hand in hand, to hell and back
: sob paź 11, 2025 7:04 pm
				
				Wdawanie się z Constance w jakąkolwiek dyskusję było bezcelowe. Zawsze, ale to zawsze musiała mieć ostatnie zdanie, bez względu na to, czy miała rację, czy też nie. Nie lubiła, kiedy ktoś wytykał jej jakiekolwiek błędy, a próby ignorowania jej słów, kwitowała zazwyczaj jeszcze dłuższym monologiem, od którego faktycznie mogła rozboleć głowa. Mówiła dużo i czasami bez sensu, jednak nie za bardzo się tym przejmowała. Miało wyjść na jej i koniec kropka. Była rozbawiona i nie potrafiła tego ukryć, szczególnie teraz kiedy patrzyła na te jego zmarszczone brwi i poirytowany wyraz twarzy. Na całe szczęście, nie powiedziała mu, że pobiła swój rekord w irytowaniu drugiej osoby. Nie zmieniało to faktu, że i on grał jej na nerwach swoim podejściem.
- Chyba wiem, gdzie chce się dostać. - Odpowiedziała mu jedynie, chyba po raz pierwszy spoglądając na niego bez uśmiechu. Toronto znała jeszcze z dzieciństwa, a nazwa ta dość mocno wyrwała się w jej pamięć. Nie było więc możliwości, by się pomyliła. Nie chciała mu tego jednak tłumaczyć, bo kolejną bezsensowna dyskusja, zabierała im tylko czas potrzebny na to, by ruszyli w końcu z tego cholernego pobocza. Constance powoli zaczynała się stresować i mimowolnie myślała o tym, czy ojciec zdążył już odkryć jej ucieczkę i zaczął jej szukać. Bo tego, że miał zamiar ją znaleźć i za włosy zaciągnąć do ołtarza, była stuprocentowo pewna. Nic więc dziwnego, że chciała jak najszybciej, znaleźć się jak najdalej i uniemożliwić swoje odnalezienie. Nie po to uciekała, żeby dać się złapać.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem z siebie dumna. - Odparła z uśmiechem, faktycznie będąc zadowoloną z faktu, że go zirytowała. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że może powinna przystopować, dać sobie spokój z drażnieniem nieznajomego, bo mógłby ją wywalić na pobocze i zostawić samą w tej ciemności. Już teraz bez naszyjnika i opcji podwózki. Wydawało jej się jednak, że była bezpieczna. W sensie, uważała że raczej by jej tego nie zrobił, ale kto go tam wiedział. Drażliwy był co najmniej tak samo, jak ona kiedy była głodna i dostawała miesiączki. Tego jednak na głos nie powiedziała, ale uśmiechnęła się pod nosem, kiedy ta myśl, pojawiła się w jej głowie.
Obserwowała go, kiedy wsadził sobie naszyjnik do kieszeni kurtki i odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu ruszył z miejsca. Widziała, że jej suknia stwarzała pewien problem przy swobodnym prowadzeniu auta i nawet próbowała odgarnąć nieco materiału z drążka zmiany biegów, ale na nic się to zdawało. Uparta kiecka co chwila wymykała jej się z palców, wracając na swoje miejsce, aż w końcu Constance dała sobie spokój. Zamiast tego, myślała teraz o potencjalnym pościgu, na chwilę zapominając, że nieznajomy mógł ją obserwować.
- Książkę piszesz? - Zapytała trochę poirytowana, bo w zasadzie, co go obchodziła jej historia. Miał ją tylko dostarczyć na miejsce, a nie zadawać osobiste pytania. Nie znali się, niczego o sobie nie wiedzieli i Cece wolała, żeby tak właśnie zostało. - Mam dar do wkurzania ludzi. - Odezwała się w końcu, dochodząc do wniosku, że może skupienie się na rozmowie, odwróci jej uwagę od tych wszystkich ponurych myśli, które miała. - Pomyślmy. Na pewno wkurzyłam matkę z ojcem. Dodajmy do tego ciebie. Kierowcę tira, który pewnie nie widzi na jedno oko. Nauczycielkę sztuki, której powiedziałam, że głębię to sobie może w tyłku znaleźć. Ach no i mojego cudownego narzeczonego, który pewnie zastanawia się teraz nad tym, z kim się ożeni, skoro mu jedyna kandydatka na intratny biznes, zwiała. - Mówiła, byleby tylko coś powiedzieć. - Zresztą, nieważne. I tak byś nie zrozumiał. - Dodała, po raz ostatni oglądając się za siebie, po czym przeniosła wzrok na przednią szybę, skupiając się na obserwowaniu tego, co działo się przed nimi, choć w panującym na zewnątrz modelu, niewiele dało się zobaczyć.
Reece Hennessy
			- Chyba wiem, gdzie chce się dostać. - Odpowiedziała mu jedynie, chyba po raz pierwszy spoglądając na niego bez uśmiechu. Toronto znała jeszcze z dzieciństwa, a nazwa ta dość mocno wyrwała się w jej pamięć. Nie było więc możliwości, by się pomyliła. Nie chciała mu tego jednak tłumaczyć, bo kolejną bezsensowna dyskusja, zabierała im tylko czas potrzebny na to, by ruszyli w końcu z tego cholernego pobocza. Constance powoli zaczynała się stresować i mimowolnie myślała o tym, czy ojciec zdążył już odkryć jej ucieczkę i zaczął jej szukać. Bo tego, że miał zamiar ją znaleźć i za włosy zaciągnąć do ołtarza, była stuprocentowo pewna. Nic więc dziwnego, że chciała jak najszybciej, znaleźć się jak najdalej i uniemożliwić swoje odnalezienie. Nie po to uciekała, żeby dać się złapać.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem z siebie dumna. - Odparła z uśmiechem, faktycznie będąc zadowoloną z faktu, że go zirytowała. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że może powinna przystopować, dać sobie spokój z drażnieniem nieznajomego, bo mógłby ją wywalić na pobocze i zostawić samą w tej ciemności. Już teraz bez naszyjnika i opcji podwózki. Wydawało jej się jednak, że była bezpieczna. W sensie, uważała że raczej by jej tego nie zrobił, ale kto go tam wiedział. Drażliwy był co najmniej tak samo, jak ona kiedy była głodna i dostawała miesiączki. Tego jednak na głos nie powiedziała, ale uśmiechnęła się pod nosem, kiedy ta myśl, pojawiła się w jej głowie.
Obserwowała go, kiedy wsadził sobie naszyjnik do kieszeni kurtki i odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu ruszył z miejsca. Widziała, że jej suknia stwarzała pewien problem przy swobodnym prowadzeniu auta i nawet próbowała odgarnąć nieco materiału z drążka zmiany biegów, ale na nic się to zdawało. Uparta kiecka co chwila wymykała jej się z palców, wracając na swoje miejsce, aż w końcu Constance dała sobie spokój. Zamiast tego, myślała teraz o potencjalnym pościgu, na chwilę zapominając, że nieznajomy mógł ją obserwować.
- Książkę piszesz? - Zapytała trochę poirytowana, bo w zasadzie, co go obchodziła jej historia. Miał ją tylko dostarczyć na miejsce, a nie zadawać osobiste pytania. Nie znali się, niczego o sobie nie wiedzieli i Cece wolała, żeby tak właśnie zostało. - Mam dar do wkurzania ludzi. - Odezwała się w końcu, dochodząc do wniosku, że może skupienie się na rozmowie, odwróci jej uwagę od tych wszystkich ponurych myśli, które miała. - Pomyślmy. Na pewno wkurzyłam matkę z ojcem. Dodajmy do tego ciebie. Kierowcę tira, który pewnie nie widzi na jedno oko. Nauczycielkę sztuki, której powiedziałam, że głębię to sobie może w tyłku znaleźć. Ach no i mojego cudownego narzeczonego, który pewnie zastanawia się teraz nad tym, z kim się ożeni, skoro mu jedyna kandydatka na intratny biznes, zwiała. - Mówiła, byleby tylko coś powiedzieć. - Zresztą, nieważne. I tak byś nie zrozumiał. - Dodała, po raz ostatni oglądając się za siebie, po czym przeniosła wzrok na przednią szybę, skupiając się na obserwowaniu tego, co działo się przed nimi, choć w panującym na zewnątrz modelu, niewiele dało się zobaczyć.
Reece Hennessy