Strona 2 z 2

Wiedza przytłacza

: ndz wrz 28, 2025 10:45 am
autor: Garfield Harlow
Conrad Woodwell


Chłopak coraz bardziej czuł się jak trzcina, taki wątły i na niedomiar złego, coraz mniej myślący. Słowa profesora zdawały mu się majaczyć, jak za mgłą, a te jego postulaty, dociekania i inne pytania, które zdołał usłyszeć przez zamroczenie umysłu... Wolał zignorować, ponieważ stanowiły coś niewygodnego. Poza tym, sylabus, co to za wymówka?!
- Myślałem, że wyjaśniłem panu swoją obecność na wykładach letnich - ton miał być ostry i oschły zarazem, ranić jak pierwsze słowa o poranku na kacu, kiedy słońce boli w uszach, brzęczenie telefonu kole w oczy, a każde przełknięcie śliny boli jak droga przez nierówny asfalt. W dodatku ta sama droga przyprawia o mdłości. Niestety mogło wyjść słabo i miałko, bo mimo całego swojego młodzieńczego zapału i niechęci do Woodwella, Garfild nie mógł się oprzeć wrażeniu, że mężczyzna jest jego ostatnio podporą przed rychłym zapoznaniu się z bezwzględną siłą grawitacji. Drugi raz dziś już zresztą.
Nie zauważył nawet, kiedy jego bliskość z Conradem przekroczyła granicę zaskoczenia. Coraz bardziej marzył, by osunąć się policzkiem na koszulę profesora – twarz miał bladą, z lekkim zielonkawym odcieniem, ale w tym stanie nie przejmował się estetyką. Jak zaczarowany chłonął zapach – nie tylko starego papieru, otulającego wspomnienia dawnych lektur, lecz także czegoś pierwotnie męskiego, co drażniło nozdrza i prowokowało do tego, by sięgnąć bliżej. Niby bezwiednie, palce Garfilda zaczepiły się o krawędź marynarki. Ruchy były jednak tak słabe, że bardziej przypominały gest jagnięcia w paszczy wilka niż świadomą prowokację. Drżącą ręką zsunął się niżej, muskając dłoń Woodwella, jakby szukał w niej uchwytu, ratunku, czegokolwiek.
- Robię to tylko dlatego, że tylko wtedy, tylko, zwracasz na mnie uwagę - słaby stan zdrowia puścił w nim hamulce. Nie tylko te słowne, ale i fizycznie, bo Harlow nawet nie wiedział kiedy, a opadł na ziemię tuż pod stopami profesora. Głowę miał spuszczoną, szukając siły na głęboki oddech. Gdzieś pomiędzy jednym a drugim zdobył się na uśmiech, by spojrzeć w oczy mężczyzny. - Przydałaby się woda, bo muszę jeszcze sprzątnąć ten bałagan - wskazał niepewnie ręką na przewrócony regał.

Wiedza przytłacza

: sob paź 11, 2025 11:27 pm
autor: Conrad Woodwell
Garfield Harlow

Conrad bardzo nie chciał dać po sobie poznać, jak działa na niego bliskość chłopaka. Być może była to wina długotrwałej samotności, tego, że ostatni raz spał z kimś tysiąc razy temu, a słaby uchwyt Garfielda budził w nim poczucie opiekuńczości. Gdyby ktoś podszepnął mu tydzień temu na wykładzie lub konsultacjach, że będzie się tak czuł w stosunku do swojego najtrudniejszego studenta, zapewne po prostu roześmiałby mu się w twarz. W głowie profesora jego obiekt westchnień powinien być spokojny, stonowany, oczytany, tak by Conrad mógł z nim spędzić całe popołudnie przy herbacie, rozmawiając na tematy akademickie, czy też wieczorem nad kieliszkiem brandy. Nie potrafił logicznie wyjaśnić działania hormonów wokół Harlowa. Nie był nastolatką zaczytaną w literaturze z motywem enemies to lovers, miał również wystarczająco doświadczenia życiowego, by wiedzieć, że tego typu relacje to zazwyczaj nie jest dobry pomysł. Ludzie wokół niego zaczęli się już dawno rozwodzić ze względu na niedające się usunąć różnice osobowościowe, a on nie zamierzał skończyć w związku, w którym druga osoba nie będzie rozumieć jego obowiązków. Chwila, w jakim związku? Przecież spotykanie się ze studentami i tak było niedozwolone, a Woodwell nie zamierzał pakować się z żadne bagno. Tak sobie przynajmniej powtarzał.
Czasem powtarzanie było oznaką natrętnych myśli, ich nieustannego powracania i braku możliwości wygonienia ich z głowy raz na zawsze. No cóż.
Conrad nie miał pojęcia, jak zrozumieć słowa swojego rozmówcy. Musiało chodzić o próby wyprowadzenia go z równowagi…? A jednak ciężko mu było walczyć z szybszym biciem serca. Przyśpieszony oddech, jak na złość, tylko zintensyfikował wrażenia związane z zapachem Garfielda. Woodwell musiał użyć całej swojej siły woli, by nie postąpić naprędce, bez przemyślenia. Nie mógł sobie na to pozwolić – nie w tych okolicznościach, w tej roli, z tą osobą.
Chwilowo postanowił więc chwilowo zignorować ten komunikat. Wróci do tych słów przed zaśnięciem, ale teraz musiał zająć się wyraźnie osłabionym Harlowem, który zaczął osuwać się na podłogę, co gwałtownie przywróciło profesora do tu i teraz.
- Hej – zaczął nieporadnie, kucając w ślad za chłopakiem. Chwycił go za ramiona, żeby zweryfikować, czy nadal jest przytomny. Poczuł momentalną ulgę, gdy wychwycił jego spojrzenie, - Poczekaj chwilę. I nawet nie myśl o sprzątaniu tego. Nie chcę żadnych omdleń.
Profesor oddalił się na chwilę, wracając z butelką wody. Odkręcił zakrętkę i podał ją Harlowowi, po czym sam schylił się, zbierając książki w kupki, by ułatwić ich późniejsze ułożenie na regale. Nie chciał wymuszać dalszej rozmowy, obawiając się o dobrostan Garfielda, mimo że nie mógł przestać myśleć o poprzednich słowach studenta. Obawiał się jednak wrócić rozmową do tej wypowiedzi, nie wiedząc, jakie uczucia przyniesie ze sobą wytłumaczenie.

Wiedza przytłacza

: pn paź 13, 2025 11:27 pm
autor: Garfield Harlow
Conrad Woodwell


Harlow nie do końca wiedział, co się dzieje. Świat wirował jak karuzela po tanim winie, a każdy oddech przypominał próbę wciągnięcia powietrza przez słomkę zatkaną plasteliną. Czuł drżenie w dłoniach i gdzieś, w tle, miękki głos profesora, który z niepokojącą wyraźnością przecinał zamglony pejzaż jego myśli. Dopiero, gdy chłodne palce Woodwella objęły jego ramiona, poczuł coś, co można by nazwać powrotem do rzeczywistości. Chociaż nie miał siły odpowiadać profesorowi to miał też w sobie pewną złość, że ten go totalnie olał chwilę wcześniej. I że co? Niby zdrowie studenta takie ważne, ale na konkretną wzmiankę czemu na zajęciach dzieją się pewne rzeczy to języka w gębie już nie ma?
Faceci.
Nie wiedział, że coś tak zwyczajnego jak woda może smakować jak wybawienie. Gdy butelka znalazła się w jego dłoni, przycisnął ją do ust z nabożnym skupieniem, pijąc małymi łykami. Chłód rozlał się po gardle i klatce piersiowej, aż w końcu poczuł, że może znów oddychać bez walki o każdy milimetr tlenu. Trochę jak ten pierwszy łyczek shota na imprezie, który smakuje niczym goła stópka Jezuska przechodząca przez gardziołko. Przymknął oczy, czując jak żołądek przyjmuje ten prosty, ale nieoceniony gest troski.
Kiedy otworzył je z powrotem, Woodwell był tuż obok – zbyt blisko, jak na komfortową odległość studenta i profesora, ale zbyt daleko, by Garfield poczuł się bezpieczny. Ten kontrast był gorszy niż zawroty głowy. Patrzył, jak mężczyzna układa książki w schludne stosy, i nagle zrobiło mu się głupio. Później dziwnie, chłopak nie wiedział skąd się to wzięło, bo większość życia lubił być wyręczany w niewygodnych czynnościach.
Niech pan przestanie, naprawdę. – wyciągnął rękę, by zatrzymać profesora, ale zaraz ją cofnął, bo znowu poczuł delikatny zawrót głowy. Głos się trzymał w jego zwyczajowym tonie, chociaż nie tym wypełnionym buntem i pretensją. Tak jakoby Harlow nagle zmiękł po tym, jak dostał wody. Ta nagła przemiana zdawała się być mu niepotrzebna i niewygodna. - Nie mam zamiaru do końca studiów słuchać, że zostałem kiedykolwiek przez pana wyręczony. - To już dodał twardo, chociaż nie zamierzał powstawać. Niech młode oczka nacieszą się tymi ugięciami w materiale spodni, gdy Conrad tak sprawnie nachylał się nad książkami — ciężko było nie zauważyć, jak dobrze skrojona tkanina napina się przy każdym jego ruchu. Garfild niby udawał, że skupia się na tytułach, na grzbietach tomów, ale jego wzrok uciekał w dół, w ślad za linią materiału, która co raz napinała się przy co ciekawszych mięśniach, naciągając struny wyobraźni i zarazem opuszczając się, dając fantazjom miejsce na folgowanie. Oczy przesuwały się leniwie po mięśniach ud, po zarysie bioder, po tym wszystkim, co zdradzało, że pod profesorską powściągliwością kryje się ciało, które wcale nie zapomniało, czym jest siła. Przez sekundę Garfild pozazdrościł tym ubraniom.
Niech Profesor tak nie segreguje, bo się przewrócą od tego porządku. – Harlow z trudem podniósł się z ziemi, wspierając o się regałem, ale innym. Nogi jeszcze trochę mu drżały, ale przynajmniej odzyskał kolor. – Nie można stawiać obok siebie Dickensa i Wilde’a, to jakby... postawić księdza obok drag queen? - Sam nie był pewien tego porównania, ale RuPaul pewnie by docenił kunszt.
Zanim Conrad zdążył zaprotestować, chłopak przykucnął przy stosie książek i zaczął przestawiać je po swojemu, mamrocząc coś pod nosem. Raz przekrzywił głowę, raz uniósł brwi, jakby prowadził wewnętrzną debatę moralną, czy Flaubertowi bardziej do twarzy z Brontë, czy może jednak z Woolf. Każda decyzja była drobnym aktem buntu, ale też – co Conrad mógł dostrzec, gdyby chciał – dowodem na to, że chłopak naprawdę znał świat literatury. Mimo, że nigdy nie zwiedził Europy.

Wiedza przytłacza

: śr paź 15, 2025 12:18 am
autor: Conrad Woodwell
Garfield Harlow

- Och, bo wyręczenie z mojej strony tak bardzo ci grozi. Spokojnie, zadbam, żeby wypytać cię z zaskoczenia. Nie będziesz się czuł wyręczony, jeśli będziesz musiał na to trochę popracować, co? – odpowiedział, nie zwracając uwagi na zwyczajowe odzywki chłopaka. Nieszczególnie obawiał się w tej chwili realizacji jakichkolwiek głupich pomysłów z jego strony – w końcu jak mógł zgłosić uczynnego profesora Woodwella za udzielenie pomocy z chwili słabości? Być może miało to również związek z widokiem osłabionego Garfielda, ale uczucie zagrożenia wydawało być się obecnie odległe i obce.
Conrad układał książki w stosy, nie zwracając za bardzo uwagi na ich kolejność – zajmując ręce pracą, chociażby po to, by łatwiej było mu opanować swoje myśli. Starał się skupić na rozważaniach, czy uda mu się podnieść stary, ponad dwumetrowy regał, który na oko mógł ważyć spokojnie z dwieście kilogramów, ale za to był długi, szeroki, a przede wszystkim stary. Woodwell naprawdę nie chciał, by podczas podnoszenia poleciał w drugą stronę, biorąc pod uwagę, że półki mogły tego nie wytrzymać. Chrzanić koszty, profesor był po prostu zbyt przywiązany do tych zmurszałych mebli. Szkoda byłoby, gdyby w próbie popisania się przed Garfieldem doprowadził do utraty czegoś unikatowego. To nie tak, że wystarczyło pojechać do Ikea i znaleźć taki sam. Może powinien kogoś zawołać?
Tak, bo kwestia regału była tak zajmująca. Zupełnie jakby nie miał ciekawszych rzeczy do przemyślenia – tyle że nie chciał, nie tutaj i nie teraz. Nie z omdlewającym Garfieldem, który zapewne uderzył się w głowę. A właśnie, może powinien się zainteresować, czy jego student nie miał przypadkiem wstrząśnienia mózgu? Czemu wcześniej o tym nie pomyślał?
Myśl ta przyszła jednak za późno, bo Harlow postanowił wkroczyć do akcji, mimo że wydawało się to obecnie fatalnym pomysłem. Conrad mimowolnie zaklął, odwracając się, a następnie sadząc długi krok w stronę studenta, by powstrzymać jego nagle odnaleziony entuzjazm.
- Naprawdę tak ciężko jest usiedzieć w miejscu? Uszanuj przez chwilę swoje zdrowie, póki jeszcze je masz, albo zadzwonię po lekarza. Są ważniejsze rzeczy niż Dickens leżący obok Wilde’a.
Conrad zmrużył oczy, przyglądając się Garfieldowi, szukając oznak mogących świadczyć o przebytym urazie.
- Kręci ci się w głowie? Czujesz nadwrażliwość na światło i dźwięki? A może niedobrze ci?

Wiedza przytłacza

: czw paź 16, 2025 2:09 pm
autor: Garfield Harlow
Conrad Woodwell

Zignorował ostrzeżenia profesora. Jeszcze przed chwilą świat wirował mu przed oczami, a teraz, jakby na przekór samemu sobie, znalazł w sobie resztki energii, żeby się podnieść. Chód miał chwiejny, ale uparty. Każdy krok był jak drobny akt buntu wobec słabości, wobec troski, wobec Woodwella.
Kiedy sięgnął po pierwszy tom z najbliższego stosu, jego dłonie zadrżały, lecz mimo to nie przestał. Porządkował książki z metodyczną zawziętością, jakby próbował przywrócić porządek nie tylko na podłodze biblioteki, ale i w sobie. Każdy ruch był zaskakująco delikatny: przesunięcie grzbietu, odwrócenie kart, lekkie strzepnięcie pyłu z okładki. Wyglądało to prawie rytualnie, jakby Harlow składał ofiarę w imię jakiegoś wewnętrznego, chaotycznego ładu.
Czuł spojrzenie profesora na karku – ciężkie, wnikliwe, irytująco obecne. Udawał, że go nie zauważa, ale każdy mięsień zdradzał, że doskonale zdaje sobie z niego sprawę. Woodwell był blisko, tak blisko, że gdy się nachylał, powietrze między nimi gęstniało, a Garfild mógłby przysiąc, że słyszy szelest materiału napinającego się przy każdym ruchu. Niby przypadkiem, jego spojrzenie przesunęło się w dół. Tkanina marynarki, potem linia pleców, aż wreszcie biodra – idealnie dopasowane, nieprzyzwoicie eleganckie. Wyobraźnia podsunęła mu obraz dłoni, która zsuwa materiał, ale szybko odgonił tę myśl, przygryzając wargę.
Gdzieś za plecami usłyszał ciężki oddech profesora. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że ten stoi niedaleko, obserwując każdy jego ruch z tą swoją mieszanką sceptycyzmu i czegoś, co Garfild wolałby nazwać irytacją, ale bardziej przypominało zaciekawienie.
Harlow uśmiechnął się krzywo, choć w jego oczach czaiło się zmęczenie, które zdradzało, że siłą napędową był już tylko upór. Pot spływał mu po skroni, serce waliło jak szalone, ale nie zamierzał się zatrzymać. Zsunął ostatni tom na właściwe miejsce, po czym oparł się dłonią o półkę.
Założę, że o czymś tam niby gadali, że coś mówili, ale nie chciało mi się tego rozpisywać w dialogu, ale niech pozostanie to w domyśle.
Na chwilę zapadła cisza. Tylko ich oddechy – studencki ciężki i nieregularny, Conrada spokojny, z tym charakterystycznym rytmem kogoś, kto zawsze panuje nad sytuacją. Harlow uniósł głowę, żeby spojrzeć na niego spod rzęs.Niech pan nie stoi tak nade mną, bo się poczuję jak w Godzinkach, obserwując wszystkie zakazane przyjemności. — Ton był lekki, prawie kokieteryjny, ale zmęczenie nadawało mu pewną miękkość. — Zresztą, niech Pan lepiej pomoże mi z tym regałem, bo trzeba tu w końcu coś postawić do pionu - uznajmy, że dalej mówimy o regale. Potem wziął głębszy oddech, odwrócił się do Conrada i, z tym swoim krzywym uśmiechem, który zawsze balansował między wyzwaniem a prośbą, dodał cicho: — Proszę się nie martwić. Nie zamierzam mdleć dwa razy tego samego dnia. To by było już zbyt dramatyczne nawet jak na moje standardy.

Wiedza przytłacza

: pn paź 20, 2025 10:34 pm
autor: Conrad Woodwell
Garfield Harlow

Conrad naprawdę czuł się w tej sytuacji bezsilny. Przywykł do pracy ze studentami – ludźmi może i młodymi, ale jednak dorosłymi, słuchającymi jego rad, często wręcz z nadmiernym pietyzmem. A tutaj? Woodwell równie dobrze mógłby się obchodzić z przedszkolakiem, biorąc pod uwagę jego brak wiedzy w kwestiach obsługi Garfielda oraz upór chłopaka w robieniu mu na przekór. Czemu w ogóle znalazł się w tej sytuacji? Przed chwilą jeszcze delektował się drobnym zwycięstwem, a teraz… Szkoda gadać. Na dodatek kiepska kondycja Harlowa sprawiała, że czuł wewnętrzny opór przeciwko zachowywaniu się względem niego tak jak dotychczas. Wszystkie docinki uleciały mu z głowy. Ciężko było mu się skupić; czuł, że stoi jak ten słup soli i wpatruje się w największe utrapienie swojego audytorium.
Przez chwilę chciał wdać się z chłopakiem w dyskurs, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Jeśli faktycznie Garfield walnął się w głowę, to i tak nie wyniesie go stąd siłą. Mógłby próbować, ale w jego stanie lepiej było nim nie trząść; mogłoby to narobić tylko dodatkowych problemów. A jak poczuje się słabo… No cóż, przynajmniej Conrad nie będzie musiał z nim walczyć. Dobrze, że na uniwersytecie zawsze dostępna była pomoc medyczna, co najwyżej w razie jakichkolwiek problemów szybko rozpocznie gorące łącze z dyżurką.
Profesor starał się nie skupiać na tym, jak grzywa brązowych włosów opada na czoło Harlowa, jak mięśnie chłopaka prężą się pod materiałem jego koszulki, jak podczas pochylania się materiał odsłania fragment jego obojczyka. Boże, ten dzień był taki męczący dla nieustannie wystawionego na próbę Conrada, że miał ochotę, by natychmiast się skończył. Nie miał mocy przerobowych na więcej kuszenia, starając się wciąż wyrzucić z głowy poprzednie słowa studenta.
Woodwell trzymał w dłoni ostatnią książkę, szukając wzrokiem stosownego miejsca – zupełnie jakby nie mogła zostać włożona dosłownie gdziekolwiek – starając się zignorować kolejną atrakcyjną pozę Garfielda. Jego „starcze” serce nie wytrzymywało tego stałego, przyśpieszonego rytmu. Miał wrażenie, że właśnie znalazł się w kompletnie niestosownej powieści romantycznej napisanej przez realizującą swoje seksualne fantazje panią domu. Z jakich książek ten chłopak nauczył się podobnych tekstów? I, co jeszcze bardziej istotne, czemu kierował je w jego stronę? Miał ochotę pozbawić Harlowa batuty, wyprowadzić chłopaka z równowagi i w ten pokręcony sposób w jakiś sposób odzyskać kontrolę nad konwersacją.
Jednym płynnym ruchem odłożył książkę i zbliżył się do swojego interlokutora.
- Boccacciego do opisów zdrożnych czynów zakonników pchał antyklerykalizm. Co więc pcha ciebie do niezbyt zawoalowanych prób wywołania mojej reakcji? Nadal pamiętam twoje słowa z wykładów wakacyjnych, Harlow. To próba wywołania mojego zgorszenia czy zebrania materiału do zgłoszenia dziekanowi?
Odwrócił się do chłopaka, bez słowa zabierając się do podniesienia z podłogi regału, starając się poradzić sobie samemu, zanim chłopak zareaguje. Mimo potencjalnego ciężaru, przy prowadzonym stylu życia, powinien mimo wszystko poradzić sobie z meblem – tak przynajmniej mu się wydawało. Nie dbał już o stan zabytku, na pewno na strychu czy w piwnicy były jeszcze jakieś inne.

Wiedza przytłacza

: śr paź 22, 2025 2:17 pm
autor: Garfield Harlow
Conrad Woodwell


Garfield parsknął cicho, jakby właśnie usłyszał nieśmieszny żart, który przez swoją absurdalność wzbudza taki śmiech przez litość? Albo dochodzi do pierwotnych ludzkich instynktów, wypluwając z siebie śmiech. Potem, powoli, bardzo powoli, jego usta rozciągnęły się w coś na kształt uśmiechu. Nie wesołego. Takiego, który pachniał ironią i zapowiedzią kłopotów. Obraz Conrada w głowie studenta balansował między bohaterem, a głównym wrogiem krótkiej, ckliwej powiastki.
Do dziekana? – powtórzył, z namysłem odstawiając książkę na najbliższą półkę, jak zdenerwowana bibliotekarka na TikToku, która idzie uciszyć jakieś dzieciaki. – Profesor jest jedyną osobą na tej uczelni, która potrafi z równą pasją nienawidzić i pouczać mężczyzn. To mizoandria z akademickim tytułem. Trochę jak spotify premium, ale dla masochistów.
Jak studentka się spóźni, to pewnie miała ciężki dzień. Jak spóźnię się ja to od razu brak szacunku wobec instytucji akademickiej.– Przy każdym słowie robił krok w jego stronę – nie agresywnie, raczej z luzem, chociaż bardziej spowodowany był osłabieniem. – Jak dziewczyna pomyli cytat, to literacka intuicji, a kiedy ja coś przekręcę, to intelektualne lenistwo.- Oczywiście Garfild nie pozwalał sobie na takie rzeczy jak mylenie cytatów z klasyków, wolał je wtedy przemilczeć.
Niech się pan nie łudzi, że nie zauważam. – Zatrzymał się dopiero, gdy dzieliło ich może pół metra, dokładnie tyle, by granica między formalnością a czymś bardziej prywatnym stała się niebezpiecznie cienka. Jego ton, choć wciąż utrzymany w ramie lekkiej pogardy, niósł w sobie coś, co miało docierać do zmysłu szczerości profesorskiej. Coś, co już nie było tylko prowokacją. - Pan po prostu nie znosi facetów, którzy nie wpisują się w pański wzór. Niegrzecznych, zadziornych, nieprzepraszających za to, że istnieją. Bo łatwiej się panu rozmawia z kimś, kogo może pan poprawić. Albo pouczyć. Albo naprostować. - Wziął głębszy oddech. Nieco drżący, ale wystarczająco stabilny, żeby mógł dokończyć myśl. – Więc nie, nie potrzebuję zbierać materiału. Wystarczyłoby, żebym napisał krótkie podanie o tytule Systemowa mizoandria profesora Woodwella albo taki wpis na uczelnianym Instagramie – tu urwał, pozwalając, by cisza na sekundę zawisła między nimi. Chociaż po tym chłopak nie umiał już wydobyć z siebie żadnego słowa oprócz jednego. - Przepraszam - uciekł wzrokiem od mężczyzny.