One Drink, One Future Husband
: ndz wrz 28, 2025 9:27 pm
				
				Romeo V. Salvaggio 
— Albo umarli, bo miłość była silniejsza — odparła, wbijając w niego intensywne spojrzenie. Miłość istniała, a jeśli myślał inaczej... to się po prostu nie znał. Widocznie otaczał się nieodpowiednimi ludźmi. Jej rodzina udowodniała jej to na każdym kroku. Była gotowa w imię miłości, oddać całą siebie, byle brat był bezpieczny.
— Albo może romantyczka, której zależy tak bardzo na tych poznanych zwierzęta — drgnął jej kącik ust. Były takie kwestie, które denerwowały ją jak nic innego. Typowy, bogaty styl myślenia. Tylko co miała dokładnie o nim myśleć? Przymknęła powieki, zastanawiając się. Już zdążył wyprowadzić ją z równowagi. Pomoc nie polega na daniu pieniędzy, a na emocjonalnym wsparciu. Tego nie mogła odmówić zwierzętom. Przecież nie będzie w stanie ich wszystkich adoptować.
— Mógłbyś co najwyżej pomarzyć o naszym seksie — prychnęła Celeste, wywracając oczyma — to że będziemy małżeństwem, nie znaczy, że będziemy uprawiali seks. Brzydzisz mnie — wycedziła przez zęby. Wydawało się jej, że zdążyła zrozumieć mężczyznę. Mogli rzucać sobie kłody pod nogi, ale finalnie chcieli jednego. Małżeństwa. Ona pieniędzy, a on... sama nie wiedziała. Nie interesowało ją to, o ile będzie w stanie spłacić długi.
— Nie będę, ale póki co nie mam po co udawać — założyła rękę na rękę i uniosła obie brwi do góry. Była w stanie sprzedać tę historię. Zostać jego żoną, patrzeć w jego oczy, ale nie kiedy to było niekonieczne. Może urządzą sobie drobny trening przed ślubem. Pocałunki, dotykanie się i te spojrzenia, za które każdy człowiek dałby się poćwiartować. Celeste była romantyczką, wierzyła w prawdziwą miłość. Potrafiła ją udawać. Miała kiedyś narzeczonego, ale zostawił ją. Pamiętała, jak jeszcze na niego patrzyła, jak rozchylały się jej wargi, kiedy tylko był bliżej niej.
— Twój dziadek mnie pokocha — odparła bez większego wahania, próbując znaleźć coś w jego oczach. Niemego potwierdzenia jej własnych słów, jakiegoś przekonania, że będą do tego zdolni — w porównaniu do Ciebie znam znaczenia słowa miłość i będę potrafiła na Ciebie w ten sposób spojrzeć — sekunda wystarczyła, by jej twarz się zmieniła. Wyobraziła sobie szczeniaczka. Tak jej spojrzenie się zmieniło. Było głębokie, rozmarzone, jakby Romeo był jej prawdziwym marzeniem. Chwilę pomyślała i zamiast jego twarzy zobaczyła swojego ulubionego burgera, przegryzła swoją dolną wargę.
— Te które chcą z Tobą przebywać, mają wodę zamiast mózgu — powiedziała krótko, lustrując go wzrokiem. Poszukiwała w nim jakiś emocji, czegoś więcej, a widziała jedynie zadufanego w siebie dupka. — jaszczurka — skwitowała krótko, kręcąc głową. Nawet miał problem z podstawową wiedzą. Westchnęła ciężko. No, tego się po nim spodziewała.
— Czyli zakochany w pracy — prychnęła, bo to ich łączyło. Ona dałaby się pokroić, by nie iść do pięknych, drogich klinik. Widziała w tym głębszy sens. Naprawdę. Szybko wiązała się ze zwierzętami, które spotykała. Potrzebowały jej na miejscu, a nie kiedy uzbiera pieniądze — uwierzy — powiedziała pewnym siebie tonem, bo była zdesperowana. Inaczej by się nie pojawiła u jego progu, a właściwie przy stoliku.
— Nie musisz tak tego spłycać — skwitowała krótko, obserwując go badawczo. Wstała od stolika, chwytając go za dłoń — zamknij usta i udawaj, że Ci się podobam. Jakbym założyła szpilki, byłabym wyższa od Ciebie — rzuciła, stając na palcach, by powiedzieć mu to jeszcze na ucho. Zanim dała się poprowadzić wprost na parkiet.
			— Albo umarli, bo miłość była silniejsza — odparła, wbijając w niego intensywne spojrzenie. Miłość istniała, a jeśli myślał inaczej... to się po prostu nie znał. Widocznie otaczał się nieodpowiednimi ludźmi. Jej rodzina udowodniała jej to na każdym kroku. Była gotowa w imię miłości, oddać całą siebie, byle brat był bezpieczny.
— Albo może romantyczka, której zależy tak bardzo na tych poznanych zwierzęta — drgnął jej kącik ust. Były takie kwestie, które denerwowały ją jak nic innego. Typowy, bogaty styl myślenia. Tylko co miała dokładnie o nim myśleć? Przymknęła powieki, zastanawiając się. Już zdążył wyprowadzić ją z równowagi. Pomoc nie polega na daniu pieniędzy, a na emocjonalnym wsparciu. Tego nie mogła odmówić zwierzętom. Przecież nie będzie w stanie ich wszystkich adoptować.
— Mógłbyś co najwyżej pomarzyć o naszym seksie — prychnęła Celeste, wywracając oczyma — to że będziemy małżeństwem, nie znaczy, że będziemy uprawiali seks. Brzydzisz mnie — wycedziła przez zęby. Wydawało się jej, że zdążyła zrozumieć mężczyznę. Mogli rzucać sobie kłody pod nogi, ale finalnie chcieli jednego. Małżeństwa. Ona pieniędzy, a on... sama nie wiedziała. Nie interesowało ją to, o ile będzie w stanie spłacić długi.
— Nie będę, ale póki co nie mam po co udawać — założyła rękę na rękę i uniosła obie brwi do góry. Była w stanie sprzedać tę historię. Zostać jego żoną, patrzeć w jego oczy, ale nie kiedy to było niekonieczne. Może urządzą sobie drobny trening przed ślubem. Pocałunki, dotykanie się i te spojrzenia, za które każdy człowiek dałby się poćwiartować. Celeste była romantyczką, wierzyła w prawdziwą miłość. Potrafiła ją udawać. Miała kiedyś narzeczonego, ale zostawił ją. Pamiętała, jak jeszcze na niego patrzyła, jak rozchylały się jej wargi, kiedy tylko był bliżej niej.
— Twój dziadek mnie pokocha — odparła bez większego wahania, próbując znaleźć coś w jego oczach. Niemego potwierdzenia jej własnych słów, jakiegoś przekonania, że będą do tego zdolni — w porównaniu do Ciebie znam znaczenia słowa miłość i będę potrafiła na Ciebie w ten sposób spojrzeć — sekunda wystarczyła, by jej twarz się zmieniła. Wyobraziła sobie szczeniaczka. Tak jej spojrzenie się zmieniło. Było głębokie, rozmarzone, jakby Romeo był jej prawdziwym marzeniem. Chwilę pomyślała i zamiast jego twarzy zobaczyła swojego ulubionego burgera, przegryzła swoją dolną wargę.
— Te które chcą z Tobą przebywać, mają wodę zamiast mózgu — powiedziała krótko, lustrując go wzrokiem. Poszukiwała w nim jakiś emocji, czegoś więcej, a widziała jedynie zadufanego w siebie dupka. — jaszczurka — skwitowała krótko, kręcąc głową. Nawet miał problem z podstawową wiedzą. Westchnęła ciężko. No, tego się po nim spodziewała.
— Czyli zakochany w pracy — prychnęła, bo to ich łączyło. Ona dałaby się pokroić, by nie iść do pięknych, drogich klinik. Widziała w tym głębszy sens. Naprawdę. Szybko wiązała się ze zwierzętami, które spotykała. Potrzebowały jej na miejscu, a nie kiedy uzbiera pieniądze — uwierzy — powiedziała pewnym siebie tonem, bo była zdesperowana. Inaczej by się nie pojawiła u jego progu, a właściwie przy stoliku.
— Nie musisz tak tego spłycać — skwitowała krótko, obserwując go badawczo. Wstała od stolika, chwytając go za dłoń — zamknij usta i udawaj, że Ci się podobam. Jakbym założyła szpilki, byłabym wyższa od Ciebie — rzuciła, stając na palcach, by powiedzieć mu to jeszcze na ucho. Zanim dała się poprowadzić wprost na parkiet.