righteousness demands sacrifice
: czw paź 23, 2025 1:47 pm
				
				Helena wpisuje linijki formuł z takim zapamiętaniem, że nie odpowiada na wszystkie wiadomości Teddy. Nie tylko musi jednocześnie kopiować dane i szukać sposobu na zneutralizowanie ładunków, ale jednocześnie odpierać próby odzyskania kontroli przez Holdena, który nie chciał dać za wygraną.
Dopiero gdy okazuje się, że przez cały czas mieli kreta w zespole, Peregrine przeklina pod nosem. — Mamy kilku saperów w budynku, czy jesteś w stanie podać jakieś cechy szczególne? Wzrost, postura, cokolwiek? — pyta, a potem niemal rzuca radio na biurko, żeby pospiesznie wrócić do tego tragicznego wyścigu na to, kto szybciej uderzy w odpowiednie klawisze.
Wszystko w twoich rękach.
Krople potu spływają jej po skroniach. Dane IP bomb zostają z sukcesem ściągnięte, ale to tylko plan B; plan, na który najprawdopodobniej i tak nie było już czasu, zwłaszcza jeśli jeden z saperów nigdy nim tak naprawdę nie był. Wszystko było w jej rękach. Musiała dać radę.
Melodia dobiegająca z krótkofalówki robi się coraz głośniejsza; być może Holden ma w ten sposób nadzieję ją rozproszyć – ale Helena jest skupiona, precyzyjna i uparta. Nie ma innej opcji.
W pewnym momencie przestaje słyszeć cokolwiek; huczenie krwi w uszach, stukot klawiszy, szorstkie oddechy, zniekształcone pianiono w krótkofalówce – wszystko znika, jakby świat składał się tylko z czarnych symboli i linijek poleceń.
Gdy wciska ostatni enter, przez chwilę sama nie wierzy w to, co widzi; Holden traci dostęp do swojego własnego programu. Helena może teraz zdalnie wyłączyć każdą z dwudziestu dwóch bomb – nie mieli by szans rozbroić ich wszystkich ręcznie. Ale już nie muszą. Timery zatrzymują się na pięciu minutach do końca odliczania.
Helena wciąga głęboko powietrze; adrenalina wciąż krąży jej w żyłach. Jeszcze nie do końca wierzy w to, że jest bezpieczna.
— Udało się — mówi nieprzytomnie, wstając od biurka i wychodząc na korytarz. — Bomby są rozbrojone. Wszystkie dwadzieścia dwie. Ładunki są też na poziomie minus dwa, na parkingu podziemnym dla zarządu. — Jej głos cichy, ale konkretny i spokojny. — Dajcie znać, gdybyście potrzebowali pomocy z wydostaniem się. Na razie wracam do recepcji, żeby odzyskać kontakt z prawdziwymi saperami — i rozejrzeć się za tym fałszywym.
Powinno czuć trium, gdy zbiega po schodach na dół. Być może to ta wciąż zapętlona melodia zagłuszająca połączenie z Judy i dowództwem sprawia, że Helena wciąż czuje obecność Holdena.
Gdy wybiega do otwartej przestrzeni recepcji, spodziewa się natychmiast zobaczyć Kurta pytającego o update – ale jedyny ślad po nim to torba z narzędziami. Peregrine rozgląda się za śladami czyjejkolwiek obecności. I znów pluje sobie w brodę za to, że nie wzięła swojej broni.
Skąd mogła wiedzieć?
Powoli podchodzi do szklanych drzwi prowadzących na zewnątrz, uważając na to, by nie odwracać się plecami do otwartej przestrzeni; szarpie za nie. Wciąż są zamknięte.
Coś jest nie tak.
A potem kilka rzeczy dzieje się jednocześnie.
Drzwi na klatkę schodową otwierają się i drużyna strażacka wchodzi do recepcji. Z krótkofalówki Heleny dobiega nieznośny, wręcz bolesny pisk – a zaraz potem rozlega się metaliczny głos zmieniony w modulatorze.
— Chciałem cię uprzedzić, Vagabond, ale nie chciałaś się ze mną grać.
Muzyka cichnie, gdy Helena odwraca się w stronę strażaków, na chwilę łapiąc kontakt wzrokowy z Teddy.
— KRYĆ SIĘ, KRYĆ SIĘ, KRYĆ... — wrzeszczy w akompaniamencie kolejnego wysokiego pisku – tym razem dochodzącego z urządzenia, którego rozbrajaniem zajmował się wcześniej Kurt.
Zdąża tylko zasłonić twarz i odwrócić się tyłem do urządzenia, zanim siła eksplozji nie podrywa jej do góry.
teddy darling
			Dopiero gdy okazuje się, że przez cały czas mieli kreta w zespole, Peregrine przeklina pod nosem. — Mamy kilku saperów w budynku, czy jesteś w stanie podać jakieś cechy szczególne? Wzrost, postura, cokolwiek? — pyta, a potem niemal rzuca radio na biurko, żeby pospiesznie wrócić do tego tragicznego wyścigu na to, kto szybciej uderzy w odpowiednie klawisze.
Wszystko w twoich rękach.
Krople potu spływają jej po skroniach. Dane IP bomb zostają z sukcesem ściągnięte, ale to tylko plan B; plan, na który najprawdopodobniej i tak nie było już czasu, zwłaszcza jeśli jeden z saperów nigdy nim tak naprawdę nie był. Wszystko było w jej rękach. Musiała dać radę.
Melodia dobiegająca z krótkofalówki robi się coraz głośniejsza; być może Holden ma w ten sposób nadzieję ją rozproszyć – ale Helena jest skupiona, precyzyjna i uparta. Nie ma innej opcji.
W pewnym momencie przestaje słyszeć cokolwiek; huczenie krwi w uszach, stukot klawiszy, szorstkie oddechy, zniekształcone pianiono w krótkofalówce – wszystko znika, jakby świat składał się tylko z czarnych symboli i linijek poleceń.
Gdy wciska ostatni enter, przez chwilę sama nie wierzy w to, co widzi; Holden traci dostęp do swojego własnego programu. Helena może teraz zdalnie wyłączyć każdą z dwudziestu dwóch bomb – nie mieli by szans rozbroić ich wszystkich ręcznie. Ale już nie muszą. Timery zatrzymują się na pięciu minutach do końca odliczania.
Helena wciąga głęboko powietrze; adrenalina wciąż krąży jej w żyłach. Jeszcze nie do końca wierzy w to, że jest bezpieczna.
— Udało się — mówi nieprzytomnie, wstając od biurka i wychodząc na korytarz. — Bomby są rozbrojone. Wszystkie dwadzieścia dwie. Ładunki są też na poziomie minus dwa, na parkingu podziemnym dla zarządu. — Jej głos cichy, ale konkretny i spokojny. — Dajcie znać, gdybyście potrzebowali pomocy z wydostaniem się. Na razie wracam do recepcji, żeby odzyskać kontakt z prawdziwymi saperami — i rozejrzeć się za tym fałszywym.
Powinno czuć trium, gdy zbiega po schodach na dół. Być może to ta wciąż zapętlona melodia zagłuszająca połączenie z Judy i dowództwem sprawia, że Helena wciąż czuje obecność Holdena.
Gdy wybiega do otwartej przestrzeni recepcji, spodziewa się natychmiast zobaczyć Kurta pytającego o update – ale jedyny ślad po nim to torba z narzędziami. Peregrine rozgląda się za śladami czyjejkolwiek obecności. I znów pluje sobie w brodę za to, że nie wzięła swojej broni.
Skąd mogła wiedzieć?
Powoli podchodzi do szklanych drzwi prowadzących na zewnątrz, uważając na to, by nie odwracać się plecami do otwartej przestrzeni; szarpie za nie. Wciąż są zamknięte.
Coś jest nie tak.
A potem kilka rzeczy dzieje się jednocześnie.
Drzwi na klatkę schodową otwierają się i drużyna strażacka wchodzi do recepcji. Z krótkofalówki Heleny dobiega nieznośny, wręcz bolesny pisk – a zaraz potem rozlega się metaliczny głos zmieniony w modulatorze.
— Chciałem cię uprzedzić, Vagabond, ale nie chciałaś się ze mną grać.
Muzyka cichnie, gdy Helena odwraca się w stronę strażaków, na chwilę łapiąc kontakt wzrokowy z Teddy.
— KRYĆ SIĘ, KRYĆ SIĘ, KRYĆ... — wrzeszczy w akompaniamencie kolejnego wysokiego pisku – tym razem dochodzącego z urządzenia, którego rozbrajaniem zajmował się wcześniej Kurt.
Zdąża tylko zasłonić twarz i odwrócić się tyłem do urządzenia, zanim siła eksplozji nie podrywa jej do góry.
teddy darling