Stifler Dance off in American Wedding Entire Scene Good Quality Better than others
: śr paź 08, 2025 2:35 pm
				
				Bronte nie była pierwszą i na pewno też nie będzie ostatnią, która karierę zbudowała w inny sposób niż za pomocą swojego skillsetu. Niemniej jednak fakt utrzymywania się na telewizyjnej powierzchni przez taki czas świadczył o jej umiejętnościach oraz dostosowaniu się do panujących warunków. Gdyby była słaba, z pewnością znalazłoby się na jej miejsce dziesiątki innych dziewczyn, które nie odstawały od niej ani zdolnościami ani wdziękiem.
- Może zdjęłaś, bo chciałaś dodać pikanterii do swojego nudnego życia? - odparł z rozbawieniem i zaraz pokiwał przecząco głową. - Nie no, żartuję. Ty nie z tych... chyba - zrobił krótką pauzę, bo tak naprawdę nie miał pewności, czy Rosenthal-Murray nie zmieniła swojego podejścia do wierności. Z drugiej strony, zapierała się, że nikogo nie ma i nawet zrobiła krótką pokazówkę przed nim z własną dłonią, do czego właśnie się odnosił, więc pewnie nie kłamała.
Cage nie odczuwał w aż takim stopniu tej samotności, bo przywykł do bardziej rozwiązłego życia i w sumie nawet mu to odpowiadało. Co prawda pojawiały się gdzieś myśli, że może warto byłoby postarać się o jakąś poważniejszą relację, jednak tak na dobrą sprawę, nie miał, gdzie takiej zawrzeć w tym momencie. Dopiero niedawno zaczął pracę w koncernie Ferguson, więc nie znał jeszcze zbyt wielu osób, by mieć szansę na romans w pracy. Do pubów też nie chodził już tak często jak kiedyś, więc nawet te jednorazowe przygody z potencjałem na rozwój, nie mnożyły się jak jeszcze lata temu.
Garrett pokiwał głową.
- Wręcz przeciwnie. Przeważnie działa - przyznał. - Jesteśmy wzrokowcami, więc jak zobaczymy kawałek ciała, durniejemy. Nawet jeśli początkowo nie wyrażaliśmy zainteresowania właścicielką - zachichotał lekko, ale z drugiej strony, czy on kłamał? Obracał się w różnych towarzystwach, w tym w większości męskich i ich domeną było to, że traktowano w nich kobiety jak obiekty. Im więcej dziewczyna była skłonna dać od siebie, tym większa była szansa na zwrócenie uwagi. - Ty nigdy nie próbowałaś wyrwać kogoś na ciało? - obrócił trochę kota ogonem, nie ukrywając zdziwienia, bo kto jak kto, ale Bronte dysponowała tyloma wizualnymi atutami, że bez problemu mogłaby mieć wszystkich w tym barze, włączając w to barmana czy nawet Garretta.
Nic nie zrobił sobie z tego, że kolejny raz kazała mu się pieprzyć, bo było to dość normalne w ich relacji. Blondynka mogła sobie na to pozwolić, nie mając złych zamiarów i mając pewną dozę zaufania u byłego koszykarza.
Upił łyk drinka i przygryzł delikatnie wargę.
- Nie mam co do tego wątpliwości - przyznał, bo mimo pecha w miłości Bronte wydawała się być naprawdę dobrą partią. - Kto powiedział, że dałem poprawny? - poruszył sugestywnie brwiami z rozbawionym uśmiechem. - Mogło mi się omsknąć kilka cyferek i może dodzwonili się do... masarni w Calgary? - roześmiał się, choć nieco prawdy w tym wszystkim było. Nie dał żadnemu facetowi jej numeru z dwóch powodów: po pierwsze, były to jej wrażliwe dane, a po drugie, nikt - jego zdaniem - na ten numer nie zasługiwał.
Pokiwał głową twierdząco, a jego uśmiech nieznacznie się poszerzył.
- A ja mam jutro wolne, więc czeka nas długi wieczór... - rzucił enigmatycznie, a następnie roześmiał się głośniej, dostrzegając spojrzenie Bronte, którym zasugerowała mu, że trochę niepokoi ją potencjalna noc rodem z przeszłości, gdy balowali do białego rana.
- Może chcesz rozprostować nogi na parkiecie? - znów poruszył brwiami, tym razem bez tej zawadiackości, a z pewną dozą sympatii. - Chyba, że jeszcze o pięć drinków za wcześnie?
Bronte Rosenthal-Murray
			- Może zdjęłaś, bo chciałaś dodać pikanterii do swojego nudnego życia? - odparł z rozbawieniem i zaraz pokiwał przecząco głową. - Nie no, żartuję. Ty nie z tych... chyba - zrobił krótką pauzę, bo tak naprawdę nie miał pewności, czy Rosenthal-Murray nie zmieniła swojego podejścia do wierności. Z drugiej strony, zapierała się, że nikogo nie ma i nawet zrobiła krótką pokazówkę przed nim z własną dłonią, do czego właśnie się odnosił, więc pewnie nie kłamała.
Cage nie odczuwał w aż takim stopniu tej samotności, bo przywykł do bardziej rozwiązłego życia i w sumie nawet mu to odpowiadało. Co prawda pojawiały się gdzieś myśli, że może warto byłoby postarać się o jakąś poważniejszą relację, jednak tak na dobrą sprawę, nie miał, gdzie takiej zawrzeć w tym momencie. Dopiero niedawno zaczął pracę w koncernie Ferguson, więc nie znał jeszcze zbyt wielu osób, by mieć szansę na romans w pracy. Do pubów też nie chodził już tak często jak kiedyś, więc nawet te jednorazowe przygody z potencjałem na rozwój, nie mnożyły się jak jeszcze lata temu.
Garrett pokiwał głową.
- Wręcz przeciwnie. Przeważnie działa - przyznał. - Jesteśmy wzrokowcami, więc jak zobaczymy kawałek ciała, durniejemy. Nawet jeśli początkowo nie wyrażaliśmy zainteresowania właścicielką - zachichotał lekko, ale z drugiej strony, czy on kłamał? Obracał się w różnych towarzystwach, w tym w większości męskich i ich domeną było to, że traktowano w nich kobiety jak obiekty. Im więcej dziewczyna była skłonna dać od siebie, tym większa była szansa na zwrócenie uwagi. - Ty nigdy nie próbowałaś wyrwać kogoś na ciało? - obrócił trochę kota ogonem, nie ukrywając zdziwienia, bo kto jak kto, ale Bronte dysponowała tyloma wizualnymi atutami, że bez problemu mogłaby mieć wszystkich w tym barze, włączając w to barmana czy nawet Garretta.
Nic nie zrobił sobie z tego, że kolejny raz kazała mu się pieprzyć, bo było to dość normalne w ich relacji. Blondynka mogła sobie na to pozwolić, nie mając złych zamiarów i mając pewną dozę zaufania u byłego koszykarza.
Upił łyk drinka i przygryzł delikatnie wargę.
- Nie mam co do tego wątpliwości - przyznał, bo mimo pecha w miłości Bronte wydawała się być naprawdę dobrą partią. - Kto powiedział, że dałem poprawny? - poruszył sugestywnie brwiami z rozbawionym uśmiechem. - Mogło mi się omsknąć kilka cyferek i może dodzwonili się do... masarni w Calgary? - roześmiał się, choć nieco prawdy w tym wszystkim było. Nie dał żadnemu facetowi jej numeru z dwóch powodów: po pierwsze, były to jej wrażliwe dane, a po drugie, nikt - jego zdaniem - na ten numer nie zasługiwał.
Pokiwał głową twierdząco, a jego uśmiech nieznacznie się poszerzył.
- A ja mam jutro wolne, więc czeka nas długi wieczór... - rzucił enigmatycznie, a następnie roześmiał się głośniej, dostrzegając spojrzenie Bronte, którym zasugerowała mu, że trochę niepokoi ją potencjalna noc rodem z przeszłości, gdy balowali do białego rana.
- Może chcesz rozprostować nogi na parkiecie? - znów poruszył brwiami, tym razem bez tej zawadiackości, a z pewną dozą sympatii. - Chyba, że jeszcze o pięć drinków za wcześnie?
Bronte Rosenthal-Murray