Strona 2 z 2

enjoy the silence

: ndz wrz 07, 2025 8:30 pm
autor: Evina J. Swanson
Uśmiechnęła się tylko na krótką chwilę, gdy tylko usłyszała uwagę Ward odnośnie poetów. Zapewne można byłoby z tym krótkim stwierdzeniem polemizować. Każdy morderca i artysta charakteryzował się jednak własną wyobraźnią oraz temperamentem, a to tworzyło różnego rodzaju zbrodnie.
- Macbeth jest poetycki. To nie jest bezmyślna rzeźnia - stwierdziła krótko, ale nie była jednak ekspertką od literatury angielskiej, aby wypowiadać się szczególnie w tym temacie.
Zamiast tego znała się po prostu na morderstwach oraz rozwiązywaniu ich. Tym właśnie zajmowała się od ponad dwudziestu lat, które spędzała na komendzie głównej w Toronto. Szczerze mówiąc nie wyobrażała sobie siebie w żadnym innym miejscu.
- Jak najbardziej rozumiem. Chociaż znam taką jedną, której zamarzyło się uczestniczyć nieco bardziej w śledztwie zamiast tylko siedzieć w prosektorium - rzuciła z lekkim rozbawieniem, bo właśnie od tego zaczęła się historia tego jak zeszła się ze swoją narzeczoną.
Wiedziała jednak, że niektórzy trzymali się tylko i wyłącznie tego na czym się znali i nie potrzebowali wcale wychodzenia poza tę strefę. Szanowała to i na pewno nie zamierzała namawiać Cynthii do tego, aby nieco bardziej zainteresowała się badanymi przypadkami.
- To ma sens. Kiedy mają przyjść do ciebie te wyniki? - zapytała, krzyżując ramiona na piersiach.
Dla niej samej czekanie na wyniki z laboratoriów było prawdziwą męczarnią. Wiedziała, że pewnych procesów nie da się przyspieszyć, ale nawet jeśli zajmowała się tysiącem innych zadań w związku ze śledztwem to wciąż niecierpliwie wyczekiwała na moment, gdy w końcu będzie miała wszystkie dostępne analizy oraz badania. Na pewno nie mogła być w tym wszystkim osamotniona.

Cynthia A. Ward

enjoy the silence

: ndz wrz 07, 2025 9:59 pm
autor: Cynthia A. Ward
Evina J. Swanson

Od kiedy przebicie kogoś sztyletem jest poetyckie? — spytała całkiem poważnie Cynthia. Wiele śmierci już widziała, ale takie nazwałaby zwykłym morderstwem. Ludzie kiedyś zamiast pistoletów, mieli broń białą. Była ona zarezerwowana dla barbarzyńców. Osób, których nie obchodziło, co się stanie jutro, a Ward? Nie przepadała za nimi. Już bardziej poetycką śmierć zapewniła oskarżony sprawy, o której tak prosto opowiadała.
Rozumiem — odparła, unosząc kąciki swoich ust do góry — ale więcej z tym pierdolenia niż faktycznego pożytku. Nie każdy lekarz sądowy będzie pracował jako koroner, a ja nie nadaję się do współpracy z ludźmi — nie lubiła rozmawiać o pogodzie, jedzeniu, rodzinie. Nie znosiła głośnych dźwięków, zapachów innych ludzi, a także panującego gwaru. Niewątpliwie działało jej to na nerwy. Wystarczyło, że musiała spowiadać się detektywom i prokuratorom, a jeden z nich był jej narzeczonym. Przymknęła na moment oczy, próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Zniknęła do prosektorium świadomie. Mogła zostać chirurgiem jak jej brat. Ratować życie i stać się doceniona. Jednak zdecydowała się na unikanie niezręcznych spojrzeń. Tych pełen współczucia, bo była siostrą lekarza specjalisty, która przeżyła nowotwór. Kiedy schowała się w laboratorium widziała też je po tym, jak Cassian ją rzucił Finalnym zapieczętowaniem całej sytuacji była śmierć Rose, żony brata. Nie byłaby w stanie przeżyć tej sytuacji... Tych spojrzeń, dlatego zamknęła się tam, gdzie nikt nie pyta. Przynajmniej nie o jej samopoczucie.
W przyszłym tygodniu, a do tego czasu zostało mi czekać i umierać — westchnęła ciężko. Sama byłaby w stanie wykonać te badania, ale nie miała takiego laboratorium. Jako patolog sporo nauczyła się w trakcie rezydentury. Tak trwały ich rozmowy o kryminalnych sprawach, aż Cynthia nie dostała nowego denata na stół.

z/t x 2