And then God said: deal with it
: czw paź 23, 2025 8:18 am
				
				Tak, mógłby dać spokój. I powinien. Doskonale o tym wiedział, a jednak pozbawił tą konwersację jakiejkolwiek normalności już na samym wstępie, głupim „wiesz, że obok jest druga winda?” prowokując cały ten dwuznaczny absurd, który zaczynał się rozkręcać. Peregrine irytowała go od dawna, aż się prosiło, żeby w końcu coś powiedzieć.
Parsknął w odpowiedzi, opierając głowę o ścianę. Z wymalowaną na twarzy dumą i wyższością patrzył jej prosto w oczy.
„Człowiek, który musiał wyrwać córkę partnera, żeby być traktowanym chociaż odrobinę poważnie”.
Nie dał po sobie poznać, że te słowa go ukłuły. Były jednak niczym w porównaniu z tym, o co zahaczyła chwilę później. Mogła się tylko domyślać, że temat jego przeszłości to bardzo, ale to bardzo delikatny rejon, w który niechętnie się zapuszczał. Zwykle po prostu omijał temat swojej rodziny. Zachowanie pozorów bycia kimś z dobrego domu wcale nie było takie trudne. Weszło mu to w krew do tego stopnia, że ludzie dookoła uważali go po prostu za człowieka sukcesu – takiego „od zawsze”, który wśród prestiżu i pieniędzy się wychował. Jemu to pasowało. Im mniej wiedzieli, tym lepiej.
— Moje pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy, Peregrine — zaczął sucho. Mógł próbować się wymigać, ale chyba zaszli już odrobinę za daleko, żeby teraz się wycofywać. — Wszystko co mam zawdzięczam sobie. — Wzruszył lekko ramionami. — Możesz powiedzieć to samo?
Patrzył na nią już nie tylko z wyższością; trochę prześmiewczo, a trochę tak, jakby naprawdę nie wierzył, że miała szansę z nim wygrać, bo zwyczajnie była dobra. Jakby to, co mówił wcześniej, faktycznie tyczyło się i jej osoby.
— Moja żona nosi moje nazwisko. I to moje nazwisko znają ludzie z otoczenia, które nijak kojarzy się z tym, gdzie się wychowałem — podkreślił. Kącik jego ust wykrzywił wargi w nieodgadnionym grymasie. — A co z tobą? Nie oszukujmy się… nie pasujesz tutaj. Nie pomogłaby nawet fancy marynarka. — Przerwał na chwilę, obrzucając ją oceniającym spojrzeniem. — Jesteśmy ulepieni z tej samej gliny, prawda? — Znowu się wykrzywił. — Wiem, że kobietom o takiej przeszłości jest jeszcze ciężej, niż normalnie. Tym bardziej zrozumiałbym wspomaganie się znajomościami. Nie ma się czego wstydzić. — Cmoknął, dodając raz jeszcze. Ostatnie zdanie wypowiedział ze słyszalną ironią w głosie.
Równie dobrze mógłby powiedzieć: przyznaj się, że po prostu wpakowałaś się komuś ważnemu do łóżka.
helena peregrine 
			Parsknął w odpowiedzi, opierając głowę o ścianę. Z wymalowaną na twarzy dumą i wyższością patrzył jej prosto w oczy.
„Człowiek, który musiał wyrwać córkę partnera, żeby być traktowanym chociaż odrobinę poważnie”.
Nie dał po sobie poznać, że te słowa go ukłuły. Były jednak niczym w porównaniu z tym, o co zahaczyła chwilę później. Mogła się tylko domyślać, że temat jego przeszłości to bardzo, ale to bardzo delikatny rejon, w który niechętnie się zapuszczał. Zwykle po prostu omijał temat swojej rodziny. Zachowanie pozorów bycia kimś z dobrego domu wcale nie było takie trudne. Weszło mu to w krew do tego stopnia, że ludzie dookoła uważali go po prostu za człowieka sukcesu – takiego „od zawsze”, który wśród prestiżu i pieniędzy się wychował. Jemu to pasowało. Im mniej wiedzieli, tym lepiej.
— Moje pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy, Peregrine — zaczął sucho. Mógł próbować się wymigać, ale chyba zaszli już odrobinę za daleko, żeby teraz się wycofywać. — Wszystko co mam zawdzięczam sobie. — Wzruszył lekko ramionami. — Możesz powiedzieć to samo?
Patrzył na nią już nie tylko z wyższością; trochę prześmiewczo, a trochę tak, jakby naprawdę nie wierzył, że miała szansę z nim wygrać, bo zwyczajnie była dobra. Jakby to, co mówił wcześniej, faktycznie tyczyło się i jej osoby.
— Moja żona nosi moje nazwisko. I to moje nazwisko znają ludzie z otoczenia, które nijak kojarzy się z tym, gdzie się wychowałem — podkreślił. Kącik jego ust wykrzywił wargi w nieodgadnionym grymasie. — A co z tobą? Nie oszukujmy się… nie pasujesz tutaj. Nie pomogłaby nawet fancy marynarka. — Przerwał na chwilę, obrzucając ją oceniającym spojrzeniem. — Jesteśmy ulepieni z tej samej gliny, prawda? — Znowu się wykrzywił. — Wiem, że kobietom o takiej przeszłości jest jeszcze ciężej, niż normalnie. Tym bardziej zrozumiałbym wspomaganie się znajomościami. Nie ma się czego wstydzić. — Cmoknął, dodając raz jeszcze. Ostatnie zdanie wypowiedział ze słyszalną ironią w głosie.
Równie dobrze mógłby powiedzieć: przyznaj się, że po prostu wpakowałaś się komuś ważnemu do łóżka.