Strona 2 z 2

Between the bar and the graveyard

: czw paź 23, 2025 8:29 pm
autor: Mazarine Winters
Czasy stawały się nieco lepsze jeśli chodziło o kobiety wykonujące zawody opanowane w większości przez mężczyzn, ale w dalszym ciągu wiązały się z tym te gorsze strony. Dobrze było zatem wspierać inne panie w tym samym zawodzie. Liczba kobiet a mężczyzn w policji wciąż miała drastyczne różnice, choć tyle dobrze że nie miało to zazwyczaj wpływu na pracę. A nawet jeśli, Winters tak czy siak ignorowała niepotrzebne jej do niczego zaczepki czy inne traktowanie. Znosiła to przez lata, więc wiedziała, że z dnia na dzień to nagle nie zniknie. I tak była w szoku, że młodsi policjanci zazwyczaj mieli więcej szacunku niż ci osobnicy, którym może już powinna przydać się policyjna emerytura.
A kto wie? Może barman mi coś... — ledwie się uśmiechnęła, a prawie natychmiast podskoczyła, widząc odskakującą Evinę. Aż dziwne, że sama nie krzyknęła z wrażenia. Spodziewała się napastników atakujących z krzaków, ale nie tego. Musiało to wyglądać w tamtym momencie komicznie. I może nawet Maze by się zaśmiała, gdyby nie fakt, że nie tak dawno temu rozhisteryzowana staruszka ostrzegała je przed czymś na tym cmentarzu. I albo to zaczęło wjeżdżać im na psychikę, albo faktycznie coś tu było nie tak. Albo to ten alkohol, a skoro ona też zaczęła się obawiać nie na żarty, może dostała coś w płynie gratis.
Tak czy siak, we’re all in this together czy jak to tam szło.
Nic się nie stało. Lepiej reagować przesadnie niż nie reagować wcale. — machnęła ręką, choć cały czas rozglądała się po ciemnościach, może nawet z jeszcze głębszą wnikliwością niż wcześniej. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że coś białego przemknęło między nagrobkami, ale musiało jej się to wydawać. Innej opcji nie brała pod uwagę. Zwidy, nie żadne duchy. Serce biło jej już wystarczająco mocno, a zawał nie był jej teraz do niczego potrzebny.
Dotarłszy do owej grupki satanistów i czekając na dogodną okazję, Mazarine zaczęła się zastanawiać, czy staruszka faktycznie wystraszyła się właśnie tego przedsięwzięcia. Może się dowiedzą, może nie. Skoro już tutaj były, miały w obowiązku zając się sprawą – jakakolwiek by ona nie była.
Ruszyła w stronę ogniska w idealnym momencie, a akompaniament dziwnych śpiewów dawał im podkład godny gry komputerowej z dobrej półki. Winters skupiła się jednak na swoim zadaniu, które niestety musiało rozwalić im ten idealny podkład.
POLICJA! Nie ruszać się! — gdy obie panie były już dostatecznie blisko, podniesionym głosem skierowała do grupki owe słowa. Jednocześnie też złapała się na powtarzaniu im w myślach, by jednak jej nie słuchali i uciekli. Gdyby zostali to kto wie, może rzuciliby na nie jakieś klątwy i umarłyby z męczarniach następnego dnia.

Evina J. Swanson

Between the bar and the graveyard

: pt paź 24, 2025 11:40 am
autor: Evina J. Swanson
W przeciwieństwie do Maze, Evina raczej nie była skłonna uwierzyć w to, że ich drinki zostały doprawione przez barmana. Znała zarówno jego jak i lokal i wiedziała, że nie było opcji, aby dopuścił się czegoś podobnego, a biorąc pod uwagę to jak strzegły swoich napojów to nikt inny nie miałby ku temu sposobności. Zatem albo zbiorowe halucynacje, które wywołał jakiś dziwny efekt zewnętrzny lub trzeba było przyznać, że coś dziwnego działo się wokół nich. Nie miała pojęcia, która opcja była gorsza.
Nie planowała straszyć przyjaciółki, ale to wyszło niezamierzenie. Nie potrafiła do końca zapanować nad swoimi odruchami, a fakt, że była nieco pijana sprawiał, że jej ruchy były nieco mniej zgrabne niż normalnie. Wymamrotała pod nosem ciche sorry i wzięła kilka głębszych oddechów, aby spróbować przywrócić się do normalności.
W końcu miały tutaj zadanie do wykonania i lepiej, żeby faktycznie się postarały, aby je wykonać i wtedy mogły swobodnie wrócić do domu. Chyba, że jednak naprawdę coś je siekło. Oby jednak to nie był ten przypadek.
W ciemnościach przynajmniej chwilowo nie zdawało się kryć cokolwiek, co było warte ich uwagi bardziej niż piątka postaci, która kręciła się wokół tego ogromnego ognisko. W ciemnościach przynajmniej chwilowo nie zdawało się kryć cokolwiek, co było warte ich uwagi bardziej niż piątka postaci, która kręciła się wokół tego ogromnego ognisko
Zwidy czy nie... Musiały przystąpić do akcji. Zwłaszcza, że liczyła na nie pewna staruszka, która wznosiła pewnie dalej swoje modły o to, aby ktoś przepędził z tego miejsca te okropne duchy. Choć na razie wydawały się być one jak najbardziej realnymi osobami.
Wyglądało na to, że przez długi czas pozostawały niezauważone przez młodocianych czarowników, którzy w pełni poświęcali się przeprowadzanemu rytuałowi. No cóż... Wypadało im teraz jakoś przeszkodzić. Musiały jednak wpierw znaleźć dogodną pozycję i wyskoczyć na nich tak, aby dać im jak najmniejszą szanse na ucieczkę. W teorii... Bo tak naprawdę to nie chciało im się użerać z tymi dzieciakami.
- Ręce do góry i żadnych podejrzanych ruchów - poinstruowała jeszcze, gdy obie wkroczyły do akcji.
Wyglądało na to, że ich pojawienie się faktycznie zamroczyło w jakiś sposób piątkę nastolatków (jak przypuszczała), którzy natychmiast zamilkli. Pomiędzy grobami nastała niewiarygodna cisza, w której nie słychać było ponownie niczego poza wiatrem poruszającym gałęziami pobliskich drzew i krzewów. Tylko, że wtedy stało się coś niespodziewanego.
Jedna z postaci uniosła rękę i cisnęła czymś w ognisko. Płomień buchnął gwałtownie i na chwilę oślepił całkowicie stojącą w pobliżu detektywkę, która osłoniła twarz i cofnęła się dwa kroki od bijącego przed nią żaru. Kiedy jednak ogień się uspokoił dostrzegła, że znajdujące się jeszcze chwilę temu postaci zniknęły.
- Cholera jasna... - mruknęła do siebie po czym spojrzała na Maze. - Może to i lepiej?
Nie miała pojęcia jakim cudem udało im się dosłownie wyparować w przeciągu kilku sekund, ale jeśli to rozwiązywało ich problem to czemu miałyby szukać dalszych rozwiązań zagadki?

Mazarine Winters

Between the bar and the graveyard

: ndz paź 26, 2025 3:32 pm
autor: Mazarine Winters
Mazarine była dość ostrożną kobietą i w dodatku mało komu ufała. Nie znając barmana aż tak dobrze jak jej koleżanka po fachu, mogła zwątpić w jego zamiary. Mimo wszystko w głębi ducha wiedziała, że to jedynie wymówka, a dziejące się na cmentarzu rzeczy nie miały prawa być wyjaśnione przez naruszone drinki czy grupowe zwidy. Czy tego chciały czy nie, tym samym dostały odpowiedź na pytanie, które pojawiło się po ucieczce starszej pani z miejsca zdarzenia. Coś faktycznie tu nie grało i nie można było tego zwalić ani na powody wymienione wcześniej, ani tym bardziej na starczą demencję.
Normalne, że pod wpływem wszystkich tych upiornych czynników razem wziętych obie mogły być nieco bardziej drażliwe i podatne na przestraszenie. Winters nie miała zatem za złe przyjaciółce, że jeszcze dodatkowo będąc pod wpływem procentów zobaczyła coś, czego w rzeczywistości tam nie było. Nic, tylko dziękować, że to nie był faktyczny problem. Wtedy musiałyby się mierzyć z czymś więcej niż grupka satanistycznych nastolatków i kto wie, co by wtedy było.
Póki wydawało jej się, że ma do czynienia z normalnymi (no, względnie) ludźmi, a nie jakimiś zwidami czy sztuczkami, łatwiej było jej przystąpić do działania. Obie miały wprawę w łapaniu tych żywych przestępców, a duchy (o ile istniały) były już pod jurysdykcją miejskich Ghostbusterów. Albo Sama i Deana, o ile Kanada takich miała. Nie było jej śpieszno do odebrania im roboty, za to wolała się skupić na tym, w czym była całkiem dobra. Gorzej będzie, gdy zostaną zmuszone do tego zadania tak czy siak, ale skoro już były na cmentarzu, trochę za późno na wycofanie się.
Czas dłużył jej się niemiłosiernie aż do momentu, w którym finalnie wkroczyły do akcji. Kto wie, może to też efekt tego dziwacznego ogniska, którego płomienie zdawały się trzaskać w dość niepokojący sposób. Maze nie mogła się powstrzymać, by raz na kilkanaście sekund zerkać w jego stronę tak, jakby miało coś stamtąd wyskoczyć.
Postacie zamarły, a ona nie mogła wyzbyć się wrażenia, że zaraz stanie się coś niedobrego. Trwała jednak w swojej pozycji do czasu, aż jeden z nastolatków nie wykonał dziwnego gestu w stronę ogniska. Tak, jakby wrzucał coś do niego – tego akurat już nie zarejestrowała przez nagłe zwiększenie się płomieni. Zareagowała niemalże identycznie jak Evina. Mimowolnie przymknęła oczy, przysłaniając je dłonią, by w jakiś sposób zminimalizować lub ulżyć sobie przy nagłym oślepieniu. Gdy płomienie wróciły do poprzedniego stanu, dostrzegła brak postaci.
Czyżby uciekli tak szybko? Nie chciała widzieć innej drogi ucieczki w tym wypadku.
Chyba lepiej. Przynajmniej problem z głowy. — przyznała po długiej chwili, gdy szok nieco zelżał. Jej umysł dalej był pogrążony w lekkim chaosie spowodowanym przez dziwną sytuację, ale jednocześnie czuła też ulgę. Kto wie, może faktycznie pozbyli się kogoś, kto mógł je przeklnąć na resztę życia.
Po minucie lub dwóch postanowiła ostrożnie podejść do ogniska, uważnie oglądając ziemię wokół niego. Nie była natomiast pewna, czego w ogóle szukać… I czy miało to jakikolwiek sens.

Evina J. Swanson

Between the bar and the graveyard

: wt paź 28, 2025 9:39 am
autor: Evina J. Swanson
Nie miały w ogóle wyjaśnienia na to, co się działo. W zasadzie pijany umysł Eviny zaczął jej podpowiadać, że prawdopodobnie cmentarz jednak był nawiedzony. Nigdy nie zdarzały jej się żadne przewidzenia ani omamy. Choć prawdopodobnie faktycznie istniały jakieś racjonalne wyjaśnienia dla tego czemu to wszystko się działo to w tej chwili najprostszym z nich wydawała się magia albo fizyka kwantowa czarnej dziury. Z czym to pierwsze zdawało się wyjaśniać wszystko. Naprawdę doznawały rzeczy paranormalnych.
Z reguły to ona tłumaczyła innym to jak tajemniczym organem był mózg i jak potrafił stworzyć pewne wyobrażenia, niezwykle realne, gdy tylko dostał odpowiednią pożywkę w postaci paranoi oraz otoczenia powodującego uczucie grozy. Nie inaczej było w jej przypadku, gdy chyba całkowicie zdołała zapomnieć o tym, że przecież to ona zwykle upominała ludzi, aby nie poddawali się takim majakom. Teraz jednak było za późno, a cokolwiek się tu działo jedynie wzmagało poczucie, że trafiły w sam środek jakiegoś dziwnego horroru.
Całe szczęście postacie stojące wokół ogniska wydawały się ludźmi. Może czarownikami lub wiedźmami, ale przynajmniej ludźmi. Zero wilkołaków, bab cmentarnych czy innych potworów, które swoim kształtem nie przypominały normalnego człowieka. Może i marna, ale zawsze była to już jakaś pociecha. Najwyżej zostaną przeklęte przez to, że zakłócały jakieś diabelskie rytuały, ale co to tam było. Pewnie będą musiały jedynie przejść przez jakieś egzorcyzmy... To nie brzmiało tak źle, prawda?
To zawieszenie w adrenalinie, gdy przebywały w krzakach przed wkroczeniem do akcji faktycznie sprawiało wrażenie jakby czekały na to całymi godzinami zamiast niecałej minuty spędzonej na tym, aby ocenić sytuację przed bezmyślnym wyskoczeniem na gromadę wannabe czarodziei z bronią. Swanson nie przypuszczała jednak, że to wszystko minie tak szybko.
Tajemniczy proszek rzucono w ogień. Ten buchnął i wydawało się, że cała piątka rozpłynęła się w powietrzu lub też zniknęła w płomieniach. Trudno było to ocenić, ale Evina nie dostrzegła żadnego ruchu nawet jak podbiegła do miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu stało całe towarzystwo. Nie zamierzała ich ścigać po nocach gdy nie było nawet wiadome w jakim kierunku się udali i czy przypadkiem się nie rozdzielili... Albo nie teleportowali za pomocą tego proszka fiuu.
- Cóż, przegoniłyśmy ich i to byłoby na tyle - powiedziała, odwracając się w stronę Winters. - Rozejrzyjmy się tylko czy nic nie nawiwijali jak Norwedzy w latach dziewięćdziesiątych i zasypmy to ognisko, żeby nic się tu nie zajęło.
Tyle dobrego, że chociaż ogień dawał im całkiem sporą łunę naturalnego światła, które mogły wykorzystać do swobodnego przyjrzenia się miejscu schadzki czarowników. Dzięki temu też Evina była w stanie dostrzec nakreślone na ziemi linie, które układały się w coś na kształt pentagramu z wpisanymi w niego tajemniczymi znakami. Wyglądało to niezwykle oklepanie, ale i złowrogo. Może i spodziewała się czegoś podobnego po dzieciakach zabawiających się na cmentarzu, ale symbol ten był stworzony pewną ręką. Jakby nie była to zabawa, a dzieło kogoś kto wiedział co robi.

Mazarine Winters

Between the bar and the graveyard

: ndz lis 02, 2025 10:46 am
autor: Mazarine Winters
Mazarine może nie była pijana, ale pod wpływem wszystkiego, czego zobaczyły na własne oczy, nawet jej sceptycznie nastawiony umysł zdawał się przeżywać spory kryzys. Magia faktycznie zdawała się być wygodnym, wręcz idealnym rozwiązaniem tej mrożącej krew w żyłach zagadki. Zapierała się jednak rękami i nogami przed przyznaniem tego na głos. Musiało istnieć wyjaśnienie, które było zgodne z rzeczywistością, a nie niczym wyjęte z księgi czarno-magicznej. Jeszcze tego im brakowało, wojowania z czarnoksiężnikami czy innymi stworami nocy.
Kto wie, kim tak naprawdę byli ci ludzie, którzy jeszcze przed momentem odprawiali modły nad płonącym żywo ogniskiem. Winters nie chciała przyznać, że faktycznie mogli to być czarownicy – oczywiście z nutą sceptyczności w tym wszystkim. Wannabe czarownicy i wiedźmy, tak brzmiało to lepiej w jej własnej głowie. Bo przecież magia nie istniała… Prawda? Nie powinna istnieć, tak sobie wmawiała. Gdyby dopuściła do siebie możliwość, że ci ludzie faktycznie tutaj czarowali, próbowali przyzwać jakiegoś demona czy co tam… Musiałaby przewrócić wszystkie swoje przekonania do góry nogami.
A chyba nie była na to gotowa.
Wszelką gotowość włożyła w oczekiwanie, a potem w wyskoczenie z krzaków w kierunku mrocznej grupki z miarę czystym umysłem, by w razie potrzeby zareagować dostatecznie szybko na jakikolwiek ruch z ich strony. Nie była jednak gotowa na to, że tyle ludzi rozmyje się w powietrzu w ciągu kilku sekund. A może wydawało jej się, że minęło tylko kilka sekund, a w rzeczywistości to były minuty? A może nawet godziny? To miało więcej sensu niż możliwa teleportacja. Chyba, że ta grupka od początku była serią majaków, a towarzyszył im tylko trzaskający od czasu do czasu ogień z ogniska, który równie dobrze mógł płatać im wizualne figle. Nie brzmiało to zbyt przekonująco, ale wolała uwierzyć w to niż w czary. Zdecydowanie.
Dobrze, że nie musiałyśmy nic więcej robić. — przyznała na głos, dalej czując wielką ulgę pod tym względem. Ta jednak szybko uleciała z jej ciała, gdy tylko podeszła bliżej i zobaczyła, co było namalowane na ziemi wokół ogniska. Aż musiała na chwilę zamilknąć, przełknąć z trudem ślinę i dopiero wtedy mogła odezwać się ponownie. — Nic dziwnego, że babcia tak uciekała. Z pewnością była wierząca. Albo nią została pod wpływem chwili. — ukucnęła ostrożnie, przyglądając się jeszcze przez chwilę tym wszystkim wzorom, czując rosnący niepokój. Nastolatków już nie było, ale same te znaki, namalowane z dużą precyzją, zdawały się emanować czymś złym. Tak, jakby zaraz miało wyrosnąć z nich coś, czego nie mogłyby powstrzymać zwykłą bronią.
Poza malowidłem i śladami butów nie widziała nic spektakularnego, więc nogą starała się zatrzeć mroczny twór pod swoimi stopami, dopiero potem przechodząc do zasypywania ognia, który był też źródłem światła. Im mniejsze były płomienie, tym mniej widziała. Nie czuła się z tym dobrze, ale nie bardzo miała tutaj wybór.

Evina J. Swanson

Between the bar and the graveyard

: ndz lis 02, 2025 8:51 pm
autor: Evina J. Swanson
Tego wieczora przeżyły naprawdę wiele. Zbliżało się Halloween, a one właśnie doświadczyły czegoś, czego nie dało się tak łatwo wyjaśnić. Zjawisko to było na tyle niewytłumaczalne, że Evina już zaczynała wątpić w to czy na pewno dało się to logicznie wytłumaczyć. Na tę chwilę nie widziała żadnego racjonalnego wyjaśnienia i mogłaby przysiąc, że miały do czynienia z faktycznymi czarami albo zjawami.
Nie miała pojęcia kim byli ludzie, których widziały ani jakimi środami czy też mocami dysponowali. Kimkolwiek byli: zniknęli. Może tak było lepiej, bo przynajmniej nie musiały się mierzyć z czymś na co najwyraźniej nie były w tej chwili przygotowane. Nie sądziły bowiem, że przyjdzie im interweniować w jakiejkolwiek sprawie po wyjściu z baru, a już na pewno nie w takiej, która mogła mieć podłoże paranormalne.
Zrobiły ile mogły. Swanson postanowiła jeszcze na wszelki wypadek cyknąć telefonem zdjęcie tajemniczego pentagramu i wpisanych w niego znaków, aby dla spokoju ducha pokazać je znajomemu specowi od okultyzmu, który czasami pomagał im przy sprawach mordów, które mogły mieć podłoże rytualne po czym była w zasadzie gotowa do tego, aby posprzątać tu nieco po niesfornych czarownicach.
- Wierzący czy nie... Myślę, że taki spektakl każdego by mógł przerazić. Zwłaszcza, że nie mamy pojęcia, co to właściwie było - odpowiedziała, dając jeszcze koleżance chwilę na to, aby przyjrzała się utworzonym na ziemi śladom.
Sama nie wiedziała czy na pewno dobrze robią niszcząc pentagram i co właściwie nimi wtedy kierowało: chęć przerwania rytuału czy może po prostu oszczędzenie kolejnym gościom cmentarza paranoi? Trudno było to stwierdzić. Wiedziała jedynie tyle, że linie zostały zatarte, a ognisko zgaszone czym ograniczyły sobie widoczność bo poza obecnymi gdzieś w oddali latarniami przysłoniętymi przez cmentarną roślinność nie miały praktycznie żadnego źródła światła.
- Dobra... Chyba możemy się zbierać, co? - zapytała jeszcze, spoglądając na chwilę na Maze. - I serio chyba jestem ci coś winna za tę akcję.
Jeszcze nie wiedziała jak, ale z pewnością powinna odwdzięczyć się Winters za podwózkę do domu i fakt, że wspólnie odbyły ten przedziwny rajd na cmentarz. Teraz, gdy zajęły się już straszącymi tam kultystami mogły swobodnie wrócić do domu i przynajmniej postarać się nie zwariować.

Mazarine Winters
Koniec