Cherry, don’t look back
: sob paź 11, 2025 11:44 pm
				
				- Kiedyś... nie lubiłaś - stwierdził wypowiadając te słowa powoli. Kiedyś sama prowokowała te kłótnie, te sprzeczki, a później to godzenie się, a dzisiaj lubiła spokój, dzisiaj w nim doszukiwała się radości. Nie za bardzo chciało mu się w to wierzyć. Tak samo jak w to, że spokój może w ogóle dać jakiekolwiek szczęście. Jakie szczęście? 
Charity Marshall którą znał była naprawdę zadowolona, gdy z uniesioną głową szła przez swoją firmę, gdy walczyła o kolejne kontrakty i zakładała spódniczkę ledwo zakrywająca tyłek tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę wszystkich, wtedy była sobą. Dzisiaj tak nie do końca.
- Taka szczęśliwa, że przyszłaś się do klubu upić z przyjaciółką? - znowu wywrócił oczami - to szczęście to jest ten spokój, czy kolejny drink Cherry? Sama siebie oszukujesz - nie wyglądała na szczęśliwą, raczej na zgaszoną, przybitą, jakby rzeczywiście przyszła tu się zabawiać, szukać szczęścia.
W Emptiness nikt nie szuka przecież spokoju.
Te dwie rzeczy nie szły ze sobą w parze, zdecydowanie nie. Głośny klub i stoicyzm.
Kiedy go odepchnęła to zrobił do tyłu krok, ale wcale nie zabrał ręki, skrzywił się tylko delikatnie.
- Przecież tego chciałaś Cherry, iść ze mną na górę i się pieprzyć i poczuć się przez chwilę jak prawdziwa kobieta, piękna, gorąca, po to tutaj przyszłaś - przesunął się tak, że jego kolano znalazło się między jej nogami, nie odsunął się nawet na milimetr, kiedy to mówiła, że jest jego, nie Madoxa, Galena Wyatta. Wywrócił znowu oczami odchylając głowę nieco do tyłu.
- Tylko ciekawe Cherry, czy on jest tak Twój, jak Ty jego? Nie ciekawi Cię to? - jeszcze raz spojrzał jej w oczy, jeszcze raz pochylił nad jej ramieniem, żeby złapać w płuca zapach perfum, a później zabrał rękę i się odsunął.
Oparł się jeszcze obok niej o ladę, sięgnął po tego swojego drinka i wypił go do końca. Zerknął na zegarek, pewnie nie tak drogi jak Galena Wyatta, ale wciąż taki z wyższej półki.
- Późno się zrobiło, grzeczne dziewczynki już powinny wracać do domu Cherry, do swojego księcia z bajki, bo pewnie taki jest, co? - zerknął na nią z ukosa, a później odepchnął się od lady, już miał iść na górę, ale zatrzymał się może dwa kroki od niej i odwrócił - niegrzeczne mogą jeszcze trochę się pobawić, jak Twoja koleżanka, znasz drogę Cherry - puścił do niej oczko, a później to ruszył w kierunku tych metalowych schodów na górę prowadzących do jego gabinetu, z którego miał widok na cały klub.
Cherry Marshall
			Charity Marshall którą znał była naprawdę zadowolona, gdy z uniesioną głową szła przez swoją firmę, gdy walczyła o kolejne kontrakty i zakładała spódniczkę ledwo zakrywająca tyłek tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę wszystkich, wtedy była sobą. Dzisiaj tak nie do końca.
- Taka szczęśliwa, że przyszłaś się do klubu upić z przyjaciółką? - znowu wywrócił oczami - to szczęście to jest ten spokój, czy kolejny drink Cherry? Sama siebie oszukujesz - nie wyglądała na szczęśliwą, raczej na zgaszoną, przybitą, jakby rzeczywiście przyszła tu się zabawiać, szukać szczęścia.
W Emptiness nikt nie szuka przecież spokoju.
Te dwie rzeczy nie szły ze sobą w parze, zdecydowanie nie. Głośny klub i stoicyzm.
Kiedy go odepchnęła to zrobił do tyłu krok, ale wcale nie zabrał ręki, skrzywił się tylko delikatnie.
- Przecież tego chciałaś Cherry, iść ze mną na górę i się pieprzyć i poczuć się przez chwilę jak prawdziwa kobieta, piękna, gorąca, po to tutaj przyszłaś - przesunął się tak, że jego kolano znalazło się między jej nogami, nie odsunął się nawet na milimetr, kiedy to mówiła, że jest jego, nie Madoxa, Galena Wyatta. Wywrócił znowu oczami odchylając głowę nieco do tyłu.
- Tylko ciekawe Cherry, czy on jest tak Twój, jak Ty jego? Nie ciekawi Cię to? - jeszcze raz spojrzał jej w oczy, jeszcze raz pochylił nad jej ramieniem, żeby złapać w płuca zapach perfum, a później zabrał rękę i się odsunął.
Oparł się jeszcze obok niej o ladę, sięgnął po tego swojego drinka i wypił go do końca. Zerknął na zegarek, pewnie nie tak drogi jak Galena Wyatta, ale wciąż taki z wyższej półki.
- Późno się zrobiło, grzeczne dziewczynki już powinny wracać do domu Cherry, do swojego księcia z bajki, bo pewnie taki jest, co? - zerknął na nią z ukosa, a później odepchnął się od lady, już miał iść na górę, ale zatrzymał się może dwa kroki od niej i odwrócił - niegrzeczne mogą jeszcze trochę się pobawić, jak Twoja koleżanka, znasz drogę Cherry - puścił do niej oczko, a później to ruszył w kierunku tych metalowych schodów na górę prowadzących do jego gabinetu, z którego miał widok na cały klub.
Cherry Marshall