Strona 2 z 3

nobody gonna believe this

: czw paź 09, 2025 9:15 pm
autor: Evina J. Swanson
Przytaknęła jedynie, gdy tylko Zaylee musiała się upewnić czy na pewno wszystko dobrze zrozumiała. Mówiła prawdę. W zasadzie Evina nie lubiła jej okłamywać i unikała tego. Zamiast tego podobnie jak w tym przypadku po prostu stosowała taktyczne przemilczenia i tym podobne praktyki.
- Właściwie to dom jego zmarłej ciotki - uściśliła, ale mniej więcej to właśnie chciała jej powiedzieć.
Wyglądało na to, że na razie Miller nadążała za tym, co właściwie się tu działo i nie potrzebowała wcale dalszych odpowiedzi, aby musiała jej pomagać w jakikolwiek sposób w zrozumieniu tego o co tutaj chodziło. Tylko, że wtedy padło to decydujące pytanie:

Skąd o tym wiesz?


Przez moment jeszcze myślała o tym jak właściwie ułożyć słowa tak, aby wybrzmiały całkiem sensownie. Nie chciała wciąż mówić jej wprost o tym, co było zapalnikiem i sprawiło, że zaczęła grzebać w aktach osadzonych. W końcu nie była nawet do końca pewna czy na pewno trafiła na odpowiedniego gościa. Chociaż była chwilowo przekonana, że nie było innych kandydatów, którzy pasowaliby do listu o ile rzecz jasna był on prawdziwy.
- Dostałam wiadomość z wewnątrz. Nie byłam jednak pewna jej prawdziwości - odpowiedziała w końcu.
Gdyby była to faktyczna informacja dostępna dla policji to zaraz obiegłaby całą komendę. Każdy z nich był wyczulony na sprawę Wescotta. Nawet osoby niezwiązane ściśle z obławą szybko otrzymywały kolejne doniesienia odnośnie poszukiwań zbiega, które traktowano priorytetowo. Co chwila jego twarz pokazywano w mediach. Wysłano za nim list gończy, a jednak wciąż pozostawał nieuchwytny.
Zdawała sobie sprawę, że na tym etapie kłamstwo czy ukrywanie czegokolwiek przed Zaylee nie miało sensu. Za bardzo się znały. Koronerka potrafiła bezbłędnie odczytać, co kryło się w jej milczeniu. Miała też okazję do tego, aby zapoznać się z wzorcami jej zachowań. Każde odstępstwo od normy czy wiszące w powietrzu napięcie nie mogło ujść jej uwadze. Mimo wszystko jednak Swanson z jakiegoś powodu starała się zachowywać pewne rzeczy dla siebie... Być może dlatego, że to było dla niej łatwiejsze niż wyjaśnianie niektórych kwestii.
Przynajmniej chwilowo doszły do jakiegoś porozumienia. Jeszcze jej tego brakowało, aby faktycznie koronerka zaczęła jej się buntować i sprawiała problemy podczas przeszukiwania domu. Wyglądało na to, że mogła liczyć na jej współpracę i to, że Zaylee będzie się trzymała blisko niej. Było to pocieszające nawet jeśli miałaby jej dalej marudzić.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś cholernie spostrzegawcza? - mruknęła w jej stronę, sięgając ponownie po broń i decydując się na to, aby przejrzeć uważnie kolejne pomieszczenia.
Jeśli miała dać sobie czas to mogło to trwać prawdziwą wieczność. Jeśli tylko nie natknie się na zapalnik, który sprawi, że wyznanie wszystkiego stanie się według niej niezbędne lub właściwie to mogła milczeć do woli. Chyba, że naprawdę dojdzie już do punktu, w którym któraś z nich by się złamała.
Kolejnym pomieszczeniem był salon. Pośrodku znajdował się duży stół, na którym leżały porozrzucane różnego rodzaju papiery. Widziała też przepełnioną popielnicę i połamane krzesła pod ścianą. Kanapa wyglądała tak jakby coś uwiło sobie w niej gniazdo. Tapicerka została poprzecierana, a z niektórych dziur wystawała wyraźnie gąbka. Wciąż jednak ani śladu Wescotta lub jego wcześniejszej obecności.

zaylee miller

nobody gonna believe this

: pt paź 10, 2025 12:38 pm
autor: zaylee miller
Swanson może i nie kłamała, ale na pewno nie mówiła jej całej prawdy, a to doprowadzało ją do jeszcze większej furii. Bo teoretycznie wiedziała, że coś przed nią ukrywa, o czym Zaylee mówiła jej wprost, to ona i tak brnęła w to i mydliła oczy, stosując swoje taktyczne przemilczenie. A to wkurwiało Miller jeszcze bardziej.
Mhm — mruknęła tylko beznamiętnie, kiedy narzeczona oznajmiła, że rzekomo dostała wiadomość z wewnątrz, a ona nagle postanowiła działać w pojedynkę. Bez wsparcia partnera czy innych wydziałów, które także poszukiwały zbiega z Millhaven. — Gówno prawda — dodała ciszej, ale na tyle głośno, żeby Evina mogła ją usłyszeć. Niech wie, że nie kupowała tej bajki.
Nie zamierzała sprawiać problemów w przeszukiwaniu domu. I tak wiedziała, że niczego tutaj nie znajdą. To było zbyt proste, żeby seryjny morderca wracał w miejsca, które znał. Wprawdzie przekonała się na własnej skórze, że kryminaliści lubią robić głupie i nieprzewidywalne rzeczy, co pokazał przypadek Fostera, który zaatakował ją na miejscu swojej własnej zbrodni, jednak on, w przeciwieństwie do Wescotta, był totalnym amatorem. Po mężczyźnie, który ponad dekadę temu zamordował kilkanaście kobiet, trzeba było spodziewać się trochę więcej.
Zaylee nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że mogło im coś zagrażać. Nie pozwalała głowie, żeby podsuwała jej takiej czarne scenariusze, bo ta świadomość doszczętnie by ją złamała. Dlatego, pomimo buzującej złości, starała się zachować chłodną głowę.
Evina — zaczęła spokojnie, podążając za narzeczoną. — Na twoje nieszczęście doskonale wiem, że jestem spostrzegawcza — prychnęła pod nosem, bo może ktoś inny nie zauważyłby tych trudnych do zauważenia zachowań detektywki, ale Miller dostrzegała wszystko. Z pewnością miał na to wpływ wykonywany przez koronerkę zawód, gdzie oko do detali było czymś obowiązkowym, ale wbrew pozorom, na żywych ludziach też umiała się poznać.
Weszła za Swanson do salonu i rozejrzała się w poszukiwaniu jakichś śladów, które wskazywałyby na to, że ktoś faktycznie tutaj przebywał w ostatnim czasie, ale wszystko podpowiadało jej, że od długiego czasu dom pozostawał opuszczony.
Czy to nie jest ten moment, kiedy wypadałoby wezwać wsparcie? — zapytała podejrzliwie, gdy wychodziły z pomieszczeni i powoli kierowały się korytarzem w stronę schodów prowadzących na piętro. Skoro Evina przypuszczała, że ktoś może być w środku. — Już dawno powinno roić się tutaj od policji — mruknęła, dając Swanson do zrozumienia, że od samego początku nie powinna działa sama. Nie pozwoli jej zapomnieć, jak głupie i nierozsądne to było.

Evina J. Swanson

nobody gonna believe this

: pt paź 10, 2025 1:36 pm
autor: Evina J. Swanson
Nie wiedziała nawet jak miałaby jej to wszystko wyjaśnić. W zasadzie spodziewała się tego, że Zaylee jeszcze gorzej zniesie prawdę niż milczenie. Wspomnienie o liście jedynie wywołałoby lawinę kolejnych pytań oraz naciski, aby jak najszybciej poinformowała o tym wszystkim przełożonych. Evina z kolei nie była na to gotowa. Sama nie wiedziała, co powinna o tym myśleć i dlatego nie chciała wciągać w to nikogo innego.
Wychwyciła ten komentarz koronerki. Trudno byłoby tego nie zrobić w momencie, gdy wokół panowała niemal idealna cisza, mącona jedynie nielicznymi odgłosami opuszczonego domu, który odzwyczaił się już od jakichkolwiek gości. Choć może nie do końca? Wciąż istniała szansa na to, że wcześniej chował się tu Wescott.
Skoro Zaylee nie sprawiała jej problemów to postanowiła spędzić nieco czasu na niuchanie w tym miejscu. Oczywiście, że zbieg nie był głupi. Inaczej nie pozostawałby dalej na wolności. Był na tyle inteligentny, aby móc się chować przed policją i unikać identyfikacji. Zapewne wtapiał się gdzieś w tłum lub znalazł idealne miejsce na odludziu, gdzie nikt by mu nie przeszkadzał. Może nawet udało mu się zorganizować transport i zmierzać właśnie do amerykańskiej granicy? Kto wie. Na pewno jednak nie powróciłby do którejś ze swoich dawnych kryjówek. Jednak przyczółek innego zabójcy, z którym nie można było go od razu powiązać? To było już co innego.
- Wiem. Masz zajebistą samoświadomość - skomentowała jeszcze bezbarwnym tonem, nie mogąc się powstrzymać od tej drobnej uszczypliwości, gdy tylko przechodziła obok.
Na razie nie widziała nic, co mogłoby świadczyć o tym, że ktokolwiek tu przebywał w ostatnim czasie, ale jeszcze nie sprawdziły wszystkiego. Parter na tę chwilę był czysty, a w salonie walały się stare rachunki i wyniki badań medycznych datowane na co najmniej kilka lat wstecz. Sprawa mogła wyglądać nieco inaczej na piętrze.
- Wsparcie będzie miało do mnie jeszcze więcej pytań niż ty... Będą naciskać, żeby nie marnować środków - odpowiedziała, wkraczając powoli na schody.
Musiała dokładnie wyczuć każdy stopień. Nie chciała, aby stopa jej utkwiła na którymś zbutwiałym stopniu. Każdy z nich trzeszczał i uginał się niebezpiecznie jeśli tylko nie znalazła odpowiedniego punktu. Jeden chyba nawet wyszczerbiła, ale całe szczęście nie straciła równowagi.
Rozejrzała się po korytarzu i upewniwszy się, że nic tam nie czeka, uchyliła drzwi do łazienki znajdującej się tuż przy wejścia na piętro, aby skontrolować ją pod katem zagrożeń. Poza wszechobecnym brudem i grzybem, którym cuchnęło z najciemniejszych miejsc zauważyła na zakamienionej umywalce leżące zakrwawione szmaty. Wyglądały na zdecydowanie świeższe niż wszystko wokół choć mogły sobie liczyć kilka dni.
- Nadal przekonana, że nikogo tu nie było? - zapytała narzeczoną i powoli wycofała się, aby sprawdzić kolejne pomieszczenie, które znajdowało się po prawej.
Mogły oddać to do analizy... Jeśli faktycznie była to krew Wescotta to oznaczało, że list był jak najbardziej prawdziwy. Wisiało zatem nad nią widmo zemsty, która mogła się dokonać w niedługim czasie.

zaylee miller

nobody gonna believe this

: pt paź 10, 2025 6:39 pm
autor: zaylee miller
Swanson nie wzięła pod uwagę jednego, bardzo istotnego faktu — nawet jeśli nie chciała nikogo mieszać w tę sprawę, Miller i tak była w nią wmieszana. Mogła o niczym nie wiedzieć, ale będąc w związku z policjantką, stawała się równie łatwym celem, co ona. Evina mogła chcieć ją chronić, ale i tak nieświadomie ściągała na nią niebezpieczeństwo. A zatajając to wszystko, Zaylee nie mogła wiedzieć, czego się spodziewać i że znów coś może jej zagrażać. W dodatku dzięki milczeniu narzeczonej wcale nie czuła się spokojniejsza. To wszystko nie sprawiało, że martwiła się mniej. Wręcz przeciwnie, niewiedza doprowadzała ją do szaleństwa i rodziła jeszcze większy strach.
Pierdol się, Swanson — rzuciła krótko, wspinając się po schodach. Dalej tkwiła w przekonaniu, że nie powinna przyjeżdżać tutaj sama. Bez wsparcia i wiedzy przełożonych. To było skrajnie nieodpowiedzialne. — Jasne, zawsze jesteś najmądrzejsza i wiesz, co robisz — prychnęła, stawiając ostrożnie kroki. Nawet włączyła latarkę w telefonie dla lepszej widoczności. Dom wyglądał tak, jakby miał się zaraz rozlecieć, więc wcale nie trzeba było tutaj żadnego Wescotta, aby doszło do jakiejś tragedii.
Na piętrze Miller trzymała się blisko. Miała serdecznie dość ryzykownych działań. Jeszcze do końca nie otrząsnęła się po tym, jakie piekło zgotował jej Foster, a teraz Evina fundowała jej kolejne zmartwienia. Jeśli jakiekolwiek znalezione ślady miały doprowadzić do seryjnego mordercy, Zaylee nie zamierzała kiwnąć nawet placem. Była tutaj tylko po to, żeby mieć ją na oku.
W łazience zerknęła pobieżnie na zakrwawiony materiał i wzruszyła obojętnie ramionami. Mogła od ręki stwierdzić, jak dawno szmaty zostały pobrudzone, choć oczywiście było to tylko orientacyjne, zważywszy na temperaturę, światło i wilgotność — to wszystko bardzo zmieniało tempo wysychania i utleniania. Ważny był też rodzaj tkaniny, gdzie bawełna szybko ją wchłaniała, poliester wysychał wolniej, a wełna wchłaniała krew nierównomiernie.
No to dobrze, że za tobą pojechałam — odparła niewzruszonym tonem. — Gdybyś faktycznie na niego trafiła, twoje zwłoki mogłyby leżeć tutaj przez następną dekadę, a tak to przynajmniej ściągnęłabym cię prosto do prosektorium — dodała, jeszcze raz zerkając kątem oka na zakrwawione szmaty i ruszyła dalej. — Może za samodzielne schwytanie Wescotta dostaniesz jakiś order z ziemniaka i dyplom z drukarki — prychnęła ironicznie, przystając gdzieś z boku. — Albo stracisz odznakę — nawet na chwilę nie mogła powstrzymać się od ironii. Nie bez od zarania dziejów używała sarkazmu jako tarczy.

Evina J. Swanson

nobody gonna believe this

: pt paź 10, 2025 11:58 pm
autor: Evina J. Swanson
Łudziła się, że może jej nie angażować w to wszystko, ale to nie było takie proste. Wielu ludzi, którzy chcieliby się na niej odegrać mogłaby atakować ją personalnie, ale część mogłaby chcieć zadać jej nieco większe męczarnie i uderzyć w to, co naprawdę kochała. W tym wypadku byłaby to koronerka.
- To akurat twoje zadanie - zripostowała szybko, pierwszy komentarz, ale drugi już pozostawiła bez odpowiedzi.
Obie były często aż za bardzo przekonane o słuszności swoich racji i nie dały sobie przemówić do słuchu. Przynajmniej dopóki nie pojawiały się gryzące w dupę konsekwencje lub zostawały postawione pod ścianą. Nie był to jednak szczególnie dobry moment na to, aby teraz się o to spierać.
Ostatnio zdecydowanie nie miały zbyt wiele szczęścia. Całe życie krew z nosa i piach w oczy, bo oczywiście nie mogły liczyć na chwilę spokoju oraz to by przydarzyło im się coś miłego. Zamiast tego los rzucał im pod nogi kolejnych złaknionych krwi psychopatów za co mogła go jedynie przeklinać.
Obie naoglądały się w swojej pracy wystarczająco dużo krwawych śladów, aby móc ocenić to jak świeże one były. Może i Swanson nie miała za sobą wykształcenia medycznego, ale tak czy siak wiedziała swoje dzięki doświadczeniu i latach obserwacji miejsc zbrodni. Wiedziała, że jeszcze jakiś czas temu ktoś musiał się tu znajdować.
- Bez przesady... Na pewno wcześniej byś się zainteresowała, że gdzieś zniknęłam - odpowiedziała, bo była pewna, że nawet jeśli doszłoby do najgorszego (a nie za bardzo dopuszczała do siebie tę opcję) to jednak komuś udałoby się ją dużo wcześniej namierzyć.
Przez moment wysłuchiwała jeszcze ostrych uwag narzeczonej nim w końcu pchnęła lekko drzwi kolejnego pomieszczenia, które wyglądało nieco jak pokój nastolatka czy młodego dorosłego. Plakaty naprzeciw okna wyblakły do tego stopnia, że nie była w stanie stwierdzić, co takiego miały przedstawiać. W kącie znajdowało się łóżko jednoosobowe, a obok niego biurko z zakurzoną lampką i blatem, od którego odchodziła już okleina.
- Wtedy miałabym przedwczesną emeryturę - skomentowała cierpko i weszła nieco dalej do pomieszczenia, aby upewnić się czy na pewno nikt nie schował się w szafie o przesuwanych drzwiach... Wciąż brak Wescotta. Coraz bardziej się umacniała w tym, że opuścił lokum po tym jak podrzucił jej list, domyślając się, że użyłaby go do dokonania odpowiednich połączeń i namierzyła w końcu tę kryjówkę.

zaylee miller

nobody gonna believe this

: sob paź 11, 2025 1:31 am
autor: zaylee miller
Z jej ust znów wyrwało się poirytowane prychnięcie. Gdyby nie to, że obie były tak uparte, Miller nie odezwałaby się już ani słowem do końca tej wycieczki po obskurnym, cuchnącym stęchlizną budynku.
Przez tę swoją arogancję możesz pożegnać się z pierdoleniem — odparła natychmiast, bo w tym momencie i w tym miejscu Evina wyjątkowo działała jej na nerwy. I chociaż seks zwykle dawał upust wszystkim emocjom, Zaylee nie zamierzała rzucać słów na wiatr. Musiała wytrwać w tym postanowieniu przynajmniej jakiś czas, żeby Swanson nie myślała, że może ją udobruchać za każdym razem, kiedy znajdzie się między jej nogami. — Porozmawiamy, jak wrócisz po rozum do głowy — dodała, gdy narzeczona wchodziła do kolejnego pomieszczenia, które Miller jedynie omiotła wzrokiem.
Nie chciała angażować się w tę sprawę, a coś jej podpowiadało, że i tak już została w nią wciągnięta przez niesubordynację detektywki. Ostatnie wydarzenia chyba w ogóle nie zrobiły na niej wrażenia, skoro teraz ładowała się w coś podobnego. I szczerz powiedziawszy, Zaylee miała już seryjnych morderców, którzy chcieli zniszczyć im życie, po dziurki w nosie. Dlatego była taka wkurwiona.
Kolejne słowa sprawiły, że skrzywiła się i wywróciła oczami. Ta nonszalancja i wieczne balansowanie na granicy lekceważenia i wyzwania, doprowadzało ją na skraj cierpliwości. Patrzyła, jak Evina pochyla przy biurku i zaczyna przeszukiwać szuflady. Jakby nic się nie stało. Jakby ich kłótnia była tylko drobnym nieporozumieniem, które można przykryć warstwą zawodowej rutyny. Typowe.
Naprawdę nie możesz się czasem powstrzymać? — wyrwało jej się, zanim zdążyła ugryźć się w język. Gardło wyrzuciło słowa szybciej, niż zareagowała głowa. — Znowu pchasz się w coś, mimo że wcale nie musisz tego robić. Jest tyle innych ludzi, którzy zajmują się ucieczką Wescotta. Nie szuka go tylko Ontario, ale wszystkie inne prowincje. Na litość boską, Swanson — westchnęła bezradnie, przechadzając się po pomieszczeniu. — Dobrze wiesz, że nasze życie nie może tak wyglądać bez końca. Chcemy zaadoptować dzieciaka. Zapomniałaś już? Miałyśmy przystopować i przestać babrać się śledztwach, które nie wymagają naszego zaangażowania. A wierz mi albo nie, biorąc pod uwagę, ile jednostek poszukuje tego gościa, twoje zaangażowanie nie jest tutaj niezbędne — odwróciła się, posłała narzeczonej powątpiewające spojrzenie i skrzyżowała ręce na piersiach, opierając się ramieniem o odrapaną ścianę.
Pulsowała w niej cała gama emocji — gniew, frustracja, rozczarowanie i wkurwienie tak głębokie, że aż rozbolał ją żołądek. I było w tym wkurwieniu też coś gorzkiego — świadomość, że część jej gniewu wynikała nie tylko z frustracji, ale i z bezsilności wobec zachowania Swanson. A Miller wiedziała, że im bardziej się wkurwia, tym mocniej chce chronić narzeczoną, choć ta wolałaby odsunąć ją na bok, żeby tylko się nie wtrącała.

Evina J. Swanson

nobody gonna believe this

: sob paź 11, 2025 11:45 am
autor: Evina J. Swanson
Spodziewała się takich gróźb ze strony Miller. Wiedziała jednak jak to wszystko zwykle się kończyło w ich wydaniu. Nie chciała już komentować tego, że koronerka najpewniej złamałaby się jako pierwsza i jednak uległa dziwnemu napięciu oraz potrzebie rozładowania go w najprostszy możliwy sposób. Przynajmniej na chwilę przynosiło to ulgę i pomagało się pozbyć frustracji.
Wiedziała też, że na pewno nie ominie ich kolejna poważna rozmowa, gdy już wrócą do domu, a emocje nieco opadną. Dopiero tam znajdzie się czas i przestrzeń na to, aby dokładnie przedyskutować całą sprawę i pokłócić się zapewne jeszcze ze dwa razy.
Zdawała sobie sprawę z tego w co się pchała. Wiedziała, że to wszystko może się dla niej tragicznie skończyć, ale czuła jednocześnie, że musi to zrobić. Tak bowiem wyglądało jej życie. Cały czas była na tropie niebezpiecznych ludzi i miała z nimi styczność. Tego nie mogła zbytnio zmienić. Wiedziała, że nie były to idealne warunki do zakładania rodziny i może faktycznie byłoby lepiej, gdyby nie próbowała czegokolwiek budować w życiu prywatnym. Przynajmniej teraz mogła dojść do podobnych wniosków, gdy gdzieś na horyzoncie czaiło się zagrożenie związane z dawno zamkniętą przez nią sprawą.
- Ta sprawa mnie pośrednio dotyczy, Zaylee - odparowała, czując jak niebezpiecznie jej głos unosi się przy tych słowach. - Nie robiłabym tego, gdybym nie miała powodu. Chcę, żebyśmy miały spokój, ale trzeba go zapewnić.
Nie przemawiał przez nią egoizm. Przynajmniej tak tego nie widziała. Po prostu chciała rozwiązać tę sprawę po swojemu. Może i działała impulsywnie i bez większego planu, ale miała pewną wizję, do której realizacji dążyła.
Kolejne pomieszczenie było większą sypialnią. Zarwane łóżko z rozkopaną kołdrą stało w jego centralnej części. Obok niej znajdował się stolik nocny z wysuniętą szufladą oraz lampką nocną, która miała przepaloną żarówkę. Nic nadzwyczajnego. Najwyraźniej i piętro było czyste, ale miały pewność, że ktoś był tu przed paroma dniami.

zaylee miller

nobody gonna believe this

: sob paź 11, 2025 4:28 pm
autor: zaylee miller
Miała problem z dotrzymywaniem słowa. Zwłaszcza jeśli chodziło o łóżko. Mogła się wygrażać, zarzekać i przysięgać na wszystko, że nie da się tknąć Swanson, a potem i tak sama dobierała się jej do majtek. Evina była jej słabością, a seks z nią — sposobem na rozładowanie złości i uciszeniem wszystkiego, co krzyczało w Miller. Zawsze kończyło się tak samo, a dokładniej chwili, gdy ich spojrzenia się spotykały, cała jej silna wola znikała, jakby nigdy nie istniała.
O ile z czasem ich komunikacja uległa poprawie, to dalej ścierały się na każdej możliwej płaszczyźnie. Kiedy Zaylee chciała rozmawiać, Swanson nie miała ochoty. I na odwrót. Mimo że zrobiły spory progres, wciąż musiały nad tym pracować.
Co to znaczy? — zapytała, przyglądając się uważnie jej twarzy, po czym ruszyła do kolejnego pomieszczenia. Nie wiedziała, jaki związek narzeczona mogła mieć całą sprawą. Gdy Wescott dokonywał mordów na kobietach, Miller nie pracowała jeszcze dla policji. Najpewniej odbywała wtedy praktyki pod czujnym okiem Beckera i co najwyżej śledziła całe zajście w mediach. Pamiętała jednak, że dochodzenie było głośne na cały kraj.
Możesz ze mną porozmawiać? — zapytała, podążając za nią krok w krok. — I nie, nie w domu — zastrzegła natychmiast. — Chcę wyjaśnień teraz, a nie później. Jaki jest ten twój cały powód, co? — kiedy Swanson otworzyła drzwi, które okazały się jakimś pomieszczeniem gospodarczym, Zaylee wyminęła ją i stanęła naprzeciwko narzeczonej. Nie zastanawiając się nawet przez chwilę, wcisnęła telefon z latarką do kieszeni płaszcz, a następnie ujęła twarz detektywki w obie dłonie. — Evina — powiedziała cicho, już dużo spokojnie niż wcześniej. — Musisz mi powiedzieć — to już nie był ton rozkazujący. Teraz w jej głos wdarła się błagalna prośba. Nawet jeżeli Zaylee miała dowiedzieć się w swoim czasie, chyba wolała mieć tę wiedzę wcześniej niż później. Chyba nie chciała wszczynać kolejnej kłótni po powrocie do domu i wolała powkurwiać się na Swanson jeszcze tutaj. Przynajmniej potem będą mogły się pogodzić. Może nawet jeszcze w drodze do Toronto. I znowu jej obietnice o seksie szlag trafi. Jak zwykle niczym krew w piach.

Evina J. Swanson

nobody gonna believe this

: sob paź 11, 2025 11:51 pm
autor: Evina J. Swanson
Pewne rzeczy bywały niezmienne nieważne od tego jak bardzo się starały. Już od samego początku podświadomie zdawały sobie sprawę z tego, że za bardzo ciągnęło je do siebie, aby mogły trzymać ręce przy sobie. W momencie, gdy tylko napięcie stawało się już boleśnie nieznośne obie ulegały pragnieniu, aby poczuć wzajemnie swoją bliskość i móc się w sobie zapomnieć.
Dalej nie potrafiły ze sobą rozmawiać w pełni otwarcie, a zwłaszcza na trudne tematy, które mogły w jakikolwiek sposób być dla nich drażliwe. Po co miały ze sobą rozmawiać skoro o wiele prościej było zbywać temat i udawać, że nie istnieje? Mogły wszystko trzymać w sobie i gromadzić wewnątrz, aż nie mogły tego już dłużej znieść. Taki chyba był już ich urok.
- Znaczy dokładnie to, co powiedziałam - odmruknęła w odpowiedzi i przeskanowała uważnym spojrzeniem ostatnie już na piętrze pomieszczenie, gdzie również nie wyglądało na to, aby ktokolwiek się ukrywał.
Wyglądało na to, że cały teren był czysty. Oczywiście w tym bardziej taktycznym znaczeniu, bo nie można było mówić o czystości w miejscu, które od lat nie było zamieszkane i popadało w powolną ruinę.
Z każdą chwilą Zaylee naciskała na nią coraz bardziej. O ile wcześniej było jej dużo łatwiej się opierać tak jednak nie była do końca odporna na ten błagalny ton, w który uderzyła koronerka. Widziała to intensywne spojrzenie ciemnobrązowych oczu, którym ją obdarzyła, gdy tylko Miller ujęła jej twarz w dłonie. Nie mogła przed nim uciec i poczuła jak nagle i brutalnie zaczyna się burzyć to twarde postanowienie, które sobie poczyniła.
- Wiesz, że pracuję już wystarczająco długo, że ci których łapałam mogą już wychodzić? - zapytała początkowo, ujmując jedną z jej dłoni w swoją i odciągając ją od twarzy po czym westchnęła ciężko, starając się w głowie ułożyć sobie odpowiednio brzmiące słowa, które dotychczas nie mogły przejść jej przez gardło. - Anthony Blythe. To on jest na papierze właścicielem tego domu. Wescott dostarczył na komendę list od niego, który był do mnie zaadresowany.
W końcu to wykrztusiła. Kot wyszedł z worka i nie było już odwrotu. Mogła jedynie liczyć na to, że jednak Zaylee nie będzie tego wszystkiego zbytnio przeżywać i zrozumie czemu właściwie nie chciała od razu ją zarzucać taką informacją póki nie uzyskała pewności, co do jej prawdziwości. Już i tak przeszły przez wystarczająco wiele.

zaylee miller

nobody gonna believe this

: ndz paź 12, 2025 12:50 am
autor: zaylee miller
W każdym pomieszczeniu panowała ciemność, ale to był ten rodzaj półmroku, gdzie dzięki latarkom, dało się rozróżnić zarysy poszczególnych mebli, które stawały się zamazane i płynne, a czasami nawet ruchome, gdy przejeżdżający ulicą pojedynczy samochód rozjaśniał przestrzeń snopem odbitego światła.
Wiedziała, że Evina w końcu skapituluje. Umiała ją podejść. Tylko tym razem nie grała w żadne podchody. Autentycznie martwiła się o nią. I to nie tak, że Zaylee nie chciała uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Jej ścisły umysł, z reguły zamknięty i przyjmujący fakty na chłodno, teraz był nieszczelnie. Świadomość wydarzeń ciekła w jej głowie cienką strużką, zmuszając do dostosowania się do zaistniałych realiów. Na ułamek sekundy jej twarz pozostała całkowicie pusta, jakby ktoś wyciągnął z niej wszystkie emocje, po czym w oczach pojawił się ten znajomy chłodny, zawodowy błysk.
Kim, do kurwy, jest Anthony Blythe? — zapytała, zaciskając palce na kurtce narzeczonej. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że kryminaliści, których Swanson zamykała dwie dekady temu, mogli już powoli witać się z wolnością, ale nie przypuszczała, że komukolwiek przyjdzie do głowy, żeby robić odwet na policji. — Za co go wsadziłaś? — dopytała i naprawdę starała się brzmieć spokojnie, chociaż w jednej krótkiej chwili głos zadrżał jej niekontrolowanie.
Wtedy Miller zrozumiała coś, co w zasadzie powinna wiedzieć od dawna — że ich życie nigdy nie będzie takie, jak wszystkich innych. Poczuła, jak coś ściska ją w środku. Nie był to zwykły niepokój, raczej ciężar, który powoli pełzał po kręgosłupie i osiadał w żołądku niczym dziesięciotonowy kamień. Evina patrzyła na nią w milczeniu, jakby każde słowo mogło tylko pogorszyć sprawę. Tylko ten drobny ruch mięśni przy żuchwie zdradzał, że też walczy z przeszłością, która właśnie zmaterializowała się w jednym nazwisku.
Nie mogła dać się zwariować. Musiała zachować chłodny umysł i spojrzeć na to racjonalnie. Dopóki nic nie było potwierdzone, popadanie w paranoję i tak by tutaj niczego nie zmieniło. A przecież Zaylee zawsze analizowała sytuację krok po kroku. Co było pewne, a co jedynie przypuszczeniem? Każde Wszystko oceniała jak dane w tabeli, które później można uporządkować w logiczny ciąg przyczyn i skutków. Emocje musiała zostawić za sobą. Była narzeczoną policjantki, ale przede wszystkim była koronerką, a jako koronerka musiała działać na podstawie faktów, nie domysłów.
Pokaż mi ten list — zarządziła, zwalniając uścisk z materiału kurki. — No pokazuj — ponagliła ją. Nie miała ani ochoty, ani czasu na kolejne uniki. Swanson grała na zwłokę, zresztą jak zwykle, kiedy próbowała nie dopuścić do poważnej konwersacji. Ale szambo już wyjebało i teraz już nie mogła uciekać, bo zwyczajnie nie miała dokąd.

Evina J. Swanson