this bleeding heart
: wt sie 19, 2025 6:57 pm
Prawda była taka, że do pewnego stopnia, nawet gdyby Marco pokazał jej zupełnie inne oblicze - to, o którym istnieniu jeszcze nie miała pojęcia - również potrafiłaby zachować się swobodnie. W przeciągu całego swojego życia Santorini nauczyła się wtapiać w otoczenie, którego była częścią. Przywykła do obserwowania interesów swojego ojca, zarówno tych dokonywanych w białych rękawiczkach jak i tych, których krwawy ślad pozostawał na błyszczącej posadzce ich posiadłości. Niewiele rzeczy było w stanie poruszyć maskę, która każdego dnia tkwiła przymocowana do jej twarzy - nie naprawdę, nie do głębi.
Żadne z nich nie miało pojęcia o tym, co chowało się pod tą fasadą. Ponad nią Todorovski wydawał jej się tylko bogatym mężczyzną, którego wychowano w już zanikającym zestawie zasad. Traktował ją z szacunkiem, mieszając bezpośredniość z prowadzoną przez nich, towarzyską grą. Było to dla niej komfortowe, a nigdy nie należała do kobiet czujących potrzebę nakreślenia własnej niezależności i odrzucania pieszczoty, jaką było postawienie jej drogiego wina i wyproszenie delikwenta, który ewidentnie jej się naprzykrzał.
Lubiła być rozpieszczana, choć nigdy nie pozwalano jej tego okazywać wprost.
- Niekoniecznie - odparła wymijająco, dostrzegając, że natrafiła na równego sobie zawodnika, który również balansował wokół prawdy i szczerości, oferując jej półśrodki. - I spokojna, i ostra zabawa bywa przyjemna, ale zależy od towarzystwa - dodała niewinnie, unosząc na niego swój wzrok znad krawędzi kieliszka.
Spiła łyk wytrawnego alkoholu, którego czerwień współgrała z jej pomalowanymi ustami. Prawda była taka, że w klubach takich jak Emptiness, kobieta jej pokroju zwykle nie odnajdowała towarzysza do rozmów, za którego w tej chwili uchodził Marco. Zdecydowana większość nie chowała się ze swoimi zamiarami, jak i nie maskowała pożądliwego spojrzenia. Była przekonana, że nawet teraz, z oddali wyczuwa czyjś wzrok na swojej sylwetce. Było to wrażenie, do którego przywykła, choć odkąd opuściła Mediolan jej intuicja stała się na nie bardziej wyczulona - czy też, kompletnie przeczulona.
Teraz poza wszelkimi odczuciami, jakimi mogła dzielić drugiego mężczyznę, wzmacniało poczucie zagrożenia.
- Nic niezwykłego, nic ciekawego - powtórzyła za nim, a jej kąciki ust uniosły się w górę w lekko zadziornym uśmiechu. Słowa mające na celu ugasić jej ciekawość jedynie ją wzmocniły - poczuła się jak dziecko, któremu zabroniono sięgać do jednej szafki, więc teraz na niczym innym nie mogło się skupić. Marco sprawiał wrażenie osoby, która chce uchodzić za skromną, ale w głębi jego spojrzenia dostrzegła iskrę będącą zupełnym tego zaprzeczeniem. - Brzmi pan na bardzo przeciętnego mężczyznę - dodała zadziornie, choć w jej własnym spojrzeniu dostrzegł, że zaczęła się zgrywać.
Odstawiła kieliszek na blat, a jej głowa przekrzywiła się lekko. W prowadzonej przez nich, uprzejmej dyskusji dostrzegła wytyczone przez mężczyznę granicę i jakaś jej cząstka zapragnęła je zbadać - podobna do tej, która na widok ognia zechciałaby zbliżyć do niego dłoń.
- Moje marzenia dalekie były od tego nijakiego miasta i pozbawionej charakteru kultury - odrzekła z nagłą dozą szczerości, zadzierając podbródek by móc na niego spojrzeć. - Podoba się panu Toronto?
Marco Todorovski
Żadne z nich nie miało pojęcia o tym, co chowało się pod tą fasadą. Ponad nią Todorovski wydawał jej się tylko bogatym mężczyzną, którego wychowano w już zanikającym zestawie zasad. Traktował ją z szacunkiem, mieszając bezpośredniość z prowadzoną przez nich, towarzyską grą. Było to dla niej komfortowe, a nigdy nie należała do kobiet czujących potrzebę nakreślenia własnej niezależności i odrzucania pieszczoty, jaką było postawienie jej drogiego wina i wyproszenie delikwenta, który ewidentnie jej się naprzykrzał.
Lubiła być rozpieszczana, choć nigdy nie pozwalano jej tego okazywać wprost.
- Niekoniecznie - odparła wymijająco, dostrzegając, że natrafiła na równego sobie zawodnika, który również balansował wokół prawdy i szczerości, oferując jej półśrodki. - I spokojna, i ostra zabawa bywa przyjemna, ale zależy od towarzystwa - dodała niewinnie, unosząc na niego swój wzrok znad krawędzi kieliszka.
Spiła łyk wytrawnego alkoholu, którego czerwień współgrała z jej pomalowanymi ustami. Prawda była taka, że w klubach takich jak Emptiness, kobieta jej pokroju zwykle nie odnajdowała towarzysza do rozmów, za którego w tej chwili uchodził Marco. Zdecydowana większość nie chowała się ze swoimi zamiarami, jak i nie maskowała pożądliwego spojrzenia. Była przekonana, że nawet teraz, z oddali wyczuwa czyjś wzrok na swojej sylwetce. Było to wrażenie, do którego przywykła, choć odkąd opuściła Mediolan jej intuicja stała się na nie bardziej wyczulona - czy też, kompletnie przeczulona.
Teraz poza wszelkimi odczuciami, jakimi mogła dzielić drugiego mężczyznę, wzmacniało poczucie zagrożenia.
- Nic niezwykłego, nic ciekawego - powtórzyła za nim, a jej kąciki ust uniosły się w górę w lekko zadziornym uśmiechu. Słowa mające na celu ugasić jej ciekawość jedynie ją wzmocniły - poczuła się jak dziecko, któremu zabroniono sięgać do jednej szafki, więc teraz na niczym innym nie mogło się skupić. Marco sprawiał wrażenie osoby, która chce uchodzić za skromną, ale w głębi jego spojrzenia dostrzegła iskrę będącą zupełnym tego zaprzeczeniem. - Brzmi pan na bardzo przeciętnego mężczyznę - dodała zadziornie, choć w jej własnym spojrzeniu dostrzegł, że zaczęła się zgrywać.
Odstawiła kieliszek na blat, a jej głowa przekrzywiła się lekko. W prowadzonej przez nich, uprzejmej dyskusji dostrzegła wytyczone przez mężczyznę granicę i jakaś jej cząstka zapragnęła je zbadać - podobna do tej, która na widok ognia zechciałaby zbliżyć do niego dłoń.
- Moje marzenia dalekie były od tego nijakiego miasta i pozbawionej charakteru kultury - odrzekła z nagłą dozą szczerości, zadzierając podbródek by móc na niego spojrzeć. - Podoba się panu Toronto?
Marco Todorovski