A boy with a soul like a love letter
: wt wrz 30, 2025 11:30 am
Nie zraził się początkowym brakiem reakcji, nie liczył zresztą na żaden gwałtowny poryw, bo w jego dotychczasowym wyobrażeniu na temat Orpheusa, był on owszem, gadułą z takich, co to zawsze próbują wyjść na pewnych siebie, ale Leo dostatecznie znał się na ludziach by wiedzieć, że gdy pozbawić go okazji do werbalnych prób zaistnienia, Grateau miał w sobie wiele z kruchotliwej płochości i niezręczności.
Perella wolał ten właśnie duet – papli z sercem na dłoni – niż mniej rozmownego macho, takiego jak chociażby Jalen Salinger, z którym czasami miał wątpliwą przyjemność dzielić kantynę i audycję. Nie znosił chuja, facet był pretensjonalny, z irytującą afektacyjną manierą wyrażania się i werbalnie i gestem, udawał erudytę zabierającego głos, gdy uważał, że miał szansę zabłysnąć (i jak na złość zwykle robił wrażenie, Leo nie mógł mu tego odmówić), mimo to wszystko co można było od niego usłyszeć brzmiało jak wyrwany z kontekstu ogólnikowy slogan. Ponadto był wzrostu Orpheusa, a Perella z natury nie przepadał za ludźmi patrzącymi na niego z góry w jakikolwiek sposób, czy to dosłowny czy metaforyczny.
Dwie zawoalowane oferty wspólnego wyjścia olał tak, jak Ophelia olewała czasami jego wyciągnięte z kanapy ręce zachęcające do podejścia bliżej, dwie kolejne i bezpośrednie odrzucił zasłaniając się brakiem wolnego czasu, ale czuł, że wkrótce znów znajdzie na swoim biurku karnecik z zaproszeniem do najsztywniejszej restauracji w Toronto, albo inną bzdurę podobnego rodzaju.
Nie przejmując się biernością ze strony Orpheusa, Leo sam się rozgościł i prowadził rozwlekły pocałunek złożony z wianuszka drobniejszych, lądujących miękko i na ustach mężczyzny i w okolicach kącików warg, jakby próbował w ten sposób wywabić uśmiech.
Grateau smakował cytrusową herbatą i kokosanką, połączeniem zaskakująco pasującym do kogoś tak czułostkowego i Perella odkrył, że bardzo mu to odpowiada, podobnie jak kilka piegów wyglądających, jakby natura rzuciła mu je na odchodne bez precyzji. Rozsypały się mu na nosie, kilka osiadło mu na policzkach i skroniach.
Zaciskające mu się na kaszmirowym swetrze dłonie też nie przeszkadzały. Z dotychczasowych doświadczeń Leo zdecydowanie częściej gościł podczas pocałunków ręce partnera na skórze niż ubraniu, zatem było w tym coś odświeżająco nowego i ciekawszego, nawet, jeżeli całkowicie statycznego.
W potwierdzeniu wyłapanym gdzieś pomiędzy ostatnimi skubnięciami warg dosłyszał przekonanie, uznał to więc za wystarczająco dobry znak jak na początek. Odchylił się nieznacznie i obie dłonie zaplecione dotąd za plecami Orpheusa złożył mu na karku, klarownie dając do zrozumienia, że na ten moment wystarczy.
Spodziewał się kolejnej dziecinnej dwuznaczności, może jakiegoś dukanego żartu, zamiast tego przyszło mu unieść wzrok i brew w wyrazie trwającego ledwie kilku sekund zaskoczenia. Grateau chyba jeszcze nigdy w jego obecności nie brzmiał na tak bezbronnego i pozbawionego wiary w samego siebie jak w tym momencie, przez co krótki dysonans poznawczy na krótką chwilę sprawił, że Perella zaniemówił, mimo że miał uchylone usta gotowe do udzielania odpowiedzi.
一 Słuchaj... 一 zaczął tak, jakby nie do końca wiedział jak wyłożyć mu coś, co dla niego było oczywiste. Być może właśnie tylko dla niego i musiał wziąć to pod uwagę. Palcami odgarnął mu krnąbrny loczek wywinięty inaczej niż reszta, spojrzał na niego badawczo spod rzęs i poruszył się mu na kolanach w poszukiwaniu łaskawszej pozycji dla swoich obolałych od wczorajszej jogi ud. 一 Ja wiem, że bywam trochę apodyktyczny, ale to nie oznacza, że chciałbym, żebyś się do mnie dopasowywał. Gdybym chciał ulepić sobie faceta wynająłbym sobie escorta.
To wyjaśnienie być może wystarczyłoby komuś, kto miałby choć nikłe pojęcie o dynamice związku, jednak z tego co Leo wyczytał między wierszami wynikało, że w przypadku Orpheusa znajomość tych interpersonalnych meandrów była albo niewielka albo wręcz żadna.
一 Nie zgodziłem się z litości, rozumiesz? To znaczy, że jest w tobie coś, co mnie przekonało, a jeżeli będziesz próbował dostosować się pode mnie na siłę, to coś po prostu zniknie, w przeciwieństwie do mnie. Powiedz mi, byłeś z kimś kiedykolwiek?
Wolał ustalić to na wstępie, chcąc dopasować odpowiednią taryfę ulgową do warunków jakimi dysponowali. Cierpliwość nie do końca należała do jego mocnych stron, jednakże Perella był w stanie przyjąć pewne ustępstwa i zmienić nieco podejście. Skoro dał mu szansę zamierzał to przynajmniej zrobić porządnie i sprawiedliwie, a nie na pół gwizdka.
一 Nie szkodzi 一 wyklarował natychmiast i palcami dłoni znajdującej się za głową Orpheusa zwiedził sobie jego płytkie potyliczne zagłębienie utopione wśród sprężystych loków. 一 Póki co to ja zorganizuję ci randkę. Oglądałeś kiedyś „W deszczowy dzień w Nowym Jorku“ z Seleną Gomez?
Po tysiąckroć wolał spędzić długi wieczór na kanapie z opakowanym w gips i młodzieńcze kompleksy Orpheusem niż słuchać monologów Salingera nad symboliczną porcją molekularnej wariacji kucharza na temat zwykłego tatara za bezcen.
Cierpliwie przeczesał mu włosy całą dłonią, od grzywki w tył, tak, jakby głaskał nadstawiającego się psiaka; nie miałby nic przeciwko temu, aby wygłaskać go tak na zapas, najlepiej mając go wyłożonego głową na kolanach, w trakcie filmu, który pewnie oglądałby najwyżej jednym okiem. Właściwie to właśnie taki miał plan, tylko nie podzielił się nim jeszcze w szczegółach z Orpheusem.
一 Zrobiłbym więcej herbaty, ty byłbyś na tyle uprzejmy, by nie rozpraszać mnie aż tak 一 zaakcentował ostatnie słowa znacząco obniżając wzrok na coraz bardziej nęcącą go klatkę piersiową Grateau. Uśmiechnął się przy tym wystraczająco jednoznacznie, by nawet otumaniony lekami przeciwbólowymi Orpheus pojął aluzję. 一 I założyłbyś koszulę może? Wierz mi, nie miałbym nic przeciwko zrekompensowaniu ci tej niedogodności i szpitalnych perturbacji, ale wydaje mi się, że bliżej ci dzisiaj do wsiąkania w kanapę niż...
Spojrzenie Perelli automatycznie podskoczyło ku górze, gdzie na krótki moment nawiązał bez skrępowania kontakt wzrokowy z Orpheusem. Dla efektu, być może jakiejś delikatniejszej złośliwości, nawet zassał się na krótko na swojej dolnej wardze.
orpheus grateau
Perella wolał ten właśnie duet – papli z sercem na dłoni – niż mniej rozmownego macho, takiego jak chociażby Jalen Salinger, z którym czasami miał wątpliwą przyjemność dzielić kantynę i audycję. Nie znosił chuja, facet był pretensjonalny, z irytującą afektacyjną manierą wyrażania się i werbalnie i gestem, udawał erudytę zabierającego głos, gdy uważał, że miał szansę zabłysnąć (i jak na złość zwykle robił wrażenie, Leo nie mógł mu tego odmówić), mimo to wszystko co można było od niego usłyszeć brzmiało jak wyrwany z kontekstu ogólnikowy slogan. Ponadto był wzrostu Orpheusa, a Perella z natury nie przepadał za ludźmi patrzącymi na niego z góry w jakikolwiek sposób, czy to dosłowny czy metaforyczny.
Dwie zawoalowane oferty wspólnego wyjścia olał tak, jak Ophelia olewała czasami jego wyciągnięte z kanapy ręce zachęcające do podejścia bliżej, dwie kolejne i bezpośrednie odrzucił zasłaniając się brakiem wolnego czasu, ale czuł, że wkrótce znów znajdzie na swoim biurku karnecik z zaproszeniem do najsztywniejszej restauracji w Toronto, albo inną bzdurę podobnego rodzaju.
Nie przejmując się biernością ze strony Orpheusa, Leo sam się rozgościł i prowadził rozwlekły pocałunek złożony z wianuszka drobniejszych, lądujących miękko i na ustach mężczyzny i w okolicach kącików warg, jakby próbował w ten sposób wywabić uśmiech.
Grateau smakował cytrusową herbatą i kokosanką, połączeniem zaskakująco pasującym do kogoś tak czułostkowego i Perella odkrył, że bardzo mu to odpowiada, podobnie jak kilka piegów wyglądających, jakby natura rzuciła mu je na odchodne bez precyzji. Rozsypały się mu na nosie, kilka osiadło mu na policzkach i skroniach.
Zaciskające mu się na kaszmirowym swetrze dłonie też nie przeszkadzały. Z dotychczasowych doświadczeń Leo zdecydowanie częściej gościł podczas pocałunków ręce partnera na skórze niż ubraniu, zatem było w tym coś odświeżająco nowego i ciekawszego, nawet, jeżeli całkowicie statycznego.
W potwierdzeniu wyłapanym gdzieś pomiędzy ostatnimi skubnięciami warg dosłyszał przekonanie, uznał to więc za wystarczająco dobry znak jak na początek. Odchylił się nieznacznie i obie dłonie zaplecione dotąd za plecami Orpheusa złożył mu na karku, klarownie dając do zrozumienia, że na ten moment wystarczy.
Spodziewał się kolejnej dziecinnej dwuznaczności, może jakiegoś dukanego żartu, zamiast tego przyszło mu unieść wzrok i brew w wyrazie trwającego ledwie kilku sekund zaskoczenia. Grateau chyba jeszcze nigdy w jego obecności nie brzmiał na tak bezbronnego i pozbawionego wiary w samego siebie jak w tym momencie, przez co krótki dysonans poznawczy na krótką chwilę sprawił, że Perella zaniemówił, mimo że miał uchylone usta gotowe do udzielania odpowiedzi.
一 Słuchaj... 一 zaczął tak, jakby nie do końca wiedział jak wyłożyć mu coś, co dla niego było oczywiste. Być może właśnie tylko dla niego i musiał wziąć to pod uwagę. Palcami odgarnął mu krnąbrny loczek wywinięty inaczej niż reszta, spojrzał na niego badawczo spod rzęs i poruszył się mu na kolanach w poszukiwaniu łaskawszej pozycji dla swoich obolałych od wczorajszej jogi ud. 一 Ja wiem, że bywam trochę apodyktyczny, ale to nie oznacza, że chciałbym, żebyś się do mnie dopasowywał. Gdybym chciał ulepić sobie faceta wynająłbym sobie escorta.
To wyjaśnienie być może wystarczyłoby komuś, kto miałby choć nikłe pojęcie o dynamice związku, jednak z tego co Leo wyczytał między wierszami wynikało, że w przypadku Orpheusa znajomość tych interpersonalnych meandrów była albo niewielka albo wręcz żadna.
一 Nie zgodziłem się z litości, rozumiesz? To znaczy, że jest w tobie coś, co mnie przekonało, a jeżeli będziesz próbował dostosować się pode mnie na siłę, to coś po prostu zniknie, w przeciwieństwie do mnie. Powiedz mi, byłeś z kimś kiedykolwiek?
Wolał ustalić to na wstępie, chcąc dopasować odpowiednią taryfę ulgową do warunków jakimi dysponowali. Cierpliwość nie do końca należała do jego mocnych stron, jednakże Perella był w stanie przyjąć pewne ustępstwa i zmienić nieco podejście. Skoro dał mu szansę zamierzał to przynajmniej zrobić porządnie i sprawiedliwie, a nie na pół gwizdka.
一 Nie szkodzi 一 wyklarował natychmiast i palcami dłoni znajdującej się za głową Orpheusa zwiedził sobie jego płytkie potyliczne zagłębienie utopione wśród sprężystych loków. 一 Póki co to ja zorganizuję ci randkę. Oglądałeś kiedyś „W deszczowy dzień w Nowym Jorku“ z Seleną Gomez?
Po tysiąckroć wolał spędzić długi wieczór na kanapie z opakowanym w gips i młodzieńcze kompleksy Orpheusem niż słuchać monologów Salingera nad symboliczną porcją molekularnej wariacji kucharza na temat zwykłego tatara za bezcen.
Cierpliwie przeczesał mu włosy całą dłonią, od grzywki w tył, tak, jakby głaskał nadstawiającego się psiaka; nie miałby nic przeciwko temu, aby wygłaskać go tak na zapas, najlepiej mając go wyłożonego głową na kolanach, w trakcie filmu, który pewnie oglądałby najwyżej jednym okiem. Właściwie to właśnie taki miał plan, tylko nie podzielił się nim jeszcze w szczegółach z Orpheusem.
一 Zrobiłbym więcej herbaty, ty byłbyś na tyle uprzejmy, by nie rozpraszać mnie aż tak 一 zaakcentował ostatnie słowa znacząco obniżając wzrok na coraz bardziej nęcącą go klatkę piersiową Grateau. Uśmiechnął się przy tym wystraczająco jednoznacznie, by nawet otumaniony lekami przeciwbólowymi Orpheus pojął aluzję. 一 I założyłbyś koszulę może? Wierz mi, nie miałbym nic przeciwko zrekompensowaniu ci tej niedogodności i szpitalnych perturbacji, ale wydaje mi się, że bliżej ci dzisiaj do wsiąkania w kanapę niż...
Spojrzenie Perelli automatycznie podskoczyło ku górze, gdzie na krótki moment nawiązał bez skrępowania kontakt wzrokowy z Orpheusem. Dla efektu, być może jakiejś delikatniejszej złośliwości, nawet zassał się na krótko na swojej dolnej wardze.
orpheus grateau