Strona 2 z 5

fast cars, faster heartbeats

: śr paź 22, 2025 11:19 pm
autor: Galen L. Wyatt
- Nie jestem śledczym, to nie leży w moich kompetencjach, rozwiązywanie tej sprawy - rzucił, chociaż w zasadzie to chwilę ze sobą walczył, żeby się nie uśmiechnąć, bo może i nie był detektywem, ale w tę sprawę się trochę mieszał. Aż znowu pomyślał o Pilar, a miał o niej nie myśleć. Ale teraz to pomyślał o niej bardziej tak, że liczył, że w końcu znajdzie coś na Seeleya, a wtedy Galen go wywali na zbity pysk, założy koronę bohatera i będzie podbijał te wszystkie europejskie rynki i inne. Dopiero kiedy Cherry nazwała go gangsterem, to wrócił myślami na ziemię, do niej, uniósł jedną brew. Wydało mu się to nagle jakieś takie ciekawe, co by było gdyby Galen Wyatt był gangsterem? Białe kołnierzyki i niedozwolone zagrywki, bo na pewno nie krew na rękach.
- Śledztwo trwa, ale wycofali wszystkie zarzuty - na razie, bo jak dopuszczą jako dowód te wszystkie papiery podpisane przez Galena może wcale nie być tak wesoło. Może dlatego on teraz wszystko zlecał innym, żeby też trochę od tej sprawy się odsunąć, żeby ten pierdolony Arthur Seeley czuł się bezkarny i tam sobie korzystał z jego nieobecności.
Kiedy Cherry ścisnęła jego rękę i powiedziała która to rocznica, to Galen uśmiechnął się, chociaż z jednej strony to go to trochę przerażało. To więcej niż całe jego życie.
- Bliźniaki... - powtórzył po ojcu Cherry, bo wtedy przez myśl mu przeszło, że co by było gdyby oni z Cherry też mieli bliźniaki? Czy by to przeżył? Galen z jednej strony kochał Cherry, tego był pewny, ale jak myślał o niektórych rzeczach, to był jeszcze bardziej przerażony niż wtedy w szpitalu, gdy bał się, że umrze. Bliźniaki na przykład go przerażały. Trzydzieści pięć lat z jedną kobietą trochę też. Ale to nie dlatego, że tej kobiety nie kochał, bardziej dlatego, że w jego życiu zawsze było ich... więcej.
Galen lubił jak wszystkiego jest więcej, ale dzieci to może jednak... mniej?
Oparł głowę na drugiej ręce, na tej, w której nie trzymał palców Cherry, dopiero kiedy jej ojciec zapytał, czy by się oświadczył gdyby nie musiał, gdyby nie powiedziała mu, że ma wyjść za mąż, to przeniósł na niego spojrzenie. Zamknął na moment oczy, myślał o tym wiele razy.
- Tak... - powiedział w końcu, a te niebieskie tęczówki utkwił w Christopherze - i gdybym mógł wyjechać, to już dawno byłaby moją żoną - bo by ją porwał, gdzieś się z nią zaszył i wziął ten ślub. Galen wolał żyć krótko i szybko, ale jak lew, jak zwycięzca, niż cały czas wszystko rozważać, analizować i czekać. Czuć i żyć. A po Lanzarote czuł, że kocha Cherry, po Lanzarote od razu chciał się jej oświadczyć i z nią żenić. Potem tylko wydarzyło się tyle innych rzeczy, że teraz... miał już pewne wątpliwości.
Patrzył w jej oczy i myślał, że on wcale nie chce się z nią żenić na warunkach jej ojca, z powodu jakiejś umowy.
- Ostatnie kwartały roku zawsze zaliczają spadki - stwierdził z poważną miną -a teraz ludzie już przygotowują się do zimy - więc rzeczywiście stawiają mniej stalowych konstrukcji, czy tych paneli fotowoltaicznych. Galen za bardzo się tym nie przejmował, nie od dzisiaj śledził rynek. Na kolejne słowa ojca Cherry zacisnął mocniej palce na filiżance z tymi swoimi ziółkami. On nie jest już w takiej dobrej pozycji?
Przez chwilę chciał coś powiedzieć. Może się kłócić? Ale ugryzł się w język, a wszelkie słowa przełknął razem ze śliną.
Tylko co jeśli Christopher miał rację? Jeśli Galen Wyatt jest teraz słaby, bo już nie przechadza się po biurze, już nie pilnuje tam porządku? Musi tam jutro jechać.
Może powinien tam od jutra wrócić?
Z tych myśli wyrwały go kolejne słowa Christophera. Winston to przyjaciel rodziny? Uniósł jedną brew, tego nie wiedział. Winston sam go prosił o polecenie kogoś, nigdy nie wspominał... Cherry też nigdy o tym nie mówiła. Przeniósł na nią wzrok z jakimś takim niemym pytaniem, ale po chwili znów patrzył na jej ojca.
- Czasami emocje są dobre, nawet na biznesowych spotkaniach - powiedział powoli, ale wcale nie chodziło mu o to, że Cherry się prawie popłakała, Galen sam umiał grać na emocjach kontrahentów, zapraszał ich na kolacje, dawał prezenty, to wszystko są emocje. A impulsywny był może nawet bardziej od Cherry, i co? I do tej pory szło mu świetnie, tak świetnie, że nawet te jego głośne skandale nie przekreśliły jego kariery, a może nawet... Trochę bardziej zwracały na niego uwagę?
- To chyba ona będzie wiedziała kiedy jest gotowa, a nie Pan - Galena to już denerwowała cała ta wymiana zdań. Ślub i ślub i przymus, zaraz wstanie powie, że żadnego ślubu nie będzie i sobie pójdzie. Dobrze, że miał ten swój czysty czystek. Podniósł do ust filiżankę, żeby upić łyka przysłuchując się znowu tej dziwnej wymianie zdań między córką, a ojcem. Może i matka Galena była wywłoką, ale na pewno by go do niczego nie zmusiła, bo on by się jej po prostu nie dał. A Cherry tak łatwo dawała sobą manipulować swojemu ojcu. Kiedy w końcu mu się postawiła, to przeniósł na nią wzrok i sam wstał z krzesła, żeby stanąć za jej plecami, żeby oprzeć jej dłoń na ramieniu, a potem jeszcze spojrzeć na jej ojca.
- Ja do niczego nie będę zmuszał Cherry, a jeśli Pan tego nie rozumie i będzie próbował coś na niej wymuszać, to zadbam, żeby jednak Winston jeszcze raz zastanowił się nad współpracą z Northland Power, bo w biznesie przyjaźń jednak wcale tak się nie liczy - powiedział z jakąś taką zaciętością w głosie, a Galen jak się na czymś zafiksował i uwziął to był chyba jeszcze gorszy od Cherry, a już zwłaszcza jeśli chodziło o jego pracę. Po trupach do celu, chociaż teraz zważając na te kontenery może brzmiało to zbyt dosłownie?
Zerknął na ten bajecznie drogi zegarek na swoim nadgarstku.
- Już powinniśmy wychodzić - stwierdził i przesunął dłonią, żeby palce oprzeć w załomku szyi Cherry, lekko, miękko. Chyba już dosadniej tej rozmowy nie dało się zakończyć? Chociaż może powinien powiedzieć tak jak Cherry do jego matki, wypierdalaj stad wywłoko, czy coś?

Cherry Marshall

fast cars, faster heartbeats

: czw paź 23, 2025 6:57 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Mówisz tak, jakbyś nie widział opcji wolności, Galen — stwierdził krótko Christopher, a Cherry zacisnęła mocno jedną ze swoich pięści. Galen walczył, ale jak by mieli się wytłumaczyć z jego wizyt w burdelu? Sama przecież wiele nie wiedziała, posiadała jedynie szczątkowe emocje. Powstrzymała się, by nie rzucić się na Christophera z pazurami. Byłaby w stanie tego dokonać — ja bym sam znalazł winnego — mruknął zadowolony prawie-emeryt. Nic dziwnego. W złych wynikach firmy, a właściwie w gorszych jej okresach, doszukiwał się błędu zarządzania własnej córki. Jakby jej uczucia nie miały znaczenia.
To wyjedźcie — skwitował krótko. Zdawał sobie z restrykcji, które wisiały na Galenie, a jednak był w gorącej wodzie kąpany — na co czekacie? Raczej nie na moje błogosławieństwo — może właśnie taka gadanina była jej przejawem? Wytykanie błędów, próba dowiedzenia się czegoś w złośliwy sposób. Wszystko miało swoje pochodzenie. Wystarczyło jedynie odrobinę je pozmieniać. Może zabrzmiałby lepiej, gdyby nie wtykał paluchów w nie swoje sprawy?
Każde wytłumaczenie wydaje się dobre na złe wyniki — rzucił, a Cherry westchnęła ciężko. Od dawien dawna to słyszała. Jakby faktycznie miało to mieć jakiekolwiek znaczenie. Zawsze były nie dość wysokie.
Ale nie twoje, drogi chłopcze — odparł, kręcąc głową. Cherry siedziała już jak na skazaniu. Wystarczył krótki moment, by całkowicie zwątpiła w samą siebie. Wszystko przez emocje, których nie była w stanie opanować, kiedy ojciec do niej mówił — a na pewno nie mojej córki. Nie kłóciliście się jeszcze? Potrafi zrobić prawdziwą wojnę z byle powodu — zaśmiał się gorzko i choć mogła udawać, że jej to nie obchodziło, serce właśnie mocno ją bolało. Jej ojciec doskonale zdawał sobie sprawę, w jaki sposób może ją zniszczyć. Niewiele do tego potrzebował.
Grozisz jej, czy mi? — spytał poważniejszym tonem, ale już zdążył wstać — mój drogi, na odchodne wam powiem... że liczymy z matką na datę ślubu. Teraz życzę Wam miłego dnia i jeżdżenia nowym autem — nie patrzył wcale na własną córkę, tylko w te niebieskie oczy, dla których ona przepadła — do zobaczenia moi drodzy — mruknął jeszcze Christopher i gdy Cherry wstała na krótko moment ją przytulił do siebie. Ona cała zesztywniała. Nigdy nie była przyzwyczajona do dotyku ojca. Za czułymi gestiami chowały się wymagania, które miała spełnić za wszelką cenę. Poklepał ją delikatnie po ramieniu, by finalnie wyjść z ich mieszkania, zostawiając błogą ciszę.
Pa, tato — rzuciła Charity, wpatrując się w zamykające się drzwi. Czasami nie rozumiała, co się działo. Nabrała powietrza do płuc i zaczęła się zastanawiać... to był problem z nią, czy z jej otoczeniem? Dlaczego jej ojciec musiał mieć zawsze jakieś ale? Nie mógłby tak po prostu... im pogratulować i życzyć im szczęścia?
Ja... przepraszam Galen za niego — odwróciła się w stronę Galena, gdy drzwi się zamknęły. Nie była w stanie spojrzeć mu prosto w oczy. Po prostu się bała. Ojciec wypowiedział zbyt wiele gorzkich słów, za która chciała przeprosić. Dbał o nią, o jej wykształcenie, a w kryzysowych sytuacjach o jej uczucia. Przestawały się one liczyć, kiedy w grę wchodził w biznes oraz własna wizja tatusia — on chciał dobrze, ale nie potrafi tego pokazać — do pewnego momentu na pewno. Charity przecież nie była idiotką, miał jeszcze jej brata, a postanowił jedynie... przypomnieć o umowie, która sama z nim zawarła przy szklance whiskey. Potrafiła prowadzić firmę, a jedyne zdaniem jej ojca, czego jej brakowało to penisa między nogami i czegoś więcej, co mogło oznaczać stabilizację hormonów. One potrafiły człowiekowi zrobić prawdziwą sieczkę z mózgu. Zaczynał nagle czuć coś, czego nie powinien.
Gotowy pojeździć nowym autem? — spytała, unosząc wzrok na Galena. Za dużo gorzkich słów padło, ale potrzebowali jakiegoś... szczęścia?

fast cars, faster heartbeats

: czw paź 23, 2025 9:47 pm
autor: Galen L. Wyatt
- Samosądy i aranżowane śluby wyszły już z mody - mruknął na te słowa ojca Cherry, że on by sam znalazł winnego. Inna sprawa, że Galen też się w tę sprawę mieszał, ale teraz już chyba postanowił wszystko zostawić policji. Chociaż... może mógłby coś jeszcze zrobić? Coś znaleźć na tego Seeleya, ale w tym celu musiałby porozmawiać z Pilar. Czy był gotowy na rozmowę z nią?
Wywrócił tymi niebieskimi ślepiami na kolejne słowa Christophera, te żeby wyjechali. Jakby to było takie proste to właśnie siedzieliby sobie w jakimś fajnym hotelu na końcu świata, a nie tutaj słuchając narzekań tego starca.
- Na odpowiednie ustawienie planet - rzucił bardziej do siebie niż do ojca Cherry. Skoro on mówi takie rzeczy, które w ogóle nie mają sensu, to Galen postanowił wcale nie być mu dłużny. Tak samo wierzył w odpowiednie ustawienie planet, jak w to, że gdyby sobie po prostu tak wyjechał to nie ściągnęliby go z lotniska w kajdankach. Wcale w to nie wierzył.
- Ale ja się nie tłumaczę, takie są fakty, a Pan będąc tyle lat prezesem tego nie wie? - uniósł jedną brew, no przecież Galen sobie tego z palca nie wyssał, siedział w tym biznesie nie od wczoraj. Może nawet w tym momencie lepiej był w tym wszystkim obeznany niż Christopher, bo przecież biznes też się zmieniał, a skoro jego prawie teść zatrzymał się gdzieś na etapie samosądów i aranżowanych ślubów, to może też na etapie, kiedy kupowało się coś za garść srebrników?
Znowu przewrócił oczami, Marshall by się zdziwił jak Galen ładnie umiał grać emocjami, żeby dopiąć swego, ale postanowił to już zachować dla siebie, spojrzał na Cherry. Coś wiedział o tej wojnie z byle powodu, ale tym też na pewno nie będzie się dzielił z jej ojcem.
- O co się mamy kłócić? W wielu kwestiach jesteśmy zgodni - taak, na pewno, ale Christopher tego też nie musiał wiedzieć. Nikt nie musiał, bo Galen nie chodził do żadnej swojej przyjaciółki i nie rozpowiadał, że Cherry go nie rozumie.
- Cherry niczego przy mnie nie będzie brakowało - stwierdził kiedy ojciec już wstawał, a Galen stał, za Cherry, wciąż opierając jej dłoń na szyi, zabrał ją, żeby się pożegnała. Cofnął się krok do tyłu, to była... dziwna rozmowa. Ojciec Cherry był dziwny, może nie tak sukowaty jak matka Wyatta, ale jednak naciskanie na ślub, jaki kochający ojciec robi coś takiego? Umowa z własną córką?
- Do widzenia - pożegnał się i jeszcze odprowadził Christophera do wyjścia razem z Koko, a kiedy zamknął za nim drzwi to spojrzał na zegarek. Byli już spóźnieni. Galen już miał iść do łazienki, ale stanął jeszcze przy ladzie obok Cherry, żeby wreszcie skubnąć tego swojego bajgla, miał nadzieję, że nie stanie mu w gardle, śniadanko od kochanego prawie teścia.
- Ale za co Ty mnie przepraszasz Cherry? To Twój ojciec powinien to zrobić, ale powinien przeprosić Ciebie, umowa i zmuszanie do ślubu? Pewnie są na to jakieś paragrafy - pokręcił głową i odsunął sobie krzesło, przysunął się z nim do Cherry - jeśli o mnie chodzi to ja do niczego nie będę Cię zmuszał, a jeśli on ma zamiar, to nie wiem... - zawiesił się i oparł jej rękę na udzie - rzuć tę pracę i przejdź do Northexu - powiedział, chociaż przecież wiedział, że Cherry tego nie zrobi. Bo bycie prezesem było dla niej tak ważne, że dlatego zgadzała się na aranżowany ślub. Bezsensu.
- A co na to Twoja matka? Ona jest zadowolona, że jej mąż złożył taką ofertę własnej córce? Przecież to jest chore Cherry - już jej to mówił, ale teraz to poczuł to tak dobitnie. Normalni ludzie takich rzeczy nie robią, co prawda rodzinie Cherry i Galena było daleko do normalnych ludzi, ale to szczegół.
- Ta rozmowa wybiła mnie z rytmu - stwierdził spuszczając wzrok, kiedy zapytała czy jest gotowy pojeździć nowym autem i wsadził sobie kawałek bajgla do ust. Był niezły, ale już nie miał czystka, żeby go popić, więc znowu sięgnął po tę wodę dla dzieci.
- Będę gotowy za dziesięć minut, a Ty? - zapytał w końcu, znowu podnosząc na nią te niebieskie tęczówki, a potem jeszcze się do niej pochylił, żeby złożyć na jej ustach, krótki pocałunek, taki trochę zaczepny. Później to już zerwał się z miejsca, żeby iść do łazienki i się ogarnąć.
Rzeczywiście zajęło mu to dziesięć minut, szybki prysznic, mycie zębów i nawet włosy ułożył. Tylko z mankietami tej swojej drogiej koszuli podszedł do Cherry.
- Pomożesz mi? - zapytał. Chociaż Galen przecież zawsze sobie z tym radził, właściwie miał to opanowane do perfekcji, po prostu chciał żeby mu pomogła.

Cherry Marshall

fast cars, faster heartbeats

: czw paź 23, 2025 10:43 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Zdała się na milczenie. Jakakolwiek wymiana zdań z jej ojcem kończyła się w bardzo podobny sposób. Musiała mu na nowo pokazywać, że cokolwiek znaczyła. W jej głowie cały czas musiała się przerzucać odpowiedzialnością nad tym, co właściwie w jej życiu było ważne. Kiedyś jeszcze marzyła o zostaniu prawnikiem, zastanawiała się poważnie. Tylko to marzenie szybko zostało sprostowane przez jej ojca. Wyrzucił je w ułamku sekundy, dając jej iskrę nadziei o zostaniu prezesem. Jak dotąd tkwiła w nim mocno i nie chciała z niego wychodzić. Po prostu nie widziała innych opcji. Pod wieloma, a prawie pod każdym względem była lepsza od rodzeństwa.
Za niego... — powiedziała spokojniejszym tonem, zawieszając wzrok na Galena — kochanie, wracasz jeszcze do sytuacji, gdy Cię to bolało? — jej głos odrobinę zmiękł i pierwszy raz od dawna nazwała go w ten sposób. Pierwszy raz odkąd stanęło mu serce. Pamiętała jego argumenty, którymi rzucał w nimi na Lanzarote. Kiedyś sama miała podobne, nie wyobrażała sobie wielkich obietnic względem jakiegokolwiek mężczyzny. Była sama sobie sterem. Aż nie spotkała się ze ścianą, przestało jej zależeć na kłótniach, nie widziała sensu w instytucji małżeństwa, a jednak wszystko wydawało się zmienić.
Rzuć tę pracę.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Samo wręczenie wypowiedzenia rozpoczęłoby największą wojnę w rodzinie Marshallów, odkąd Cyrus trafił do więzienia. Jej ojciec opierał wiele na więzach krwi i nie wyobrażał sobie, by komukolwiek spoza rodziny powierzyć firmę.
Wiem, ale to moje przeznaczenie... —odpowiedziała, marszcząc przy tym brwi. — a teraz nikt mnie do niczego nie będzie zmuszał — uniosła delikatnie kąciki swoich ust. Nie wybrałaby firmy Galena, mało kłótni było w domu, by przenosić to jeszcze na pole zawodowe? Dla ich obojga lepiej, by zarządzali osobno dwoma gałęziami. Zawsze był jeden szef. Ona oddawała mu rządzenie w łóżku, a on jej w domu. Kto by wygrał spór o firmę?
Moja mama jest dobra — wydukała cicho pod nosem — ale to ojciec ma u nas ostatnie zdanie — zawsze tak było. Ona ufała mu w pełni. Odkąd zdobył fortunę dla całej rodziny, a ona pławiła się w luksusach przestała kwestionować decyzję męża. Stała się zwykłą kurą domową, często zabieraną na imprezy, by zostać ozdobą. Drogą ozdobą mówiącą o tym, jak dobry jest jej ojciec. Mogła się nie zgadzać, ale ojcu by się nie przeciwstawiła.
Mnie też — przyznała całkiem szczerze. Nikt nie potrafił jej tak rozbroić jak ojciec. Powodował u niej ból brzucha, czasami wręcz nudności. Mogła próbować być przy nim pewną siebie, ale żadne ubrania, ani makijaż nie pomogłyby jej w starciu. Nie, gdy próbowała być wystarczająca. — co najmniej dwadzieścia — zaśmiała się uroczo, odwzajemniając jego pocałunek. Znów pojawiły się te iskierki, zaraz wsiądzie do ich rodzinnego auta i będzie szarżował. Może nie tak jak w porsche, ale liczyła usłyszeć pedał gazu w podłodze. Kompromisy, prawda?
SUV'em też mógł jechać pirat drogowy.
Względnie ogarnęła się w swojej łazience, ubierając finalnie jakąś czarną sukienkę. W drugiej łazience zaczęła się już malować, gdy Galen ją zaskoczył.
Dobrze — odparła, zapinając mu powoli mankiety. Chociaż miała z tym problem, bo za bardzo wpatrzyła się w błękit jego oczu. Finalnie pokręciła głową — wiesz... wolałam Cię rozbierać, wiesz? — zaśmiała się cicho pod nosem. Atmosfera po ojcu nie zdążyła opaść, zgody kardiologa dalej nie było, a ona dalej myślała o jednym.
O Galenie.

fast cars, faster heartbeats

: pt paź 24, 2025 12:00 am
autor: Galen L. Wyatt
- Cały czas mnie to boli - mruknął, ale to już nie chodziło nawet o ślub z gejem, chodziło o sam przymus, o umowę. Galen wiedział jedno, że jeśli kiedyś rzeczywiście zostałby ojcem i miał córkę, to na pewno by jej do czegoś takiego nie zmuszał. No i jeszcze te teksty, że kobieta nie może być prezesem, może i sam na początku potraktował Cherry źle, ale zrobił to bardziej złośliwie, tylko... co jeśli takich złośliwców było zdecydowanie więcej?
Zamyślił się nad tym dłuższą chwilę, bo może jednak po ślubie inni kontrahenci patrzyliby na Cherry jakoś lepiej? Ale to brzmiało tak, jakby Galen się zgadzał z jej ojcem, a przecież kompletnie się nie zgadzał.
Wypuścił głośno powietrze z płuc wbijając spojrzenie w Cherry.
- Ale będę się czuł, jakby tak było, jakbyś robiła to ze względu na jakąś umowę - rzucił, bo on wcale teraz się nie potrafił z tego cieszyć. Jak jeszcze wczoraj chciał tego ślubu, tak dzisiaj już w niego zwątpił, bo z tyłu głowy wciąż była taka myśl, że to jest umowa i spełnianie jakiś chorych życzeń jej ojca.
- Wiesz u mnie w rodzinie też całe życie pracował mój ojciec, ale jednak ze zdaniem matki zawsze się liczył - powiedział poważnie, a to niby Wyattowie byli jacyś popierdoleni, a wychodzi na to, że może nie tak najgorzej? Może oni tylko swoim dzieciom wpajali jakieś chore ambicje, a wzajemnie to nawet się szanowali?
Przez chwilę te niebieskie tęczówki utkwione były w jej pięknych, dużych oczach, kiedy tak powiedziała, że ją też wybił z rytmu, przesunął ręką po jej udzie, a gdy się zaśmiała i odwzajemniła pocałunek, to atmosfera momentalnie się trochę ociepliła. Śmiech Cherry działał na Galena jakoś tak łagodząco, lubił go słuchać, chociaż na te dwadzieścia minut strzelił oczami.
- To nie wiem czy najpierw nie musimy jechać do lekarza, bo się z nim umówiłem na wizytę kontrolną - stwierdził i zerknął na zegarek - chyba, że zadzwonię do salonu i poproszę, żeby już nam wyprowadzili to auto... Wtedy możemy je odebrać i zdążymy - przechylił głowę na bok myśląc nad tym - ale wtedy go nie obejrzymy, tylko musisz mi zaufać, że ten który wybrałem jest odpowiedni - dodał i czekał na jej odpowiedź zanim jeszcze zniknął w łazience. Wiadomo, że Galen miał już upatrzone to auto i już miał też wybrany salon, w którym zresztą pewnie kupił Porsche. Bardzo ekskluzywny.
W końcu poszedł się przygotować, a później już stał przed Cherry, żeby zapięła mu te mankiety. On za to te niebieskie tęczówki zawiesił na jej dłoniach, a później na ustach, kiedy tak bezwiednie przygryzła dolną wargę w skupieniu.
- Wiem, może będziesz niedługo mogła - uniósł jedną brew, kiedy jego spojrzenie spotkało się z tym jej, a kącik jego ust drgnął do góry - bo dzisiaj zrobimy kolejne próby wydolnościowe i od nich będzie dużo zależało - bo Galen naprawdę czuł się lepiej, a te ostatnie spacery z Koko były już bardziej energiczne niż te na samym początku, kiedy przegonił go dziadek z parteru spacerujący ze swoim mopsem. Jeszcze raz spojrzał jej w oczy, a potem się pochylił jakby chciał ją znowu pocałować, ale tego nie zrobił, odsunął się.
- Idę po marynarkę - rzucił i wyminął Cherry, tylko jak ją wyminął to klepnął ją jeszcze w ten kształtny pośladek - szykuj się - dodał. Bo Galen to właściwie już był gotowy do wyjścia, już przekładał w dłoniach jej kluczyki od Bentleya, może mógłby prowadzić? Ale wiedział, że za bardzo go będzie kusić szybka jazda. Chyba jeszcze nie dzisiaj, zresztą on lubił patrzeć na kobiety za kierownicą, więc to, że nie mógł prowadzić miało też jakieś plusy.

Cherry Marshall

fast cars, faster heartbeats

: pt paź 24, 2025 7:24 am
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Zmarszczyła brwi bardziej z troski. Przychodziły do niej takie momenty, w których zaczynała czuć troskę Galena, ale też wątpliwości do ich związku. Nie chodziło o niego, a bardziej o nią. Zgodziła się na jego zaręczyny, odmówiła Elliottowi, a jednak cały czas coś zgrzytało. Może przymus ojca faktycznie zostawił na ich związku jakiś cień, od którego nie byli w stanie uciec. Tylko czy finalnie miało to znaczenie? Skoro miały liczyć się ich uczucia, a nie to co reprezentował jej ojciec. Przymknęła na moment oczy, zastanawiając się, co powinna mu powiedzieć.
Ze względu na umowę zrobiłabym to z Elliottem — przyznała szczerze, a jej wzrok utkwił w oczach Galena. Jakby próbowała znaleźć w jego spojrzeniu jakąś sensowną odpowiedź. Szkoda tylko, że żadna nie istniała. Takich wątpliwości nie da się wyrzucić od razu z głowy — z Tobą chcę to zrobić z miłości — kolejne wyznanie tego dnia. Mogła oddać datę ich ślubu ze względu na wątpliwości względem Galena, bo zaznał szczęścia przy innej, ale... finalnie chodziło oto, że darzyła go uczuciami. Nie zgadzała się, przez umowę, a dlatego że go kochała. Chciałaby to usłyszał, zdawał sobie sprawę. Dużo rzeczy mogło ich różnić, finalnie byli ze sobą szczęśliwi. Czy oto nie chodziło? Nawet gdy zabrakło im uniesień cielesnych, ona czuła się spełniona, gdy opowiadali i dyskutowali na temat Harrego Pottera. Jakby to była najprostsza rzecz, którą mogli robić.
Nie chciała komentować rodziny Galena. Ugryzła się w język. Ze Zdaniem Felji trudno było się nie zgadzać. Pytanie brzmiało, czy ona była w stanie szanować drugą stronę? Gdy widziała jej zachowanie wobec własnego syna, jakby wiedziała, że ojciec Galena musiał być pantoflarzem, by przetrwać taką dominację ze strony kobiety. Inaczej by nie dał rady.
Przepraszam, mógł się zapowiedzieć z wizytą — mruknęła Charity, unosząc wzrok, by ich oczy mogły się na nowo spotkać — ufam Ci Galen, jeśli nie chcesz oglądać innych, to możemy odebrać i jechać — powiedziała, wpatrując się w jego niebieskie tęczówki. Czasami zastanawiała się, kiedy przychodzi zaufanie do drugiej osoby. Chyba właśnie w takich momentach, gdy ojciec storpedował wasz związek, a druga połówka Cię broniła. Trochę miała nadzieję, że w salonie zobaczą inne auta, ale liczyło się to jedno, o którym słuchała przez cały poprzedni wieczór.
Naprawdę? — spytała, otwierając ciut szerzej usta. Miała wrażenie, że na czekaniu spędzą wieczność, a mogłoby to się zadziać szybciej niż myślała — przypomnę Ci żart — na jej ustach niemalże od razu pojawił się łobuzerski uśmiech. Taki który oznaczał naprawdę wiele. Oczami wyobraźni widziała, co będzie się działo, choć pewnie bardziej przypominać to będzie jakiś zjazd emerytów w jej łóżku.
Chociaż ich życie na nowo ruszy do przodu, to się liczyło.
Weź mnie już nie prowokuj — mruknęła, gdy tak klepnął ją w tyłek. Chciała się na niego rzucić, a zamiast tego wróciła do nadawaniu samej sobie jakiegoś... sensownego kształtu. Po paru minutach wyszła z łazienki. Tak jakby właśnie wychodziła na kolejne biznesowe spotkanie — gotowa... chcesz przejechać się moim autem? — dopytała, widząc w dłoniach Galena kluczyki do bentleya. Nim tylko raz jechali wspólnie, może teraz pora na drugi? Marshall uwielbiała jeździć z Wyatt'em za kierownicą. Choć nigdy by się do tego nie przyznała, zwłaszcza że w porsche głównie woził jakieś lambadziary.

fast cars, faster heartbeats

: pt paź 24, 2025 2:21 pm
autor: Galen L. Wyatt
Spojrzał na nią, kiedy to powiedziała, że ze względu na umowę zrobiłaby to z Elliottem, a z nim chce zrobić z miłości. Chyba powinno go to uspokoić, może nawet powinien się ucieszyć, że to powiedziała. Chce się z nim ożenić z miłości, bo to oznaczało, że ta miłość jeszcze jednak wciąż była, pomimo tych wszystkich przeciwności losu. Tylko...
- Nie rozmawiajmy o tym i tak jeśli wszystko ma wyglądać tak jak sobie wymarzyłaś, to trzeba z tym zaczekać - stwierdził. Chociaż z tyłu głowy wciąż miał taką myśl, że teraz to nie będzie kierowane tylko uczuciami, a może jakąś powinnością? A może wcześniej też było? Dzieckiem, tym, że ojciec to na niej wymuszał, a Galen nie chciał jej oddać Elliottowi? Jego niebieskie tęczówki opadły z jej twarzy w dół, na ten rodowy pierścionek Wyattów.
Miał go wtedy w kieszeni, bo wydawało mu się, że był pewny.
Wyrzucił go kiedy Cherry go odepchnęła, bo był pewny, że innej by nie chciał.
Ale czy jak się jej oświadczał to też był taki pewny?
Dziecko już wtedy wisiało nad nimi, i w głowie miał wciąż tę białą suknię dla tego innego.
Taka jedna rozmowa z ojcem Cherry potrafiła w nim na nowo zasiać wątpliwości. Na nowo sprawić, że zaczął się zastanawiać nad tym jak szczere są te jego uczucia, a na ile jakieś... wymuszone. Na ile to jest presja otoczenia i tego co się między nimi działo. A na Lanzarote, kiedy jeszcze nie wiedział o tym jej narzeczonym, kiedy patrzył na nią przy kieliszku tego wina w winnicy, albo trzymał za rękę przy wybuchu gejzera, to jeszcze wtedy nie był żaden przymus, żadna presja, a on już wtedy coś czuł.
- Nie chcę - powiedział pewny swego odnośnie tego oglądania innych samochodów, bo Galen już wybrał, Lamborghini Urus Performante, czarny mat i złote wykończenia, to auto, które krzyczy zamiast mówić, do tego krzyczy, że jesteś kimś. A jednak Galen Wyatt wciąż był kimś. Już nie mógł się doczekać, kiedy wsiądzie za kierownicę, nawet zegarek założył taki, żeby mu pasował do karoserii. Ze złotym wykończeniem.
Co prawda to auto przyspieszało do setki w 3,3 sekundy, a maksymalna prędkość to ponad 300 km/h, 666 koni mechanicznych pod maską, ale jakby ktoś pytał... to to jest rodzinny SUV Galena. Jakby Cherry pytała to kazał mówić, że to bezpieczne, rodzinne auto. Lekarzowi też tak powie.
- Tak, miałem Ci powiedzieć później, jak już dostaniemy kluczyki - odpowiedział na to jej naprawdę, ale na żart strzelił oczami - może już niedługo będziemy sobie trochę inaczej żartować - stwierdził. Jeśli dzisiaj naprawdę dostanie te kluczyki do wymarzonego auta nie musząc wcale namawiać do tego Cherry, a lekarz stwierdzi, że jest gotowy na seks, to to chyba będzie jakiś najlepszy dzień w jego życiu. Jeden z lepszych. Chociaż na początku zepsuł go trochę ojciec Cherry, ale teraz Galenowi zdecydowanie poprawił się humor.
Zmierzył Cherry spojrzeniem, kiedy powiedziała, że jest gotowa.
- Mam nadzieję, że tę sukienkę łatwo się rozpina - stwierdził z zadziornym uśmiechem, ale później pokręcił głową - nie, Ty prowadzisz mała - powiedział, a później rzucił jej te kluczyki.
Już w windzie dzwonił do salonu, żeby wyprowadzili to JEGO auto i że robi już przelew. Na samochód wydał około 260 000$, ale czy nie mógł sobie na to pozwolić? Chyba mógł, skoro zrobił to bez jakiegoś najmniejszego zawahania.
Jak skończył tę rozmowę, to też bez zawahania, jeszcze w tej windzie, przyparł Cherry plecami do lustrzanej ściany, żeby oprzeć rękę nad jej ramieniem, żeby spojrzeć jej głęboko w oczy, bo Galen był troszeczkę nabuzowany, zaraz dostanie nową zabaweczkę, obok niego była ta piękna kobieta, którą kochał i może już dzisiaj będzie mógł z nią robić różne rzeczy, chyba nic mu już tego dnia nie zniszczy.
- Pięknie wyglądasz Cherry - mruknął jej prosto do ucha, kiedy ta winda mijała kolejne piętra.

Cherry Marshall

fast cars, faster heartbeats

: pt paź 24, 2025 4:53 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Tylko że ja nigdy nie powiedziałam Ci... — zaczęła, wpatrując się w Galena wielkimi oczami — jaki byłby ślub moich marzeń — w końcu to z siebie wydusiła. Cały czas mówiła o tym, czego oczekiwali od nich inni. Nigdy nie powiedziała, jakie marzenie tak naprawdę skrywała. Wielki ślub, bo taki miałby pokazać ich przepiękną miłość, zadowolić inwestorów, całą rodzinę. Tylko sama nie wiedziała, czy tego naprawdę chciała i potrzebowała.
Zdecydowanie bardziej wolałaby ślub na Lanzarote, we dwoje, gdzie nie potrzebne byłyby spojrzenia innych ludzi. Tylko oni razem i świecące gwiazdy. Tego nigdy nie powiedziała, bała się zawieść nie tylko swoich, ale także rodziców Galena. Często też mówiła, by Galen powiedział, co dokładnie chciał. Ona za to coraz bardziej zastanawiała się, czy chce się dalej nazywać Marshall. Zwłaszcza po takich atakach ze strony ojca. Gdy oni po prostu potrzebowali wsparcia i dobrego słowa. Bez żadnych umów, bez narzucania warunków. One były dyktowane w biznesie, a nie w miłości.
Dobrze — kiwnęła głową — ale nie muszę się martwić, że jest za szybkie? — spytała finalnie, unosząc jedną brew. Czuła we własnych słowach schowaną prowokację. Oczywiście, że słyszała o tym aucie sporo. Rodzinny SUV Galena. Tylko czy jej narzeczony pozwoliłby sobie na nie szybkie auto? Dla niej mógłby dalej jeździć porsche, o ile jeździłby w granicach rozsądku i przepisowo. Jeszcze tego by brakowało, by jemu zabrali prawo jazdy. Cherry też lubiła szybką jazdę, przepływ adrenaliny, ale wszystko w zdrowych granicach. W mieście lepiej ich nie przekraczać, chociaż... teraz żałowała, że nie mogła zabrać Galena na tor wyścigowy na randkę.
To jeszcze nie jest pewne... że moglibyśmy dziś? — spytała z nieukrywaną tęsknotą. Czuła się wiecznie prowokowana, a chciałaby móc zakosztować jego ust w trochę inny sposób. Tęskniła za tym. Nie zrobili tego nawet na zgodę po tym wszystkim. Co śmieszne, musieli nauczyć się ze sobą rozmawiać. Na wyjazdach wszystko szło im dobrze, sprawnie, a teraz wszystko wydawało się zmieniać, być jeszcze trudniejsze. Może zwykłe życie takie już po prostu było? — a jak będziemy sobie żartować? Myślisz, że zabraknie mi tchu, by móc krzyczeć twoje imię? — spytała z cwanym uśmiechem na twarzy. Jej dzień też stał się nagle lepszy. Lekarz mógłby nawet zaprzeczyć, dla niej wystarczyło to spojrzenie, którym ją obdarzył. Takie radosne bez żadnych zmartwień, jakby życie na nowo zaczęło im się układać.
Wręcz przeciwnie — i znowu uśmiechnęła się prowokacyjnie. Specjalnie ubrała sukienkę z najtrudniejszym wiązaniem, obcisłą. Skąd miała wiedzieć, że jest szansa na.... no właśnie, skąd miała o tym wiedzieć? Wolała im jak dotąd utrudniać niż ułatwiać, by w razie czego chociaż jedno z nich było w stanie zareagować — od kiedy jestem mała? — spytała z lekko zakwaszoną miną. Jasne, dzieliło ich prawie dwadzieścia centymetrów, ale to stwierdzenie ją drażniło. Podobnie jak go nazywanie słodkim, lub sznurówki.
Wsłuchiwała się w jego rozmowę ze salonem. Oczywiście, że powinni mieć uszykowane dla niego auto. W salonie miał też czekać Cyrus, który miał odprowadzić jej auto z powrotem do domu.
I co masz zamiar ze mną zrobić? — spytała prowokacyjnie, patrząc mu prosto w oczy. Czuła chłód ściany, a jednocześnie jej zaczynało robić się gorąco. Galen odzyskiwał stary pazur i ten błysk w oku. Chyba naprawdę się za nim stęskniła. — musimy wysiąść — stwierdziła, gdy z głośnika wydobył się odgłos informujący, że winda zakończyła jazdę. Czekała, aż Galen zrobi jej miejsce, a w myślach odliczała już minuty od jego wyjścia z gabinetu lekarza.
Może dlatego pozwoliła sobie na piratowanie? Trochę łamała zasady ruchu drogowego, ale czego się nie robi, by uszczęśliwić mężczyznę?

fast cars, faster heartbeats

: pt paź 24, 2025 7:44 pm
autor: Galen L. Wyatt
Może dlatego, że mu nie powiedziała jaki byłby ślub jej marzeń, to Galen cały czas myślał, że taki huczny, z białą suknią ślubną, z wielką salą, z setkami gości. Może nawet z białymi gołębiami lecącymi nad kościołem, kiedy oni będą z niego wychodzić trzymając się za ręce. Przecież kiedyś Cherry sama mu powiedziała, że to nie jest takie proste, że po drodze jest sala, jest tort, są zaproszenia, jest to wszystko, a do tego każdy szczegół musi być idealny. On jej chciał to dać, ten idealny ślub, chociaż dla niego najidealniejszy by był gdzieś daleko stąd. Gdzieś gdzie jej ojciec nie będzie mógł im gratulować mówiąc, że spełniła warunki umowy.
Na to jej pytanie, czy nie musi się martwić, że auto jest za szybkie pokręcił głową. Dobrze, że Cherry się za specjalnie chyba nie znała na samochodach i kiedy je jej pokazywał na zdjęciach, to wcale nie uznała, że jest za szybkie, ale to było Lambo, jakie mogło być? Cholernie szybkie i cholernie piękne. I cholernie niebezpieczne.
- Nie jest, ale dzisiaj się czuję bardzo dobrze, jestem dobrej myśli - powiedział, kiedy zapytała czy to nie jest pewne, że dzisiaj kardiolog da im to zezwolenie z pieczątką, czy coś, chociaż... Właśnie dlatego Galen zamierzał do lekarza zabrać Cherry, żeby nie musiał go później prosić o pieczątkę, bo to mu się wydawało jakieś dziwne. Chociaż może nie byłby wcale pierwszy, czy ostatni.
Kiedy powiedziała o tym czy myśli, że zabraknie jej tchu, gdy będzie krzyczeć jego imię, to Galen uśmiechnął się drapieżnie, na to liczył, na jej usta układające się w jego imię, gdy w piersi będzie brakować tchu. Ale też nie nastawiał się na to od razu. Pewnie będą się musieli na początek zadowolić czymś... spokojniejszym?
- Od kiedy ja jestem słodki - rzucił, w odpowiedzi na to, od kiedy jest mała, unosząc jedną brew, on nie lubił być słodki, a ona mała, trafili w jakieś takie swoje czułe punkciki, te przezwiska, którymi mogli się trochę podrażnić - lubisz utrudniać mi życie... - mruknął i odruchowo zerknął na te wiązania jej sukienki. Tylko, że... to była sukienka, nawet w zasadzie nie trzeba jej rozwiązywać, wystarczy podwinąć, co Galen zrobił już później w tej windzie, kiedy przesunął dłonią w górę po jej udzie, żeby palcem zahaczyć o pończochy. Galen doskonale wiedział, co to znaczy jak kobieta zakłada sukienkę, czy spódnicę, i pończochy, aż się zastanowił przez chwilę, czy Cherry miała na sobie dzisiaj bieliznę. Może nawet by się nie zdziwił, gdyby nie miała. Ale nie sprawdził tego, bo winda stanęła, a kiedy drzwi się otworzyły, to dziadek z mopsem na smyczy zerknął na nich krzywo.
- Dzień dobry - przywitał go Wyatt, a dziadek się uśmiechnął i skinął głową, tak jak sobie spacerowali z tymi pieskami, to czasem zatrzymali się na jakąś pogawędkę. Galen naprawdę coraz lepiej czuł się też tutaj, u Cherry. Witał się z sąsiadami, a nawet schodził czasem na dół, żeby porozmawiać z portierem i przynieść mu kawę, gdy robił je nagminnie ucząc się obsługi ekspresu Cherry. Chwycił mocno i pewnie dłoń Charity i pociągnął ją do auta.
Kiedy prowadziła, to on cały czas patrzył na nią, chociaż może powinien na drogę, bo trochę piratowała, ale jednak jego to nawet kręciło. Ta szybkość, chociaż w pewnej chwili czuł, że serce bije mu szybko, ale czy szybciej niż powinno? Galen nie potrafił tego stwierdzić. Kiedy wysiedli przed tym ekskluzywnym salonem, przy krawężniku stało już zaparkowane Lamborghini Urus Performante. Piękne. Tak piękne, że kiedy Galen przed nim stanął to aż westchnął. Podszedł do tego samochodu i przejechał dłonią po masce, delikatnie, palcami po matowym lakierze, a potem to się jeszcze schylił, żeby oprzeć na masce policzek i zerknąć na Cherry wielkimi, błyszczącymi oczami. Wyprostował się i oparł się o maskę ręką.
- Co myślisz Cherry? - zapytał jej, bo on był zachwycony. Wyciągnął do niej rękę, żeby ją do siebie przyciągnąć, żeby obrócić ją tak, że to ona teraz oparła się o maskę, a Galen stał przed nią opierając dłonie po obu stronach jej bioder.
- Pasuje do mnie? - zapytał znowu zaglądając jej w oczy z tym drapieżnym uśmiechem, takim którego brakowało mu od całego tego ataku serca. Ale może teraz on już wrócił?
Pochylił nad nią głowę, jakby chciał ją pocałować, tylko, że wtedy z salonu wyszedł jakiś mężczyzna z kluczykami.
A Galen od razu do niego podszedł i uścisnął mu rękę.
- I jak Panie Wyatt? Podoba się? - zapytał, ale Galen już kiwał głową, że tak.
- Wygląda nawet lepiej niż sobie zakładałem - stwierdził i wyciągnął rękę po kluczyki. Wreszcie.

Cherry Marshall

fast cars, faster heartbeats

: pt paź 24, 2025 8:31 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Tylko Cherry rzadko kiedy myślała o samej sobie. Patrząc na nią, trudno byłoby o tym pomyśleć. Myślała o zobowiązaniach, powinności. Nie byli parą przypadkowych osób, posiadali w sobie klasę, której wiele osób by zazdrościło. Ona chciała patrzeć jedynie w jego niebieskie oczy, pochłaniając każdy błysk w nich znaleziony, licząc, że odnajdzie przy niej szczęście. Choć czasem zastanawiała się, czy nie powinna oddać mu pierścionka, by mógł zadecydować, czego tak naprawdę chciał.
Cieszy mnie to, naprawdę — finalnie odzyskiwał dawny pazur. Przestawał być słodziakiem, za którym musiała ciągnąć walizkę, sprawdzać, czy na pewno brał leki, jadł zdrowo. Może nie podawała mu papek niczym ze szpitala, ale chciała, by mógł poczuć się szczęśliwie. Nawet ta wizyta u kardiologa przestała jej przeszkadzać. Przynajmniej nie będzie musiał zabierać tego zaświadczenia ze sobą do ich sypialni.
Prychnęła o tym słodkim. Co mężczyzna już nie mógł być słodki? Mógł zostać zajebiście, ociekającym testosteronem słodziakiem. Jeśli tylko dbał o swoją kobietę i darzył ją uczuciem. Takim, który przytuli ją, da jej raz na jakiś czas przepiękny bukiet kwiatów. Tego od niego potrzebowała. Odrobiny troski, przytulenia, pogłaskania po włosach. Wcale mu to nie ujmowało. Dalej był dla niej oparciem, na które mogła liczyć. Chociaż czy tak było? Ciekawiło ją, czy nie myślał o tej drugiej. Nie słyszała o niej, nie podsłuchiwała jego rozmów, a gdzieś w głębi serca dalej kryła się ta myśl.
Dla mojego słodziaka zrobię wszystko — podrażniła się z nim moment, unosząc prowokacyjnie kącik ust — niektóre rzeczy potrzebują odpowiedniego opakowania — stwierdziła, przegryzając dolną wargę. Zawsze ubierała się w ten sposób, by mężczyźni mogli pożerać ją wzrokiem. Uwielbiała je. Chociaż dużo bardziej wolała wzrok Galena, uczucie tego ciepła, gdy przesuwał dłoń po jej udzie, zaczepiając o koronkę pończochy. On był dla niej wyjątkowy, jedyny w całym swoim rodzaju. Może dlatego liczyła na więcej? Mógłby ją wziąć nawet w tej cholernej windzie. Pewnie dlatego westchnęła z niezadowolenia, słysząc sąsiada. Winda nie była dla niej tak ważna, jak on. Nie ubrała dziś bielizny, chcąc przez moment poudawać, że ich życie jest normalne, tradycyjne. Jakby szło takim torem, którego oni się spodziewali.
Finalnie Marshall przywitała się krótko ze sąsiadem, a później szybko znalazła się w aucie. Nie chciała odbierać Galenowi tego cudownego dnia, w którym będzie mógł odebrać swoją zabaweczkę. Podobno im starszy facet, tym droższe ma zabawki. Tylko u Galena raczej od dawna musiało to stać w miejscu. Zawsze mógł pozwolić sobie na więcej.
Aż sama stanęła, wpatrując się w to auto. Kątem oka spojrzała na Galena. Wyglądał właśnie, jak dziecko które otwierało prezenty na gwiazdkę. Aż delikatnie się uśmiechnęła pod nosem. Idealnie. Tylko takie słowo była w stanie powiedzieć, gdy widziała Galena z autem. Taki widok mógłby zostać dla niej codziennością.
Jest piękne, kochanie — odpowiedziała spokojnym tonem, a w sercu poczuła jakieś kłucie. To chyba było szczęście? Widząc go, jakby miał zaraz zacząć się unosić ze szczęścia. Nawet jej serce zabiło szybciej. Będzie pierwsza, która się z nim przejdzie i usłyszy mruczenie tego cudeńka. Choć o szybkiej jeździe mógł pomarzyć, to grzechem byłoby nie wbicie pedału do podłogi. Chwyciła go za rękę, opierając się biodrami o maskę. Nie patrzyła na auto, ono ją tak bardzo nie zadowalało, jak widok szczęśliwego Galena. Aż zaczęła się bać, czy chociaż w połowie będzie patrzył na nią w sukience ślubnej, którą wybrała dla niego.
Wygląda jak auto lwa — zagryzła dolną wargę, ale słysząc sprzedawcę, westchnęła. Kolejny grymas niezadowolenia pojawił się na jej twarzy. Dzisiaj mieli cały dzień prze-ry-wa-nia. Wpierw jej ojciec, później dziadek, a teraz sprzedawca. Może chociaż kardiolog nie popsuje im humoru? Na to liczyła.
Dzień dobry — odezwała się finalnie Cherry, podchodząc w stronę mężczyzny — nie będzie za szybkie dla mojego narzeczonego? — spytała z powagą na twarzy i później się zaśmiała — idealnie do niego pasuje — stwierdziła finalnie, gładząc Galena kilka razy po plecach. Nie miała zamiaru zabierać mu tego momentu. Aż taka głupia nie była, wiedziała, że to auto jest szybkie.
Tylko że mu ufała.