wi wi wi
: pn sie 25, 2025 12:30 am
Wchodzenie przez barierki, wchodzenie za kulisy nie było niczym ekscytującym, to dla nich obu zupełnie coś normalnego, codziennego, chociaż Mishri łapiąc wzrok jakiejś młodej dziewczyny widział w jej oczach ciekawość, której u siebie samego już dawno nie pamiętał. Wychowywał się w teatrze, znał ten świat tempa i atmosfery bardzo dobrze, plany filmowe mogły być dla niego parę lat temu powiewem świeżości, ale w gruncie rzeczy wcale nie było to tak inne środowisko.
W jednej chwili pozazdrościł jej tego uczucia ciekawości, które było mu tak obce i pomyślał, że to już drugi raz. Już drugi raz w przeciągu tygodnia kiedy poczuł zazdrość, która dotychczas nawiedzała go bardzo rzadko. I było to odkrycie niepokojące, bo musiało mu o czymś sygnalizować, ale Mishri nie był pewien o czym.
Niczego mu w życiu nie brakowało.
Prawda? Wiódł przecież taki żywot jaki mu odpowiadał. Dlaczego więc… wpadł na Jima.
– Przepraszam. – Zejście na ziemię nie było bolesne ale z pewnością gwałtowne i wytrąciło z toku rozmyślań nie tylko Mishriego, ale pewnie Jima też.
Bo w taki sposób odebrał spojrzenie Hawkinsa.
Zobaczył, jak jeden z członków zespołu wyciąga rękę do ramienia mężczyzny i w pierwszej chwili Mishri pomyślał, że chłop z uprzejmości może, sprawdzał, czy Jim stoi na nogach, chociaż to absurdalne, bo wcale go nie popchnął mocno, ledwo trącił.
– Albo możemy od razu iść na numer do mnie. – Kontynuował basista ze swoim krzywym uśmieszkiem, a Mishri zmarszczył brwi już kompletnie nie nadążając za sytuacją.
Co go ominęło? Był dosłownie zamyślony kilkanaście sekund.
Może nie powinien wyciągać pochopnych wniosków, może mężczyzna przez numer miał na myśli kawałek? Piosenkę znaczy się.
Mishri uniósł swój kubek z rumem upijając solidny łyk, przenosząc spojrzenie z basisty na Jima i z powrotem.
Jim Hawkins
W jednej chwili pozazdrościł jej tego uczucia ciekawości, które było mu tak obce i pomyślał, że to już drugi raz. Już drugi raz w przeciągu tygodnia kiedy poczuł zazdrość, która dotychczas nawiedzała go bardzo rzadko. I było to odkrycie niepokojące, bo musiało mu o czymś sygnalizować, ale Mishri nie był pewien o czym.
Niczego mu w życiu nie brakowało.
Prawda? Wiódł przecież taki żywot jaki mu odpowiadał. Dlaczego więc… wpadł na Jima.
– Przepraszam. – Zejście na ziemię nie było bolesne ale z pewnością gwałtowne i wytrąciło z toku rozmyślań nie tylko Mishriego, ale pewnie Jima też.
Bo w taki sposób odebrał spojrzenie Hawkinsa.
Zobaczył, jak jeden z członków zespołu wyciąga rękę do ramienia mężczyzny i w pierwszej chwili Mishri pomyślał, że chłop z uprzejmości może, sprawdzał, czy Jim stoi na nogach, chociaż to absurdalne, bo wcale go nie popchnął mocno, ledwo trącił.
– Albo możemy od razu iść na numer do mnie. – Kontynuował basista ze swoim krzywym uśmieszkiem, a Mishri zmarszczył brwi już kompletnie nie nadążając za sytuacją.
Co go ominęło? Był dosłownie zamyślony kilkanaście sekund.
Może nie powinien wyciągać pochopnych wniosków, może mężczyzna przez numer miał na myśli kawałek? Piosenkę znaczy się.
Mishri uniósł swój kubek z rumem upijając solidny łyk, przenosząc spojrzenie z basisty na Jima i z powrotem.
Jim Hawkins