What was once fear, now becomes motion.
: sob wrz 06, 2025 8:30 pm
Złapała go spojrzeniem szybciej, niż on ją. Mogła podziękować osłonie ze śmietnika, która dobrze ją kamuflowała dla ludzi, którzy akurat wychodzili z klubu. Nic się jednak w niej nie napięło na jego widok, nic nie zadrżało. To by znaczyło, że było to zwyczajnie sytuacyjne, a nie związane z jego osobą. A to… dobrze. Trochę kiepsko by wypadło, gdyby przez taką pierdołę, zaczęła się wzdrygać na widok kogoś, kto miał być jej partnerem.
Nie tylko do mieszkania.
Zerknęła na niego kątem oka, gdy zajął miejsce obok niej, samej też milcząc. Jeszcze czuła, jak wszystko w niej dogasa, więc ta chwila, nawet dłuższa, którą dał jej teraz, była jej potrzebna. Chociaż chyba nie tak bardzo jak sama świadomość, że był obok.
Nie odpowiedziała, nie od razu. Dźwięk jego głosu wślizgnął się miękko do jej umysłu, zupełnie inaczej, niż kilka minut temu. Teraz był z odpowiednim, znajomym brzmieniem. I nawet jeśli był wulgarną formą zapytania, to i tak brzmiał miękko i dobrze. Znów: domowo. Chyba więc tylko dlatego, zamiast mu odpowiedzieć – czy spierdalają czy nie, przechyliła się nieco w jego stronę, by oprzeć o jego bok. Bez ładu, bez składu, bez większej gracji, może trochę drewnianie, ale jej to wystarczyło.
Romantyczne otoczenie w postaci kontenera ze śmieciami, jeszcze tylko pogłębiało urokliwość tej sytuacji. A raczej jej normalność. Mogli teraz wyglądać jak dwójka ulicznych żebraków, tylko trochę za dobrze ubrana, ale kto wie? Może ktoś im nawet sypnie groszem?
Może i by sypnął, gdyby nie fakt, że gęba Damona to zwiastowała wpierdol za samo spojrzenie w ich kierunku. I pomyśleć, że ten sympatyczny wyraz twarzy miał naturalnie wkodowany w mięśnie na niej.
Spierdalać chciała, jak najbardziej. Nie uśmiechał jej się powrót na zajęcia po tym, jak się odkleiła, bo chociaż to, jak wypadła przed innymi obchodziło ją mniej, niż to, na jak odklejoną wypadła przed Damonem, to jednak nie chciała odpowiadać na jakiekolwiek pytania ze strony instruktora. Nawet jeśli bardzo troskliwe i zadawane w dobrej wierze.
— Chcesz iść do domu czy… dokądś? — Mądrzejszym było powiedzenie, że ona niekoniecznie chce teraz wracać do domu, aby siedzieć zamknięta w czterech ścianach razem z nim, czując na sobie presję własnych działań i własnych reakcji.
Wolałaby skupić się na czymś innym, ale z drugiej strony – nie była pewna, czy by potrafiła. No jakby nie patrzeć, to też głupio byłoby zamknąć to pierwsze wspólne wyjście, niezwiązane z żadną misją czy koniecznością, ledwie po parudziesięciu minutach. Raczej by się kiepsko kojarzyła.
Ale nie umiała mu powiedzieć wprost, że ona chce spadać, ale nie do domu. Co było też głupie, bo Damon, jako logiczny umysł, to prawdopodobnie nie uważał za kuszącą opcję „gdzieś”, bo absolutnie na nic nie wskazywała, poza dezorganizacją.
— Postawię ci steka. Dwa, jeśli będziesz chciał. I obiecuję, że — zawiesiła głos, szukając odpowiedniego słowa, które oddałoby to, co chciała przekazać – w sposób szybki i prawie bezbolesny — już mi nie odbije. — Świetny dobór słów, Senna.
Bo przecież ci odbiło. Wiedziała, że to tak naprawdę nie było nic z tego kierunku nawet (choć może?), ale wolała to już szybciej zbagatelizować i uprościć w ten sposób, bo dłuższe rozwałkowywanie byłoby po prostu żenujące.
A steka to nie jadł, na pewno nie takiego ze steakhouse. I chociaż był to całkiem spory wydatek, a jej oszczędności już nie istniały, to wydawało się to być dobrą opcją. Jej facet, o ile dalej nim był i nie stwierdził, że pierdoli tak niestabilny interes, dostanie spory kawał mięsa, a ona dostanie chwilę odpoczynku dla głowy. I możliwość zajęcia myśli, choćby przez harmider z lokalu. No, nie mówiąc już o tym, że odhaczą jakąś wspólną aktywność, bo jeśli jedli razem, to tylko w domu to, co jej przyniesiono.
A tu będzie jakiś eskpiriens.
Damon Tae
Nie tylko do mieszkania.
Zerknęła na niego kątem oka, gdy zajął miejsce obok niej, samej też milcząc. Jeszcze czuła, jak wszystko w niej dogasa, więc ta chwila, nawet dłuższa, którą dał jej teraz, była jej potrzebna. Chociaż chyba nie tak bardzo jak sama świadomość, że był obok.
Nie odpowiedziała, nie od razu. Dźwięk jego głosu wślizgnął się miękko do jej umysłu, zupełnie inaczej, niż kilka minut temu. Teraz był z odpowiednim, znajomym brzmieniem. I nawet jeśli był wulgarną formą zapytania, to i tak brzmiał miękko i dobrze. Znów: domowo. Chyba więc tylko dlatego, zamiast mu odpowiedzieć – czy spierdalają czy nie, przechyliła się nieco w jego stronę, by oprzeć o jego bok. Bez ładu, bez składu, bez większej gracji, może trochę drewnianie, ale jej to wystarczyło.
Romantyczne otoczenie w postaci kontenera ze śmieciami, jeszcze tylko pogłębiało urokliwość tej sytuacji. A raczej jej normalność. Mogli teraz wyglądać jak dwójka ulicznych żebraków, tylko trochę za dobrze ubrana, ale kto wie? Może ktoś im nawet sypnie groszem?
Może i by sypnął, gdyby nie fakt, że gęba Damona to zwiastowała wpierdol za samo spojrzenie w ich kierunku. I pomyśleć, że ten sympatyczny wyraz twarzy miał naturalnie wkodowany w mięśnie na niej.
Spierdalać chciała, jak najbardziej. Nie uśmiechał jej się powrót na zajęcia po tym, jak się odkleiła, bo chociaż to, jak wypadła przed innymi obchodziło ją mniej, niż to, na jak odklejoną wypadła przed Damonem, to jednak nie chciała odpowiadać na jakiekolwiek pytania ze strony instruktora. Nawet jeśli bardzo troskliwe i zadawane w dobrej wierze.
— Chcesz iść do domu czy… dokądś? — Mądrzejszym było powiedzenie, że ona niekoniecznie chce teraz wracać do domu, aby siedzieć zamknięta w czterech ścianach razem z nim, czując na sobie presję własnych działań i własnych reakcji.
Wolałaby skupić się na czymś innym, ale z drugiej strony – nie była pewna, czy by potrafiła. No jakby nie patrzeć, to też głupio byłoby zamknąć to pierwsze wspólne wyjście, niezwiązane z żadną misją czy koniecznością, ledwie po parudziesięciu minutach. Raczej by się kiepsko kojarzyła.
Ale nie umiała mu powiedzieć wprost, że ona chce spadać, ale nie do domu. Co było też głupie, bo Damon, jako logiczny umysł, to prawdopodobnie nie uważał za kuszącą opcję „gdzieś”, bo absolutnie na nic nie wskazywała, poza dezorganizacją.
— Postawię ci steka. Dwa, jeśli będziesz chciał. I obiecuję, że — zawiesiła głos, szukając odpowiedniego słowa, które oddałoby to, co chciała przekazać – w sposób szybki i prawie bezbolesny — już mi nie odbije. — Świetny dobór słów, Senna.
Bo przecież ci odbiło. Wiedziała, że to tak naprawdę nie było nic z tego kierunku nawet (choć może?), ale wolała to już szybciej zbagatelizować i uprościć w ten sposób, bo dłuższe rozwałkowywanie byłoby po prostu żenujące.
A steka to nie jadł, na pewno nie takiego ze steakhouse. I chociaż był to całkiem spory wydatek, a jej oszczędności już nie istniały, to wydawało się to być dobrą opcją. Jej facet, o ile dalej nim był i nie stwierdził, że pierdoli tak niestabilny interes, dostanie spory kawał mięsa, a ona dostanie chwilę odpoczynku dla głowy. I możliwość zajęcia myśli, choćby przez harmider z lokalu. No, nie mówiąc już o tym, że odhaczą jakąś wspólną aktywność, bo jeśli jedli razem, to tylko w domu to, co jej przyniesiono.
A tu będzie jakiś eskpiriens.
Damon Tae