Strona 2 z 2

the art of touch

: czw paź 02, 2025 3:20 pm
autor: Romeo V. Salvaggio
- Na przykład takie, że musimy to pociągnąć do momentu, aż przejmę firmę, to jest najważniejsza zasada. Ale nie wiem ile to potrwa, będę chciał, żeby to było jak najszybciej - spojrzał na nią... Czyli, że to nie jest taki układ na zawsze. Na chwilę, może dłuższą.
- Albo takie, że jednak musisz ze mną chodzić na te wszystkie branżowe imprezy. No i że musimy ładnie wyglądać na zdjęciach i przy dziadku, tak, żeby uwierzył. A reszta to pewnie wyjdzie w praniu - stwierdził, bo tak w zasadzie to nie miał jakiejś wielkiej listy tych zasad i reguł. Jeszcze się nad tym bardzo nie zastanawiał.
Wywrócił oczami na jej słowa, ale uśmiechnął się.
- A co mam powiedzieć? Nie widziałem Twojej szafy, ale jak chcesz to zajrzyj do mojej - sam nie wiedział czego ma się po niej spodziewać. Zresztą to nie tak, że będzie codziennie rano nad nią stał i mówił jej co ma zakładać. Chciał tylko, żeby na tych zdjęciach wyglądała ładniej, albo na tych bankietach, na pokazach mody.
Zmarszczył brwi, kiedy powiedziała, że większość ludzi umie zwinąć język w rurkę, no bo znał takich ludzi, którzy tego nie potrafią. Miał już coś powiedzieć, ale kiedy pokazała mu, że umie też dotykać językiem nosa, to uśmiechnął się szeroko.
- Czekaj - spróbował kilka razy, ale mu to nie wyszło - jednak jesteś bardziej zdolna ode mnie - znowu się uśmiechnął. Ale spoważniał na te jej kolejne słowa, oparł się łokciami o blat i trochę pochylił w jej kierunku.
- Ale... jak będę Twoim mężem, to chyba jest bliska osoba Celeste? - bo jemu wydawało się, że jednak tak. Jednak większość ludzi brała ślub bo kierowały nimi trochę inne pobudki, niż przejecie firmy, albo pieniądze. Może po prostu miłość?
- To był ten pies ze Scoobydoo? Mam nadzieję, że nie jest taki wielki, bo może czasem będzie go trzeba zabrać do samolotu - spojrzał na nią poważnie, bo prawdziwy Scooby to był chyba jakimś dogiem niemieckim, w samolocie by zajął pewnie ze trzy miejsca. W ogóle mogliby go nie wpuścić na pokład, musieliby latać prywatnym samolotem dziadka.
Uniósł obie brwi, kiedy powiedziała o tych dzieciach, ale później parsknął śmiechem.
- Ale nie ze mną, tego nie przewiduje umowa, no chyba, że dziadek się uprze, ale podejrzewam, że wtedy też będę musiał to dziecko kupić, bo ty byś się brzydziła mnie dotknąć - żartował, nie mówił poważnie. Nie myślał nigdy o dzieciach, czuł się na to za młody, czuł, że w ogóle jego dziecko, to ta firma, wystarczyło mu to w zupełności.
- A nie będzie trochę mój? Pozwoliłaś mi wybrać fryzjera? - zapytał przechylając na bok głowę, a później znowu strzelił oczami - jeszcze nie było ślubu, a Ty już mówisz o rozwodzie - westchnął, bo on na razie wcale o tym nie myślał. To mogło być za kilka miesięcy, a może i za kilka lat? Oddział w Kanadzie miał być taką perłą koronną dziadka, musiał być dopracowany i dopieszczony w najmniejszych szczegółach.
- No to się cieszę - stwierdził, kiedy powiedziała, że sukienki naprawdę jej się podobają i uśmiechnął się szeroko i szczerze. Na to kolejne pytanie jednak znowu spoważniał. Bolało go to? Chyba. Trochę.
- A Ciebie boli, że nie podobała mi się tamta sukienka? - odbił piłeczkę, a wzrok utkwił w jej oczach. Pokiwał głową, bo z tym schroniskiem to mówił poważnie.
- Chciałbym je zobaczyć i... możemy wybrać, twojego psa - chociaż Romeo wcale się nie znał na psach, ale chyba nie trzeba się znać, żeby jakiegoś wybrać? A zresztą Celeste na pewno się znała, to on będzie musiał jej zaufać.
Na to pytanie o dziadka upił wina i zastanowił się.
- Dziadek chce, żebym sobie znalazł dobrą dziewczynę, taką wiesz mądrą i taką, która nie umawia się ze mną tylko dlatego, żeby mieć darmowe wejściówki na pokazy mody - spuścił na nią spojrzenie, bo przed chwilą błądził nim gdzieś po suficie - on bardzo chciał włoszkę, z jakiejś szanowanej rodziny z tradycjami, ale ja ich nie lubię, są takie... noioso - ciemne tęczówki utkwił w jej oczach. Bo wciąż się głowił czy ruda też nie jest nudna, ale nie mogła być. Przez te jej włosy, to Romeo widział w niej jakiś taki ogień.
- Myślę, że mu się spodobasz - dodał jeszcze i znowu się uśmiechnął - bo masz kilka takich cech, które na pewno doceni.

Celeste B. Salvaggio

the art of touch

: czw paź 02, 2025 6:47 pm
autor: Celeste B. Salvaggio
Romeo V. Salvaggio

Potakiwała głową, słysząc o konkretnych wymaganiach. Ślub, dziadek, wspólne pozowanie do zdjęć. Wcale nie wyglądało to tak źle, jak mogłaby się tego spodziewać. Reszta wyjdzie w praniu. Zdecydowanie mogła to zrobić. Przystać na to.
Wywróciła oczyma. Co miałaby teraz powiedzieć? Jej zdaniem pod jego piękny apartament zamówi kontenery na śmieci, żeby mógł wyrzucać ubrania z okna. By za bardzo się nie namęczyć. Chociaż może zmieni zdanie na jego temat? Chwilę później już się śmiała, widząc jak próbuje dotknąć nosa językiem. Za-ba-wne. Jednak miał coś w sobie z normalnego człowieka.
Przy obcych zdecydowanie tak, ale gdy jesteśmy sami... nie mieliśmy udawać, prawda? — przypomniała mu o tym. Śmieszyło ją to delikatnie. Nigdy nie będą dla siebie bliskimi ludźmi. Mógł mieć w sobie pierwiastek z człowieczeństwa, ale to był dalej pierwiastek wśród wielu atomów, które go budowały.
Nie wiem, jak duży będzie — stwierdziła, patrząc mu prosto w oczy — to kundelek, na razie mieści się w moich dłoniach — odpowiedziała całkowicie zgodnie z prawdą. Domyślała się, że raczej będzie to mały pieseczek. Uroczy, przesłodki. Rudy tak jak ona.
Są inne sposoby na dzieci niż seks — gdzieś jako autorka już słyszałam tę rozmowę. W trochę innym brzmieniu, ale dalej... interesujące. Pytanie tylko, czy Celeste byłaby na to z nim gotowa? — ale nie chciałabym mieć z Tobą dzieci — z nim nie. To byłoby coś dużo poważniejszego niż ślub. Rozwód można było wziąć, a dziecka nigdy się nie zabije.
Potem serce Ci się roztopi, kiedy będziesz musiał mi go oddać — zaśmiała się finalnie, spoglądając wprost do jego oczu. Wolała go uprzedzić, pieseczek będzie tylko jej — uważaj, jeszcze się do mnie przyzwyczaisz i nie będziesz chciał mnie puścić — zarówno jej, jak i pieseczka. Celeste miała dobre serce. Choć przy Romeo na razie tego nie pokazywała. Za to spojrzała w niego z pewnym wdziękiem w oczach i zakładając sobie kosmyk włosów za ucho.
Tylko kiedy o tym przypominasz — stwierdziła z poważną miną, ale na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech — czyli boli Cię, że się Tobą brzydzę — nie odpowiedział jej, odpowiedź była wiec dla niego niekomfortowa.
Ucieszyła się. Ich pierwszy poważny krok jako prawdziwe małżeństwo. Wybór psa. Może powinni to zrobić jeszcze przed ślubem? Psiak mógłby przynieść im obrączki.
A dlaczego ja miałabym się w Tobie zakochać, Romeo? — spytała poważniejszym tonem, marszcząc brwi. Na pewno nie przez pieniądze, ani wybiegi. Może przez te oczy i kręcone loczki — to musi być coś wiarygodnego. Może poszukiwałeś mnie w schronisku po tym klubie? Coś co mogłoby poruszyć serce emeryta — skoro mieli był wiarygodni, musieli miec dobre love story, które aż wzruszy dziadunia i wtedy on zacznie im kibicować — jakie są? — spytała, marszcząc przy tym delikatnie swoje brwi. Tak, udawała, że go nie rozumie. Taką niespodziankę zostawi mu na kiedy indziej — ale musisz udzielić mi konkretnych rad. Takie, które zobaczy i pomyśli ona się stara — stwierdziła Celeste. Mogłaby przynieść jakiś upominek, który byłby wart. Na pewno nic drogiego nie byłoby to w ogóle w jej stylu — może wybierz mi outfit z mojej szafy i wybrać mi coś... godnego? — zaproponowała, spoglądając w jego oczy. Coś co nie odstraszy dziadka, a nie powie, że leci na ich projekty.

the art of touch

: czw paź 02, 2025 8:44 pm
autor: Romeo V. Salvaggio
- No dobrze... będę mówił Celeste - chociaż przez chwilę chciał jej zapytać, a co jeśli poza tym udawaniem też stanie się jej bliski? Bo przecież mogli się kiedyś polubić? Zacząć darzyć sympatią. Wtedy nawet byłoby łatwiej udawać. Ale to może kiedyś, albo wcale, albo nigdy.
Zmarszczył brwi na tego pieska.
- To całkiem mały, a Ty jako weterynarz to nie wiesz, po nie wiem... jego budowie, czy będzie duży? - dopytał, bo tak mu się wydawało, że weterynarz może to ocenić. Na te inne sposoby na dzieci, uniósł jedną brew. Chyba nie chciała... Uff... nie chciała.
Romeo nie chciał mieć dzieci, ani z nią, ani z żadną inną kobietą. A jeszcze dzieci bez seksu, to już w ogóle był pomysł, który wydał mu się absurdalny, nawet bardziej niż kupienie dziecka.
- Jakoś może to przeżyję - powiedział odnośnie tego pieska, w końcu swojego też zostawił w Mediolanie, bo tak było po prostu rozsądniej, on nie miał na to czasu. Na to drugie stwierdzenie wywrócił znowu oczami.
- A to tym bardziej - nie liczył, że się do niej przywiąże, chociaż patrzył się na nią, kiedy tak zakładała włosy za ucho jakoś tak... łagodniej?
Mogłaby mu się podobać, w jakimś innym życiu, w którym nie brałaby z nim ślubu za pieniądze.
- Tylko kiedy o tym przypominasz - powtórzył po niej. Sam się sobie trochę dziwił, że go to w ogóle rusza.
Na pytanie dlaczego miałaby się w nim zakochać przygryzł wargę, no bo chyba odpowiedź była prosta? A może wcale nie?
- Nie wiem, ale może uznałaś, że jednak nie jestem obrzydliwym dupkiem? - zapytał, a na tę historię ze schroniskiem skinął głową - może być - rzucił, ale zaraz uświadomił sobie, że jak jej to kiedyś powiedział, to się obraziła - to znaczy... podoba mi się ten pomysł za schroniskiem - dodał szybko. Na to pytanie jakie są włoszki wzruszył ramionami.
- Nudne - wyjaśnił jej. A gdy zapytała o te rady zamyślił się odchylając na krześle do tyłu. Co lubił jego dziadek i za co ją pokocha...
- Dziadek nie lubi kiedy ktoś się spóźnia i kiedy jest dziecinny, nie lubi też gdy wchodzi mu się w słowo i stara się go do czegoś przekonać, musi być tak, jak on chce. Musisz być grzeczna, ułożona, słuchać co mówi, nie sprzeciwiać mu się. Dziadek lubi rządzić - powiedział i westchnął ciężko - i kupisz go tymi zwierzętami, bo moja babcia je uwielbiała, to dzięki niej Salvaggio zrezygnowało z futer - powiedział i znowu oparł się o ladę, też spojrzał jej głęboko w oczy - czyli teraz zapraszasz mnie do siebie, żebym coś Ci wybrał? Przedstawisz mnie swojej rodzinie? - zapytał, no bo to pytanie też zadawał sobie od samego początku. Kiedy pozna jej rodzinę.

Celeste B. Salvaggio

the art of touch

: czw paź 02, 2025 9:18 pm
autor: Celeste B. Salvaggio
Romeo V. Salvaggio

Nie no... Raczej będzie malutkim słodziakiem, ale nie takim co byś go zmieścił do torebki — bo tak wyobrażała sobie czworonogi modelek. Ona do nich nie należała i to różniło jej zdaniem ją od reszty kobiet, które widywał Romeo. Dla niej pies powinien mieć spełniane wszystkie swoje potrzeby. Znać komendy, móc się wybiegać, wywęszyć każdy z najważniejszych zapachów. Typowy pies obronny i do kochania, każdy takiego potrzebował.
Wywróciła oczyma. Dla niej największe pytanie brzmiało. Co jeśli faktycznie zdążą się ze sobą związać? Jasne, był dupkiem, chociaż teraz zachowywał się inaczej. Nawet zaczął odpuszczać sobie z nią niektóre przepychanki, które ona próbowała uskuteczniać. Widziała też zmianę w jego spojrzeniu.
Sam mi wypominasz, że nazwałam Cię obrzydliwym — skwitowała krótko, marszcząc przy tym swoje brwi. Co mogłaby mu powiedzieć więcej? Czasami wydawało się jej, że nawet nie mówiła mu okropnych słów. Nie wbijała w niego zbyt wiele szpileczek. Mogła powiedzieć całą prawdę, a jednak milczała. Kupił ich wspólny czas. Powinna być mniej negatywnie do niego nastawiona, spędzą go ze sobą stanowczo zbyt wiele, by codziennie się kłócić.
Przyszedłeś do schroniska jako wolontariusz, by móc ze mną porozmawiać — to mogłoby się sprzedać. Tym naprawdę by ją do tego przekonał. Chociaż ją zawsze łamał jeden, konkretny widok. Mężczyzna z psem. Jak ktoś się zajmuje, bawi się, czy wychodzi na spacer. Każdy jej były właśnie tym ją kupował. Tylko żadnego z nich pies nie był w stanie od razu zaakceptować. Ciekawe, czy schroniskowe psy będą miały alergię na Romeo tak samo jak ona?
Nic nie skomentowała na słowa o modelkach.
Grzeczna, ułożona, punktualna i mówić sporo o zwierzętach — próbowała nadążać za wszystkim w głowie — a co jeśli twój dziadek będzie kazał mi Ciebie zostawić? — spytała całkiem poważniejszym tonem, wbijając w Romeo spojrzenie. Może zaoferuje jej pieniądze? Wtedy powinna je wziąć? Zniknąć z życia Salvaggio? Ciekawiło ją, jakim typem osoby był jego dziadek.
Chyba muszę nie? — przybliżyła się jeszcze do niego na moment, by zajrzeć mu prosto w oczy z bliska — pocałujesz mnie, mój Romeo? — spytała poważnym tonem, po czym... parsknęła głośnym śmiechem.

the art of touch

: pt paź 03, 2025 7:09 pm
autor: Romeo V. Salvaggio
- Kto nosi psa w torebce? - zapytał, ale akurat Romeo powinien znać takie, które nosiły. Znał, ale sam sobie jakoś tego nie wyobrażał. Na rękach, może, pod kurtką, żeby mu nie było zimno, ale w torebce? Wolał, żeby Celeste go tak nie nosiła.
Znowu chciał jej wypomnieć, że tak go nazwała, nawet otworzył usta, ale przełknął te słowa, zamiast tego sięgnął po kieliszek i napił się wina. Pewnie jej to jeszcze nie raz wypomni, ale dzisiaj już mógł sobie darować, mogli już spędzić ten wieczór, jakoś bardziej miło, skoro już zdążyli się trochę posprzeczać, trochę pośmiać, a nawet trochę popatrzeć sobie w oczy bez obrzydzenia. A przynajmniej Romeo tak patrzył w oczy rudej.
- Jako wolontariusz? A co oni robią? - zapytał i oparł łokcie znowu na blacie, ułożył głowę na nadgarstkach wpatrując się w nią - bo nie wiem czy dziadek w to uwierzy - zamyślił się drapiąc po brodzie - wolontariusz w schronisku... Musiałabyś mi się bardzo spodobać, żebym aż tak się starał - stwierdził w końcu. Znowu wbijając w nią spojrzenie. Bo wciąż się zastanawiał, czy mogłaby mu się na tyle spodobać, gdyby spotkali się w jakiś normalnych warunkach, bez tej całej akcji z kupowaniem ich małżeństwa. Może bez tej zielonej sukienki? Jakby była ubrana jak dzisiaj. Może by mogła.
- Czyli cała Ty? - zapytał unosząc jedną brew, kiedy tak wymieniła te rzeczy. Mówiła sporo o zwierzętach, była punktualna, tylko wciąż się zastanawiał czy grzeczna i ułożona też. Bo w stosunku do niego nie do końca. A mógł sobie znaleźć jakąś dziewczynę, którą mógłby rządzić. Tylko taka to dopiero by go nudziła, więc chyba jednak nie.
- To wtedy musisz udawać, że jesteś we mnie bardzo zakochana, to w końcu ma być prawdziwa miłość, która przezwycięży wszystko... czy jakoś tak - stwierdził. No bo takie były założenia, udają wielką miłość, tak, żeby dziadek to łyknął, a nie próbował jej od tego odwieść.
Kiedy się do niego przysunęła to jakoś tak odruchowo wstrzymał powietrze, ale zaraz je wypuścił kiedy się zaśmiała i wywrócił oczami.
- Jak będziesz się tak śmiała za każdym razem, kiedy będę musiał Cię pocałować, to nie wiem czy dziadek to kupi - rzucił a później, to oparł dwa palce na jej podbródku, a kciuk na linii żuchwy. Trochę żeby ją przytrzymać, a trochę, żeby podnieś jej głowę, żeby spojrzała na niego. Przybliżył się i musnął wargami jej usta, najpierw delikatnie, miękko, raz. A za chwilę drugi nieco dłużej, bardziej zachłannie, ale wciąż dość lekko.

Celeste B. Salvaggio

the art of touch

: pt paź 03, 2025 8:05 pm
autor: Celeste B. Salvaggio
Romeo V. Salvaggio

No twoje modelki, przecież nie ja — prychnęła Celeste, wywracając teatralnie oczyma. Zrobiła to tak dobrze, że gdyby w ten sam sposób się na niego i patrzyła, to każdy by w to uwierzył. Czuła, jak coś grzęźnie jej w gardle. Na samą myśl o tym, że byłaby w stanie w ten sposób potraktować psa. Nigdy by nie zrobiła czegoś takiego czworonogowi. Znała się na nich, rozumiała ich potrzeby. Aż poczuła delikatne ukłucie złości, jeśli przeszłoby mu przez myśl... że mogłaby w ten sposób chodzić ze Scooby'm.
Sprzątają... to mogłeś przyjść na spacer z psem? —zaproponowała, bo nie wyobrażałaby sobie Romeo, sprzątającego psie gówno, albo ciężko pracującego. Te wyjścia z psem wydawałyby się bardziej naturalne. Przecież mógłby ich miłość podpisać pies, w którym oboje się zakochali. Piękna historia romantyczna, każdego by kupiła, a przynajmniej ją samą — to robią normalni odwiedzający i przychodziłeś tak długo, aż się nie zgodziłam na randkę — stwierdziła finalnie, kiwając głową. Byłaby w to w stanie uwierzyć. W taką historię romantyczną. Może wtedy faktycznie mogłaby... coś do niego poczuć? Zmarszczyła brwi, spoglądając na niego badawczo — a tak nie miało być? — dopytała, unosząc jedną ze swoich brwi dosyć wysoko. Przechyliła głowę, wpatrując się z ciekawością w Romeo. Ciekawiło ją, co byłby w stanie zrobić dla kobiety. Czy miał w sobie coś, co nie było obrzydliwym dupkiem?
Jak mi na kimś zależy — bo Celeste była prawdziwym materiałem na dobrą żonę. Uniosła delikatnie kąciki swoich ust, próbując zrozumieć, co Romeo miał w głowie. Potrafiła sprzątać, gotować, a gdyby pojawiły się dzieci, bawiłaby się z nimi razem z czworonogiem — nawet jeśli zapłaci mi więcej, niż ty mi oferujesz? — spoważniała przez moment, wpatrując się w jego oczy. Ciekawiło ją, co o tym uważał. Szła w to małżeństwo tylko dla pieniędzy. Dziadek mógłby zaoferować jej ich więcej — nie myślałeś o tym, Romeo? — spytała, marszcząc mocno obie ze swoich brwi. Musiał się nad tym zastanawiać, tak jak ona mimowolnie zastanawiała się, jak smakują jego usta.
Straciła pewność siebie, kiedy chwycił ją za podbródek. Czuła, jak serce zatrzymuje się jej w krótkiej chwili. Poczuła zapach jego płynu do prania zmieszanego z płynem do mycia ciała. Pachniał dobrze, a jego oczy wydawały się inne. Byłaby w stanie uwierzyć, że to było prawdziwe. Pewnie dlatego sama musnęła jego usta, a w pewnym momencie zatrzymała się, by spojrzeć mu w oczy.
Mają w to uwierzyć — mruknęła mu wprost do ust — na weselu będziesz mnie, co chwilę całował — przy każdym gorzko, przy każdym toaście, a wtedy musieli wyglądać na najbardziej zakochaną parę na całym świecie — nie boisz się mnie Romeo... co? — spytała, nie odsuwając się, ale patrzyła badawczo w jego oczy.

the art of touch

: pt paź 03, 2025 9:53 pm
autor: Romeo V. Salvaggio
Na te modelki on też znowu strzelił oczami, bo modelki w ogóle rzadko lubiły pieski, bardziej futra, chociaż rzeczywiście znał takie, które może nosiły jakiegoś yorka w torebce. Ale z takimi się nie umawiał, bo to jednak trochę według niego zakrawało pod męczenie zwierząt.
Na to sprzątają zmarszczył brwi, bo on też sobie tego nie wyobrażał. Kiedy powiedziała o tym spacerze to spuścił głowę.
- To musiałaś mi rzeczywiście wpaść w oko... A muszę przychodzić na te spacery rzeczywiście, czy będę miał trochę czasu dla siebie? - zapytał, no bo jednak zniknie na ten czas z atelier, potem jednak się zastanowił - może chociaż raz bym poszedł, zawsze to jakieś fajne zdjęcia - zawsze trochę jakieś ocieplenie wizerunku, bo jednak kto nie lubi zwierząt, a zwłaszcza biednych piesków? - Ile razy musiałem przyjść zanim się nie zgodziłaś na randkę? - dopytał jeszcze, bo trochę go to ciekawiło, czy Celeste zakochałaby się w nim po pierwszy razie, czy po kilku. To znaczy... po ilu razach udawanie by się w nim zakochała.
- Miało tak być, straciłem dla Ciebie głowę, chociaż jeszcze muszę wymyślić dlaczego - zamrugał patrząc w jej twarz, no bo jednak te ogniste włosy i śliczne oczy, to mogło być za mało. Jednak Romeo już widział w swoim życiu takie śliczne, a może nawet ładniejsze dziewczyny, ale dla żadnej jeszcze nie stracił głowy, no może dla takiej jednej troszeczkę.
- Na bracie Ci tak zależy? - zapytał i teraz on przechylił głowę, prawie identycznie jak ona, ale zaraz się wyprostował - jak Ci zaproponuje pieniądze to ich nie bierz, bo ja dam Ci więcej - powiedział od razu, ale później ściągnął brwi - chociaż wątpię, żeby dziadek to zrobił, on jest bardziej... un gentiluomo, dżentelmenem - wyjaśnił jej. Może i dziadek miał swoje za uszami, jak na przykład zmuszanie wnuka do ślubu, ale też był z takiego pokolenia, gdzie pewne rzeczy nie wypadały, jakoś Romeo tego nie widział, że proponowałby Celeste pieniądze, ale zawsze mógł się mylić.
Kiedy złożył ten pierwszy pocałunek na jej ustach, kiedy poczuł ich smak to na moment przymknął oczy, jej ciepłe, miękkie wargi wydały mu się trochę inne niż je sobie wyobrażał. Mniej gorzkie, bardziej słodkie, mniej w nich było tego jakby... obrzydzenia.
Na jej słowa nabrał w płuca powietrze.
- Taka jesteś szybka Celeste? - zapytał nie odsuwając się od niej nawet na milimetr, jego ciepły oddech dotknął jej policzka, a później znowu warg. Nie pocałował jej od razu, patrzył jej w oczy, patrzył na jej pełne usta.
- To bardziej Ty powinnaś się chyba bać mnie - sięgnął dłonią do jej twarzy, oparł ją na jej policzku, kciukiem dotknął jej ustach, przesunął nim po jej ciepłych wargach, do kącika ust, a później po żuchwie, żeby finalnie oprzeć dłoń na jej karku, wpleść palce w rude kosmyki, przytrzymać ją przy sobie. Chociaż jak była taka chętna... taka śmiała, to raczej nie powinna mu uciec.
Pocałował ją po raz trzeci, inaczej, głęboko, zmysłowo, wsuwając język w jej usta, smakując ją do końca. A kiedy się od niej odsuwał przygryzł delikatnie jej dolną wargę.

Celeste B. Salvaggio

the art of touch

: pt paź 03, 2025 10:41 pm
autor: Celeste B. Salvaggio
Romeo V. Salvaggio

Musisz, jeśli moje otoczenie ma też uwierzyć w ten ślub — powiedziała miękkim tonem, bo nie wiedziała, na ile będzie musiała udawać. Jednak nikt nie powinien poddawać ich ślubu we wątpliwości. Sama czuła to w środku. Nie powinna poruszać tego tematu głośno, że to było udawane. Ktoś mógł chlapnąć farbę — zawsze możesz wziąć Scooby'ego, skoro już myślimy nad jego adopcją, poznacie się — niby mieli wybrać wspólnie, ale czuła, że już wybrali. Kiedy tak mu o nim opowiadała o tym psie, jakby zaiskrzyło. Jeszcze go nie widział, ale był to mały biało-rudy słodziak. Każdemu skradłby serce — co najmniej trzy razy musisz się pojawić, panie Salvaggio — tyle by potrzebowała, by zgodzić się na standardową randkę — mogę wyglądać tanio, ale łatwa nie jestem — zaśmiała się pod nosem, czując dziwne napięcie narastające u nich. Aż zrobiło się jej odrobinę gorąco.
Bo byłam inna niż każda dziewczyna, z którą się spotykałeś i musiałeś się dla mnie postarać — z żadnym facetem nie poszłaby od razu do łóżka, nie każdemu dałaby się pocałować. Z Romeo wyglądało to inaczej, bo wszystko musieli robić pod publikę. Musieli być przekonujący, by oszukać cały świat, ale też samych siebie.
A brałabym pod uwagę ślub z Tobą, gdyby tak nie było? — spytała całkiem szczerze, patrząc mu w oczy. Była zdesperowana, ale też nie miała zamiaru dać mu sobą pomiatać. Ta transakcja była z korzyścią dla obu stron. Oboje wygrywali coś, co chcieli. Reszty o dziadku już nie skomentowała. Kiwnęła zaledwie głową.
Przy pocałunkach sama siebie próbowała przekonać do nich. Czuła, że mogłoby być z tego coś więcej, o ile nie byłby bogatym dupkiem. Brzydziła się takimi ludźmi, a on nie wierzył w uczucia. Chciał zaledwie być prezesem.
Im więcej praktyki tym lepiej — mruknęła, nie odsuwając się od niego — spokojnie, te pocałunki n i c dla mnie nie znaczą — nie odsuwała się od jego ust. Delikatnie dotykała je z każdym kolejnym wypowiadanym przez nią słowem. Zamilknęła, gdy dotykał jej ust. Dawno nie czuła na sobie dotyku mężczyzny, ani kogokolwiek innego. Potrzebowała nawiązać więź, ale z jakiegoś, niezrozumiałego powodu zaczął ją do siebie przekonywać. Przymknęła oczy, czując jego dotyk na karku — nie musisz mnie trzymać, nie ucieknę — dla brata była w stanie zrobić wszystko. Nawet jeśli wiązało się to z kosztowaniem ust mężczyzny, z którym nie miała nic wspólnego. Czuła się tanio. Bardzo tanio. Zwłaszcza gdy odwzajemniła kolejny pocałunek. Większe obrzydzenie poczuła do samej siebie, gdy poczuła, że mogłoby się jej to spodobać.
Prawie bym Ci uwierzyła, że Ci się spodobam — powiedziała finalnie niezręcznym tonem, odsuwając się do Romeo. Czuła się dziwnie kłucie w żołądku. Czy na dziś im starczy?

the art of touch

: sob paź 04, 2025 1:41 am
autor: Romeo V. Salvaggio
Chciał powiedzieć, że to przecież dziadek ma uwierzyć w ten ślub, ale dotarło do niego, że może nie do końca tak jest... Bo jeśli zaczęłaby wszystkim naokoło opowiadać, że zrobiła to dla pieniędzy, to chyba już dłużej nie byłby tą porządną dziewczyną?
Wychodzi na to, że chyba musieli udawać przed całym światem, tym jego i tym jej.
- Trzy spacery ze Scoobym, chyba znajdę na to czas - stwierdził, chociaż nie był taki do końca pewny, a jednak zdawał sobie sprawę, że nawet udawanego związku, a zwłaszcza takiego, który ma zaowocować małżeństwem, nie zbuduje się bez poświęcenia temu czasu. Musiał jej poświęcić czas. Najwyżej będzie zarywał nocki w atelier.
Uśmiechnął się delikatnie, kiedy powiedziała, że może wygląda tanio, ale nie jest łatwa.
- Nie łatwa, tak? - zapytał i to się odnosiło do tego, że była inna niż każda dziewczyna, z którą się spotykał. Tak, zrozumiał już, że miała wszystkie jego dziewczyny za łatwe i pozbawione mózgu. Nie wszystkie takie były, ale już nie chciał jej wyprowadzać z błędu. Tłumaczyć się z tego, bo to chyba jest tylko jego sprawa z kim się spotykał?
Na to pytanie, czy brała by pod uwagę ślub z nim, gdyby tak bardzo nie zależało jej na bracie, wzruszył tylko ramionami. On tego nie rozumiał, może nigdy... na nikim mu tak nie zależało? Tylko teraz na tej firmie. Tak bardzo, że gotowy był wziąć ją za żonę.
- Jak dla mnie możemy ćwiczyć codziennie - wtrącił między pocałunkami. A na jej kolejne słowa nawet się nie poruszył, pozwolił, żeby jej usta drażniły jego wargi, jeden kącik jego ust uniósł się do góry.
- To... dobrze - odpowiedział, zanim sięgnął do jej warg. Dla niego też nic nie powinny znaczyć, może nawet by nie znaczyły... Gdyby nie to, że jednak odrobinę mu się podobały. Pocałunki były dla niego pierwszym stopniem do tej przyjemniejszej intymności, rozgrzewką i zabawą. Romeo lubił się całować i lubił się bawić. A rudą jeszcze sprawdzał, czy ona też lubiła, czy jednak może przed nim ucieknie?
- Wolałem Cię złapać na szyję niż za coś innego - rzucił i zabrał rękę, parsknął śmiechem odsuwając się od niej. Nie spuścił jednak wzroku z jej twarzy.
- A może trochę mi się podobasz Celeste? - zapytał.
Zdecydowanie na dziś im starczyło, zwłaszcza, że zrobiło się późno, a butelka wina była już pusta, więc Romeo zamówił jej taksówkę i odprowadził ją na dół, kiedy podjechała.

koniec


Celeste B. Salvaggio