Dinner with the Devil
: sob sie 16, 2025 10:04 pm
- Nie było kobiet w moim życiu - odpowiedział krótko i konkretnie. Oczywiście, zdarzyło się raz lub dwa, że jakaś kobieta przewinęła się przez jego łóżko, lecz nie brał ich w ogóle pod uwagę w dzisiejszej rozmowie. Czy próbowałby trzymać Sloane w złotej klatce? To pytanie pojawiło się nagle i wybiło go z rytmu. Głównie przez to, że nie umiał znaleźć na nie odpowiedzi. Była kimś, kogo nie planował w swoim życiu. Weszła nagle, chaotycznie i w jednej sekundzie rozbiła pewną część jego życia na tysiące kawałków.
Obdarzył ją uważnym spojrzeniem, gdy odezwała się tak cicho. Ale nie odzywał się, dopóki nie wypowiedziała wszystkiego, co tak dobitnie rozbrzmiało w tej chwili. Zupełnie, jakby cała restauracja nie istniała, a oni znajdowali się w bańce wypełnionej niewypowiedzianym napięciem.
- Wiem. I niczego to nie zmienia - rzucił wreszcie, odwracając od niej wzrok i kierując go na swój talerz. Chciał, by na pewno dobrze to do niej dotarło i była całkowicie pewna, że zdaje sobie sprawę, do jakiego wilka podchodzi. Dzisiejszego wieczoru jedno musiało być oczywiste - nie miał zamiaru w żaden sposób na nią wpływać bądź przymuszać do czegokolwiek. Ale żeby miała odpowiednią świadomość, pewne rzeczy musiały zostać wypowiedziane, może i w nieco zawoalowanej formie, lecz tak właśnie pasowały do tego całego spotkania.
- Dokąd by chciała pani pojechać, jeśli miałaby pani taką możliwość i, oczywiście, odpowiednie towarzystwo? - Zapytał, podtrzymując mało zobowiązujący temat, idealny do posiłku. Nie mogli wiecznie podtrzymywać tego napięcia, ponieważ wtedy szybko coś by wybuchło. A on nie potrafił ocenić, co taki wybuch by zniszczył. Napił się i wrócił do swojego posiłku, unosząc kącik ust, gdy wspomniała o gotowaniu. Tak naprawdę, on sam nigdy nie potrzebował takiej umiejętności - racje wojskowe były wystarczające i nie wymagały żadnych umiejętności, a polowanie i pieczenie upolowanej zwierzyny nie dawało się nazwać gotowaniem.
- Chętnie z panią zatańczę przy najbliższej możliwej okazji - przyznał cicho, gdy padły te słowa. Co prawda, jego umiejętności tańca obracały się bardziej w tańcach klasycznych, ale czuł, że to nie będzie wielki problem. Spokojnie dojadł swój posiłek i pozwolił uzupełnić swoją szklankę, ale z deseru także zrezygnował. Ponownie skupił swoją całą uwagę na kobiecie, która siedziała naprzeciw niego.
Zastanawiał się, jakby to było, gdyby naprawdę dopuścił ją do siebie. Tak całkowicie, bez kontroli i wiecznego chłodu. Czy miał w sobie naprawdę tyle odwagi, by w ogóle to zrobić? Nie mógł się też powstrzymać przed innym pytaniem: czy w ogóle tego potrzebował? A nawet jeśli nie, to co z tego? W obecnym życiu mógł sobie pozwolić na wiele. Na utratę odrobiny kontroli również. Nie wiadomo tylko, czy potrafił.
- Wspominam - odpowiedział wreszcie, po naprawdę długiej ciszy. - Siedzę przed kominkiem i myślę, o tym co było, co jest, co będzie... Co mogłem zrobić inaczej, co mogłem poprawić, co zniszczyłem bez oglądania się za siebie. Myślę o matce i o tym, że już jej nie przeproszę. Wiem, że nie takiego chciała mnie widzieć. - Jego ręka drgnęła minimalnie, ale zauważalnie, gdy sięgnął po szklankę, by zapić gorycz, która wyjrzała z jego słów. Otworzył się na tyle, na ile był w stanie zrobić to tu i teraz. Ale najprawdopodobniej i tak robił to po raz pierwszy od dawna. Jeśli w ogóle kiedykolwiek przydarzyło mu się coś podobnego.
- A pani? Co pani robi, gdy zostaje sama ze sobą? - Odbił pałeczkę, odstawiając szklankę i przenosząc spojrzenie prosto na nią. Po chwili otworzył usta, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale ostatecznie nie powiedział już nic.
Sloane Marlowe
Obdarzył ją uważnym spojrzeniem, gdy odezwała się tak cicho. Ale nie odzywał się, dopóki nie wypowiedziała wszystkiego, co tak dobitnie rozbrzmiało w tej chwili. Zupełnie, jakby cała restauracja nie istniała, a oni znajdowali się w bańce wypełnionej niewypowiedzianym napięciem.
- Wiem. I niczego to nie zmienia - rzucił wreszcie, odwracając od niej wzrok i kierując go na swój talerz. Chciał, by na pewno dobrze to do niej dotarło i była całkowicie pewna, że zdaje sobie sprawę, do jakiego wilka podchodzi. Dzisiejszego wieczoru jedno musiało być oczywiste - nie miał zamiaru w żaden sposób na nią wpływać bądź przymuszać do czegokolwiek. Ale żeby miała odpowiednią świadomość, pewne rzeczy musiały zostać wypowiedziane, może i w nieco zawoalowanej formie, lecz tak właśnie pasowały do tego całego spotkania.
- Dokąd by chciała pani pojechać, jeśli miałaby pani taką możliwość i, oczywiście, odpowiednie towarzystwo? - Zapytał, podtrzymując mało zobowiązujący temat, idealny do posiłku. Nie mogli wiecznie podtrzymywać tego napięcia, ponieważ wtedy szybko coś by wybuchło. A on nie potrafił ocenić, co taki wybuch by zniszczył. Napił się i wrócił do swojego posiłku, unosząc kącik ust, gdy wspomniała o gotowaniu. Tak naprawdę, on sam nigdy nie potrzebował takiej umiejętności - racje wojskowe były wystarczające i nie wymagały żadnych umiejętności, a polowanie i pieczenie upolowanej zwierzyny nie dawało się nazwać gotowaniem.
- Chętnie z panią zatańczę przy najbliższej możliwej okazji - przyznał cicho, gdy padły te słowa. Co prawda, jego umiejętności tańca obracały się bardziej w tańcach klasycznych, ale czuł, że to nie będzie wielki problem. Spokojnie dojadł swój posiłek i pozwolił uzupełnić swoją szklankę, ale z deseru także zrezygnował. Ponownie skupił swoją całą uwagę na kobiecie, która siedziała naprzeciw niego.
Zastanawiał się, jakby to było, gdyby naprawdę dopuścił ją do siebie. Tak całkowicie, bez kontroli i wiecznego chłodu. Czy miał w sobie naprawdę tyle odwagi, by w ogóle to zrobić? Nie mógł się też powstrzymać przed innym pytaniem: czy w ogóle tego potrzebował? A nawet jeśli nie, to co z tego? W obecnym życiu mógł sobie pozwolić na wiele. Na utratę odrobiny kontroli również. Nie wiadomo tylko, czy potrafił.
- Wspominam - odpowiedział wreszcie, po naprawdę długiej ciszy. - Siedzę przed kominkiem i myślę, o tym co było, co jest, co będzie... Co mogłem zrobić inaczej, co mogłem poprawić, co zniszczyłem bez oglądania się za siebie. Myślę o matce i o tym, że już jej nie przeproszę. Wiem, że nie takiego chciała mnie widzieć. - Jego ręka drgnęła minimalnie, ale zauważalnie, gdy sięgnął po szklankę, by zapić gorycz, która wyjrzała z jego słów. Otworzył się na tyle, na ile był w stanie zrobić to tu i teraz. Ale najprawdopodobniej i tak robił to po raz pierwszy od dawna. Jeśli w ogóle kiedykolwiek przydarzyło mu się coś podobnego.
- A pani? Co pani robi, gdy zostaje sama ze sobą? - Odbił pałeczkę, odstawiając szklankę i przenosząc spojrzenie prosto na nią. Po chwili otworzył usta, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale ostatecznie nie powiedział już nic.
Sloane Marlowe