nie twoja panna młoda
: ndz wrz 14, 2025 12:33 pm
- Ale przecież obchodzą, przecież dla biznesu robisz to... - westchnął ciężko, a jego oczy zatoczyły koło, ta cała sukienka, ta cała szopka. Wszystko dla biznesu. Może potrafiłaby zacisnąć zęby i przyjąć od niego życzenia na ślubie, tylko po to, żeby dobrze to wyglądało. A on może nawet potrafiłby jej je złożyć, gdyby tylko odpowiednio się znieczulił.
Nie, chyba by nie potrafił. Chyba wcale by nie przyszedł, tylko znowu się wykręcił jakimś wyjazdem. A może naprawdę by wyjechał, gdzieś daleko stąd, szukając świętego spokoju.
- To Ty zaczynasz Cherry, a może chcesz żebym był? - zapytał patrząc jej prosto w oczy - dupka łatwiej byłoby zapomnieć, co? - o tak, Galen tez miał takie myśli, że jakby Charity Marshall wychodziła za mąż z miłości, to byłoby mu łatwiej. Nie walczyć, nie konkurować, zapomnieć. Ale to wszystko była szopka, to denerwowało go najbardziej. Bo przecież mógł to przerwać, mógłby, gdyby mu pozwoliła, gdyby może powiedziała, no tak, to jest Twoja sprawa, zrób coś z tym. Może by zrobił?
Albo nie zrobił.
Znowu pierdolone dylematy.
Byli tak blisko siebie, że Galen czuł jej przyspieszony oddech gdzieś w okolicy szyi, ale też się nie odsunął, nie ruszył nawet na krok. Lubił ten jej upór, kręcił go, to jej spojrzenie z jakąś taką nutką buntu, miało w sobie coś, co go urzekło. W ogóle ona cała miała w sobie coś takiego, że Galen Wyatt nie potrafił się odsunąć.
- No i co zrobisz Cherry? To nie jest Lanzarote, a Ty... masz na sobie suknię, którą wybrałaś na swój ślub - zapytał, kiedy powiedziała, żeby się odsunął, bo ulegnie. Chciał tego, żeby znowu mu uległa, tym razem on ją prowokował. Chociaż... też dobitnie przypomniał, że szykuje się do ślubu, tak jakby miała teraz wybrać, ślub, albo on.
Nie, nie chciał kazać jej wybierać, bo ona już podjęła decyzję, ale mimo to, nie zrobił też tego o co go prosiła, oparł drugą rękę, po jej drugiej stronie, a głowę pochylił nad jej ramieniem, bardzo, bardzo blisko. Jego oddech był szybki, drażnił nagą skórę na jej ramieniu.
- Jak ja mam się od Ciebie odsunąć, kiedy tak mnie do Ciebie ciągnie? - wymruczał, a potem podniósł głowę, ale tylko po to, żeby zbliżyć swoje wargi do jej pełnych ust. Tak blisko, że dzieliły ich milimetry, że może nawet je poczuła, kiedy odezwał się do niej znowu.
- Nie wierzę, że o tym nie marzysz Cherry, tak samo mocno jak ja... - pocałował ją bardzo delikatnie i bardzo krótko, zamykając na moment oczy, tak tylko, jakby sprawdzał, czy go odepchnie, czy naprawdę też o tym marzyła. Bo on tak. Cały pierdolony tydzień.
Cherry Marshall
Nie, chyba by nie potrafił. Chyba wcale by nie przyszedł, tylko znowu się wykręcił jakimś wyjazdem. A może naprawdę by wyjechał, gdzieś daleko stąd, szukając świętego spokoju.
- To Ty zaczynasz Cherry, a może chcesz żebym był? - zapytał patrząc jej prosto w oczy - dupka łatwiej byłoby zapomnieć, co? - o tak, Galen tez miał takie myśli, że jakby Charity Marshall wychodziła za mąż z miłości, to byłoby mu łatwiej. Nie walczyć, nie konkurować, zapomnieć. Ale to wszystko była szopka, to denerwowało go najbardziej. Bo przecież mógł to przerwać, mógłby, gdyby mu pozwoliła, gdyby może powiedziała, no tak, to jest Twoja sprawa, zrób coś z tym. Może by zrobił?
Albo nie zrobił.
Znowu pierdolone dylematy.
Byli tak blisko siebie, że Galen czuł jej przyspieszony oddech gdzieś w okolicy szyi, ale też się nie odsunął, nie ruszył nawet na krok. Lubił ten jej upór, kręcił go, to jej spojrzenie z jakąś taką nutką buntu, miało w sobie coś, co go urzekło. W ogóle ona cała miała w sobie coś takiego, że Galen Wyatt nie potrafił się odsunąć.
- No i co zrobisz Cherry? To nie jest Lanzarote, a Ty... masz na sobie suknię, którą wybrałaś na swój ślub - zapytał, kiedy powiedziała, żeby się odsunął, bo ulegnie. Chciał tego, żeby znowu mu uległa, tym razem on ją prowokował. Chociaż... też dobitnie przypomniał, że szykuje się do ślubu, tak jakby miała teraz wybrać, ślub, albo on.
Nie, nie chciał kazać jej wybierać, bo ona już podjęła decyzję, ale mimo to, nie zrobił też tego o co go prosiła, oparł drugą rękę, po jej drugiej stronie, a głowę pochylił nad jej ramieniem, bardzo, bardzo blisko. Jego oddech był szybki, drażnił nagą skórę na jej ramieniu.
- Jak ja mam się od Ciebie odsunąć, kiedy tak mnie do Ciebie ciągnie? - wymruczał, a potem podniósł głowę, ale tylko po to, żeby zbliżyć swoje wargi do jej pełnych ust. Tak blisko, że dzieliły ich milimetry, że może nawet je poczuła, kiedy odezwał się do niej znowu.
- Nie wierzę, że o tym nie marzysz Cherry, tak samo mocno jak ja... - pocałował ją bardzo delikatnie i bardzo krótko, zamykając na moment oczy, tak tylko, jakby sprawdzał, czy go odepchnie, czy naprawdę też o tym marzyła. Bo on tak. Cały pierdolony tydzień.
Cherry Marshall