Cardboard Castle
: pn wrz 22, 2025 9:28 pm
Lucas Miller
Claire nie zgodziłaby się z tą margaritą. Powód był jeden i wszystkim powszechnie znany. Lucas nie byłby byle, jakim jedzeniem. Za takie mianowałaby ten rodzaj pizzy. Miał w sobie pierwiastek wyjątkowości, pakowania się w kłopoty, a także ten charakterystyczny błysk w oku. Kiedyś widziała w nim coś więcej, coś wyjątkowego, coś co ją urzekło w całości. Kiedyś urzekło. Dawno temu. Bardziej widziałaby lasagne, lub spaghetti. Każdy przygotowywał je na własny sposób, każdy wyjątkowy, a ich zapach przypominał powroty do domu.
Tak, w ten sposób opisałaby Lucasa.
— Wiesz co Lucas — rzuciła lekko zdenerwowana tekstem chłopaka, jej kącik ust zaczął charakterystycznie drgać — czasami mam wrażenie, że twoja wrażliwość mieści się w łyżeczce od herbaty, ale nie mierz każdego swoją miarą. Zwłaszcza kogoś kogo kochasz — prychnęła, wywracając oczyma. Claire mimo całkiem luźnego sposobu życia, miała własne triggery. Z wiedzą na temat lęku o wodę... chyba nigdy nie wzięłaby Lucasa z Charlotte nad jezioro, a nawet plażę. Źle by się czuła, wiedząc, że ktoś mógłby się bać. Zwłaszcza kiedy dochodziło do tak delikatnych sytuacji, jak prawie utonięcie.
Zresztą chyba była jej wdzięczna? Gdyby nie jej dobroć i brak robienia z siebie jakiejś suki, władcy mężczyzny, to by nie widziała się z Lucasem.
Zostałby jej karton-Bob.
— Zdecydowanie Łamacz Zasad — przytaknęła, była gotowa na bronienie własnego zdania — no tak, ty to po prostu znajdujesz się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Prawie jak HARI POTTA!! — rzuciła zabawnie, kładąc mu palec na torsie i dotykając go nim kilka razy. Prawie jakby chciała go oczarować. Może rzucała mu jakieś zaklęcie, by mięśniak przemienił się w księcia. Choć rycerzem mógłby być też dobrym. Słysząc to Claire automatycznie sięgnęła po karton-Boba. Nożyczki poszły w ruch, a chwilę później był już miecz — proszę o zacny rycerzu, chroń swoją księżniczkę — zaśmiała się wesoło, podając mu dzieło własnych rąk. Wyglądało przepięknie.
Aż chciała mu powiedzieć, co to za kulturka.
Skorzystała z jego pomocy, mrucząc ciche dziękuje. Nie mogła pozbyć się tego cichego śmiechu, kiedy biegł po jej pokoju. Musiała się bardzo skupić na nie wychodzeniu z roli, gdy zrobił nową wersję Romea i Julii. Bawił ją. Może powagę dalej miała na twarzy, ale oczy błyszczały jej z rozbawienia.
— Nazwisko twoje jest mi nieprzyjacielem, tyś przecież ty sam, a nie Montek. Czymże jest Montek? Ani ręką, ani nogą, ani ramieniem, ani twarzą, ani inną — i tak sobie poleciała resztę tego przepięknego dramatu — Bez tego miana. Romeo, wyrzeknij się imienia, a w zamian za nie weź mnie całą. — i tu coś wydawało się ją porazić, jakby mówiła z całą szczerością. Lucas to kumpel, Lucas to kumpel, tak sobie powtarzała w głowie, prawie jak prawdziwą mantrę.
Choć znów musiała powstrzymać się od parsknięcia śmiechem, słysząc jego odpowiedź. Kontynuowała dalej.
— Któż to mówi? Słyszałam coś; czy to mój ucho oszukał? — brzmiało przepiękne, ale miała nadzieję, że na zaliczeniu ostatni raz będzie wystawiała tę sztukę. Tak jak że ostatni raz będzie mówiła do Lucasa w ten sposób.
Claire nie zgodziłaby się z tą margaritą. Powód był jeden i wszystkim powszechnie znany. Lucas nie byłby byle, jakim jedzeniem. Za takie mianowałaby ten rodzaj pizzy. Miał w sobie pierwiastek wyjątkowości, pakowania się w kłopoty, a także ten charakterystyczny błysk w oku. Kiedyś widziała w nim coś więcej, coś wyjątkowego, coś co ją urzekło w całości. Kiedyś urzekło. Dawno temu. Bardziej widziałaby lasagne, lub spaghetti. Każdy przygotowywał je na własny sposób, każdy wyjątkowy, a ich zapach przypominał powroty do domu.
Tak, w ten sposób opisałaby Lucasa.
— Wiesz co Lucas — rzuciła lekko zdenerwowana tekstem chłopaka, jej kącik ust zaczął charakterystycznie drgać — czasami mam wrażenie, że twoja wrażliwość mieści się w łyżeczce od herbaty, ale nie mierz każdego swoją miarą. Zwłaszcza kogoś kogo kochasz — prychnęła, wywracając oczyma. Claire mimo całkiem luźnego sposobu życia, miała własne triggery. Z wiedzą na temat lęku o wodę... chyba nigdy nie wzięłaby Lucasa z Charlotte nad jezioro, a nawet plażę. Źle by się czuła, wiedząc, że ktoś mógłby się bać. Zwłaszcza kiedy dochodziło do tak delikatnych sytuacji, jak prawie utonięcie.
Zresztą chyba była jej wdzięczna? Gdyby nie jej dobroć i brak robienia z siebie jakiejś suki, władcy mężczyzny, to by nie widziała się z Lucasem.
Zostałby jej karton-Bob.
— Zdecydowanie Łamacz Zasad — przytaknęła, była gotowa na bronienie własnego zdania — no tak, ty to po prostu znajdujesz się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Prawie jak HARI POTTA!! — rzuciła zabawnie, kładąc mu palec na torsie i dotykając go nim kilka razy. Prawie jakby chciała go oczarować. Może rzucała mu jakieś zaklęcie, by mięśniak przemienił się w księcia. Choć rycerzem mógłby być też dobrym. Słysząc to Claire automatycznie sięgnęła po karton-Boba. Nożyczki poszły w ruch, a chwilę później był już miecz — proszę o zacny rycerzu, chroń swoją księżniczkę — zaśmiała się wesoło, podając mu dzieło własnych rąk. Wyglądało przepięknie.
Aż chciała mu powiedzieć, co to za kulturka.
Skorzystała z jego pomocy, mrucząc ciche dziękuje. Nie mogła pozbyć się tego cichego śmiechu, kiedy biegł po jej pokoju. Musiała się bardzo skupić na nie wychodzeniu z roli, gdy zrobił nową wersję Romea i Julii. Bawił ją. Może powagę dalej miała na twarzy, ale oczy błyszczały jej z rozbawienia.
— Nazwisko twoje jest mi nieprzyjacielem, tyś przecież ty sam, a nie Montek. Czymże jest Montek? Ani ręką, ani nogą, ani ramieniem, ani twarzą, ani inną — i tak sobie poleciała resztę tego przepięknego dramatu — Bez tego miana. Romeo, wyrzeknij się imienia, a w zamian za nie weź mnie całą. — i tu coś wydawało się ją porazić, jakby mówiła z całą szczerością. Lucas to kumpel, Lucas to kumpel, tak sobie powtarzała w głowie, prawie jak prawdziwą mantrę.
Choć znów musiała powstrzymać się od parsknięcia śmiechem, słysząc jego odpowiedź. Kontynuowała dalej.
— Któż to mówi? Słyszałam coś; czy to mój ucho oszukał? — brzmiało przepiękne, ale miała nadzieję, że na zaliczeniu ostatni raz będzie wystawiała tę sztukę. Tak jak że ostatni raz będzie mówiła do Lucasa w ten sposób.