ill-fated cooperation
: pt sie 29, 2025 1:37 pm
Był gotów zabrać wszystkie kartony i wrzucić je z powrotem na pakę, co pewnie później wymagałoby tłumaczenia się przed ojcem i wujkiem. Ale i tak było to lepsze niż upokarzające wymachiwanie badylami szałwii. Ernie był głupiutki, ale miał swoją dumę. Czasami przesadną, bo przecież nic by się nie stało, gdyby dla świętego spokoju odkaził łaszki zielskiem. Nic, poza kpiną w oczach rudowłosej właścicielki sklepu. Dlatego nie zamierzał dawać jej tej satysfakcji.
Zmrużył oczy, gdy Mio wyszła za nim, położyła ręce na pudle i przez chwilę wahał się, czy na pewno wnieść paczki do środka. Ostatecznie uległ jej słowom. Może to przez jej spojrzenie, a może przez sposób, w jaki wypowiedziała jego imię. W każdym razie wyciągnął karton z bagażnika, zrobił w tył zwrot i postawił go z powrotem na ladzie. Niech jej będzie.
A jednak zdziwienie wymalowało się na jego gębie, kiedy Richardson faktycznie podpisała list przewozowy bez zbędnego pierdolenia. Teraz Ernie zastanawiał się, czy to aby nie był jakiś spisek. Coś za łatwo poszło.
— Czyli przez cały czas robiłaś sobie ze mnie jaja? — zapytał, spoglądając na Mio znad świstka papieru, na którym również złożył podpis, a kopię położył na jednym z kartonów. — Wiedziałem, że z tą szałwią to jakaś durna ściema — wzruszyła ramionami, bo nie podejrzewał, że akurat z tym Richardson mówiła całkiem serio. Ba, nie miał pojęcia, że praktykowała ten rytuał za każdym razem, kiedy do sklepu trafiała nowa dostawa. — To twoje poczucie humoru jest jakieś trafne. Każdego próbujesz na to nabrać? — w tym miejscu Andrews wykonał bliżej nieokreślony gest ręką, mając na myśli okadzanie ubrań, po którym dym wciąż unosił się gdzieś nad sufitem.
Poprawił czapkę i już miał się opuścić second hand, ale jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu. Zatrzymał spojrzenie na starych, modowych czasopismach, a potem na podwieszonym napisie Fuck Fast Fashion, co wiązało się cichym parsknięciem. Śmieszne. Finalnie jego wzrok zatrzymał się na suficie, gdzie żyrandol w stylu vintage trzymał się zaledwie na jednym kablu.
— Kiedyś spadnie to komuś na łeb — stwierdził i zerknął na Mio. — Masz taśmę izolacyjną? Mogę to poprawić. No co? Z twoimi krótkimi, kaczymi nóżkami to nawet z drabiną nie dasz rady — powiedział, bo jakby nie patrzeć, był od niej wyższy o dwie głowy i wystarczyło, żeby stanął na stołku, żeby zająć się żyrandolem. Kto wie, może tym sposobem uratuje życie jakiejś klientce?
Mio Richardson
Zmrużył oczy, gdy Mio wyszła za nim, położyła ręce na pudle i przez chwilę wahał się, czy na pewno wnieść paczki do środka. Ostatecznie uległ jej słowom. Może to przez jej spojrzenie, a może przez sposób, w jaki wypowiedziała jego imię. W każdym razie wyciągnął karton z bagażnika, zrobił w tył zwrot i postawił go z powrotem na ladzie. Niech jej będzie.
A jednak zdziwienie wymalowało się na jego gębie, kiedy Richardson faktycznie podpisała list przewozowy bez zbędnego pierdolenia. Teraz Ernie zastanawiał się, czy to aby nie był jakiś spisek. Coś za łatwo poszło.
— Czyli przez cały czas robiłaś sobie ze mnie jaja? — zapytał, spoglądając na Mio znad świstka papieru, na którym również złożył podpis, a kopię położył na jednym z kartonów. — Wiedziałem, że z tą szałwią to jakaś durna ściema — wzruszyła ramionami, bo nie podejrzewał, że akurat z tym Richardson mówiła całkiem serio. Ba, nie miał pojęcia, że praktykowała ten rytuał za każdym razem, kiedy do sklepu trafiała nowa dostawa. — To twoje poczucie humoru jest jakieś trafne. Każdego próbujesz na to nabrać? — w tym miejscu Andrews wykonał bliżej nieokreślony gest ręką, mając na myśli okadzanie ubrań, po którym dym wciąż unosił się gdzieś nad sufitem.
Poprawił czapkę i już miał się opuścić second hand, ale jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu. Zatrzymał spojrzenie na starych, modowych czasopismach, a potem na podwieszonym napisie Fuck Fast Fashion, co wiązało się cichym parsknięciem. Śmieszne. Finalnie jego wzrok zatrzymał się na suficie, gdzie żyrandol w stylu vintage trzymał się zaledwie na jednym kablu.
— Kiedyś spadnie to komuś na łeb — stwierdził i zerknął na Mio. — Masz taśmę izolacyjną? Mogę to poprawić. No co? Z twoimi krótkimi, kaczymi nóżkami to nawet z drabiną nie dasz rady — powiedział, bo jakby nie patrzeć, był od niej wyższy o dwie głowy i wystarczyło, żeby stanął na stołku, żeby zająć się żyrandolem. Kto wie, może tym sposobem uratuje życie jakiejś klientce?
Mio Richardson