See you in the dark
: pn sie 11, 2025 2:54 pm
Kim była? Nie odpowiedziała. Zaśmiała się, pokręciła lekko głową, ale nie odpowiedziała. Głównie dlatego, że nie wiedziała. Bo na pierwszy rzut oka pewna siebie kobieta wcale nie była tak pewna siebie jak mogłoby się wydawać. Nosiła maskę i miała wrażenie, że z każdym kolejnym spotkaniem Mercer miał coraz więcej okazji by zobaczyć, co było pod nią. I to też było dla niej nowe, bo nie przywykła do wychodzenia z roli. Jednocześnie intrygowało ją dlaczego tak łatwo mu to przychodziło. Czy to był tylko wspólny trening, czy raczej jego osobowość. Był porządnym facetem, czy tylko takim się wydawał? A może w odróżnieniu od niej nie zdejmował maski, a wręcz przeciwnie – zakładał ją? Może nieświadomie wplątywała się w relację jak zawsze? Nie chciała jednak dramatyzować, a jeszcze bardziej nie chciała zbyt daleko wybiegać w przyszłość. Na dobrą sprawę nawet nie wiedziała, gdzie ich ten wieczór zaprowadzi…
- Więc teraz już nie jesteś moim trenerem, a znajomym? Kolegą? To dobrze. Mam nadzieję, że cokolwiek, co miałoby się dzisiaj wydarzyć nie będzie miało wpływu na naszą relację zawodową. – zażartowała, chociaż może wcale nie. Nie miała planów na jego wizytę w klubie, prawdę powiedziawszy nie przypuszczała, że przyjmie zaproszenie, więc nie zrobiła tego z premedytacją. Chciała być… miła. I chyba potrzebowała towarzystwa w najprostszym tego słowa znaczeniu, tym zupełnie niedwuznacznym. Ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że towarzystwo Karriona nie uderzało w struny, których dawno nikt nie ruszał, a przyjemny dreszcz przechodził wzdłuż jej kręgosłupa, gdy przyłapywała mężczyznę na sunięciu spojrzeniem po jej ciele. Tak jak teraz, gdy patrzył na jej nogi… poprawiła się, ale z pełną premedytacją odsłaniając jeszcze odrobinę więcej, nie wulgarnie, ale do tej granicy pozostało nieprzyzwoicie niewiele. Rozsunęła lekko uda, pozwalając by sukienka jeszcze mocniej się uniosła i obserwowała przy tym męską reakcję. Uparcie wpatrywała się w jego twarz, aż pochyliła się w jego stronę, mocniej wychyliła się do przodu, opierając się na dłoni i zaciskając palce na krawędzi kanapy akurat między swoimi kolanami – Bo ciągle możesz wrócić do domu… ze mną. – kącik ust drgnął jej w kierunku uśmiechu, gdy sunęła spojrzeniem po jego twarzy – Albo do mojego. Możesz poznać moje ukryte talenty… fenomenalnie nalewam whisky do szklanki z lodem. Ewentualnie to bardzo dobra whisky, co też jest reklamą samą w sobie. – dodała pół żartem pół serio i podniosła tyłek z kanapy – Chodźmy, wyjdziemy tyłem. - i właśnie przez zaplecze wyprowadziła go z klubu.
/zt
Karrion Mercer
- Więc teraz już nie jesteś moim trenerem, a znajomym? Kolegą? To dobrze. Mam nadzieję, że cokolwiek, co miałoby się dzisiaj wydarzyć nie będzie miało wpływu na naszą relację zawodową. – zażartowała, chociaż może wcale nie. Nie miała planów na jego wizytę w klubie, prawdę powiedziawszy nie przypuszczała, że przyjmie zaproszenie, więc nie zrobiła tego z premedytacją. Chciała być… miła. I chyba potrzebowała towarzystwa w najprostszym tego słowa znaczeniu, tym zupełnie niedwuznacznym. Ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że towarzystwo Karriona nie uderzało w struny, których dawno nikt nie ruszał, a przyjemny dreszcz przechodził wzdłuż jej kręgosłupa, gdy przyłapywała mężczyznę na sunięciu spojrzeniem po jej ciele. Tak jak teraz, gdy patrzył na jej nogi… poprawiła się, ale z pełną premedytacją odsłaniając jeszcze odrobinę więcej, nie wulgarnie, ale do tej granicy pozostało nieprzyzwoicie niewiele. Rozsunęła lekko uda, pozwalając by sukienka jeszcze mocniej się uniosła i obserwowała przy tym męską reakcję. Uparcie wpatrywała się w jego twarz, aż pochyliła się w jego stronę, mocniej wychyliła się do przodu, opierając się na dłoni i zaciskając palce na krawędzi kanapy akurat między swoimi kolanami – Bo ciągle możesz wrócić do domu… ze mną. – kącik ust drgnął jej w kierunku uśmiechu, gdy sunęła spojrzeniem po jego twarzy – Albo do mojego. Możesz poznać moje ukryte talenty… fenomenalnie nalewam whisky do szklanki z lodem. Ewentualnie to bardzo dobra whisky, co też jest reklamą samą w sobie. – dodała pół żartem pół serio i podniosła tyłek z kanapy – Chodźmy, wyjdziemy tyłem. - i właśnie przez zaplecze wyprowadziła go z klubu.
/zt
Karrion Mercer