we'll be fucked up together
: śr wrz 10, 2025 8:17 pm
Leo Perella był niewątpliwie największym romantykiem, jakiego Teddy kiedykolwiek poznała. I miało to swój niezaprzeczalny urok, choć czasem uważała, że przyjaciel żył w jakiejś różowej bańce, lokując swoje nie zawsze we właściwych mężczyznach. Wiedziała jednak, że jeśli się zakochiwał, to tak naprawdę i bez wyjścia.
Darling też miała coś w sobie duszę romantyczki, którą nieczęsto okazywała. Wielokrotnie przekonała się, że jej zawód działał na kobiety jak lep na muchy. Przyciągał je fakt, że pracowała w straży pożarnej i może faktycznie była to jakaś magia munduru. Schlebiało jej to, nie mogła powiedzieć, że nie, ale nigdy nie próbowała tego wykorzystać. Problem Teddy polegał na tym, że zbyt szybko się angażowała i źle odczytywała sygnały, a jedna noc nie zawsze oznaczała bądźmy razem do końca życie.
Mimo to sposób, w jaki Leo mówił o Orpheusie wywoływał niekontrolowany uśmiech na jej twarzy. Raz czy dwa wspomniał kiedyś, że Grateau był kilka lat młodszy, ale czy to miało w ogóle jakieś znaczenie? Z czasem różnica wieku zacierała, choć Darling pamiętała, jak sama miała te dwadzieścia kilka lat i pstro w głowie.
— Na ślubie? — parsknęła śmiechem, kończąc obierać ziemniaki. — Człowieku, na jakim ślubie? Niby z kim? Widzisz tu kogoś? — rozejrzała się, a jej wzrok zatrzymał się na Leo, który właśnie przesypywał mąkę.
Wprawdzie będąc gówniarzami, zawarli pakt, że jeśli nikogo nie znajdą sobie do trzydziestki, to hajtną się ze sobą dla świętego spokoju, ale Teddy już miała trzydziestkę na karku i dalej nie widziało jej się zawieranie małżeństwa z najlepszym przyjacielem tylko dlatego, że nie było w pobliżu nikogo sensowniejszego. Niczego oczywiście nie ujmując Perelli, ale jednak brakowało mu jednej istotnej części ciała. A właściwie miał jedną za dużo.
Darling czasami myślała, o ile prostsze byłoby jej życie, gdyby nie była lesbijką. Mężczyźni zdawali się być znacznie prostsi w obsłudze, trochę jak budowa cepa. Z kobietami było trudno. Zwłaszcza kiedy ich miesiączki zaczynały się niespodziewanie synchronizować.
— Kocham cię i wspólne rozliczenia podatkowo brzmią kusząco, ale nie — oznajmiła pewnie. — Moja praca nie ma nic wspólnego z byciem singielką — powiedziała, chociaż coś w tym było, a całodobowe dyżury nie napawały optymizmem żadną z dziewczyn, z którymi do tej pory się spotykała. — Po prostu nie spotkałam jeszcze odpowiedniej kobiety. Trzymajmy się tej nieoficjalnej wersji — poprosiła, umieszczając garnek z ziemniakami w zlewie, żeby je obmyć z nadmiaru ziemi i brudu. — Co teraz? Pokroić je w mniejsze kawałki i na kuchenkę? Potem będziemy przeciskać je przez praskę? — dopytała, nie chcąc przeoczyć żadnego istotnego kroku. Niby wiedziała, co robić, ale nie chciała popsuć Leo jego własnej koncepcji.
Leo V. Perella
Darling też miała coś w sobie duszę romantyczki, którą nieczęsto okazywała. Wielokrotnie przekonała się, że jej zawód działał na kobiety jak lep na muchy. Przyciągał je fakt, że pracowała w straży pożarnej i może faktycznie była to jakaś magia munduru. Schlebiało jej to, nie mogła powiedzieć, że nie, ale nigdy nie próbowała tego wykorzystać. Problem Teddy polegał na tym, że zbyt szybko się angażowała i źle odczytywała sygnały, a jedna noc nie zawsze oznaczała bądźmy razem do końca życie.
Mimo to sposób, w jaki Leo mówił o Orpheusie wywoływał niekontrolowany uśmiech na jej twarzy. Raz czy dwa wspomniał kiedyś, że Grateau był kilka lat młodszy, ale czy to miało w ogóle jakieś znaczenie? Z czasem różnica wieku zacierała, choć Darling pamiętała, jak sama miała te dwadzieścia kilka lat i pstro w głowie.
— Na ślubie? — parsknęła śmiechem, kończąc obierać ziemniaki. — Człowieku, na jakim ślubie? Niby z kim? Widzisz tu kogoś? — rozejrzała się, a jej wzrok zatrzymał się na Leo, który właśnie przesypywał mąkę.
Wprawdzie będąc gówniarzami, zawarli pakt, że jeśli nikogo nie znajdą sobie do trzydziestki, to hajtną się ze sobą dla świętego spokoju, ale Teddy już miała trzydziestkę na karku i dalej nie widziało jej się zawieranie małżeństwa z najlepszym przyjacielem tylko dlatego, że nie było w pobliżu nikogo sensowniejszego. Niczego oczywiście nie ujmując Perelli, ale jednak brakowało mu jednej istotnej części ciała. A właściwie miał jedną za dużo.
Darling czasami myślała, o ile prostsze byłoby jej życie, gdyby nie była lesbijką. Mężczyźni zdawali się być znacznie prostsi w obsłudze, trochę jak budowa cepa. Z kobietami było trudno. Zwłaszcza kiedy ich miesiączki zaczynały się niespodziewanie synchronizować.
— Kocham cię i wspólne rozliczenia podatkowo brzmią kusząco, ale nie — oznajmiła pewnie. — Moja praca nie ma nic wspólnego z byciem singielką — powiedziała, chociaż coś w tym było, a całodobowe dyżury nie napawały optymizmem żadną z dziewczyn, z którymi do tej pory się spotykała. — Po prostu nie spotkałam jeszcze odpowiedniej kobiety. Trzymajmy się tej nieoficjalnej wersji — poprosiła, umieszczając garnek z ziemniakami w zlewie, żeby je obmyć z nadmiaru ziemi i brudu. — Co teraz? Pokroić je w mniejsze kawałki i na kuchenkę? Potem będziemy przeciskać je przez praskę? — dopytała, nie chcąc przeoczyć żadnego istotnego kroku. Niby wiedziała, co robić, ale nie chciała popsuć Leo jego własnej koncepcji.
Leo V. Perella