A Glass Instead of a Ring
: ndz paź 12, 2025 1:18 pm
				
				Galen L. Wyatt 
— Błagam, przestańmy się kłócić — powiedziała finalnie błagalnym tonem — nie mam na to siły — w jej głowie ciągle panował lęk, strach, smutek. Jej najgorsza obawa wydawała się spełniać. Bowiem najbardziej bała się utraty Galena. Miała wrażenie, że tak jak dziecko szybko ich złączyło, tak podobnie rozłączyło. Siedząc w samotności, wiele razy myślała o tym. Nocami budziła się z płaczem, wstając płakała. Alkohol wiele rzeczy był w stanie ukryć. Ciągłe plamienia, osłabienie, a gdy już wydawała się, że są zgodni to... nic nie zmieniło. Był dłużej z nią, ona wychodziła do ludzi, a jednak coś się w niej łamało. Miała wrażenie, że działanie tej tabletki nic nie zmieniło, ale udawała.
Zbyt wiele zmieniło, nawet w niej samej.
— Mnie też to męczy, ale się staram — powiedziała cichym głosem. Każda para miała swoje słabości, które ukrywała przed innymi. Cherry też to robiła. Momentami miała wrażenie, że on po prostu jej nie chciał. Ufała mu, na tyle by móc patrzeć mu prosto w oczy i wierzyć, że... wszystko będzie lepiej. Wybrała kilka działek, na których mogliby wybudować ich wspólny dom, tam gdzie ich marzenia miałyby zacząć się spełniać.
Ale nie było, kiedy mu ich pokazać.
Wszystko toczyło się tak, jakby konstelacje gwiazd przesrały im sprzyjać.
— Kocham! — krzyknęła z bólem w głosie, a po jej twarzy spłynęła łza — inaczej bym o Ciebie nie walczyła o nas— mruknęła słabszym głosem. Może lepiej byłoby, gdyby umarła wraz z tym dzieckiem? Iskierką ich wspólnej nadziei. Spojrzała jeszcze raz na niego słabszym wzrokiem. Nie chciała być ciągle w trybie ataku, lub ucieczki. Przy Galenie już zdążyła się rozbroić, nie potrzebowała znowu walczyć z nim. Nie tym razem.
Znowu siedziała, kurcząc się w bólu.
— Brzuch... — mruknęła Charity. Była wzorowym pacjentem, długo chodziła na badania krwi. Beta spadała, wszystko miało być dobrze, a nawet na ten ból była przygotowana. Tylko nie taki mocny — chyba coś we mnie umiera — albo pęka mi właśnie jajowód, dodała już we własnych myślach. Przymknęła oczy, próbując skupić się na tym, co się tu działo. Dlaczego została jakim popychadłem losu? Nie potrafiła tego zrozumieć — słabo mi Galen... — powiedziała całkiem szczerze. Chwyciła go słabo za dłoń i tym razem grzecznie ruszyła w kierunku kliniki. Słabym krokiem.
Szybko ją przyjęli. Pielęgniarka usadowiła ją na wózku, by szybciej przetransportować go prywatnego gabinetu. Lekarz spojrzał na Galena z uniesioną brwią.
— Musi pan wyjść. To dane prywatne pacjentki — powiedział dość stanowczym tonem. No tak, Galen nie miał do niej żadnych praw. Czy nie mieli już rozmowy na ten temat?
— Nie, zgadzam się. Galen może ze mną być, przeglądać dane — zdążyła powiedzieć jeszcze słabym tonem — i decydować, jeśli nie będę świadoma, panie doktorze. Niedługo dokument POA-PC powinien być zarejestrowany — bo po to była u Elliotta. By mimo braku ślubu, czekania mógł się nią opiekować, gdyby zadziało się coś krytycznego. Jej przyjaciel nie był w stanie tego pojąć, a ona? Wcześniej, czy później chciała wyjść za niego za mąż i tak byłby w stanie to zrobić. Cherry miała dobry humor po całej opowieści ich historii miłosnej. Miała nadzieję, że Elliott też się w nim zakocha. Widocznie się myliła.
Cherry położyła się na leżance z dużym trudem. Rozsiadła się w niej wygodnie i spoglądała w stronę Galena. Lekarz szybko przyłożył do niej głowicę. Na moment wstrzymał oddech, sprawdzając, czy na pewno wszystko jest w porządku.
— Wszystko... wygląda dobrze — powiedział finalnie, sprawdzając jeszcze raz jajowody — co prawda bałem się, że mógł pęknąć pani jajowód, ale tkanka zaczyna obumierać, stąd to plamienie i ogólnie osłabianie — powiedział doktor, unosząc kąciki ust do góry — zalecę jeszcze badania krwi, zostanie pani do jutra, do obserwacji — a po chwili jeszcze dodał — zostawię Was samych — powiedział finalnie spokojnym tonem. Jeszcze raz spoglądając to na jednego, to na drugiego. Więcej było w tym krzyku niż faktycznych zmartwień.
			— Błagam, przestańmy się kłócić — powiedziała finalnie błagalnym tonem — nie mam na to siły — w jej głowie ciągle panował lęk, strach, smutek. Jej najgorsza obawa wydawała się spełniać. Bowiem najbardziej bała się utraty Galena. Miała wrażenie, że tak jak dziecko szybko ich złączyło, tak podobnie rozłączyło. Siedząc w samotności, wiele razy myślała o tym. Nocami budziła się z płaczem, wstając płakała. Alkohol wiele rzeczy był w stanie ukryć. Ciągłe plamienia, osłabienie, a gdy już wydawała się, że są zgodni to... nic nie zmieniło. Był dłużej z nią, ona wychodziła do ludzi, a jednak coś się w niej łamało. Miała wrażenie, że działanie tej tabletki nic nie zmieniło, ale udawała.
Zbyt wiele zmieniło, nawet w niej samej.
— Mnie też to męczy, ale się staram — powiedziała cichym głosem. Każda para miała swoje słabości, które ukrywała przed innymi. Cherry też to robiła. Momentami miała wrażenie, że on po prostu jej nie chciał. Ufała mu, na tyle by móc patrzeć mu prosto w oczy i wierzyć, że... wszystko będzie lepiej. Wybrała kilka działek, na których mogliby wybudować ich wspólny dom, tam gdzie ich marzenia miałyby zacząć się spełniać.
Ale nie było, kiedy mu ich pokazać.
Wszystko toczyło się tak, jakby konstelacje gwiazd przesrały im sprzyjać.
— Kocham! — krzyknęła z bólem w głosie, a po jej twarzy spłynęła łza — inaczej bym o Ciebie nie walczyła o nas— mruknęła słabszym głosem. Może lepiej byłoby, gdyby umarła wraz z tym dzieckiem? Iskierką ich wspólnej nadziei. Spojrzała jeszcze raz na niego słabszym wzrokiem. Nie chciała być ciągle w trybie ataku, lub ucieczki. Przy Galenie już zdążyła się rozbroić, nie potrzebowała znowu walczyć z nim. Nie tym razem.
Znowu siedziała, kurcząc się w bólu.
— Brzuch... — mruknęła Charity. Była wzorowym pacjentem, długo chodziła na badania krwi. Beta spadała, wszystko miało być dobrze, a nawet na ten ból była przygotowana. Tylko nie taki mocny — chyba coś we mnie umiera — albo pęka mi właśnie jajowód, dodała już we własnych myślach. Przymknęła oczy, próbując skupić się na tym, co się tu działo. Dlaczego została jakim popychadłem losu? Nie potrafiła tego zrozumieć — słabo mi Galen... — powiedziała całkiem szczerze. Chwyciła go słabo za dłoń i tym razem grzecznie ruszyła w kierunku kliniki. Słabym krokiem.
Szybko ją przyjęli. Pielęgniarka usadowiła ją na wózku, by szybciej przetransportować go prywatnego gabinetu. Lekarz spojrzał na Galena z uniesioną brwią.
— Musi pan wyjść. To dane prywatne pacjentki — powiedział dość stanowczym tonem. No tak, Galen nie miał do niej żadnych praw. Czy nie mieli już rozmowy na ten temat?
— Nie, zgadzam się. Galen może ze mną być, przeglądać dane — zdążyła powiedzieć jeszcze słabym tonem — i decydować, jeśli nie będę świadoma, panie doktorze. Niedługo dokument POA-PC powinien być zarejestrowany — bo po to była u Elliotta. By mimo braku ślubu, czekania mógł się nią opiekować, gdyby zadziało się coś krytycznego. Jej przyjaciel nie był w stanie tego pojąć, a ona? Wcześniej, czy później chciała wyjść za niego za mąż i tak byłby w stanie to zrobić. Cherry miała dobry humor po całej opowieści ich historii miłosnej. Miała nadzieję, że Elliott też się w nim zakocha. Widocznie się myliła.
Cherry położyła się na leżance z dużym trudem. Rozsiadła się w niej wygodnie i spoglądała w stronę Galena. Lekarz szybko przyłożył do niej głowicę. Na moment wstrzymał oddech, sprawdzając, czy na pewno wszystko jest w porządku.
— Wszystko... wygląda dobrze — powiedział finalnie, sprawdzając jeszcze raz jajowody — co prawda bałem się, że mógł pęknąć pani jajowód, ale tkanka zaczyna obumierać, stąd to plamienie i ogólnie osłabianie — powiedział doktor, unosząc kąciki ust do góry — zalecę jeszcze badania krwi, zostanie pani do jutra, do obserwacji — a po chwili jeszcze dodał — zostawię Was samych — powiedział finalnie spokojnym tonem. Jeszcze raz spoglądając to na jednego, to na drugiego. Więcej było w tym krzyku niż faktycznych zmartwień.