Strona 2 z 2

the sword & the pen

: czw sie 07, 2025 9:56 pm
autor: Mitch Birdman
Kiedy ratownik odszedł w swoją stronę, zapewne kolejnemu nieszczęśnikowi mierzyć po prostu ciśnienie i zalecać powrót do domu, Mitch w końcu usiadł obok Maze, nie tracąc na wszelki wypadek z niej spojrzenia. Lepiej nie wyglądała, za to lepiej brzmiała. A źrenice miała takie ogromne, że z pewnością nie zapomni długo tego widoku w połączeniu z jej zwykle niewzruszoną twarzą.
- Nie przejmuj się, to się zdarza. - Ludzie całe życie nie mają żadnej reakcji alergicznej, a później pewnego dnia zjedzą truskawki jak zawsze i dostają wysypki na całym ciele ot tak.
- Ale warto będzie to sprawdzić. Wczoraj spotkałem kobietę w podobnym stanie, może coś jest nie tak z wodą, chociaż wtedy pewnie więcej osób miałoby podobne objawy. Może nie z wodą ale... no, nie wiem, to będzie do zastanowienia się na potem. - Powiódł wzrokiem po tłumie wokół, przyglądając się ludziom, którzy odchodzili od wodopoju, ale jemu samemu przecież nic nie było, a też jadł tutaj coś i pił wodę. Spojrzał na swoją lemoniadę. Może mógł sobie ją odpuścić, ale o tym chyba się przekona za jakiś czas.
Wrócił wzrokiem do kobiety i oparł się wygodniej o ławkę, siadając trochę bokiem do Maze.
- Zamówię ci ubera jak się poczujesz lepiej, co? Chyba nie ma sensu żeby się tu dalej kręcić, lepiej odpocząć. Zresztą ja też się będę zbierał, bo nie ufam już niczemu co tu jest do jedzenia i do picia i szczerze mówiąc... - Uniósł dłoń żeby podrapać się w brodę, myśląc, że mógł się jednak dzisiaj rano ogolić bo tak to wyglądał niechlujnie. - ... jest tu dla mnie trochę za jasno. - Zakończył z uśmiechem lekkim, jednak czuł się lepiej po zmroku, nawet tłum mu nie przeszkadzał.

Mazarine Winters

the sword & the pen

: czw sie 07, 2025 10:19 pm
autor: Mazarine Winters
Dobrze, że samej siebie w lustrze nie widziała... Jeszcze. Bo jak faktycznie wyglądała tak źle to kto wie, przez ile będzie odwracać się tyłem do swojego odbicia podczas mycia zębów.
Mruknęła jakieś słowo, które miało być zgodą na słowa Mitcha. Z trudem powstrzymała się, by nie powiedzieć czegoś w stylu "ale mi się to nie zdarza". Cały czas miała z tyłu głowy myśl, że nawet będąc człowiekiem nie powinna mieć tak prostych wymówek. Ba, w ogóle nie powinna mieć wymówek. Niekoniecznie czuła się dobrze z faktem, że jej również przytrafiło się coś całkowicie przyziemnego. Że też musiała odpocząć, nie mogła pracować czy szukać przestępców dwadzieścia cztery godziny na dobę. Byłoby zbyt pięknie, gdyby po prostu została policyjnym robotem w ludzkim ciele. Ale czasami takie miała marzenie.
Serio? Hm... Może faktycznie coś w tym jest. — odpowiedziała, bardzo ostrożnie kiwając głową. Tym nieplanowanym testem tylko potwierdziła, że już raczej na ziemi nie wyląduje. Przynajmniej siedząc na ławce. I może, jak będzie ostrożnie stawiać stopa za stopą...
Myślę, że to dobry pomysł... Chyba muszę się przespać. — nie była zmęczona, ale sen brzmiał jak doskonałe remedium na jej obecny stan. Do pracy się nie nadawała, do chodzenia bez celu tym również. Może posłucha rady jakiejś swojej przyjaciółki by ten jeden jedyny raz mieć na wszystko wywalone, wrócić do domu, odpalić jakiś serial i usnąć w trakcie seansu. Ponoć był to peak dorosłości, albo coś takiego. Po krótkiej pauzie pokiwała jeszcze raz głową, dopiero teraz ogarniając w pełni, co Mitch do niej powiedział. Jej umysł dalej pracował na tych niższych obrotach, ale przynajmniej się już nie przegrzewał. Chyba. — To wróć do siebie, odpocznij. Też ci sprezentowałam dzisiaj atrakcję. — posłała mu wątły uśmiech. — Dziękuję, tak przy okazji. — dziękowała mu już za wodę i chyba coś jeszcze, ale miała wrażenie, że to trochę za mało. Być może będzie musiała mu to jakoś wynagrodzić.

Mitch Birdman

the sword & the pen

: pt sie 08, 2025 3:47 pm
autor: Mitch Birdman
Mazarine coś mruczała pod nosem, ale jednocześnie składała już coraz sensowniejsze zdania, widać chwila odpoczynku i uzupełnienie płynów pomogły, to dobrze. Zdecydowanie lepiej dla niej jeśli się prześpi, oczywiście nie zamierzał tego w żaden sposób sprawdzać, wierzył jej na słowo, że podejmie jedyną słuszną decyzję i odpocznie.
- Na jaki adres? - Skinął głową, wyjmując telefon i po chwili zerkną na Maze. Nie było to nic dziwnego, że nie znał jej adresu zamieszkania, pomimo, że się znali od lat. Nie byli przyjaciółmi, nie byli blisko, to po prostu była solidna, wieloletnia znajomość i tyle. Nie miał nawet żadnych przypuszczeń w której dzielnicy mogłaby mieszkać.
Uśmiech Maze może i wątły, ale dodał jej trochę kolorów, lepiej było ją zobaczyć w takim stanie, nawet jeśli wciąż słabym, niż gdy leciała jak długa na ziemię.
- Daj spokój. Nie ma sprawy. - Był całkiem pewien, że gdyby nie on, to ktoś inny zająłby się nią w podobny sposób. Wokół było mnóstwo empatycznych osób, zresztą ktoś przecież razem z nim się rzucił jakiś czas wcześniej żeby łapać Mazarine. Kto wie, może jej właśnie przez to szansa na randkę uciekła, chociaż kto by o tym myślał w takim stanie.
W końcu udało mu się zamówić ubera czy taksówkę, a nie było to takie proste, bo osób, które obecnie korzystały z tego typu przejazdów było mnóstwo w trakcie festiwalu.
Musieli przejść kawałek dalej, do miejsca, w którym samochody mogły się zatrzymywać, a Mitch oddał Maze swoją butelkę, skoro opróżniła ją tylko do połowy. Na wszelki wypadek, gdyby znowu poczuła się słabo w samochodzie.
- Uważaj na siebie. - Uśmiechnął się może oszczędnie, ale nie mniej przyjaźnie co zwykle, czekając, aż kobieta wsiądzie do samochodu, a kiedy zamknęły się za nią drzwi ruszył w stronę metra, żeby też wrócić do domu. Już dosyć atrakcji na dzisiaj. A nie było jeszcze wieczoru.

Mazarine Winters
2xzt