Fragile Presence
: śr paź 15, 2025 5:51 pm
Galen L. Wyatt
Może dopiero teraz zaczął naprawdę ją łamać. Spojrzała na niego, ale nie z tą standardową wściekłością, którą zdążyła go, jak dotąd uraczyć. Pewnym spokojniejszym wzrokiem, jakby jego słowa faktycznie do niej docierały. Naprawdę tak się działo. W tym krótkim momencie zamilknęła, czując przedziwną satysfakcję. Na chwilę.
Później na nowo miała ochotę wybuchnąć.
To nie tak Cherry nie zwiastowało dobrze, podobnie jak kolejne jego słowa. Dopiero teraz miała ochotę wydrapać mu oczy. Przecież raz prosiła, by nie robił niczego niebezpiecznego. Miał w głębokim poważaniu jej uczucia, okłamał ją w żywe oczy, a teraz jeszcze wymagał od niej zrozumienia i wiary w niego. Tracił ją za każdym razem. Tępił dotkliwie jej zaufanie względem niego, sam to sobie zrobił, a ona dostawała rykoszetem.
— Kurwa, naprawdę Cię pojebało, ale ona jest jeszcze gorsza w takim razie — w jej oczach zapłonął prawdziwy ogień. Federalni, policja, czy jakiekolwiek służby nie powinny nigdy kontaktować się z podejrzanym. Złamała wszelkie możliwe procedury. Może Charity teraz nie miała nic wspólnego z prawem, ale, kurwa, skończyła je. Ta jebana siksa mogła narazić dobro śledztwa, sprawić, że podejrzany nie trafi do pudła, a zamiast wykonywać swoje obowiązki uszczęśliwiała jej narzeczonego. Zabawne, jak świat jest przewrotny. Osoba tak nieodpowiedzialna nie powinna prowadzić tak poważnego dochodzenia.
— Słyszałeś o czymś takim jak bezstronność postępowania? — no kurwa, oczywiście, że musiał. Studiował kiedyś prawo, chociaż może do tego nie doszedł. Teraz oprócz złości wynikającej ze zdrady była zła jeszcze na jego głupotę, oby nie przypłacił jej kosztem własnej wolności — nie wmówisz mi, że jakikolwiek wiedzy prawniczej nie masz — mruknęła, kręcąc głową z niezadowolenia. Za to ONA musiała o tym wiedzieć. Branie Galena to śledztwa nie miało żadnego sensu, a nawet przy jakichkolwiek kontaktach z nim ktoś powinien jej towarzyszyć — nawet jak coś zdobyliście, linia obrony będzie zbyt mocna, gdy tylko zorientują się o waszym kontakcie — zakochane kundle przy spaghetti. Już widziała, jak w głośnej sprawie adwokat obrony bierze ją na przesłuchanie i wytyka jej każdy możliwy kontakt z oskarżonym. Przewróciła oczami. Nie dość, że uszczęśliwiany był przez inną, to jeszcze mogli nie wpakować osób faktycznie... winnych.
— Podsumowując, w ogóle nie respektujesz mojego zdania — stwierdziła, wbijając w niego ostre spojrzenie. Nie miał, jak się wytłumaczyć. Strzelił jej kolejnego, emocjonalnego plaskacza, aż miała go całą sobą dosyć. W tym momencie naprawdę chciała wyjść — a gdy byliśmy najbardziej szczęśliwi, uszczęśliwiła Cię inna? — zaśmiała się. Nie potrafiła się powstrzymać, on z niej kpił — i ty dalej twierdzisz, że mnie kochasz? — pokręciła głową. Im dłużej trwała ta rozmowa, tym bardziej miała go dosyć. Bardziej pokazywał, jak bardzo jej nie szanował, nie patrzył na to, jak ona się czuje, tylko na samego siebie.
Na to co jemu pasowało.
— No widzisz, różnica między nami jest taka, że ja dalej tu stoję — skwitowała panującą ciszę, przełykając nerwowo ślinę — a ty zamiast podziękować, znów uciekasz — tak jakby nie był niczemu winny, wcale się o nią nie starał. Brał, ale kiedy tak właściwie dawał? Może gdy w przepięknych słowach prosił ją o rękę, by później ją złamać — nie oto chodzi Galen. Całkowicie zignorowałeś moje słowa, a gdy powinieneś być najbardziej szczęśliwy z oświadczyn, to znalazłeś sobie inną — już nie chodziło o to, co jej powiedział, a o ogólny całokształt. Im dłużej się tłumaczył, tym bardziej się pogrążał — jak miałam bardziej pokazać, że Tobie ufam, niż przyjmując twoje oświadczyny i mówiąc, że Cię kocham? — wysyczała, jak jakaś żmija. Wtedy nie czuł się normalnie? Mieli pod stopami cały świat, a on tak o znalazł inną. Gdy wszystko było dobrze, kiedy planowali wspólne życie we czworo — co z tego, jak będziesz jeździł na nieodpowiedzialne śledztwa i pozwalał sobie na bliskość z kimś innym? — będzie miała mu to za złe, ale miała prawo. Pamiętała, jak tamtego dnia desperacko prosiła go, by został, żeby się nie narażał.
Tylko on znowu tego nie słuchał.
Nie mogło. Tylko to nie było spowodowane Charity. Teraz znów czuła się
— Nie, nigdy mnie nie próbowałeś zrozumieć. Twoje ego było ważniejsze. Całe nasze życie jest dyktowane pod twoje widzimisię — wypowiedziała to w złości, ale jednak, zwłaszcza teraz, czuła, że powinna wypluć mu się z całego zła świata — prosiłam, żebyś się nie narażał, nie posłuchałeś mnie. Prosiłam, żebym była jedyną, tego też nie dałeś radę. Gdy prosiłam o twoją obecność, zmniejszyłeś liczbę godzin pracy — nigdy za to nie posłuchał jej całkowicie. Był przy innych problemach, gdy ona próbowała wszystko sklejać, by mogli być szczęśliwi — a to ja zawsze wszystko robiłam źle, to ja w Ciebie nie wierzę... — pozwoliła sobie na jeszcze jedną łzę. Próbował odnaleźć problemy w niej, ale czemu ona była winna? Wspierała go, wysyłała na badania, prosiła, by zajął się sobą, a on... za każdym razem ją bagatelizował i przerzucał wszystko na jej stronę. Chwyciła mocniej za jego szlafrok. Może zrzucenie tej emocjonalnej bomby przyniesie skutki?
— Dać mi czas — i znów on... Główny bohater znienawidzony przez Galena. Nie zapomni mu tego, co jej zrobił łatwo, ślub pewnie przeciągnie się w czasie, o ile w ogóle do niego dojdzie — to nie zniknie z dnia na dzień, ani w jednej sekundzie — powiedziała, unosząc w jego stronę głowę, patrząc prosto w jego oczy — musisz słuchać, rozmawiać, a przede wszystkim być przy mnie, żebym mogła się odwdzięczyć tym samym — finalnie położyła głowę na jego torsie, próbując się uspokoić. Pobije go innym razem. Teraz wolała skupić się na jego dłoni głaszczącej jej włosy.
Może dopiero teraz zaczął naprawdę ją łamać. Spojrzała na niego, ale nie z tą standardową wściekłością, którą zdążyła go, jak dotąd uraczyć. Pewnym spokojniejszym wzrokiem, jakby jego słowa faktycznie do niej docierały. Naprawdę tak się działo. W tym krótkim momencie zamilknęła, czując przedziwną satysfakcję. Na chwilę.
Później na nowo miała ochotę wybuchnąć.
To nie tak Cherry nie zwiastowało dobrze, podobnie jak kolejne jego słowa. Dopiero teraz miała ochotę wydrapać mu oczy. Przecież raz prosiła, by nie robił niczego niebezpiecznego. Miał w głębokim poważaniu jej uczucia, okłamał ją w żywe oczy, a teraz jeszcze wymagał od niej zrozumienia i wiary w niego. Tracił ją za każdym razem. Tępił dotkliwie jej zaufanie względem niego, sam to sobie zrobił, a ona dostawała rykoszetem.
— Kurwa, naprawdę Cię pojebało, ale ona jest jeszcze gorsza w takim razie — w jej oczach zapłonął prawdziwy ogień. Federalni, policja, czy jakiekolwiek służby nie powinny nigdy kontaktować się z podejrzanym. Złamała wszelkie możliwe procedury. Może Charity teraz nie miała nic wspólnego z prawem, ale, kurwa, skończyła je. Ta jebana siksa mogła narazić dobro śledztwa, sprawić, że podejrzany nie trafi do pudła, a zamiast wykonywać swoje obowiązki uszczęśliwiała jej narzeczonego. Zabawne, jak świat jest przewrotny. Osoba tak nieodpowiedzialna nie powinna prowadzić tak poważnego dochodzenia.
— Słyszałeś o czymś takim jak bezstronność postępowania? — no kurwa, oczywiście, że musiał. Studiował kiedyś prawo, chociaż może do tego nie doszedł. Teraz oprócz złości wynikającej ze zdrady była zła jeszcze na jego głupotę, oby nie przypłacił jej kosztem własnej wolności — nie wmówisz mi, że jakikolwiek wiedzy prawniczej nie masz — mruknęła, kręcąc głową z niezadowolenia. Za to ONA musiała o tym wiedzieć. Branie Galena to śledztwa nie miało żadnego sensu, a nawet przy jakichkolwiek kontaktach z nim ktoś powinien jej towarzyszyć — nawet jak coś zdobyliście, linia obrony będzie zbyt mocna, gdy tylko zorientują się o waszym kontakcie — zakochane kundle przy spaghetti. Już widziała, jak w głośnej sprawie adwokat obrony bierze ją na przesłuchanie i wytyka jej każdy możliwy kontakt z oskarżonym. Przewróciła oczami. Nie dość, że uszczęśliwiany był przez inną, to jeszcze mogli nie wpakować osób faktycznie... winnych.
— Podsumowując, w ogóle nie respektujesz mojego zdania — stwierdziła, wbijając w niego ostre spojrzenie. Nie miał, jak się wytłumaczyć. Strzelił jej kolejnego, emocjonalnego plaskacza, aż miała go całą sobą dosyć. W tym momencie naprawdę chciała wyjść — a gdy byliśmy najbardziej szczęśliwi, uszczęśliwiła Cię inna? — zaśmiała się. Nie potrafiła się powstrzymać, on z niej kpił — i ty dalej twierdzisz, że mnie kochasz? — pokręciła głową. Im dłużej trwała ta rozmowa, tym bardziej miała go dosyć. Bardziej pokazywał, jak bardzo jej nie szanował, nie patrzył na to, jak ona się czuje, tylko na samego siebie.
Na to co jemu pasowało.
— No widzisz, różnica między nami jest taka, że ja dalej tu stoję — skwitowała panującą ciszę, przełykając nerwowo ślinę — a ty zamiast podziękować, znów uciekasz — tak jakby nie był niczemu winny, wcale się o nią nie starał. Brał, ale kiedy tak właściwie dawał? Może gdy w przepięknych słowach prosił ją o rękę, by później ją złamać — nie oto chodzi Galen. Całkowicie zignorowałeś moje słowa, a gdy powinieneś być najbardziej szczęśliwy z oświadczyn, to znalazłeś sobie inną — już nie chodziło o to, co jej powiedział, a o ogólny całokształt. Im dłużej się tłumaczył, tym bardziej się pogrążał — jak miałam bardziej pokazać, że Tobie ufam, niż przyjmując twoje oświadczyny i mówiąc, że Cię kocham? — wysyczała, jak jakaś żmija. Wtedy nie czuł się normalnie? Mieli pod stopami cały świat, a on tak o znalazł inną. Gdy wszystko było dobrze, kiedy planowali wspólne życie we czworo — co z tego, jak będziesz jeździł na nieodpowiedzialne śledztwa i pozwalał sobie na bliskość z kimś innym? — będzie miała mu to za złe, ale miała prawo. Pamiętała, jak tamtego dnia desperacko prosiła go, by został, żeby się nie narażał.
Tylko on znowu tego nie słuchał.
Nie mogło. Tylko to nie było spowodowane Charity. Teraz znów czuła się
— Nie, nigdy mnie nie próbowałeś zrozumieć. Twoje ego było ważniejsze. Całe nasze życie jest dyktowane pod twoje widzimisię — wypowiedziała to w złości, ale jednak, zwłaszcza teraz, czuła, że powinna wypluć mu się z całego zła świata — prosiłam, żebyś się nie narażał, nie posłuchałeś mnie. Prosiłam, żebym była jedyną, tego też nie dałeś radę. Gdy prosiłam o twoją obecność, zmniejszyłeś liczbę godzin pracy — nigdy za to nie posłuchał jej całkowicie. Był przy innych problemach, gdy ona próbowała wszystko sklejać, by mogli być szczęśliwi — a to ja zawsze wszystko robiłam źle, to ja w Ciebie nie wierzę... — pozwoliła sobie na jeszcze jedną łzę. Próbował odnaleźć problemy w niej, ale czemu ona była winna? Wspierała go, wysyłała na badania, prosiła, by zajął się sobą, a on... za każdym razem ją bagatelizował i przerzucał wszystko na jej stronę. Chwyciła mocniej za jego szlafrok. Może zrzucenie tej emocjonalnej bomby przyniesie skutki?
— Dać mi czas — i znów on... Główny bohater znienawidzony przez Galena. Nie zapomni mu tego, co jej zrobił łatwo, ślub pewnie przeciągnie się w czasie, o ile w ogóle do niego dojdzie — to nie zniknie z dnia na dzień, ani w jednej sekundzie — powiedziała, unosząc w jego stronę głowę, patrząc prosto w jego oczy — musisz słuchać, rozmawiać, a przede wszystkim być przy mnie, żebym mogła się odwdzięczyć tym samym — finalnie położyła głowę na jego torsie, próbując się uspokoić. Pobije go innym razem. Teraz wolała skupić się na jego dłoni głaszczącej jej włosy.