Chestnuts & Squirrels
: wt paź 14, 2025 11:07 am
				
				Lucas Miller 
Z Lucasem życie wydawało się po prostu prostsze. Golden retriever potrafił działać prawdziwe cuda, a sama Claire nienawidziła tych dziwnych niedopowiedzeń, które były między nimi. Zdecydowanie bardziej wolała, gdy atmosfera była wyczyszczona. Dlatego była mu teraz tak po prostu wdzięczna, że był przy niej. Nawet gdy było jasne, że to ona była wszystkiemu winna. Nie mogła temu zaprzeczyć. Następnym razem odezwie się pierwsza.
— Cieszę się — uśmiechnęła się szeroko, a kamień spadł z jej serca. Jednak go nie straciła. Mogli trzymać relację tylko na koleżeńskiej stopie, ale po dzisiaj stało się dla niej jasne, że jej na nim zależało. Chciała jego szczęścia i widoku tych uroczych dołeczków. Może dlatego tak instynktownie wtuliła się, nawet nie zwracając mu uwagi, że nie jest półką dla jego głowy. Po całym analizowaniu czuła się oczyszczona, nie miała już w sobie żadnego spięcia, tylko wdzięczność — jesteś najlepszy — mruknęła jeszcze cicho, będąc w jego ramionach. W takich momentach zazdrościła Charlotte. Takiego chłopaka ze świecą szukać w całym Toronto. Był jedyny w swoim rodzaju i zawsze wiedział, co powinna usłyszeć.
Kasztan przeznaczenia jednak ich połączył.
— Może pozbieramy kasztany dla nich? — spytała z pewnym błyskiem w oku. Aż przypomniały się jej te wszystkie kasztanowe ludziki — już daj spokój, potrafię pozować — mruknęła, bo jednak była aktorką. Miała swoje doświadczenie, a bardziej doświadczeni fotografowie zwracali już jej uwagę. Choć sesji z wiewiórkami jeszcze nigdy nie miała — okej, go-to-wa — słowiański-kanadyjski przykuc Toronto. Chciała się zaśmiać, ale powstrzymała się. Wszystko byle patrzeć na te radosne rude kity — teraz ty... Zrobię Ci magnes z wiewiórkami na święta — wiewiórkowy magnes ale boomer by Claire Price. Dla takich rzeczy warto było żyć — dawaj, dawaj — zawołała cicho, by jednak nie spłoszyć wiewiórek, a by Miller miał zajebiste zdjęcia na instagrama.
— Ej, Lucas — zawołała finalnie, biorąc liście w ręce. Pod tym względem uwielbiała jesień. Była pełna zaskakujących, pięknych kolorów — patrz to — i rzuciła mu prosto na twarz jakąś kupą liści. Na całe szczęście, że nie było w nich ukrytej żadnej gównianej niespodzianki. Jeszcze tego by brakowało, żeby namaszczyć na nowo ich relację.
			Z Lucasem życie wydawało się po prostu prostsze. Golden retriever potrafił działać prawdziwe cuda, a sama Claire nienawidziła tych dziwnych niedopowiedzeń, które były między nimi. Zdecydowanie bardziej wolała, gdy atmosfera była wyczyszczona. Dlatego była mu teraz tak po prostu wdzięczna, że był przy niej. Nawet gdy było jasne, że to ona była wszystkiemu winna. Nie mogła temu zaprzeczyć. Następnym razem odezwie się pierwsza.
— Cieszę się — uśmiechnęła się szeroko, a kamień spadł z jej serca. Jednak go nie straciła. Mogli trzymać relację tylko na koleżeńskiej stopie, ale po dzisiaj stało się dla niej jasne, że jej na nim zależało. Chciała jego szczęścia i widoku tych uroczych dołeczków. Może dlatego tak instynktownie wtuliła się, nawet nie zwracając mu uwagi, że nie jest półką dla jego głowy. Po całym analizowaniu czuła się oczyszczona, nie miała już w sobie żadnego spięcia, tylko wdzięczność — jesteś najlepszy — mruknęła jeszcze cicho, będąc w jego ramionach. W takich momentach zazdrościła Charlotte. Takiego chłopaka ze świecą szukać w całym Toronto. Był jedyny w swoim rodzaju i zawsze wiedział, co powinna usłyszeć.
Kasztan przeznaczenia jednak ich połączył.
— Może pozbieramy kasztany dla nich? — spytała z pewnym błyskiem w oku. Aż przypomniały się jej te wszystkie kasztanowe ludziki — już daj spokój, potrafię pozować — mruknęła, bo jednak była aktorką. Miała swoje doświadczenie, a bardziej doświadczeni fotografowie zwracali już jej uwagę. Choć sesji z wiewiórkami jeszcze nigdy nie miała — okej, go-to-wa — słowiański-kanadyjski przykuc Toronto. Chciała się zaśmiać, ale powstrzymała się. Wszystko byle patrzeć na te radosne rude kity — teraz ty... Zrobię Ci magnes z wiewiórkami na święta — wiewiórkowy magnes ale boomer by Claire Price. Dla takich rzeczy warto było żyć — dawaj, dawaj — zawołała cicho, by jednak nie spłoszyć wiewiórek, a by Miller miał zajebiste zdjęcia na instagrama.
— Ej, Lucas — zawołała finalnie, biorąc liście w ręce. Pod tym względem uwielbiała jesień. Była pełna zaskakujących, pięknych kolorów — patrz to — i rzuciła mu prosto na twarz jakąś kupą liści. Na całe szczęście, że nie było w nich ukrytej żadnej gównianej niespodzianki. Jeszcze tego by brakowało, żeby namaszczyć na nowo ich relację.