Strona 2 z 2

we start with blood

: pt wrz 12, 2025 5:06 pm
autor: Wyatt J. Ward
To zgadzało się w stu procentach, że Wyatt nie za bardzo nadawał się do tych biurowych procedur, wolał być na oddziale, ale tez miał jakiś taki dar, żeby tymi ludźmi na tym oddziale zarządzać. Mógł być ordynatorem, ale ordynatorem od pilnowania porządku, od dzielenia obowiązków, a nie ordynatorem od walki z wiatrakami w gabinecie dyrektora, albo uzupełniania tych wszystkich tabelek w Excelu. To by mu pasowało, tylko, że chyba niestety tak to nie działało.
- I Sprawdzał ile was nauczyłem? - zapytał zerkając na Serenę z ukosa, ale uśmiechnął się delikatnie. Właściwie nigdy nie marzył o emeryturze, nawet na swój sposób go przerażała, bo co on wtedy będzie robił? Może będzie odwiedzał Sophie, która w tym czasie już pójdzie na studia? A później? Ta wizja rzeczywiście go przerażała, bo praca była dla niego ważna, można pokusić się o stwierdzenie, że najważniejsza. Po prostu działała tak, że trzeba było się skupić na szpitalu, na pacjentach, a nie myśleć o niczym innym. Wardowi naprawdę to odpowiadało.


Dzisiaj jednak siódemka była dość szczęśliwa, zwłaszcza dla Almendarez. Postawiła trafną diagnozę, a do tego to jak rozmawiała z pacjentem, Wyatt był pod wrażeniem. Trochę mu ulżyło, że chociaż na tej płaszczyźnie, pilnowania rezydentów i patrzenia im na ręce, będzie mógł odrobinę odpuścić. Cieszyło go, że potrafiła zadziałać, podjąć decyzję. Brunetka miała w sobie coś takiego, że Ward czuł, że będzie kiedyś naprawdę świetnym lekarzem. Takim jakim sam starał się być.
- To muszę pochwalić doktora Khana - odpowiedział na jej słowa, ale uśmiechnął się, bo może teraz to on będzie mógł zastąpić jego miejsce? Właściwie to przecież wszedł w jego buty. Tylko, że jeszcze nie do końca poznał cały oddział, z niektórymi pracował już wcześniej, ale nie ze wszystkimi. Wciąż szukał jakiegoś punktu zawieszenia, jakiegoś wsparcia, jakiś przychylnych mu ludzi. Jak na przykład ona.


Każda minuta na oddziale ratunkowym mogła wydawać się wiecznością... ale z drugiej strony sekundą. Ludzkie życie mogło w jednej zgasnąć, albo wrócić z zaświatów. To była ciągła walka, bez chwili wytchnienia, ale wszyscy wiedzieli na co się piszą, wszyscy poświęcali się temu w stu procentach. Wyatt też starał się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. Chyba nie szło mu nawet tak najgorzej.
Akurat stał przy komputerze, gdy Serena znowu go odnalazła, wzrok z monitora przeniósł na nią.
- Pytałaś go o wcześniejsze wizyty w innych szpitalach albo recepty? Sprawdzałaś w bazie czy ma historię przepisywania opioidów? - zapytał i utkwił w niej niebieskie tęczówki, ale finalnie wylogował się z systemu i poprawił na szyi stetoskop - dobrze, chodźmy do niego razem, ty prowadzisz rozmowę, a ja tylko dorzucę swoje pytania - zasugerował, bo jednak Wyatt wychodził z założenia, że najlepsza nauka to doświadczenie tego na własnej skórze. On mógł ją pokierować, ale przecież nie zawsze będzie obok. Zatrzymał ją jeszcze przed drzwiami od sali, w której leżał Laurent, delikatnie zaciskając palce na jej nadgarstku, szybko je zabrał, ale spojrzał Serenie w oczy.
- Zwróć uwagę na objawy somatyczne, pot, drżenie rąk, rozszerzone źrenice, cokolwiek, co by sugerowało odstawienie, to ważne - pouczył ją jeszcze, chociaż wiedział, że jest bystra, ale jednak dobra rada jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda? Otworzył przed nią drzwi, a kiedy weszli do środka, od razu przedstawił się pacjentowi. Jeszcze dziwnie się czuł z tym, kiedy mówił, że jest ordynatorem. Sięgnął po jego kartę pozostawiając Serenie przestrzeń do działania.


serena almendarez

we start with blood

: ndz wrz 21, 2025 8:35 pm
autor: serena almendarez
Pracoholików na samą myśl o emeryturze zazwyczaj oblewał zimny pot, a Serena była jedną z tych osób, które wolały nie wybiegać aż tak daleko w przyszłość. Takie gdybania mogłyby doprowadzić ją do nieprzyjemnych wniosków na temat tego, jak wyglądało jej teraźniejsze życie - rzucanie się w wir pracy było najlepszym lekarstwem na samotność.
Gdy poprosiła o wsparcie samego ordynatora, poczuła na sobie spojrzenia kilku osób z oddziału, leczy szybko je zignorowała. Nie robiła niczego złego, nie szukała też mentora na siłę, a przecież najbardziej liczyło się dobro pacjenta. Gdyby Ward rzeczywiście nie mógł oderwać się od papierologii, przecież na pewno by jej to powiedział i czułaby się może lekko niezręcznie, ale przyjęłaby to bez zająknięcia i poszukała wsparcia gdzieś indziej.
Na całe szczęście otrzymała je ze źródła, do którego się zwróciła.
- Sam wspomniał, że w General nie ma tak pięknych pielęgniarek, kiedy próbował flirtować z Cynthią, więc podejrzewam, że tam już był i albo wyłudził, co chciał, albo próbował to zrobić.
Ciężko było jej oceniać kogoś, kto w gruncie rzeczy potrzebował po prostu pomocy, jednak nie był to pierwszy raz, kiedy miała do czynienia z człowiekiem uzależnionym.
Słysząc rady od ordynatora pokiwała głową, przyjmując je do wiadomości. Musiała być delikatna, ale przy tym czujna i niezłomna, bo przeciwko sobie miała pacjenta, który nie cofnąłby się przed niczym, by sięgnąć po to, po co przyszedł.
Z delikatnym, ale nieprzesadzonym uśmiechem poprowadziła dalszy wywiad, a niektóre objawy, o których wspominał Ward, wychwyciła niemal od razu. Początkowo Pan Laurent był bardzo uprzejmy, czarujący i na każde pytanie odpowiadał wyczerpująco, ale nie mogła przejść obojętnie obok jego drżącej dłoni, zaciskającej się na ramie łóżka, obok potu pojawiającego się na skroniach i rozszerzonych źrenicach oczu, które chaotycznie przenosił z niej na Wyatta.
To wszystko kazało jej postawić diagnozę, którą przedstawiła ordynatorowi gdy już opuścili pacjenta. Zaryzykowała i zdecydowała się na przepisanie pochodnej morfiny, która miała pomóc przy objawach odstawienia.
- Dziękuję za wsparcie - czuła się pewniej, gdy miała Warda obok, choć przecież nie miał wpływu na jej decyzję, a bardziej na poczucie bezpieczeństwa - I nie musisz dziękować, że na chwilę uwolniłam cię od biurokracji - sama nie wiedziała, co ją podkusiło, by mrugnęła mu przed odejściem w drugą stronę korytarza.
Kilkanaście diagnoz później, czas jej zmiany dobiegł końca. Podejrzewała, że chociaż Wyatt zaczął o podobnej godzinie, pierwszego dnia zamierzał zostać dłużej, by czuwać nad miejscem, nad którym przejął władzę.
Serena miała wrażenie, że kupienie mu kolejnej kawy będzie źle odebrane, zarówno przez niego, jak i każdego, kto dodałby dwa do dwóch, dlatego powstrzymała się przed tym gestem, zamiast tego podrzucając mu na biurko gabinetu baton zbożowy, który wyjęła z własnego plecaka. Zrobiła to podczas jego nieobecności, a kończąc swoją zmianę i opuszczając szpital tylko skinęła mu głową i uśmiechnęła się lekko, gdy złapali się wzrokiem.
Pierwsza wspólna zmiana upłynęła im pod znakiem dobrej współpracy, a wracając do domu Almendarez nie czuła już żalu związanego z nieobecnością doktora Khana.
Wyatt J. Ward
| zt

we start with blood

: wt wrz 23, 2025 5:16 pm
autor: Wyatt J. Ward
W zasadzie dzisiaj Wyatt został proszony na konsultacje często, zdecydowanie częściej niż kiedy był na zmianie nocnej, kiedy nie był ordynatorem i kiedy nie rzucał się w oczy tym, że cały czas starał się unikać dyrektora szpitala i rozmowy z nim. Częściej był dzisiaj na salach niż w swoim gabinecie, czy na sali ogólnej. Nikogo więc nie powinno zdziwić, że ruszył za Sereną tak chętnie, zresztą od samego początku złapali jakąś nić porozumienia. A może nawet już wcześniej, ale o tym przecież nikt nie wiedział.
Podrapał się po skroni słysząc jej słowa.
- Możemy tam zadzwonić - stwierdził, mógł to zrobić, znał tam nawet kilku lekarzy, albo mógł to komuś zlecić, ale może to nawet nie będzie potrzebne? Wyatt czuł w kościach, że to co powiedziała Serena będzie się zgadzało w stu procentach. Nie pierwszy pacjent, który chciał wyłudzić morfinę, nie ostatni i raczej nie wyjątkowy.
Przywitał się, przedstawił i stał obok kiedy Almendarez przeprowadzała wywiad, wszystko się zgadzało. Na pierwszy rzut oka było widać, że z facetem jest coś nie tak. Chociaż nie, to może złe stwierdzenie, po prostu lekarz mógł zauważyć te drobne niuanse, które wskazywałyby na jego uzależnienie, to było widoczne. Nie umknęło ani Wyattowi, ani Serenie.
Kiedy już wyszli Ward się z nią zgodził.
- Świetna diagnoza - powiedział od razu, a może w tym samym momencie, w którym ona mu podziękowała. Jeden kącik jego ust uniósł się ku górze, skinął głową.
- Po to tutaj jestem - rzucił, bo w zasadzie Wyatt chciał, żeby jego zespół mu ufał, żeby tego wsparcia od niego szukał, w końcu był odpowiedzialny za ten oddział. Trzymał rękę na pulsie. Zaufanie było podstawą dobrej współpracy.
- Dzię-ki - powiedział prawie bezgłośnie poruszając tylko ustami, bo to akurat było dla niego pewnego rodzaju wybawienie. Zdecydowanie wolał pracować na oddziale, a nie w dokumentach.
- Gdybyś potrzebowała konsultacji, to wiesz gdzie mnie szukać - rzucił jeszcze zanim odeszła, a później nawet obejrzał się za nią. A jednak nie dane było mu długo tkwić w tym zawieszeniu, bo w końcu znalazł go dyrektor i chcąc, nie chcąc musiał z nim porozmawiać.
Pożegnał Serenę skinieniem głowy, kiedy wychodziła z oddziału, on został dłużej. A do gabinetu poszedł dopiero po kilku godzinach, kiszki grały mu marsz... pogrzebowy, więc ten zbożowy baton naprawdę uratował mu życie. Od razu pomyślał o brunetce, bo przecież o nich rozmawiali. A może gdzieś tam jego myśli też krążyły po prostu wokół niej?

serena almendarez

/koniec