Strona 2 z 3

so I've brought you down with me

: śr paź 29, 2025 4:28 pm
autor: helena peregrine
Przez chwilę po wyjściu Blaze’a i Jetta jeszcze się jej przygląda, z wargami lekko zaciśniętymi w zastanowieniu. Buczenie aparatury jest niemal ogłuszające w ciszy, która nagle zapadła. Helena dostrzega gniew wciąż obecny w Darling; widzi ściśnięte ramiona, zaciśnięta szczękę i ostrość w każdym wykonanym geście. W Peregrine też coś drży, jakby wpadało w rezonans z Teddy. Jej serce bije szaleńczo, chociaż już z innych powodów.

Nie musisz przepraszać — mówi ze wzruszeniem ramion, które ostrożnie splata na piersi; jakby próbowała obronić się przed tym, co tkwi w jej własnej głowie. Może i słusznie, bo zanim zdąża naprawdę o tym pomysleć albo zaplanować, co powie, jej usta po prostu się poruszają: — Naprawdę tak myślisz? — pyta, i natychmiast gwałtownie nabiera powietrza. Krzywi się z bólu, ale i z obawy. — Albo wiesz co? Może nie odpowiadaj — wycofuje się natychmiast, starając się, żeby jej ton brzmiał nonszalancko. Jej starania kończą się jednak absolutnym fiaskiem, bo głos drży, a szybkie spojrzenie rzucone w stronę Teddy wyraża więcej, niż Helena by chciała. Automatycznie zaciska mocniej ramiona; nawet tępy ból w klatce piersiowej nie jest w stanie skłonić jej do rozluźnienia obronnego uścisku. Wręcz przeciwnie - otrzeźwia ją, utrzymuje w rzeczywistości, a do tego jeszcze maskuje drżenie dłoni.

Ostatecznie Peregrine woli nie wiedzieć, co Darling w tym momencie o niej myśli. Wytrzymałaby jej niechęć, gniew, nawet rozczarowanie — ale jeśli może oszczędzić sobie bezpośredniego potwierdzenia tego, co przecież sama widziała, dlaczego miałaby chcieć o tym słuchać? Z drugiej strony natomiast sytuacja jest dużo bardziej złożona i przerażająca.
Bo Holden gdzieś tam jest, i będzie próbował dotrzeć do Heleny. Będzie szukał jej słabości. I jeśli te poszukiwania będą skutecznie — to znajdzie Teddy.
Peregrine nie mogła pozwolić na to, by istniała choćby szansa, że znów przyniesie do życia Darling destrukcję i chaos. Lepiej usunąć się z jej życia, zanim sprawy pójdą za daleko.
Dlatego woli wyobrażać sobie, że Darling żywi do niej niechęć, gniew i rozczarowanie. To i tak znajomy teren; z tym sobie poradzi.

Szuka w myślach tematu-dywersji. Chcę powiedzieć coś, cokolwiek, co mogłoby odwrócić uwagę Darling od bezmyślnego pytania, od rozdarcia wypisanego na twarzy Peregrine i od chaosu, który co prawda zdołała opanować w obecności drużyny Teddy — ale niewiele wystarczy, by wszystko znowu wezbrało. Bo już wzbiera — im bardziej Helena próbuje znaleźć coś innego, czego mogłaby się złapać, tym bardziej tobie w swoich myślach.

teddy darling

so I've brought you down with me

: czw paź 30, 2025 12:22 pm
autor: teddy darling
Po wyjściu Jetta i Blaze'a, zamiast wkurwu pozostało w niej coś, co sprawiało, że jej płuca nagle zapomniały, jak funkcjonować. Obijały się o żebra wraz z łomoczącym w klatce piersiowej sercem i dopiero głos Heleny wyrwał ją z zamysłu. Przez parę sekund Teddy nie zrozumiała, co właściwie usłyszała. Te słowa odbijały się w niej jak kamień rzucony do już wzburzonej wody — nie robią fal, tylko toną prosto na dno.
Naprawdę tak myślisz?
W pierwszej chwili miała nieodpartą ochotę wybuchnąć śmiechem. Gorzkim i pustym. W drugiej poczuła, jak coś jej się napina tuż pod mostkiem i dziwnie piecze, jakby ktoś wsadził tam rozgrzany gwóźdź. Tak naprawdę nie wiedziała, co Peregrine miała na myśli. I wkurzało ją to, bo Darling zawsze wolała walenie pięścią w stół i mówienie prosto z mostu. A tu dostała tylko pytanie, które mogła przypasować do każdej ze swoich wcześniejszych wypowiedzi. A potem Helena dodała jeszcze może nie odpowiadaj, jakby to Teddy miała w dłoni detonator, którym mogła rozwalić tę ich całą… Cokolwiek między nimi było.
Zacisnęła palce na prześcieradle, bo znów odniosła wrażenie, że inaczej wyciągnie ręce do Peregrine, żeby ją potrząsnąć. Albo przyciągnąć. Wszystko jedno, byle przestała mówić takim głosem, który skrywał wyrzuty sumienia.
Myślę… — zaczęła, ale gardło miała suche jak popiół. Nie, nie da rady. Te słowa nie przejdą. Nie teraz, nie kiedy brzmią tak cholernie poważnie. — Myślę, że pierdolisz, Peregrine — tak było bezpieczniejsze. Niby żart, niby fuknięcie, niby nic. Chociaż wcale nie brzmiało jak nic. — Myślę, że gdybym mogła cofnąć czas, to leżałabym teraz w czarnym worku — dodała i nawet nie musiała wymawiać jego imienia. Gdyby nie RJ, nie byłoby jej teraz tutaj. — Myślę, że... — kontynuowała, choć głos jej się trochę rwał, ale próbowała utrzymać go na pozornym poziomie obojętności. — Myślę, że jestem wkurwiona. Jak diabli — przekręciła głowę na bok i spojrzała na Helenę, która właśnie skazywała sama siebie. Teddy wzięła powolny oddech. Bolały ją płuca. Od krzyku, od kurzu, od wszystkiego. — Myślę, że to nie była twoja wina.
Dostrzegła w Helenie to subtelne drgnięcie. Ktoś inny mógłby nie zauważyć, ale Darling zauważyła. Teddy zamknęła na moment oczy i zacisnęła powieki tak mocno, że aż pojawiają się pod nimi iskry. W pamięci pulsował jeszcze huk, jeszcze czuła zapach dymu zmieszany z krwią i spaloną elektroniką, jeszcze widziała mundur kolegi, który już nigdy nie wróci do remizy.


helena peregrine

so I've brought you down with me

: wt lis 04, 2025 9:32 am
autor: helena peregrine
Myślę, że pierdolisz, Peregrine.

Niby żart, niby nic, a jednak te słowa osiadają gdzieś głęboko w Helenie; aż się prostuje, bo coś się w niej niewygodnie porusza, jakby jej wnętrzności były w niewłaściwych miejscach, ale właśnie zaczęły powoli i boleśnie przesuwać się w odpowiednią stronę. Aż musi się podnieść; odrzuca kołdrę i podtrzymując się stojaka swojej kroplówki, przekręca się na łóżku szpitalnym tak, by usiąść na jego brzegu. Ruch na pewno by jej pomógł – zazwyczaj myśli w biegu albo marszu, a teraz ma wrażenie, że potrzebuje tego bardziej niż kiedykolwiek, tyle tylko, że już podniesienie się do siadu czuje rwaniem w boku, a przez chwilę nie jest w stanie skupić spojrzenia. Mruga wielokrotnie, zanim obraz się nie wyostrza; chmurny błękit tęczówek Darling praktycznie ją przyzywa. Podnosi się z brzegu łózka bardzo powoli i opierając część ciężaru na stojaku, przechodzi te dwa kroki dzielące je z łóżkiem Teddy.

Myślę, że to nie była twoja wina.
Jak zwykle, za dużo sobie wyobrażała, bo te słowa mają zupełnie inny efekt, niż Peregrine przeczuwała. Czuje je znowu we wnętrznościach – niewygodne z zupełnie innego powodu.
Aż ciężko jej uwierzyć w to, jak bardzo pochłonęło ją użalanie się nad sobą i roztrząsanie swojej winy. Ale w tym momencie nie ma to najmniejszego znaczenia, nawet zmartwienia dotyczące zamachowca odchodzą w dalszy plan, chociaż to akurat wciąż ściąga w stresie mięśnie jej ramion. To sprawa na później. W tym momencie Helena ostrożnie siada na brzegu łóżka Darling i szuka jej dłoni.
To dobrze, że nie możesz. Cofnąć czasu — mówi, jeszcze pozwalając sobie na zupełnie samolubną wypowiedź. Próbuje nie wyobrażać sobie, co by było, gdyby to Teddy skończyła dzisiaj w kostnicy, żeby znowu nie utknąć w odmętach swoich własnych myśli. Zaciska palce na dłoni kobiety i znów mruga kilkakrotnie, żeby skupić wzrok na jej twarzy. — Przykro mi, Teddy. — Jej głos jest zachrypnięty, ale jest też spokojny. Strach i wszelkie wątpliwości na chwilę schodzą na dalszy plan, a ona po prostu chce być teraz przy Darling; chce dać jej oparcie, jeśli właśnie tego potrzebuje – jeśli tylko będzie tego chciała. Chce chociaż przez chwilę być silna, żeby Teddy nie musiała. Zwłaszcza, że nie ma słów, które byłyby teraz właściwe.

teddy darling

so I've brought you down with me

: wt lis 04, 2025 2:23 pm
autor: teddy darling
Wpatrywała się w Pergerine, gotowa skarcić ją za wstawanie z miejsca, jednak wiedziała, że mogła sobie gadać i że niczego tym nie ugra. Obie były dorosłe. Wystarczająco uparte. I nie łączyło je nic na tyle mocno, aby jedna mogła decydować za drugą.
Drgnęła pod białą pościelą, kiedy Helena przysiadła na brzegu jej łóżka. Dłoń miała ciepłą, a Teddy przez moment miała wrażenie, że to dziwne, że coś może być jeszcze ciepłe, skoro w środku czuła tylko to przytłaczające nic. Nie szum w uszach, nie huk zawalającego się sufitu, nie krzyk adrenaliny w żyłach. Tylko ciszę, taką jak w popiołach po pożarze, kiedy dym jeszcze unosi się w powietrzu, a wokół nadal pachnie tragedią.
Darling powiedziała wcześniej, że to nie była jej wina. Zamierzała to podtrzymywać, nawet jeśli jeszcze przez długi czas mózg będzie starał się wyperswadować to z jej głowy. Po części podobnie jak Peregrine również obarczała się winą. Uważała, że to ona powinna znaleźć się na jego miejscu. I mimo że w tym momencie chciała być na miejscu RJ, który uratował jej życie, pewnie po jakimś czasie będzie mu naprawdę wdzięczna, że to zrobił.
Odwzajemniła uścisk, przejeżdżając po wierzchu dłoni Heleny kciukiem.
W porządku — odparła cicho. Je też było przykro. Może to niczego nie zmieniało, to widziała, że Peregrine zmagała się z własnymi trudnościami. I Teddy było z tego powodu naprawdę źle. Nie miała pojęcia, czy mogłaby jej jakoś pomóc, zdjąć ten ciężar z jej barków, ale zrzucanie na niej winy na pewno niczego by nie ułatwiło. — Jesteś pewna, że możesz wstawać z łóżka? — zapytała, nawilżając językiem spierzchnięte usta. — Nie jestem lekarzem, ale jeśli jakiś tutaj wparuje, chyba nie będzie szczególnie zachwycony twoim niesubordynowany zachowaniem — posłała jej lekki, ale szczery uśmiech. Wcześniej dostrzegła, ile problemów sprawiło Helenie podniesienie się z miejsca. Powinna oszczędzać nerkę.
Spuściła wzrok na ich splecione dłonie, żeby zaraz znów odnaleźć spojrzeniem brązowo-zielone tęczówki, które w świetle szpitalny lamp nabierały intensywnie piwnego koloru.
Obiecasz mi coś? — zapytała, ale zanim Peregrine zdążyła odpowiedzieć, Darling uniosła wolną rekę, nie dająć jej dojść do słowa. — Obiecaj, że nie będziesz dla siebie zbyt surowa — poprosiła, odnosząc się do tych wszystkich wyrzutów sumienia, które Helena jeszcze przez długi czas będzie nosiła w środku.

helena peregrine

so I've brought you down with me

: śr lis 05, 2025 6:05 pm
autor: helena peregrine
Część Heleny wciąż chce, żeby Teddy w końcu skierowała w jej stronę całą swoją złość; jakby którakolwiek z nich mogłaby poczuć się odrobinę lepiej, dając upust destrukcji, która wciąż wibruje im pod skórą po wybuchu. Peregrine trzyma w ryzach stare instynkty, ale jednocześnie czuje dziwny ucisk, jak fantomowy ból. Jakby to była kwestia czasu, zanim one wykipią, rozkruszając fasadę opanowania; teraz jeszcze jest w stanie obserwować to z dystansu. Zaciska mocniej palce na dłoni Teddy, jakby to w tym uścisku znajdowała siłę, żeby zachowywać spokój. Bo może tak jest.

W porządku.
Przekręca lekko głowę i parska cicho, ale nie komentuje tych słów. Czuje się dziwnie z faktem, że Darling wybuchła wobec przyjaciół z pracy, do tego w jej obronie, ale skrzętnie omija Peregrine swoją wściekłością, do niej powtarzając słowa Younga, które jeszcze niedawno eskalowały wybuch emocji. Być może nie są wystarczająco blisko, żeby potrafiła być z nią szczera; może nie znają się wystarczająco dobrze, żeby Helena mogła wydedukować, dlaczego tak jest.
Wie jedynie, że uśmiech kobiety rozlewa się w niej ulgą; być może to mało, żeby przeciwstawić się całemu niepokojowi, który wciąż krąży po jej ciele, ale to zawsze coś.
Jestem pewna, że muszę, bo inaczej oszaleję — mówi; nie jest przystosowana do siedzenia w miejscu. Zawsze najlepiej czuła się w ruchu. Poza tym jej siało jest silne, zregeneruje się szybko. Co innego z ciężką od myśli głową, o którą Peregrine martwiła się w znacznie większym stopniu. Zresztą lekarz sam powiedział, że miała się nie martwić, bo nerka zregeneruje się sama. — Nie naskarżysz na mnie, co? — pyta, odpowiadając uśmiechem. Odrobinę niemrawym, ale też szczerym.

Oddycha z trudem, gdy Teddy wyraża swoją prośbę. Na chwilę wbija wzrok w brzęczącą aparaturę, przebiegając kciukiem po knykciach strażaczki. — Brzmisz, jakbyśmy miały się już nigdy więcej nie zobaczyć, Darling — odpowiada z parsknięciem; krótka dywersja, niby żart, a jednak z tonem niepokoju. Jeszcze przed chwilą sama myślała o tym, że tak byłoby lepiej – ale to wcale nie znaczyło, że tego by właśnie chciała. Zaraz jednak zwilża lekko wargi i spogląda na Teddy. — Spróbuję. Ale... prawda jest taka, że mogłam temu wszystkiemu zapobiec. I mi się nie udało — mówi to bez zbędnej emfazy, bez martyrologii, zwyczajnie stwierdzając fakt. Pobieżnie myśli o tym, że nie powinna nigdy znaleźć się w tej sytuacji. Nie miała kompetencji, żeby rozbrajać bomby, żeby pertraktować z terrorystami. A jednak nikt inny nie mógł znaleźć się tam na jej miejscu.

teddy darling

so I've brought you down with me

: śr lis 05, 2025 9:18 pm
autor: teddy darling
Nie była furiatką. Kiedy wokół działy się paskudne rzeczy, starała się nie reagować zbyt emocjonalnie. Jej zawód po prostu na to nie pozwalał. Musiała podchodzić do wszystkiego na chłodno, zanim podjęłaby jakieś niewłaściwe decyzje, których później mogłaby pożałować. Dlatego nie chciała wyładowywać swojej wściekłości na Helenie. Może ta tego oczekiwała i może pozwoliłoby jej to poczuć się lepiej. Ale Teddy już niekoniecznie. Teraz też zaczynała pluć sobie w brodę, że tak naskoczyła na chłopaków. Nie zasłużyli sobie na to, ale kiedy tak wmawiali jej, że będzie dobrze, nie potrafiła tego znieść. Bo nie potrzebowała tych idiotycznych zapewnień. Ona też była w tym budynku i doskonale wiedziała, co się wydarzyło. Będzie dobrze nie przywróci RJ'owi życia.
Uśmiechnęła się pod nosem. Wprawdzie wolałaby, żeby Peregrine została w swoim łóżku, ale z drugiej strony wcale nie chciała jej puścić, stąd ten mocniejszy uścisk dłoni, jakby próbowała ją tutaj jeszcze na chwilę przytrzymać.
Nie jestem kapusiem — odparła od razu, żeby nie było co do tego żadnych wątpliwości. Wprawdzie mogłaby szepnąć słówko pielęgniarce, że Helena nie stosuje się do zaleceń, wyłącznie w trosce o jej zdrowie, jednak równie dobrze mogło to pozostać ich małą tajemnicą.
Kolejne słowa uderzyły w nią jak obuch. Uniosła wysoko brwi, po czym szybko je zmarszczyła, nie kryjąc niezadowolenia. Naprawdę tak zabrzmiała? Jakby miały się już nigdy więcej nie zobaczyć? To głupie.
Niby dlaczego? — wyrwało jej się, gdy ich spojrzenia się spotkały. — Dlaczego miałybyśmy się już więcej nie spotkać? — sprecyzowała, przenosząc wzrok na złączone dłonie. Dla Darling było kompletnie niezrozumiałe. Czy nie wyraziła się wystarczająco jasno, że nie obwiniała jej za to, co się stało? — Myślisz, że nie chciałabym? Ty nie chcesz? — dopytała ostrożnie, bo może Helena stwierdziła, że tak byłoby lepiej? Albo bezpieczniej. W końcu zamachowiec z banku pozostawał na wolności i nikt nie wiedział, gdzie się ukrywał. Nie było powiedziane, że nie zaatakuje ponownie. I że Teddy znów nie będzie wezwana do podobnej akcji, kiedy już nabierze sił.
Wyczuła to zniechęcenie w jej głosie. Te cholerne wyrzuty sumienia, których nie chciała słyszeć, ale które nie znikną od razu, tylko dlatego, że Darling o to prosiła.
Nie wszystko zawsze się udaje — zaznaczyła. Znała to z autopsji. Przerabiała setki razy. Miała za sobą wiele akcji, w których nie dao się uratować ludzi, pomimo szczerych chęci niesienia pomocy. Ani wtedy, kiedy sytuacja wyglądała na taką do opanowania, a finalnie wszystko trafiał szlag. — Nie zadręczaj się tym aż tak bardzo — poprosiła, bo przecież nie było opcji, że Helena po prostu zapomni. Ona też długo nie będzie umiała wymazać tego dnia z pamięci. Najpewniej do końca życia.

helena peregrine

so I've brought you down with me

: czw lis 06, 2025 3:11 pm
autor: helena peregrine
Wcale nie chce jej puszczać. Nawet kiedy seria jej pytań wprawia Helenę w drżenie - a może zwłaszcza wtedy. Płytkie oddechy uciskają obite mięśnie i nawet na siedząco Peregrine chwieje się lekko, chociaż szybko udaje jej się odnaleźć równowagę.
Chcę. Chcę — odpowiada bez wahania. A jednak w jej spojrzeniu czai się coś jeszcze, a ona przez chwilę zastanawia się, jak to powiedzieć, wpatrując się w splecione dłonie poznaczone płytkimi, powoli krzepnącymi ranami.

Jest rozdarta; z jednej strony odsunięcie się od Teddy wydaje się absolutnie głupim błędem. Tym samym, którego Helena obiecała sobie już nigdy więcej nie popełnić, bo w końcu czegoś się nauczyła po tym, jak zostawiła bez wyjaśnień swoją pierwszą miłość - a potem każdą kolejną, pchana tym samym strachem, którego lepkie palce wspinają się teraz po jej ramionach. Obiecała sobie, że teraz już będzie inaczej.
Okoliczności nie sprzyjają jednak w dotrzymaniu tego słowa, zwłaszcza że tym razem strach nie jest jedynie irracjonalnym cieniem tragicznego dzieciństwa i brutalnego sposobu, w jaki ono się zakończyło. Nie, tym razem zagrożenie jest jak najbardziej realne. Peregrine wie, że Holden nie skończył jeszcze swojej zabawy. Zwycięstwo w banku pewnie jedynie zaostrzyło jego apetyt, a ona sama znalazła się w centrum jego zainteresowania. Nie chce narażać bezpieczeństwa Darling. Ale żaden z tych wyborów nie wydaje się sprawiedliwy.

Gdy Helena podnosi wzrok na Teddy, w jej spojrzeniu decyzja miesza się z niepewnością.
Ale musisz wiedzieć, że ten zamachowiec ma coś do mnie, osobiście. Pisał mi — jej głos zaczyna lekko drżeć, gdy przypomina sobie uporczywie zapętloną melodię — że go ciekawię. Rozwiązałam jego zagadkę, więc teraz chce ze mną grać w jakąś pieprzoną grę. — Nieprzyjemny dreszcz przechodzi jej po plecach, a Helena nieświadomie zaciska mocniej dłoń na palcach Teddy. Może nawet odrobinę za mocno. — Boję się, Teddy — przyznaje cicho, śledząc wzrokiem zadrapania na swoim przedramieniu. Oddech grzęźnie jej w gardle, a ścisk w klatce piersiowej ma coraz mniej wspólnego z jej obrażeniami. — Boję się, że wciągnę cię w to gówno, że stanie ci się coś złego. A jednocześnie nie chcę tego zepsuć. — Z trudem przełyka ślinę, a gdy podnosi wzrok na strażaczkę, ledwo widzi. Przez chwilę jest pewna, że to uraz głowy, ale gdy próbuje mruganiem pomóc sobie w skupieniu wzroku, łzy spływają jej po policzkach. Wyciera je wręcz panicznie wierzchem dłoni. Odchrząkuje. — Nie wiem, co zrobić — mówi w końcu, rozdarcie wibruje w jej głosie. Każda komórka jej ciała wyrywa się w stronę Teddy, a jednocześnie rozsądek podpowiada, że będzie bezpieczniejsza z daleka od Peregrine. Być może podzielenie się z Darling tą decyzją to jedyny sprawiedliwy wybór, a być może wręcz przeciwnie - najbardziej niesprawiedliwa rzecz, jaką mogła w tej sytuacji zrobić.
Niczego nie jest już pewna.

teddy darling

so I've brought you down with me

: czw lis 06, 2025 4:36 pm
autor: teddy darling
Jeszcze chciała ją widywać. Dobrze. Chyba właśnie to Teddy potrzebowała usłyszeć. Tylko w oczach Heleny dostrzegła coś, co ani trochę jej się nie spodobało. Przede wszystkim dlatego, że nie wiedziała, co to spojrzenie mogło oznaczać. Jakiś cień wątpliwości. I fakt, że Peregrine nie była z nią do końca szczera. Mimo to pozwoliła jej na poukładanie własnych myśli i cierpliwe, bez nacisku, czekała aż będzie gotowa powiedzieć jej to, co wybrzmiało chwilę później.
I szczerze mówiąc, Darling nie była pewna, czy chciała to słyszeć. Bo nie chodziło o to, że czuła zagrożenie ze strony zamachowca, a o to, że ten obrał sobie za cel Helenę. Z racji, że wciąż pozostawał nieuchwytny, będzie chciał dalej zabawiać się jej kosztem. Albo kosztem innych ludzi, wpędzając ją w coraz większe poczucie winy.
Chciałaby coś powiedzieć. Coś, co miałoby jakiś większy sens, ale widząc spływające po policzkach Peregrine łzy, zamarła w bezruchu, ze słowami gdzieś w połowie gardła, które utknęły, zanim zdążyły wyjść na zewnątrz. W końcu otrząsnęła się z tego dziwnego amoku, w który wprawił ją ten widok. A raczej myśl, że Helena bała się nie o siebie, a właśnie o nią.
Hej — ujęła jej twarz w swoje dłonie, w myślach przeklinając pieprzony przewód od kroplówki, bo ten zahaczał o wszystko, łącznie z pościelą i ramieniem Peregrine. — Ale ty mnie w nic nie wciągasz — zapewniła, ocierając kciukiem pojedynczą łzę, która wymknęła się spod mokrych rzęs. — Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że nawet jak mnie od siebie odepchniesz, dalej mogę być w tym powiązana? — spojrzała jej prosto w te ładne, smutne oczy. — Jestem strażakiem, Helena. Jeśli nie schwytają go, zanim nie wrócę do pracy po tej żałosnej rekonwalescencji, to i tak istnieje duże prawdopodobieństwo, że dalej będę w to wciągana. Jesteśmy wzywani do wszystkich akcji związanych z prawdopodobieństwem zamachu bombowego. Albo bezpośrednio po wybuchu. Ciągle będę gdzieś w pobliżu, czy to ci się podoba, czy nie — powiedziała spokojnie, ale dolną wargę zagryzła już nieco nerwowo. Nie mogła podejmować decyzji za Peregine. Nie chciała tego robić. Nie potrafiła się od niej odsunąć w obawie, że kiedy tak się stanie, oddalą się od siebie i już nigdy nic nie będzie takie, jak wcześniej.
Teddy wzięła głęboki wdech, a potem ostrożnie, z pewnym rezerwą, zbliżyła swoje usta do jej, zostawiając na nich krótkie muśnięcie, które miało dać jej do zrozumienia, że nigdzie się nie wybierała i że wolała, aby ona też została.
Nie odtrącaj mnie — wyszeptała wprost w rozchylone wargi, osuwając swoje dłonie z policzków Heleny wzdłuż szyi, aż zatrzymała je na rozgrzanym karku.

helena peregrine

so I've brought you down with me

: pt lis 07, 2025 8:44 pm
autor: helena peregrine
Skupia się na błękicie jej oczu, owijając palce dookoła nadgarstka. Dotyk na twarzy uziemia ją odrobinę, ale słowa Darling nie do końca do niej docierają. Bo tak, być może Teddy zawsze będzie blisko niebezpieczeństwa ze względu na swój zawód, ale to co innego, niż znalezienie się na celowniku psychopaty zdolnego podłożyć dwadzieścia trzy bomby w budynku, w którym pracują setki ludzi. Ten pendrive, nad którym ślęczała godzinami Helena, równie dobrze też mógł być bombą, bo swoją dociekliwością skupiła na sobie uwagę zamachowca.
I mogła zniwelować efekt, jaki to mogło mieć na życoiu Teddy – jaki ona mogła mieć. Teraz, po tym, jak zbagatelizowała zagrożenie, jakie stanowił Holden, czuła potrzebę przygotowywania się na najgorsze. Bo nie ma pojęcia, co teraz się zadzieje, kiedy psychopata znów wychyli głowę, jaką śmiertelną gierkę przygotowuje tym razem, ale Helena nie może znów popełnić tego samego błędu i dać mu przewagi niedocenienia jego możliwości i tego, jak daleko mógł się posunąć.

Nie było w tej sytuacji dobrych wyborów. Lepiej skrzywdzić Darling teraz, czy pozwolić na to, by potencjalnie została skrzywdzona przez Holdena? Helena bierze urywany oddech, wciąż niepewna, ale gdy Teddy zbliża swoje usta do jej, coś w niej pęka. Samolubnie przyciąga ją do siebie jeszcze na chwilę, smakując jej warg z desperacją. A potem opiera się czołem o jej czoło.
Chcę się dalej z tobą spotykać — mówi chrapliwie; i jednocześnie czuje ulgę, jak i ciężar na dnie żołądka, bo wciąż ma wrażenie, że powinna chronić ją przed samą sobą. — Nawet jeśli jeszcze przed tym wszystkim trochę mnie to przerażało — przyznaje z lekko ponurym parsknięciem śmiechu, spoglądając na Darling spod lekko wilgotnych rzęs. Wciąż ją to przeraża. Intensywność, z jaką działa na nią bliskość strażaczki i sposób, w jaki na nią patrzy. To jak zajmuje myśli Peregrine, i jak ta nie potrafiłaby znieść obojętności z jej strony. A przede wszystkim to, że zaczyna potrzebować kogoś innego oprócz siebie samej. Prawdziwy koszmar – i to taki, z którego wcale nie chciała się budzić.

Ale musisz być świadoma, że zadawanie się ze mną może teraz narazić cię dużo bardziej, niż same kwestie zawodowe, jasne? — mówi z powagą, odrywając się od niej, by spojrzeć na nią czujnie. Potrzebuje wiedzieć, że Teddy rozumie, jakiego ryzyka się podejmuje. — Będziesz musiała być ostrożna. Założę ci zabezpieczenia. Mogę nauczyć cię samoobrony. — Być może to wcale nie musi być samolubna decyzja – nie odsuwać się od niej. Peregrine chciała zadbać o jej bezpieczeństwo, nawet jeśli jej podejście graniczyło z paranoją.

teddy darling

so I've brought you down with me

: pt lis 07, 2025 11:31 pm
autor: teddy darling
Uczestniczyła w wielu ryzykownych akcjach, o mało nie przepłacając tego własnym życiem. Raz, gdy płonęła stara kamienica w centrum, weszła do środka mimo ostrzeżeń, że konstrukcja za chwilę runie. Dym był tak gęsty, że traciła orientację po kilku krokach. W jednym z mieszkań znalazła skulone w kącie dziecko, które każdy spisał na straty. Wyniosła je, a chwilę później cały sufit zawalił się z hukiem. Innym razem brała udział w akcji po wycieku chemikaliów w laboratorium. Gdy eksplodował pojemnik z nieznaną substancją, wszyscy zawrócili, ale Teddy parła naprzód, bo wiedziała, że w środku zostało dwóch techników. Po powrocie do jednostki przez kilka dni nie mogła normalnie oddychać, ale nikomu o tym nie mówiła. Później była powódź w południowej części Ontario. Prąd wody porwał ją, kiedy przyciągała linę do ewakuacji starszego małżeństwa z zalanego domu. Mimo to trzymała sznur, dopóki nie pojawiła się łódź ratunkowa. Tamtej nocy, siedząc na brzegu w przemoczonym mundurze, po raz pierwszy naprawdę pomyślała, że mogła nie wrócić do domu.
Dlatego, jeżeli Helena myślała, że Darling wycofa się, bo mogła stać się hipotetycznym celem dla jakiegoś psychola, to tylko świadczyło o tym, że nie wiedziała o niej jeszcze wielu rzeczy. Ale na to przyjdzie jeszcze czas.
Przymknęła oczy, czując jej czoło na swoim, a dalsze zapewnienia ściągnęły z klatki piersiowej Darling jakiś ogromny, niezrozumiały wcześniej ciężar. Dopiero w tym momencie pojęła, że to był strach bezpośrednio związany z tym, że ta faktycznie mogłaby się już nigdy więcej nie zobaczyć.
Jestem aż taka straszna? — zapytała z lekkim parsknięciem, chociaż doskonale wiedziała, co Helena miała na myśli. Nie tylko ona jedna miała swoje obawy.
Uniosła brwi, kiedy Peregrine odsunęła się nieznacznie, aby móc spojrzeć jej w oczy, ale Darling zaraz posłała jej delikatny uśmiech i żeby ją nieco uspokoić, znów ujęła jej twarz w swoje dłonie. Zanim jednak przeszła do odpowiedzi, przelotnie musnęła jej usta.
Przeszłam kursy samoobrony. Mam nawet certyfikat — powiedziała, ale nie zamierzała rezygnować z tego wszystkiego, co zaproponowała Helena, chcąc ją zapewnić, że rozumiała ryzyko. Nawet jeśli jeszcze do końca tak nie było. — Ale możemy wspólnie wybrać się na zajęcia. I nie wiem, o jakich zabezpieczeniach mówisz, ale zgadzam się na wszystko — dodała, bo chyba na swoim laptopie nie miała nawet żadnego antywirusa, a co dopiero mówić o czymś bardziej profesjonalnym. — Tylko nie daj się zwariować, ok? — tym razem to Teddy spojrzała w te brązowo-zielone tęczówki, ówcześnie nieco unosząc jej podbródek. Ogarnęło ją dziwne wrażenie, że mózg Peregrine pracował teraz na wzmożonych obrotach, a nie chciała, aby przedwcześnie popadała w paranoję.

helena peregrine