the bond we build
: sob paź 25, 2025 1:19 am
				
				Zdecydowanie stek z przepisu Elaine Swanson zaprowadził Evinę prosto do serca Zaylee. A konkretnie między jej nogi. Ale potem droga była już może nie tyle prosta, ile dosyć wyboista, ale na pewno krótka, bo dość szybko zrozumiały, że wcale nie chodziło tylko o seks. A to, że nie chciały się do tego przyznać, to już odrębna kwestia. Jedno było pewne — Swanson miała smykałkę do gotowania właśnie po swojej matce, co mogła potwierdzić nie tylko sama Miller, ale również dziewięciolatek, który uwielbiał wszystkie dania przygotowane przez detektywkę.
Kiedy David zapytał o widoki, Młody ściągnął w zamyśle brwi.
— Widziałem pastwiska i krowy! — przypomniał sobie, a z jego głosu dało się wyłapać szczerą ekscytację. — Normalnie było ich chyba ze dwadzieścia albo nawet więcej! — wyszczerzył się i nic dziwnego, że taki widok wywołał w nim aż takie emocje, pewnie dotychczas nie miał okazji widzieć tylu pasących się krów w jednym miejscu. — I mijaliśmy też jakieś jeziorko. No i drzewa też były ładne po żółte i pomarańczowe. Lubię pomarańczowy kolor.
Wzmianka o zapoznaniu obu rodów sprawiła, że Zaylee zerknęła na narzeczoną. Obie wiedziały, że to nie był najlepszy czas na organizowanie podobnego spotkania. Na pewno dojdzie do tego jeszcze przed ślubem, ale na razie miały na głowie zbyt wiele problemów, aby nad tym rozmyślać. Właściwie ślub był ostatnią rzeczą, o jakiej Miller ostatnio myślała.
— Mama będzie wniebowzięta, że może w końcu powymieniać się z kimś sprawdzonym przepisami — odparła z uśmiechem, a na wieść, że David miał problemy z kręgosłupem, spojrzała na niego pobłażliwie. — Dave, nie możesz wiecznie bagatelizować tego bólu. Powinieneś wybrać się do jakiegoś fizjoterapeuty. Mogę polecić ci dobrego specjalistę, o ile nie jesteś tak upraty jak twoja córka — dodała, mając na myśli tego samego, który zajmował się dłonią Eviny i do którego musiała zaciągnąć ją siłą. Mimo wszystko to było znacznie lepsze niż przekonywanie mężczyzny, żeby się oszczędzał. Wszyscy wiedzieli, że i tak nie zrezygnuje z przesiadywania w warsztacie.
Zaylee wymieniła ze Swanson porozumiewawcze spojrzenie. Zdecydowanie wolały oszczędzić im opowieści o tym, co obecnie działo się w ich życiu, choć nie dało się przed nimi ukryć faktu, że Miller przeszło dwa miesiące temu została uprowadzona przez seryjnego mordercę koronerów, bo ta informacja szybko dotarła do mediów i Swansonowie sami dzwonili i Swansonowie sami dzwonili do córki, chcąc upewnić się, czy to prawda. Zaylee była wtedy w kiepskiej formie i pamiętała to jak przez mgłę, ale mogła przysiąc, że taka sytuacja miała miejsce.
Sammy usłyszawszy, że ktoś przywołał jego imię, spojrzał na starsze małżeństwo znad swojego talerza, po czym pospiesznie spuścił wzrok, a na jego piegowatych policzkach, pojawił się delikatny rumieniec.
— Hej, no co ty? Wstydzisz się? — Miller sprzedała mu lekkiego kuksańca w bok. — Możesz opowiedzieć, czym się interesujesz i co lubisz robić w wolnym czasie.
Chłopiec zamyślił się na moment, ale zaraz w jego niebieskich oczach pojawił się ten charakterystyczny błysk.
— Lubię rysować i oglądać Gwiezdne Wojny — zaczął, nabierając nieco więcej pewności. — Evina i Zaylee kupiły mi taki super model z klocków lego, który ma tyle elementów, że dalej go jeszcze nie złożyliśmy. I lubię też grać w piłkę. Za tydzień mam pierwszy trening w szkółce piłkarskiej! I Evina nauczyła mnie kilka trików i chłopakom aż szczeny opadły, jak im je pokazałem — paplał jak najęty, bo najwyraźniej potrzebował tylko trochę zachęty. — Ale Zaylee ciągle powtarza, że powinienem czytać więcej książek, a to jest nudne — poskarżył się, a Miller uniosła wysoko brwi. Bardziej z rozbawienia, ale oczywiście co złego, to zawsze ona. Taka już była jej niewdzięczna rola, że czasami wpadała do kategorii ludzi niefajnych, bo zdarzało jej się czegoś zabronić.
Evina J. Swanson
			Kiedy David zapytał o widoki, Młody ściągnął w zamyśle brwi.
— Widziałem pastwiska i krowy! — przypomniał sobie, a z jego głosu dało się wyłapać szczerą ekscytację. — Normalnie było ich chyba ze dwadzieścia albo nawet więcej! — wyszczerzył się i nic dziwnego, że taki widok wywołał w nim aż takie emocje, pewnie dotychczas nie miał okazji widzieć tylu pasących się krów w jednym miejscu. — I mijaliśmy też jakieś jeziorko. No i drzewa też były ładne po żółte i pomarańczowe. Lubię pomarańczowy kolor.
Wzmianka o zapoznaniu obu rodów sprawiła, że Zaylee zerknęła na narzeczoną. Obie wiedziały, że to nie był najlepszy czas na organizowanie podobnego spotkania. Na pewno dojdzie do tego jeszcze przed ślubem, ale na razie miały na głowie zbyt wiele problemów, aby nad tym rozmyślać. Właściwie ślub był ostatnią rzeczą, o jakiej Miller ostatnio myślała.
— Mama będzie wniebowzięta, że może w końcu powymieniać się z kimś sprawdzonym przepisami — odparła z uśmiechem, a na wieść, że David miał problemy z kręgosłupem, spojrzała na niego pobłażliwie. — Dave, nie możesz wiecznie bagatelizować tego bólu. Powinieneś wybrać się do jakiegoś fizjoterapeuty. Mogę polecić ci dobrego specjalistę, o ile nie jesteś tak upraty jak twoja córka — dodała, mając na myśli tego samego, który zajmował się dłonią Eviny i do którego musiała zaciągnąć ją siłą. Mimo wszystko to było znacznie lepsze niż przekonywanie mężczyzny, żeby się oszczędzał. Wszyscy wiedzieli, że i tak nie zrezygnuje z przesiadywania w warsztacie.
Zaylee wymieniła ze Swanson porozumiewawcze spojrzenie. Zdecydowanie wolały oszczędzić im opowieści o tym, co obecnie działo się w ich życiu, choć nie dało się przed nimi ukryć faktu, że Miller przeszło dwa miesiące temu została uprowadzona przez seryjnego mordercę koronerów, bo ta informacja szybko dotarła do mediów i Swansonowie sami dzwonili i Swansonowie sami dzwonili do córki, chcąc upewnić się, czy to prawda. Zaylee była wtedy w kiepskiej formie i pamiętała to jak przez mgłę, ale mogła przysiąc, że taka sytuacja miała miejsce.
Sammy usłyszawszy, że ktoś przywołał jego imię, spojrzał na starsze małżeństwo znad swojego talerza, po czym pospiesznie spuścił wzrok, a na jego piegowatych policzkach, pojawił się delikatny rumieniec.
— Hej, no co ty? Wstydzisz się? — Miller sprzedała mu lekkiego kuksańca w bok. — Możesz opowiedzieć, czym się interesujesz i co lubisz robić w wolnym czasie.
Chłopiec zamyślił się na moment, ale zaraz w jego niebieskich oczach pojawił się ten charakterystyczny błysk.
— Lubię rysować i oglądać Gwiezdne Wojny — zaczął, nabierając nieco więcej pewności. — Evina i Zaylee kupiły mi taki super model z klocków lego, który ma tyle elementów, że dalej go jeszcze nie złożyliśmy. I lubię też grać w piłkę. Za tydzień mam pierwszy trening w szkółce piłkarskiej! I Evina nauczyła mnie kilka trików i chłopakom aż szczeny opadły, jak im je pokazałem — paplał jak najęty, bo najwyraźniej potrzebował tylko trochę zachęty. — Ale Zaylee ciągle powtarza, że powinienem czytać więcej książek, a to jest nudne — poskarżył się, a Miller uniosła wysoko brwi. Bardziej z rozbawienia, ale oczywiście co złego, to zawsze ona. Taka już była jej niewdzięczna rola, że czasami wpadała do kategorii ludzi niefajnych, bo zdarzało jej się czegoś zabronić.
Evina J. Swanson