Strona 2 z 2

anyone but you

: wt paź 21, 2025 10:17 pm
autor: Lando Mangione
Z wyrzutami sumienia będą mogli zmierzyć się później, kiedy upewnią się, że zwierzakowi zostanie udzielona potrzebna pomoc. Na razie całą swoją energię musieli wykorzystać na to, aby zadbać o jego bezpieczeństwo.
Na szczęście Lando zdołał szybko ocknąć się z dziwnego stanu, w który wprawił go widok zranionego zwierzęcia na drodze, za którego stan mógł odpowiadać właśnie on. Dzięki temu mógł przystąpić do działania, zamiast być utrudnieniem. Oczywiście nadal czuł się źle z tą sytuacją, ale starał się na tym nie skupiać, aby to go nie rozpraszało. Uwagę zaś poświęcił działaniu, bo musieli już do niego przystąpić. Każda chwila miała w takiej sytuacji znaczenie, dlatego nie mogli więcej ich zmarnować.
Na szczęście w obliczu takiej sytuacji potrafili odłożyć na bok swój konflikt i sprawnie ze sobą współpracować, dzięki czemu zanosiło się na to, że pójdzie im to gładko. Pierwsze zadania były rozdzielone, dlatego Lando mógł przystąpić do swojej misji. Nim zacząłby podnosić zwierzaka, upewnił się, że nie wyrządzi mu większej krzywdy. Starał się być bardzo ostrożny i nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Dlatego powoli dotarł z nim do auta, w którym na tylnej kanapie już był rozłożony koc. To na nim brunet ostrożnie położył psa.
Zgadzając się z opinią Carrie tylko mruknął, bo właśnie był w trakcie wkładania zwierzaka do samochodu i trudno mu było cokolwiek powiedzieć. Ale ten pomruk potwierdzał, że miała rację. Lepiej, żeby zwierzak leżał na płasko na kanapie auta, by przypadkiem nie przysporzyć mu niepotrzebnego bólu. – Tak będzie lepiej – to mógł powiedzieć już później, gdy Pillbury zdecydowała, że zostanie z psem z tyłu. – Ja tylko znajdę szybko jakiegoś weterynarza w pobliżu i ruszamy – bo wcześniej nie interesował się klinikami weterynaryjnymi w mieście, nie wiedział więc, gdzie mógłby znaleźć najbliższą. Musiał w pośpiechu rzucić na mapę, a gdy znalazł coś otwartego, wysłał jeszcze szybkiego sms-a, aby poinformować, że niedługo będzie u nich ze zwierzakiem, który prawdopodobnie mógł brać udział w wypadku samochodowym i będzie potrzebował szybkiej pomocy. Chciał zadbać, żeby pies na pewno otrzymał pomoc możliwie jak najszybciej.
A gdy już o to zadbał, ustawił na nawigacji właściwy kierunek i ruszył w drogę. Jechał szybko, zdecydowanie za szybko niż powinien, ale uznał, że ten jeden raz może pozwolić sobie na złamanie paru przepisów. I tym razem nawet na chwilę nie odwrócił wzroku od drogi, na której był w stu procentach skupiony.
Po dotarciu pod gabinet, ponownie wziął psa na ręce, aby wnieść go do środka. Po przekazaniu go pod opiekę weterynarza, razem z Carrie usiadł w poczekalni, dopiero teraz czując, jak zaczynała schodzić z niego adrenalina.

Carrie Pillbury

anyone but you

: śr paź 22, 2025 8:53 pm
autor: Carrie Pillbury
Była p r z e r a ż o n a.
Naprawdę bała się tego, co mogło wyniknąć ze stanu znalezionego przez nich zwierzęcia, a jeszcze bardziej obawiała się tego, że to właśnie ich dwójka mogła się do tego przyczynić.
To zaś po raz pierwszy ściągnęło na nią odrobinę zdrowego rozsądku. Za sprawą tych wydarzeń w końcu pomyślała o tym, że być może popełniała błąd, bezustannie naskakując na Mangione’a, którego nie lubiła, ale mimo to nie musiała go atakować. Dzisiejsza sytuacja czegoś powinna ich nauczyć i być może w końcu doprowadzić do względnego rozejmu. Nie mieli nagle się ze sobą zaprzyjaźnić, ale może chociaż zrobić coś w kierunku tego, aby wiecznie nie skakać sobie do gardeł.
Nie jeśli później mieli ponosić takie koszty.
O tym pomyślała jednak tylko przelotnie, ponieważ w trakcie drogi pozostawała skupiona na psie. Starała się zabezpieczać go także przed nadmierną prędkością, co do której nie ganiła Lando, ponieważ jej samej także zależało na tym, aby czym prędzej dotarli na miejsce i oddali zwierzaka w ręce specjalisty. Będąc na miejscu na szczęście udało im się uniknąć kolejek i oczekiwania, ale to wcale nie sprawiło, że Carrie odetchnęła z ulgą.
Wypuściła głośniej powietrze, a później opadła na plastikowe krzesełko, o którego oparcie oparła się w taki sposób, by dodatkowo oprzeć głowę o ścianę. Na krótką chwilę przymknęła powieki i wzięła kilka głębszych wdechów, jak gdyby to miało pomóc jej w zapanowaniu nad własnymi emocjami. To jednak również nie przyniosło jej ukojenia.
Myślę, że to nie był twój samochód — odezwała się po chwili, nadal jednak nie rozchylając powiek. Nie miała żadnej pewności i bez wątpienia chciała uwierzyć w to, aby odrobinę ukoić własne sumienie, ale ilekroć cofała się myślami do chwili, w której znaleźli tego psa na poboczu, dochodziła do wniosku, iż niemożliwym było, aby znalazł się tam za ich sprawą. Wydawało jej się bowiem, że znajdował się zbyt daleko, a uderzenie, które sama odczuła, nie miało aż tak dużej siły, by doprowadzić do takiego stanu psa, który przecież do najmniejszych nie należał. Może jednak tłumaczyła sobie to w ten sposób, bo chciała poczuć się lepiej.
A może rzeczywiście miała rację.
W końcu otworzyła oczy i przeniosła spojrzenie na Lando. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że czuł się z tą sytuacją dokładnie tak, jak czuła się ona. Widziała, że też go to dręczyło, za sprawą czego była w stanie spojrzeć na niego inaczej. Być może nie miała nagle zapałać do niego sympatią, ale przynajmniej dostrzegła w nim coś l u d z k i e g o, a zważywszy na to, jak ich relacja wyglądała na co dzień, to i tak było już całkiem dużo.

Lando Mangione

anyone but you

: pt paź 24, 2025 5:35 pm
autor: Lando Mangione
Chyba nigdy nie najadł się tyle strachu, co dziś. Doświadczył w życiu różnych rzeczy, ale dopiero teraz poczuł prawdziwy lęk na myśl o tym, że mógł doprowadzić do poważnej krzywdy żywej istoty. O Lando można powiedzieć wiele, bo nie gryzł się w język i potrafił mówić przykre rzeczy, ale na pewno nigdy nie chciałby doprowadzić do prawdziwego nieszczęścia.
Dlatego dzisiejsza sytuacja tak bardzo w niego uderzyła, że na początku był w głębokim szoku, a teraz, gdy pies trafił w ręce specjalisty, czuł się tak, jakby miał się rozsypać. Było mu gorąco, drżały mu ręce i cały czas ruszał nogą, nie potrafiąc pozostać w bezruchu. Gołym okiem było widać, że denerwował się.
I Carrie odczytała go b e z b ł ę d n i e. Może nawet powiedziała dokładnie to, co potrzebował teraz usłyszeć? Lando spojrzał na nią pełen nadziei, choć też z odrobiną wątpliwości, która została zasiana przez ten okropny głosik z tyłu jego głowy, który szeptał mu, że co jeśli jednak to była jego wina? Co jeśli jednak to on uderzył w tego psa? Jeśli to zrobił, nie wybaczy sobie tego, bo jego wina byłaby nie do podważenia. Nie powinien wciągać się w żadną kłótnię podczas jazdy. A już tym bardziej nie powinien odwracać wzroku od drogi.
– Jak to? – musiał zapytać, bo chyba potrzebował usłyszeć coś więcej, aby móc siebie uspokoić. Carrie mogła teraz sprzedać mu największe kłamstwo i nawet ono mogło mu teraz pomóc. Może tym bardziej dlatego, że padłoby z jej ust. Jej przecież nie mógł podejrzewać o to, że zrobiłaby coś dla niego, prawda? Przecież go nie znosiła i życzyła mu wszystkiego najgorszego, więc czemu miałaby zrobić dla niego coś życzliwego?
A jednak chyba to robiła… I chyba Lando też wreszcie zaczynał dostrzegać w niej coś ludzkiego, co być może pomoże mu inaczej spojrzeć na ich relację. Może to doświadczenie nie zrobi z nich najlepszych przyjaciół, ale być może była nadzieja jeszcze na to, aby stali się znośnymi współpracownikami? Prawdę powiedziawszy to już byłoby bardzo pozytywną i potrzebną zmianą.
Ale nad tym Mangione się teraz nie zastanawiał. Jedyne, o czym myślał, był ten pies. Miał nadzieję, że cokolwiek mu się stało, wyjdzie z tego i jeszcze będzie mógł biegać i merdać ogonem. Życzył mu tego z całego serca.

Carrie Pillbury

anyone but you

: pt paź 24, 2025 8:49 pm
autor: Carrie Pillbury
W oczach Carrie byli od siebie skrajnie różni, ale mimo to w obecnej sytuacji nie sposób było nie wykazać się podobieństwem.
Widziała, w jaki sposób zareagował, kiedy po raz pierwszy spojrzał na tego psa. Dostrzegła to, jak ciężko było mu zaakceptować to, co się wydarzyło, a musiało być to jeszcze trudniejsze w obliczu tego, że to właśnie on bezpośrednio mógł się do tego przyczynić. Pillbury przecież koszmarnie czuła się z myślą o tym, że to ona mogła rozproszyć go na tyle, iż przez jego nieuwagę ucierpiało niewinne zwierzę.
A przecież to nie ona trzymała ręce na kierownicy.
Starała się jednak znaleźć inne wyjaśnienie. Może był to wyłącznie marny sposób na ukojenie własnego sumienia, ale dość szybko zdołała przekonać samą siebie do tego, że to zwyczajnie miało sens. I chyba ona również potrzebowała, aby ktoś inny to potwierdził, dlatego teraz odezwała się, wypowiadając swoje myśli na głos.
Dalszego siedzenia w ciszy zresztą by nie zniosła. Już przez tę krótką chwilę wydawało jej się, że zaraz odejdzie od zmysłów.
Nie był mały, a tamto uderzenie… Nie mogłoby doprowadzić do czegoś takiego — skinęła nieznacznie głową w stronę drzwi, za którymi weterynarz oglądał teraz psa, którego pewien czas temu tu przywieźli. Wiedziała, że trochę to potrwa, ale mimo to ilekroć spoglądała w tamtą stronę, liczyła na to, że mężczyzna zaraz stanie w drzwiach i powie, że wszystko było w porządku.
Wypuściła głośniej powietrze, a później znów przeniosła uwagę na Lando. Ona także potrzebowała znaleźć w nim jakieś pocieszenie. — Może po prostu dobrze się złożyło, bo na coś najechałeś i go znaleźliśmy? — zasugerowała, po czym nieznacznie wzruszyła ramionami.
Jeśli miała rację, tego niestety nie była w stanie dowieść, co miało kosztować ją wiele nerwów, bo niezależnie od tego, jak mocno próbowała się do tej wersji przekonać, ostatecznie ukojenie mogła przynieść jej tylko stuprocentowa pewność, której niestety nie była w stanie zyskać.
Czy jej się to podobało czy nie, pozostawało jej już wyłącznie życie z myślą, że być może to oni odpowiadali za krzywdę tego zwierzaka. A tego na pewno nie miała sobie wybaczyć.

Lando Mangione

anyone but you

: sob paź 25, 2025 12:00 pm
autor: Lando Mangione
Myśl, że mogło się skrzywdzić żyjącą istotę w taki sposób, była przerażająca. I Lando nie umiał z nią sobie poradzić, ponieważ nie był osobą, po której krzywda innych spływałaby jak woda po kaczce. Mógł udawać, że mało co go ruszało, ale nawet on nie był dość dobrym aktorem, żeby teraz zagrać obojętność.
Zresztą nawet nie miał głowy do tego. Cały czas analizował to, co wydarzyło się na drodze, oraz przypominał sobie, jak wyglądał ten nieszczęsny zwierzak, którego znaleźli. Cokolwiek go spotkało (i z czyichkolwiek rąk), musiał przeżyć coś strasznego i na samą myśl o tym, coś ściskało bruneta w żołądku.
I mimo że spojrzał w te wielkie, ciemne ślepia tylko kilka razy, już wiedział, że nie będzie mógł zostawić tego biedaka samego. Dzisiejsze wydarzenia ich ze sobą związały. Właśnie dlatego Mangione siedział teraz w tej poczekalni, zamiast opuścić gabinet, bo przecież zrobił swoje. To teoretycznie nie był jego pies, nie odpowiadał za niego, więc nie musiał przejmować się tym, co dalej się z nim stanie… Ale przejmował się i to bardzo.
I w całym tym chaosie, kiedy kotłowało się w nim tak wiele emocji, potrzebował tego zapewnienia, że być może nie był niczemu winny. Dlatego słowa Carrie zdołały nawet wywołać blady uśmiech na twarzy Lando. – Może… Możesz mieć rację. Gdybyśmy w niego uderzyli, bardziej byśmy to odczuli – przyznał, próbując przekonać do tego nie tylko ją, ale przede wszystkim siebie. I może nie wychodziło to najgorzej.
Może to nie tak, że nagle zapomniał o swoich obawach, ale czuł się troszeczkę lepiej, gdy z pomocą Pillbury przekonał się do tego, że inne opcje także wchodziły w grę. I były całkiem wiarygodne.
– Mhmm… Naprawdę potrzebował pomocy – i nie chodzi tylko o to, co spotkało go na drodze. Kiedy go niósł, Lando wyczuł pod jego sierścią to, jak bardzo był wychudzony. Był też wycieńczony, co oznaczało, że miał za sobą kilka kiepskich dni albo i nawet jeszcze więcej czasu. Tak czy inaczej, ten pies potrzebował pomocy, a oni mu jej udzielili, bo zdołali go znaleźć. – Nie wiem, ile tułał się po drodze, ale na pewno trochę to potrwało – ocenił na głos, nie mając pojęcia, czy Carrie również zwróciła uwagę na to, w jak kiepskim stanie znajdował się ten czworonóg.

Carrie Pillbury

anyone but you

: sob paź 25, 2025 5:08 pm
autor: Carrie Pillbury
Nie był jedynym, któremu ciężko było poradzić sobie z tą myślą, co powinien być w stanie wyczytać z jej twarzy. Carrie była niesamowicie zestresowana tym, co rozegrało się na drodze. Mogła sprawiać wrażenie, jak gdyby była w stanie zachować zimną krew, ale to najwyraźniej dotyczyło tylko tej chwili, kiedy zmuszeni byli do działania. Wiedziała bowiem, że każda chwila zwłoki oznaczała przedłużające się cierpienie tego nieszczęsnego psiaka, a jej przecież zależało przede wszystkim na tym, aby przynieść mu ulgę.
I to niezależnie od tego, kto za to wszystko odpowiadał.
Teraz najwyraźniej próbowała też ściągnąć tę ulgę na Lando, ponieważ wbrew temu, jakim dupkiem był względem niej na co dzień, nie zasługiwał na to, aby dalej się tak katować. Stan tego psa naprawdę mógł nie być jego winą i Pillbury miała szczerą nadzieję, że tak właśnie było. Trochę więcej wiary w tę kwestię zaczęła pokładać, kiedy dodatkowo usłyszała jego odpowiedź. Wówczas pokiwała delikatnie głową, ponieważ powiedział na głos dokładnie to, o czym ona od pewnego czasu myślała.
Wypuściła głośniej powietrze, zastanawiając się nad słowami szatyna. — Nie chcę nawet myśleć o tym, w jaki sposób się tam znalazł — to mógł być nieszczęśliwy wypadek; ten pies mógł brać udział w samochodowej stłuczce i uciec w przerażeniu, ale mógł też znaleźć się na drodze za sprawą ludzi, którzy wcześniej przygarnęli go, i którym zwyczajnie się z n u d z i ł. Carys nie potrafiła wyobrazić sobie tego, jakim trzeba być człowiekiem, aby postąpić właśnie w ten sposób, ale jednocześnie wiedziała, że takie rzeczy się działy. Zwykle w mniejszych miejscowościach i na słabiej uczęszczanych drogach, jednak krzywda zwierząt wciąż stanowiła coś, z czym walka przynosiła tylko niewielkie skutki.
Jak myślisz, co się z nim później stanie? — zapytała, nie chcąc brać pod uwagę możliwości, według której okazałoby się, że dla psa nie było już ratunku. Cokolwiek mu dolegało, miała przeogromną nadzieję, że weterynarz, do którego go przywlekli, naprawdę mu pomoże. Carrie zaś skłonna była zdecydować się na każdy sposób leczenia.
Nawet jeżeli to miało oznaczać, że spłuka się co do ostatniego grosza.

Lando Mangione

anyone but you

: sob paź 25, 2025 10:25 pm
autor: Lando Mangione
To była bardzo stresująca sytuacja. Jedna z tych, które potrafią wiele zmienić i kto wie, może miała zmienić coś między tą dwójką? Odkąd się poznali, wiecznie skakali sobie do gardeł, jednak dziś potrafili działać w zgodzie. Połączyło ich stresujące doświadczenie, które sprowokowało ich do tego, by wreszcie odłożyć na bok bezsensowny spór i zrobić coś, co miało znaczenie.
A skoro potrafili zrobić to dziś, czemu mieliby tego nie powtórzyć innym razem, na przykład w pracy, która również była w a ż n a?
Jednakże na razie praca nie zaprzątała myśli Lando, który był całym sobą obecny przy psie. Nie dość, że czekał na niego w poczekalni, to też cały czas myślał o nim, martwiąc się o jego stan. Trzymał kciuki za to, żeby to biedaczysko wyszło cało z tego wszystkiego. Nie znał tego weterynarza, ale wierzył w to, że pomoże temu kudłaczowi, bo co innego mu pozostało? Musiał zaufać tego człowiekowi i uwierzyć w to, że znał się na tym, co robił.
Mangione nie mógł tu zrobić zbyt wiele. Nie znał się na medycynie czy weterynarii. Nie wiedział, jak mógłby pomóc psu poza dostarczeniem go do specjalisty, co zrobił. Nic więcej w tej chwili nie był w stanie zrobić… Pozostało mu tylko czekać.
– Pewnie nawet się tego nie dowiemy – stwierdził, prawdę powiedziawszy wątpiąc w to, że ten zwierzak miał gdzieś kochającą rodzinę. Nie sądził, że znalazłby się w takim miejscu i byłby w takim stanie, gdyby ktoś go szukał, ale może po prostu był teraz tak krytyczny, ponieważ zszokował go stan, w jakim znajdował się ten pies? On nie tylko miał jakieś obrażenia, ale też był wycieńczony. Nie tułał się jeden dzień. Albo co gorsza, tak było, bo uwolnił się z beznadziejnych warunków… Tak czy inaczej, było coś nie tak.
– Nie mam pojęcia… Jeśli będzie potrzebował więcej pomocy, ktoś pewnie będzie musiał o to zadbać, inaczej jej nie dostanie – zawyrokował, bo zdawał sobie sprawę z tego, że nikt nie będzie leczył zwierzaka za darmo. A ten psiak nie miał nikogo. Nie podlegał pod żadną fundację, nie miał rodziny… Miał tylko ich. – Dopilnuję tego – odezwał się po krótkiej chwili milczenia. Nie wyobrażał sobie tego, że mógłby zostawić go bez pomocy, więc pomimo tego, że sam nie miał wiele pieniędzy, zamierzał ze swojej kieszeni zapłacić za jego całe leczenie. Chociaż tyle mógł dla niego zrobić po tym, jak być może sam przyłożył rękę do jego krzywdy…

Carrie Pillbury

anyone but you

: ndz paź 26, 2025 4:54 pm
autor: Carrie Pillbury
Być może coś miało się między nimi zmienić, a może był to po prostu chwilowy przebłysk, który minie zaraz po tym, jak oni znajdą się w nieco dogodniejszym położeniu. Tak zdecydowanie nie można było nazwać sytuacji, z którą zmagali się dziś. Widok zwierzęcia w potrzebie poruszył ich oboje, jednocześnie uświadamiając im, że były wciąż rzeczy ważniejsze, niż bezustanne kłótnie. W chwili obecnej Carrie bynajmniej nie miała ochoty skakać mu do gardła, ponieważ po raz pierwszy od dawna nie widziała ku temu powodów. Spoglądając na to, jak Lando zachował się podczas dzisiejszego kryzysu, niczego nie mogła mu zarzucić.
Nie znaczy to jednak, że drobny zapalnik nie byłby wystarczający do tego, aby ponownie zaczęła z nim walczyć.
Teraz jednak to nie oni byli najważniejsi. O wiele istotniejszy był pies, który wciąż potrzebował ich pomocy. Im dłużej zaś trwała jego wizyta u weterynarza, tym bardziej Pillbury zaczynała się martwić, teraz już zmagając się z obawą o to, że wydarzyło się coś na tyle poważnego, iż badanie stało się tak czasochłonne.
Czuła, jak ze zdenerwowania rozbolał ją brzuch.
To, jak obecnie się czuła, było nieco zdumiewające. Zawsze miała samą siebie za miłośnika zwierząt, jednak zważywszy na to, jak wiele czasu i energii pochłaniały od niej wcześniej studia, Carrie nigdy dotąd nie zdecydowała się na posiadanie własnego zwierzęcia. Obecnie też nie miała ku temu predyspozycji, bo nawet jeżeli w n o w y m domu posiadała nieco więcej miejsca, zdecydowanie nie miała większych zasobów finansowych. To jednak nie powstrzymało jej przed podjęciem decyzji dotyczącej tego psa.
Też chcę mieć w tym swój udział — odezwała się, spojrzeniem szukając jego wzroku, jak gdyby w ten sposób chciała upewnić się, że Lando nie będzie jej się sprzeciwiał. Mogli szczególnie za sobą nie przepadać, ale siedzieli w tym razem i oboje martwili się o dalszy los tego psa, zatem nie mógł uniemożliwiać jej tego, aby i ona się zaangażowała. Jeśli chodzi o jego leczenie, chyba byliby w stanie to wytrzymać, prawda?
Gdy mieli wspólny cel, dla Carrie nie brzmiało to jak aż tak wielka tragedia.

Lando Mangione

anyone but you

: ndz paź 26, 2025 8:17 pm
autor: Lando Mangione
W obliczu dzisiejszych wydarzeń ich kłótnie wydawały się nieistotne, jak zresztą cały spór, dzięki czemu odłożenie go na bok okazało się być bardzo prostym zadaniem. Lando nawet nie musiał się nad tym zastanawiać, po prostu zaczął współpracować z szatynką, aby zadbać o bezpieczeństwo tego futrzaka, który ich potrzebował. Za to tym, czego nie potrzebował, były ich kłótnie, które całą tę sytuację uczyniłyby trudniejszą i nie tak sprawną.
A jednak trzeba im oddać to, że poradzili sobie nienagannie. Szybko ocenili sytuację, znaleźli pomoc i przetransportowali zwierzaka. Lepiej nie dało się tego zrobić, dlatego pod tym względem nie dało się nic im zarzucić.
Niestety, teraz przyszło najgorsze. Musieli czekać i nie mogli zrobić nic więcej. Taka bezczynność bywała frustrująca, nawet w momencie, gdy wiedzieli, że zrobili wszystko, co mogli, a pies znajdował się w rękach specjalisty. To on mógł teraz najbardziej pomóc zwierzakowi i z myślą o tym, że był już pod jego opieką, powinni być spokojniejsi.
Problem w tym, że Lando nie odczuwał żadnego spokoju. Stresował się, zastanawiając się, co odkryje weterynarz i czy zdoła pomóc temu psu. Miał nadzieję, że to jeszcze było możliwe i wszystko zakończy się dobrze.
Mangione choć uwielbiał zwierzęta, sam nie zdecydował się na przygarnęcie jakiegoś. Wcześniej nie pozwalał mu na to tryb jego życia, a obecnie kwestie finansowe powstrzymywały go przed podjęciem się takiego kroku.
Ale to nie znaczy, że miał odwrócić się od tego psiaka. Może i brunet nie miał wiele pieniędzy, ale mógł odmówić czegoś, jeśli dzięki temu będzie w stanie pomóc zwierzakowi, który nieplanowanie pojawił się w jego życiu i go potrzebował. A może ich obojga? Gdy Carrie powiedziała, że również chce się zaangażować, dla Lando miało to sporo sensu. I nie widział powodów, by odmówić. Tym bardziej, że nie miał pojęcia, czy sam udźwignąłby to finansowo. – W porządku – zgodził się tak po prostu, bez sporów.
Decyzje zapadły, a niedługo później nadeszły również pierwsze wieści. Lando i Carrie mogli dowiedzieć się, co stało się zwierzakowi, czego potrzebował, a także zostali uspokojeni… Nic nie wskazywało na to, że to oni zrobili coś temu zwierzakowi, gdyż jego obrażenia nie były tak świeże.
Jego stan był na ten moment stabilny, ale na razie musiał zostać w lecznicy, dlatego Mangione i Pillbury musieli wyjść stamtąd bez niego.
koniec
Carrie Pillbury