nobody gonna believe this
: czw paź 09, 2025 9:15 pm
				
				Przytaknęła jedynie, gdy tylko Zaylee musiała się upewnić czy na pewno wszystko dobrze zrozumiała. Mówiła prawdę. W zasadzie Evina nie lubiła jej okłamywać i unikała tego. Zamiast tego podobnie jak w tym przypadku po prostu stosowała taktyczne przemilczenia i tym podobne praktyki.
- Właściwie to dom jego zmarłej ciotki - uściśliła, ale mniej więcej to właśnie chciała jej powiedzieć.
Wyglądało na to, że na razie Miller nadążała za tym, co właściwie się tu działo i nie potrzebowała wcale dalszych odpowiedzi, aby musiała jej pomagać w jakikolwiek sposób w zrozumieniu tego o co tutaj chodziło. Tylko, że wtedy padło to decydujące pytanie:
Skąd o tym wiesz? 
Przez moment jeszcze myślała o tym jak właściwie ułożyć słowa tak, aby wybrzmiały całkiem sensownie. Nie chciała wciąż mówić jej wprost o tym, co było zapalnikiem i sprawiło, że zaczęła grzebać w aktach osadzonych. W końcu nie była nawet do końca pewna czy na pewno trafiła na odpowiedniego gościa. Chociaż była chwilowo przekonana, że nie było innych kandydatów, którzy pasowaliby do listu o ile rzecz jasna był on prawdziwy.
- Dostałam wiadomość z wewnątrz. Nie byłam jednak pewna jej prawdziwości - odpowiedziała w końcu.
Gdyby była to faktyczna informacja dostępna dla policji to zaraz obiegłaby całą komendę. Każdy z nich był wyczulony na sprawę Wescotta. Nawet osoby niezwiązane ściśle z obławą szybko otrzymywały kolejne doniesienia odnośnie poszukiwań zbiega, które traktowano priorytetowo. Co chwila jego twarz pokazywano w mediach. Wysłano za nim list gończy, a jednak wciąż pozostawał nieuchwytny.
Zdawała sobie sprawę, że na tym etapie kłamstwo czy ukrywanie czegokolwiek przed Zaylee nie miało sensu. Za bardzo się znały. Koronerka potrafiła bezbłędnie odczytać, co kryło się w jej milczeniu. Miała też okazję do tego, aby zapoznać się z wzorcami jej zachowań. Każde odstępstwo od normy czy wiszące w powietrzu napięcie nie mogło ujść jej uwadze. Mimo wszystko jednak Swanson z jakiegoś powodu starała się zachowywać pewne rzeczy dla siebie... Być może dlatego, że to było dla niej łatwiejsze niż wyjaśnianie niektórych kwestii.
Przynajmniej chwilowo doszły do jakiegoś porozumienia. Jeszcze jej tego brakowało, aby faktycznie koronerka zaczęła jej się buntować i sprawiała problemy podczas przeszukiwania domu. Wyglądało na to, że mogła liczyć na jej współpracę i to, że Zaylee będzie się trzymała blisko niej. Było to pocieszające nawet jeśli miałaby jej dalej marudzić.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś cholernie spostrzegawcza? - mruknęła w jej stronę, sięgając ponownie po broń i decydując się na to, aby przejrzeć uważnie kolejne pomieszczenia.
Jeśli miała dać sobie czas to mogło to trwać prawdziwą wieczność. Jeśli tylko nie natknie się na zapalnik, który sprawi, że wyznanie wszystkiego stanie się według niej niezbędne lub właściwie to mogła milczeć do woli. Chyba, że naprawdę dojdzie już do punktu, w którym któraś z nich by się złamała.
Kolejnym pomieszczeniem był salon. Pośrodku znajdował się duży stół, na którym leżały porozrzucane różnego rodzaju papiery. Widziała też przepełnioną popielnicę i połamane krzesła pod ścianą. Kanapa wyglądała tak jakby coś uwiło sobie w niej gniazdo. Tapicerka została poprzecierana, a z niektórych dziur wystawała wyraźnie gąbka. Wciąż jednak ani śladu Wescotta lub jego wcześniejszej obecności.
zaylee miller
			- Właściwie to dom jego zmarłej ciotki - uściśliła, ale mniej więcej to właśnie chciała jej powiedzieć.
Wyglądało na to, że na razie Miller nadążała za tym, co właściwie się tu działo i nie potrzebowała wcale dalszych odpowiedzi, aby musiała jej pomagać w jakikolwiek sposób w zrozumieniu tego o co tutaj chodziło. Tylko, że wtedy padło to decydujące pytanie:
Przez moment jeszcze myślała o tym jak właściwie ułożyć słowa tak, aby wybrzmiały całkiem sensownie. Nie chciała wciąż mówić jej wprost o tym, co było zapalnikiem i sprawiło, że zaczęła grzebać w aktach osadzonych. W końcu nie była nawet do końca pewna czy na pewno trafiła na odpowiedniego gościa. Chociaż była chwilowo przekonana, że nie było innych kandydatów, którzy pasowaliby do listu o ile rzecz jasna był on prawdziwy.
- Dostałam wiadomość z wewnątrz. Nie byłam jednak pewna jej prawdziwości - odpowiedziała w końcu.
Gdyby była to faktyczna informacja dostępna dla policji to zaraz obiegłaby całą komendę. Każdy z nich był wyczulony na sprawę Wescotta. Nawet osoby niezwiązane ściśle z obławą szybko otrzymywały kolejne doniesienia odnośnie poszukiwań zbiega, które traktowano priorytetowo. Co chwila jego twarz pokazywano w mediach. Wysłano za nim list gończy, a jednak wciąż pozostawał nieuchwytny.
Zdawała sobie sprawę, że na tym etapie kłamstwo czy ukrywanie czegokolwiek przed Zaylee nie miało sensu. Za bardzo się znały. Koronerka potrafiła bezbłędnie odczytać, co kryło się w jej milczeniu. Miała też okazję do tego, aby zapoznać się z wzorcami jej zachowań. Każde odstępstwo od normy czy wiszące w powietrzu napięcie nie mogło ujść jej uwadze. Mimo wszystko jednak Swanson z jakiegoś powodu starała się zachowywać pewne rzeczy dla siebie... Być może dlatego, że to było dla niej łatwiejsze niż wyjaśnianie niektórych kwestii.
Przynajmniej chwilowo doszły do jakiegoś porozumienia. Jeszcze jej tego brakowało, aby faktycznie koronerka zaczęła jej się buntować i sprawiała problemy podczas przeszukiwania domu. Wyglądało na to, że mogła liczyć na jej współpracę i to, że Zaylee będzie się trzymała blisko niej. Było to pocieszające nawet jeśli miałaby jej dalej marudzić.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś cholernie spostrzegawcza? - mruknęła w jej stronę, sięgając ponownie po broń i decydując się na to, aby przejrzeć uważnie kolejne pomieszczenia.
Jeśli miała dać sobie czas to mogło to trwać prawdziwą wieczność. Jeśli tylko nie natknie się na zapalnik, który sprawi, że wyznanie wszystkiego stanie się według niej niezbędne lub właściwie to mogła milczeć do woli. Chyba, że naprawdę dojdzie już do punktu, w którym któraś z nich by się złamała.
Kolejnym pomieszczeniem był salon. Pośrodku znajdował się duży stół, na którym leżały porozrzucane różnego rodzaju papiery. Widziała też przepełnioną popielnicę i połamane krzesła pod ścianą. Kanapa wyglądała tak jakby coś uwiło sobie w niej gniazdo. Tapicerka została poprzecierana, a z niektórych dziur wystawała wyraźnie gąbka. Wciąż jednak ani śladu Wescotta lub jego wcześniejszej obecności.
zaylee miller