dead
: śr sie 20, 2025 8:23 pm
Lawrence B. Osbourne
— Mowa srebrem, zaś milczenie złotem — stwierdziła, wbijając w niego chłodne spojrzenie. Nie dla wszystkich płakanie było formą tęsknoty. Ona zamykała się w sobie, nic nie mówiąc. Cierpiała wyrażając ciszę, ciesząc się też mało kiedy mówiła. Radością było dla niej czytanie książek w zaciszu własnego domu, delektowanie się nierozwiązanymi tajemnicami, które odkrywała, będąc w prosektorium. To były najczystsze formy rozrywki. Nic nie było w stanie ich zepsuć, chyba że Lawrence był obok niej. — czasem cisza wyraża większą rozpacz niż najgorszy szloch. Tylko ktoś odważny musi chcieć ją rozpracować — dodała po dłuższej minucie ciszy. Nikt nigdy nie chciał nad nią pracować. Nad nią samą. Tylko z terapeutą przechodziła najbardziej wstydliwe momenty własnego życia. Z nikim innym nie była się w stanie z nimi podzielić, ale też nikt nigdy nie pytał. Dla Cynthii cisza była strategią obronną, która działała bezproblemowo. Nikt nigdy nie chciał poznać jej największych tajemnic. Ludzie nie chcieli jej poznawać. Była zbyt smętna, za mało rozmowa... zwyczajnie cała była za mało. Gdy okazywała słabość, inni zbyt szybko ją zgniatali. Tak jakby chcieli zniszczyć ją do końca. Cynthia nigdy nie protestowała. Cisza była jak wystawianie drugiego policzka. Trzeba było być odpowiednio dumny, by móc ją stosować.
— Czy Pan chce przez to powiedzieć, że chce mnie obnażyć? — spytała, unosząc do góry jedną ze swoich brwi — obawiam się, że nie masz ku temu żadnej możliwości — z jej ust zabrzmiało coś na wzór zduszonego śmiechu. Nie mogła powstrzymać reakcji własnego ciała. Ni to chichot, ni to śmiech, prędzej przedziwny dźwięk o bliżej niesklasyfikowanym brzmieniu. Coś nowego, od czego wydawało się, że nie mogła uciec. Pierwszy raz czuła się, jakby ktoś właśnie ją porządnie wgniatał do podłogi. Trudno było jej pojąć, że wydusił z niej coś innego oprócz obrazu królowej lodu, którym zaszczycała go praktycznie codziennie.
Odsunęła się na parę kroków, by dać wykazać się Osbourne'owi. Cokolwiek by powiedział, liczyła na jego porażkę, która zbyt wiele nie zmieniłaby w życiu obojga z nich. Znała jego możliwości. Wydawał się być kretynem, ale za to był piekielnie inteligenty. Poza tym sama rozpoczęła jego naukę, miał w głowie wiedzę, którą mu przekazała. Nie miała wątpliwości, że mógłby sobie z tym poradzić. Pytanie brzmiało, czy ugruntował wiedzę, którą mu sprzedała?
— Znaleźli go w dokach, ale upadek nie tłumaczy wybroczyn — powiedziała finalnie, słuchając jego wywodu — co je mogło spowodować? Czego będziesz szukał, otwierając czaszkę? — bo do tego momentu też musieli dojść, by dowiedzieć się, co z ich pacjentem było nie tak.
— Mowa srebrem, zaś milczenie złotem — stwierdziła, wbijając w niego chłodne spojrzenie. Nie dla wszystkich płakanie było formą tęsknoty. Ona zamykała się w sobie, nic nie mówiąc. Cierpiała wyrażając ciszę, ciesząc się też mało kiedy mówiła. Radością było dla niej czytanie książek w zaciszu własnego domu, delektowanie się nierozwiązanymi tajemnicami, które odkrywała, będąc w prosektorium. To były najczystsze formy rozrywki. Nic nie było w stanie ich zepsuć, chyba że Lawrence był obok niej. — czasem cisza wyraża większą rozpacz niż najgorszy szloch. Tylko ktoś odważny musi chcieć ją rozpracować — dodała po dłuższej minucie ciszy. Nikt nigdy nie chciał nad nią pracować. Nad nią samą. Tylko z terapeutą przechodziła najbardziej wstydliwe momenty własnego życia. Z nikim innym nie była się w stanie z nimi podzielić, ale też nikt nigdy nie pytał. Dla Cynthii cisza była strategią obronną, która działała bezproblemowo. Nikt nigdy nie chciał poznać jej największych tajemnic. Ludzie nie chcieli jej poznawać. Była zbyt smętna, za mało rozmowa... zwyczajnie cała była za mało. Gdy okazywała słabość, inni zbyt szybko ją zgniatali. Tak jakby chcieli zniszczyć ją do końca. Cynthia nigdy nie protestowała. Cisza była jak wystawianie drugiego policzka. Trzeba było być odpowiednio dumny, by móc ją stosować.
— Czy Pan chce przez to powiedzieć, że chce mnie obnażyć? — spytała, unosząc do góry jedną ze swoich brwi — obawiam się, że nie masz ku temu żadnej możliwości — z jej ust zabrzmiało coś na wzór zduszonego śmiechu. Nie mogła powstrzymać reakcji własnego ciała. Ni to chichot, ni to śmiech, prędzej przedziwny dźwięk o bliżej niesklasyfikowanym brzmieniu. Coś nowego, od czego wydawało się, że nie mogła uciec. Pierwszy raz czuła się, jakby ktoś właśnie ją porządnie wgniatał do podłogi. Trudno było jej pojąć, że wydusił z niej coś innego oprócz obrazu królowej lodu, którym zaszczycała go praktycznie codziennie.
Odsunęła się na parę kroków, by dać wykazać się Osbourne'owi. Cokolwiek by powiedział, liczyła na jego porażkę, która zbyt wiele nie zmieniłaby w życiu obojga z nich. Znała jego możliwości. Wydawał się być kretynem, ale za to był piekielnie inteligenty. Poza tym sama rozpoczęła jego naukę, miał w głowie wiedzę, którą mu przekazała. Nie miała wątpliwości, że mógłby sobie z tym poradzić. Pytanie brzmiało, czy ugruntował wiedzę, którą mu sprzedała?
— Znaleźli go w dokach, ale upadek nie tłumaczy wybroczyn — powiedziała finalnie, słuchając jego wywodu — co je mogło spowodować? Czego będziesz szukał, otwierając czaszkę? — bo do tego momentu też musieli dojść, by dowiedzieć się, co z ich pacjentem było nie tak.