I'm with you
: wt paź 28, 2025 6:33 pm
				
				Cem nie wiedział, co ma powiedzieć, więc wyrzucił z siebie naprawdę wszystko. Bał się, że zostanie źle odebrany, że Eden będzie zła albo go wyśmieje, bo nie uwierzy w jego słowa. Na szczęście przyjęła to dość spokojnie, a jemu naprawdę zabrakło chwilowo powietrza. 
Na uwagę o ojcach wzruszył ramionami, był już w takim wieku, że nie obawiał się rękoczynów, a poza tym był większy od nich, bo się chłopakowi urosło. No i był wysportowany, przecież grał w szkolnej drużynie koszykówki. Umiał sobie poradzić i w razie potrzeby odeprzeć atak na swoją osobę.
Mniejsza o to, naprawdę powiedział to, co powinien zrobić dawno temu.
- Przepraszam, że z tym wyskoczyłem tak nagle, ale musisz wiedzieć jak to jest – tłumaczył się.
- Jesteś ze mną szczera, to jedna z cech, która cię odróżnia od innych moich znajomych. I którą bardzo sobie cenię. Poza tym jesteś naprawdę śliczna i przykuwasz spojrzenia – widać wpadła w oko i tamtemu, co już mu się nie podobało.
Wysłuchał uważnie punktu widzenia dziewczyny i nie zgodził się z nią, no nie do końca w każdym razie.
- Myślę, że za nisko się cenisz, bo jesteś najlepsza – i mówił to jako przyjaciel i jako zakochany chłopak.
Cem miał mnóstwo koleżanek, ale żadna nie była nią. To właśnie Eden była wyjątkowa, bo przemawiał przez nią autentyzm, a nie okazyjne podlizywanie się. Była naturalna, skromna i szczera, a to było dla niego bardzo seksowne. Oczywiście nie użył tego słowa, bo by uciekła z krzykiem, że od razu chce ją sprowadzić na złą drogę, czy coś.
- To brzmi nieźle, na początek – powiedział, podsumowując ich plan na relację. – Nie bój się, nie zrobię niczego, czego byś nie chciała, słowo honoru – obiecał, kładąc dłoń na sercu.
- Nie będę cię osaczać, ale chciałbym zobaczyć, jak może być między nami. Myślałem, że powiem ci o wszystkim później, na spokojnie. Wiesz, przy jakiejś innej okazji – choćby zaproszenia na bal szkolny, ale czy ją w ogóle na niego puszczą? Zobaczymy.
-Zależy mi na twoim dobru najbardziej na świecie. Zaufaj mi, proszę – powiedział uroczyście, zastanawiając się, czy Eden da mu taką prawdziwą szansę, a nie tylko przyjaciół plus. Posłał jej nieco niepewny uśmiech i odważył się podnieść rękę na wysokość jej twarzy, by palcami musnąć delikatnie jej policzek. Taki mały gest, ale pełen czułości i niewinności.
Miał ochotę ją pocałować i przytulić– cokolwiek, ale musiał się hamować. Nie chciał jej wystraszyć i zniszczyć na starcie to, co mogli zbudować.
- Nie chcę robić czegoś, co ci się nie spodoba, ani narażać cię na jakieś nieprzyjemności. Wiem, że potrzebujesz czasu, by się przyzwyczaić. Nie wiem, na co mogę sobie już teraz pozwolić, by nie dostać od ciebie w twarz już na starcie – a jak nie siłą, to słowem potrafiłaby go zgasić.
- Wiem, że twój ojciec nie bardzo mnie lubi, a jedynie dogaduje się z moim ojcem, bo ten jest chrześcijaninem i lekarzem. A ja w jego oczach jestem pomiotem szatana – miał na myśli swoją matkę – muzułmankę, o której nie mówiło się źle, bo jednak nie żyła, a o zmarłych się nie mówi w ten sposób. – Wiem, że uważa mnie za typowego nastolatka, któremu w głowie tylko sport i seks – wywrócił oczami. On jednak był z romantyków i tradycjonalistów, więc nie było się czego obawiać.
- Nie zna mnie, a ocenia z góry. Ty mnie za to znasz dobrze i wiesz, że mówię prawdę – to chyba było jasne jak słońce.
- Nawet zapytam cię o to, czy mogę pocałować koleżankę w kółku teatralnym, podczas jakiejś sztuki, o ile coś takiego będzie – a ponoć był kandydatem do zagrania Romea w słynnym dziele Szekspira.
- Chcę być uczciwy wobec ciebie i siebie – zakończył. Dużo mówił, ale jemu też zależało na tym, by ustalić jakieś zasady i plan działania.
eden de poesy
			Na uwagę o ojcach wzruszył ramionami, był już w takim wieku, że nie obawiał się rękoczynów, a poza tym był większy od nich, bo się chłopakowi urosło. No i był wysportowany, przecież grał w szkolnej drużynie koszykówki. Umiał sobie poradzić i w razie potrzeby odeprzeć atak na swoją osobę.
Mniejsza o to, naprawdę powiedział to, co powinien zrobić dawno temu.
- Przepraszam, że z tym wyskoczyłem tak nagle, ale musisz wiedzieć jak to jest – tłumaczył się.
- Jesteś ze mną szczera, to jedna z cech, która cię odróżnia od innych moich znajomych. I którą bardzo sobie cenię. Poza tym jesteś naprawdę śliczna i przykuwasz spojrzenia – widać wpadła w oko i tamtemu, co już mu się nie podobało.
Wysłuchał uważnie punktu widzenia dziewczyny i nie zgodził się z nią, no nie do końca w każdym razie.
- Myślę, że za nisko się cenisz, bo jesteś najlepsza – i mówił to jako przyjaciel i jako zakochany chłopak.
Cem miał mnóstwo koleżanek, ale żadna nie była nią. To właśnie Eden była wyjątkowa, bo przemawiał przez nią autentyzm, a nie okazyjne podlizywanie się. Była naturalna, skromna i szczera, a to było dla niego bardzo seksowne. Oczywiście nie użył tego słowa, bo by uciekła z krzykiem, że od razu chce ją sprowadzić na złą drogę, czy coś.
- To brzmi nieźle, na początek – powiedział, podsumowując ich plan na relację. – Nie bój się, nie zrobię niczego, czego byś nie chciała, słowo honoru – obiecał, kładąc dłoń na sercu.
- Nie będę cię osaczać, ale chciałbym zobaczyć, jak może być między nami. Myślałem, że powiem ci o wszystkim później, na spokojnie. Wiesz, przy jakiejś innej okazji – choćby zaproszenia na bal szkolny, ale czy ją w ogóle na niego puszczą? Zobaczymy.
-Zależy mi na twoim dobru najbardziej na świecie. Zaufaj mi, proszę – powiedział uroczyście, zastanawiając się, czy Eden da mu taką prawdziwą szansę, a nie tylko przyjaciół plus. Posłał jej nieco niepewny uśmiech i odważył się podnieść rękę na wysokość jej twarzy, by palcami musnąć delikatnie jej policzek. Taki mały gest, ale pełen czułości i niewinności.
Miał ochotę ją pocałować i przytulić– cokolwiek, ale musiał się hamować. Nie chciał jej wystraszyć i zniszczyć na starcie to, co mogli zbudować.
- Nie chcę robić czegoś, co ci się nie spodoba, ani narażać cię na jakieś nieprzyjemności. Wiem, że potrzebujesz czasu, by się przyzwyczaić. Nie wiem, na co mogę sobie już teraz pozwolić, by nie dostać od ciebie w twarz już na starcie – a jak nie siłą, to słowem potrafiłaby go zgasić.
- Wiem, że twój ojciec nie bardzo mnie lubi, a jedynie dogaduje się z moim ojcem, bo ten jest chrześcijaninem i lekarzem. A ja w jego oczach jestem pomiotem szatana – miał na myśli swoją matkę – muzułmankę, o której nie mówiło się źle, bo jednak nie żyła, a o zmarłych się nie mówi w ten sposób. – Wiem, że uważa mnie za typowego nastolatka, któremu w głowie tylko sport i seks – wywrócił oczami. On jednak był z romantyków i tradycjonalistów, więc nie było się czego obawiać.
- Nie zna mnie, a ocenia z góry. Ty mnie za to znasz dobrze i wiesz, że mówię prawdę – to chyba było jasne jak słońce.
- Nawet zapytam cię o to, czy mogę pocałować koleżankę w kółku teatralnym, podczas jakiejś sztuki, o ile coś takiego będzie – a ponoć był kandydatem do zagrania Romea w słynnym dziele Szekspira.
- Chcę być uczciwy wobec ciebie i siebie – zakończył. Dużo mówił, ale jemu też zależało na tym, by ustalić jakieś zasady i plan działania.
eden de poesy