pathetic
: pt sie 08, 2025 4:03 pm
Miles W. Waits
Naukowcy podchodzili pod inną skalę bycia człowiekiem. Mieli w sobie coś, czego innym brakowało. Fioła. Bzika. Jakkolwiek by tego nie nazwać. Wśród wielkiej gamy dziedzin, które dawała biologia, każdy doktor wybierał jedną dosyć wąską. Entomolog zajmuje się badawczo jedynie jednym rzędem, a nawet rodziną owadów. Botanicy mieli własne spektakularne osiągnięcia, a antropolodzy dzielili się na bardzo skrajne poddziedziny. Niektórzy zajmowali się zwłokami, stając się antropologami sądowymi, inny bardziej przypominali archeologów, a ostatni badali dziwactwa w tym atrakcyjność innych ludzi.
— No nie, ma wszystkie zgody na badania — stwierdziła, jakby to była największa oczywistość — chociaż za ten artykuł o kobiecej rui, mogliby go wyrzucić — prychnęła Marquis, wspominając laboratoria z anatomii człowieka, gdzie kazał czytać jej ten artykuł. Ruje występują u wielu innych gatunków, w skrócie chodzi oto, że kobieta pokazuje swoją zdolność do rozrodu i kuszenie partnera. Ona absolutnie się z tym nie zgadzała. Jeśli miałaby ruję, to jej związki by były stabilne, a tak z jedynymi, którymi ma do czynienia to związki chemiczne w laboratorium.
— Dlatego mówiłam, żebyś nie rozmawiał z moim promotorem. Jest upierdliwy, ale zależy mu na moim doktoracie. Z innymi profesorami nie chcę mieć nic wspólnego — miała nadzieję na zakończenie tego tematu. Cokolwiek by się wydarzyło, musiała mieć tego profesorka, którego znała jak łysego konia.
— Tak, może obejrzymy go razem? — spytała, uśmiechając się szeroko. Miała wielki sentyment do tej serii. Co wakacje puszczała go na nowo. Co roku cały czas to samo. Ominęła tylko jeden raz, kiedy jej matka miała wypadek. Dalej lubiła wracać momentami do tej serii, rozpuszczała jej stare serce z trosk. Przestawały wydawać się tak istotne i ważne.
— Teraz musisz się wytłumaczyć, bo umrę z ciekawości — rzuciła w końcu Cecille, wpatrując się z ciekawością w Milesa. Aż zaczęła się zastanawiać, czy Krysia nie została crushem Waitsa. Hot emerytka w twojej okolicy. Szybko rozwiała tę wizję, zaczęła czuć się z nią nieswojo. Z jakiegoś szalonego powodu Waits był dla niej bardzo bliski.
— Hmm... wystarczy, że robisz mi za moją windę — zaśmiała się. Nie czuła, że to była jednostronna pomoc. Sama wiele razy czuła troskę. Wspólne śpiewanie karaoke, zabawa, a przede wszystkim te ciepłe bułeczki z rana. Świeże pieczywo było największym luksusem, które gwarantował jej Waits. Sama nigdy nie miałaby siły zejść do piekarni. Przez nie mogłaby mu duszę oddać w całości.
— Mak? KFC? Mam ochotę na jakiegoś chamskiego fastfood'a i lody — nie mogło skończyć się romantyczną kolacją bez najważniejszego rytuału, niezdrowego żarcia. Tak jak na co dzień Cece dbała o dobre jedzenie, już niekoniecznie zupy, ale makarony, rybki pieczone, czy inne cuda, które tworzyła. Tak teraz na zły humor potrzebowała tłuszczu, frytek, a wszystko to po, to by oficjalnie poprawić jej humor. Niepierwszy raz jedli ze sobą śmieciowe żarcie. Doskonale wiedział, że potrzebowała tortille, a do tego frytki i jakiegoś przesłodkiego shake'a. Uśmiechnęła się krótko, znikając w łazience.
— Ulalala, panie Waits, jeszcze pomyślę, że jestem kimś więcej niż sąsiadką — zawachlowała swoją ręką, spoglądając na stół. Cokolwiek by miało się zadziać, była usatysfakcjonowana tym widokiem. W jej oczach pojawił się błysk. Rozanielił ją ten widok. Burza, pioruny i grzmoty mogłyby nawalać, a jej finalnie zrobiło się na sercu ciepło. Ktoś się nią przejmował, próbował załatwić gaz pieprzowy, czy inne paralizatory. Momentami czuła, że jej mieszkanie jest przedłużeniem jego, ale absolutnie to nie przeszkadzało. Czuła, że może na niego liczyć.
— Super, no to nie ma dnia dziecka — klasnęła w obie dłonie. Nie pozwoliłaby, żeby brudny spał na jej kanapie. Obowiązywały jakieś standardy. Była piekielna droga, czasami się zastanawiała, skąd ta cena i czy nie było w niej ukrytego złota? W szoku była, przeglądając oferty jakiś sensownych kanap — stoper leci, a sprawdzę, czy pachniesz mną — parsknęła, a sama w te dwie minuty miała zamiar przygotować najlepsze kanapowe łóżko. Rozłożyła je i ubrała pościel w urocze kotki. Taka idealna dla wielkoluda, z którym miała do czynienia. Właśnie zakładała poszewkę na poduszkę, gdy wrócił spod prysznica i aż puściła poduszkę. Mogła wcześniej je sprawdzić.
— Mam... coś gorszego — wydukała z siebie i ruszyła w kierunku własnej sypialni. Zatrzymała się, tylko by odpowiedzieć mu krótko — pasuje, pasuje. W końcu dołączyłeś do fanklubu Cece, teraz wystarczy się już we mnie tylko zakochać — parsknęła krótko, po czym zniknęła na dwie minuty. Wyszła, mając ręce za siebie. Stanęła przy Milesie, pokazując mu pierwsze straszydło — patrz to, stanik — klasyczny, czarny, ale z wydrukowanym napisem Bob's Girl. Jedno słowo na jednej miseczce. Chociaż to co wyjęła później było gorsze — a teraz majtki — z twarzą byłego i strzałeczką, BYŁEM TU. Nie ma co mówić, chłopak był kreatywny — tak, wiem. Trafiłam na wielkiego palanta, ale zacznijmy jeść — Bob był studentem z jej roku. Do tej relacji miała dziwny luz. Był śmiesznym człowiekiem, często żartował, bardziej przypominał klauna. Rozeszli się przez niezgodność charakterów, a przynajmniej tak oficjalnie Maqruis twierdziła. Mniej oficjalnie chodziło o tę bieliznę.
Naukowcy podchodzili pod inną skalę bycia człowiekiem. Mieli w sobie coś, czego innym brakowało. Fioła. Bzika. Jakkolwiek by tego nie nazwać. Wśród wielkiej gamy dziedzin, które dawała biologia, każdy doktor wybierał jedną dosyć wąską. Entomolog zajmuje się badawczo jedynie jednym rzędem, a nawet rodziną owadów. Botanicy mieli własne spektakularne osiągnięcia, a antropolodzy dzielili się na bardzo skrajne poddziedziny. Niektórzy zajmowali się zwłokami, stając się antropologami sądowymi, inny bardziej przypominali archeologów, a ostatni badali dziwactwa w tym atrakcyjność innych ludzi.
— No nie, ma wszystkie zgody na badania — stwierdziła, jakby to była największa oczywistość — chociaż za ten artykuł o kobiecej rui, mogliby go wyrzucić — prychnęła Marquis, wspominając laboratoria z anatomii człowieka, gdzie kazał czytać jej ten artykuł. Ruje występują u wielu innych gatunków, w skrócie chodzi oto, że kobieta pokazuje swoją zdolność do rozrodu i kuszenie partnera. Ona absolutnie się z tym nie zgadzała. Jeśli miałaby ruję, to jej związki by były stabilne, a tak z jedynymi, którymi ma do czynienia to związki chemiczne w laboratorium.
— Dlatego mówiłam, żebyś nie rozmawiał z moim promotorem. Jest upierdliwy, ale zależy mu na moim doktoracie. Z innymi profesorami nie chcę mieć nic wspólnego — miała nadzieję na zakończenie tego tematu. Cokolwiek by się wydarzyło, musiała mieć tego profesorka, którego znała jak łysego konia.
— Tak, może obejrzymy go razem? — spytała, uśmiechając się szeroko. Miała wielki sentyment do tej serii. Co wakacje puszczała go na nowo. Co roku cały czas to samo. Ominęła tylko jeden raz, kiedy jej matka miała wypadek. Dalej lubiła wracać momentami do tej serii, rozpuszczała jej stare serce z trosk. Przestawały wydawać się tak istotne i ważne.
— Teraz musisz się wytłumaczyć, bo umrę z ciekawości — rzuciła w końcu Cecille, wpatrując się z ciekawością w Milesa. Aż zaczęła się zastanawiać, czy Krysia nie została crushem Waitsa. Hot emerytka w twojej okolicy. Szybko rozwiała tę wizję, zaczęła czuć się z nią nieswojo. Z jakiegoś szalonego powodu Waits był dla niej bardzo bliski.
— Hmm... wystarczy, że robisz mi za moją windę — zaśmiała się. Nie czuła, że to była jednostronna pomoc. Sama wiele razy czuła troskę. Wspólne śpiewanie karaoke, zabawa, a przede wszystkim te ciepłe bułeczki z rana. Świeże pieczywo było największym luksusem, które gwarantował jej Waits. Sama nigdy nie miałaby siły zejść do piekarni. Przez nie mogłaby mu duszę oddać w całości.
— Mak? KFC? Mam ochotę na jakiegoś chamskiego fastfood'a i lody — nie mogło skończyć się romantyczną kolacją bez najważniejszego rytuału, niezdrowego żarcia. Tak jak na co dzień Cece dbała o dobre jedzenie, już niekoniecznie zupy, ale makarony, rybki pieczone, czy inne cuda, które tworzyła. Tak teraz na zły humor potrzebowała tłuszczu, frytek, a wszystko to po, to by oficjalnie poprawić jej humor. Niepierwszy raz jedli ze sobą śmieciowe żarcie. Doskonale wiedział, że potrzebowała tortille, a do tego frytki i jakiegoś przesłodkiego shake'a. Uśmiechnęła się krótko, znikając w łazience.
— Ulalala, panie Waits, jeszcze pomyślę, że jestem kimś więcej niż sąsiadką — zawachlowała swoją ręką, spoglądając na stół. Cokolwiek by miało się zadziać, była usatysfakcjonowana tym widokiem. W jej oczach pojawił się błysk. Rozanielił ją ten widok. Burza, pioruny i grzmoty mogłyby nawalać, a jej finalnie zrobiło się na sercu ciepło. Ktoś się nią przejmował, próbował załatwić gaz pieprzowy, czy inne paralizatory. Momentami czuła, że jej mieszkanie jest przedłużeniem jego, ale absolutnie to nie przeszkadzało. Czuła, że może na niego liczyć.
— Super, no to nie ma dnia dziecka — klasnęła w obie dłonie. Nie pozwoliłaby, żeby brudny spał na jej kanapie. Obowiązywały jakieś standardy. Była piekielna droga, czasami się zastanawiała, skąd ta cena i czy nie było w niej ukrytego złota? W szoku była, przeglądając oferty jakiś sensownych kanap — stoper leci, a sprawdzę, czy pachniesz mną — parsknęła, a sama w te dwie minuty miała zamiar przygotować najlepsze kanapowe łóżko. Rozłożyła je i ubrała pościel w urocze kotki. Taka idealna dla wielkoluda, z którym miała do czynienia. Właśnie zakładała poszewkę na poduszkę, gdy wrócił spod prysznica i aż puściła poduszkę. Mogła wcześniej je sprawdzić.
— Mam... coś gorszego — wydukała z siebie i ruszyła w kierunku własnej sypialni. Zatrzymała się, tylko by odpowiedzieć mu krótko — pasuje, pasuje. W końcu dołączyłeś do fanklubu Cece, teraz wystarczy się już we mnie tylko zakochać — parsknęła krótko, po czym zniknęła na dwie minuty. Wyszła, mając ręce za siebie. Stanęła przy Milesie, pokazując mu pierwsze straszydło — patrz to, stanik — klasyczny, czarny, ale z wydrukowanym napisem Bob's Girl. Jedno słowo na jednej miseczce. Chociaż to co wyjęła później było gorsze — a teraz majtki — z twarzą byłego i strzałeczką, BYŁEM TU. Nie ma co mówić, chłopak był kreatywny — tak, wiem. Trafiłam na wielkiego palanta, ale zacznijmy jeść — Bob był studentem z jej roku. Do tej relacji miała dziwny luz. Był śmiesznym człowiekiem, często żartował, bardziej przypominał klauna. Rozeszli się przez niezgodność charakterów, a przynajmniej tak oficjalnie Maqruis twierdziła. Mniej oficjalnie chodziło o tę bieliznę.