Tick-tock
: wt wrz 09, 2025 9:01 pm
Nie miała pojęcia, jakim cudem Wiadermajster wygląda na tak spokojnego i czy to tylko taka fasada, czy gościa naprawdę nic nie ruszało — nigdy nie mogła się zdecydować, w którą wersję wierzy bardziej — ale trochę mu tego zazdrościła w tej chwili, jako że sama ledwo mogła usiedzieć w miejscu. A właściwie to ukucać, udając że jest integralną częścią krzaku hortensji czy też rozciągającego się pod nim trawnika. Więcej niż raz miała wrażenie, że sąsiad lada moment zauważy coś podejrzanego, ruch pomiędzy liśćmi albo usłyszy czy to szelest, czy tłumiony usilnie chichot. Niemożność utrzymania rozbawienia na wodzy mogła stać się największą przeszkodą w całym starannie ułożonym planie konspiracji, a to wydawało jej się naprawdę idiotyczne. Dlatego bez względu na wszystko, musiała się jakoś opanować.
I było warto, było warto zarówno starać się przy organizacji całego przedsięwzięcia jak i teraz, gdy kakofonia dźwięków rozbrzmiała piękniej niż występ najwspanialszej orkiestry. Lepiej mogłoby być już tylko wtedy, gdyby cała sytuację nagrywała kamera ukryta wewnątrz domu, dzięki czemu mogliby przyjrzeć się z bliska minie sąsiada. Musiała im jednak wystarczyć własna wyobraźnia, a także obraz zza okien wychodzących na ogródek. Nawet zniekształcony przez odległość i szyby, nie pozostawiał żadnych wątpliwości — facet był zagubiony i wściekły, czyli w dokładnie takim położeniu, w jakim miał się znaleźć.
— Yhy — potaknęła przez śmiech, trochę z żalem, że stracą miejscówki w pierwszym rzędzie show. Linwood miał jednak rację, lepiej było zawinąć się z pola rażenia teraz, póki ofiara miotała się jeszcze po domu, zapewne usiłując powyłączać rozbrzmiewające wszędzie alarmy. Wtargnąć na posesję było dość łatwo, póki nikogo nie było jeszcze w pobliżu, ale umknąć niezauważonym — to już nieco inna sprawa. Posesję z trzech stron otaczało ogrodzenie, najłatwiej byłoby się przedostać tak naprawdę od strony ulicy. Najłatwiej, o ile nie dadzą się zobaczyć.
Wypatrzyła moment, kiedy sąsiad zaczął wspinać się po schodach na piętro, przez co na dłuższą chwilę powinni stracić się nawzajem z oczu. Przemknęła wzdłuż ściany domu, schylając się pod parapetami i omijając rozrzucone tu i ówdzie ogrodowe szpargały, dotarłszy ten sposób prawie pod same drzwi frontowe. Kilka kolejnych kroków na chodnik, szybkie spojrzenie na jezdnię, a potem sprawny marsz na drugą stronę ulicy.
Spojrzenie Lucky padło na rozłożysty jesion przy domu naprzeciwko, potem na cień sąsiada przemykającego piętrem, a potem z powrotem na jesion.
W ciemnych oczach błysnęły iskierki podekscytowania.
— Co powiesz na prawdziwe miejsca dla VIP-ów?
Bucky Linwood
I było warto, było warto zarówno starać się przy organizacji całego przedsięwzięcia jak i teraz, gdy kakofonia dźwięków rozbrzmiała piękniej niż występ najwspanialszej orkiestry. Lepiej mogłoby być już tylko wtedy, gdyby cała sytuację nagrywała kamera ukryta wewnątrz domu, dzięki czemu mogliby przyjrzeć się z bliska minie sąsiada. Musiała im jednak wystarczyć własna wyobraźnia, a także obraz zza okien wychodzących na ogródek. Nawet zniekształcony przez odległość i szyby, nie pozostawiał żadnych wątpliwości — facet był zagubiony i wściekły, czyli w dokładnie takim położeniu, w jakim miał się znaleźć.
— Yhy — potaknęła przez śmiech, trochę z żalem, że stracą miejscówki w pierwszym rzędzie show. Linwood miał jednak rację, lepiej było zawinąć się z pola rażenia teraz, póki ofiara miotała się jeszcze po domu, zapewne usiłując powyłączać rozbrzmiewające wszędzie alarmy. Wtargnąć na posesję było dość łatwo, póki nikogo nie było jeszcze w pobliżu, ale umknąć niezauważonym — to już nieco inna sprawa. Posesję z trzech stron otaczało ogrodzenie, najłatwiej byłoby się przedostać tak naprawdę od strony ulicy. Najłatwiej, o ile nie dadzą się zobaczyć.
Wypatrzyła moment, kiedy sąsiad zaczął wspinać się po schodach na piętro, przez co na dłuższą chwilę powinni stracić się nawzajem z oczu. Przemknęła wzdłuż ściany domu, schylając się pod parapetami i omijając rozrzucone tu i ówdzie ogrodowe szpargały, dotarłszy ten sposób prawie pod same drzwi frontowe. Kilka kolejnych kroków na chodnik, szybkie spojrzenie na jezdnię, a potem sprawny marsz na drugą stronę ulicy.
Spojrzenie Lucky padło na rozłożysty jesion przy domu naprzeciwko, potem na cień sąsiada przemykającego piętrem, a potem z powrotem na jesion.
W ciemnych oczach błysnęły iskierki podekscytowania.
— Co powiesz na prawdziwe miejsca dla VIP-ów?
Bucky Linwood