyjścia na balkon.
Dzięki za lasagne.

eot

Raina Bouchard