echoes of the past
: ndz lis 02, 2025 3:51 pm
Zbrodniarzem wojennym może nie był, ale za to Galen czuł się mordercą, długo po tym całym zajściu patrząc w lustro czuł się, jakby zabił Morgan. Bo zabił, jakimiś takimi przeciągłymi spojrzeniami, które zawieszał na jej niewinnej, ładnej buzi i jakimiś słowami, które wtedy padły. Było dużo słów, dużo miłości, dużo prochów i dużo rzeczy, których potem Galen żałował. Bardzo żałował, ale przecież nie mógł cofnąć czasu, a wolałby, żeby tak się stało, żeby wtedy powiedział do Marcie - autostopowiczka, pojebany pomysł. A on powiedział, że świetny.
I na początku było świetnie, bo dzielili się wszystkim, kolejną butelką podłego whisky, skrętem i tymi gorącymi chwilami we troje, a później to się jakoś zepsuło.
Galen się skrzywił, bo chociaż to Marcie szarpała się z Morgan, no to przecież przez niego. I teraz też znowu w głowie pojawiła się ta myśl, że to jego wina. Że Morgan w tym momencie mogłaby wieść jakieś spokojne życie. Na pewno by wiodła, bo Morgan z ich trójki zasługiwała na to najbardziej, była jakaś... dobra.
A skończyła tak źle.
Odwrócił spojrzenie na Cherry, kiedy poczuł jej ciepłą dłoń na plecach. Przez moment jego niebieskie tęczówki utkwione były w jej oczach, trochę podobnych do tych Morgan, ciemnych, ciepłych, bliskich.
- One zaczęły się szarpać i Morgan wtedy upadła, uderzyła się w głowę i wpadła do wody - powiedział to na jednym wydechu. Wreszcie to powiedział. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa na wspomnienie tej strasznej, mrocznej nocy.
- Ja jej szukałem, my jej szukaliśmy, do póki nie zaczęło się robić widno - doskonale to pamiętał, to ile razy wtedy nurkował i tą czarną wodę. Czarną wodę, w której zniknęła Morgan, która ją pochłonęła i nie wypuściła. Przełknął głośno ślinę spuszczając spojrzenie na swoje ręce, na których przecież nigdy nie miał jej krwi, ale teraz doskonale ją widział, czuł ją.
- My ją zabiliśmy. Ja ją zabiłem Cherry - przeniósł na nią wzrok. Serce waliło mu w piersi zdecydowanie szybciej niż powinno, czuł je, czuł też jak wszystkie te emocje wracają. Jakby jej kurwa nie zabrali. Jakby się na nią nie patrzył. Jakby jej nic nie powiedział. Nie pocałował.
Zamknął na moment powieki, ale było tylko gorzej, bo nagle przed oczami stanęła mu roześmiana twarz Morgan.
- Zostawiliśmy ją Cherry, uciekliśmy stamtąd i zapomnieliśmy o wszystkim... A teraz... - wziął w palce ten pomięty świstek papieru, obrócił go, aż w końcu zgniótł go w ręce i wyrzucił. To jest przecież niemożliwe, to nie może być Morgan. Może powinien o tym porozmawiać z Marcie? Ale nie był pewny, czy ona w ogóle chce z nim o tym rozmawiać. Przecież wtedy na tym pomoście, kiedy zdecydowali o tym, żeby odejść, żeby się rozejść, kiedy patrzyli sobie głęboko w oczy, to podjęli decyzję, że nigdy do tego nie wrócą. Mieli się nigdy nie spotkać, a jednak Marceline wróciła, pojawiła się w jego życiu tak nagle...
Na chwilę, ale żeby obudzić tak dużo wspomnień, dużo jakiś uśpionych emocji.
A później zniknęła znowu.
I w tym momencie, kiedy Galen stał na jakimś skraju przepaści, kiedy zastanawiał się czy do tego wracać, czy jednak wracać do przeszłości. Wtedy pojawiła się Cherry, która dała mu coś więcej, bo dała mu jakąś obietnicę przyszłości. Obietnicę tego, że wspomnienia go nie dogonią, bo patrząc w te błyszczące oczy Charity nawet o tym nie myślał, nie myślał o przeszłości.
Chciał iść na przód, chciał się z nią ożenić, założyć rodzinę, chciał patrzeć i myśleć o przyszłości, a nie o tym co było.
Tym co się wydarzyło nad tym jeziorem.
Cherry Marshall
I na początku było świetnie, bo dzielili się wszystkim, kolejną butelką podłego whisky, skrętem i tymi gorącymi chwilami we troje, a później to się jakoś zepsuło.
Galen się skrzywił, bo chociaż to Marcie szarpała się z Morgan, no to przecież przez niego. I teraz też znowu w głowie pojawiła się ta myśl, że to jego wina. Że Morgan w tym momencie mogłaby wieść jakieś spokojne życie. Na pewno by wiodła, bo Morgan z ich trójki zasługiwała na to najbardziej, była jakaś... dobra.
A skończyła tak źle.
Odwrócił spojrzenie na Cherry, kiedy poczuł jej ciepłą dłoń na plecach. Przez moment jego niebieskie tęczówki utkwione były w jej oczach, trochę podobnych do tych Morgan, ciemnych, ciepłych, bliskich.
- One zaczęły się szarpać i Morgan wtedy upadła, uderzyła się w głowę i wpadła do wody - powiedział to na jednym wydechu. Wreszcie to powiedział. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa na wspomnienie tej strasznej, mrocznej nocy.
- Ja jej szukałem, my jej szukaliśmy, do póki nie zaczęło się robić widno - doskonale to pamiętał, to ile razy wtedy nurkował i tą czarną wodę. Czarną wodę, w której zniknęła Morgan, która ją pochłonęła i nie wypuściła. Przełknął głośno ślinę spuszczając spojrzenie na swoje ręce, na których przecież nigdy nie miał jej krwi, ale teraz doskonale ją widział, czuł ją.
- My ją zabiliśmy. Ja ją zabiłem Cherry - przeniósł na nią wzrok. Serce waliło mu w piersi zdecydowanie szybciej niż powinno, czuł je, czuł też jak wszystkie te emocje wracają. Jakby jej kurwa nie zabrali. Jakby się na nią nie patrzył. Jakby jej nic nie powiedział. Nie pocałował.
Zamknął na moment powieki, ale było tylko gorzej, bo nagle przed oczami stanęła mu roześmiana twarz Morgan.
- Zostawiliśmy ją Cherry, uciekliśmy stamtąd i zapomnieliśmy o wszystkim... A teraz... - wziął w palce ten pomięty świstek papieru, obrócił go, aż w końcu zgniótł go w ręce i wyrzucił. To jest przecież niemożliwe, to nie może być Morgan. Może powinien o tym porozmawiać z Marcie? Ale nie był pewny, czy ona w ogóle chce z nim o tym rozmawiać. Przecież wtedy na tym pomoście, kiedy zdecydowali o tym, żeby odejść, żeby się rozejść, kiedy patrzyli sobie głęboko w oczy, to podjęli decyzję, że nigdy do tego nie wrócą. Mieli się nigdy nie spotkać, a jednak Marceline wróciła, pojawiła się w jego życiu tak nagle...
Na chwilę, ale żeby obudzić tak dużo wspomnień, dużo jakiś uśpionych emocji.
A później zniknęła znowu.
I w tym momencie, kiedy Galen stał na jakimś skraju przepaści, kiedy zastanawiał się czy do tego wracać, czy jednak wracać do przeszłości. Wtedy pojawiła się Cherry, która dała mu coś więcej, bo dała mu jakąś obietnicę przyszłości. Obietnicę tego, że wspomnienia go nie dogonią, bo patrząc w te błyszczące oczy Charity nawet o tym nie myślał, nie myślał o przeszłości.
Chciał iść na przód, chciał się z nią ożenić, założyć rodzinę, chciał patrzeć i myśleć o przyszłości, a nie o tym co było.
Tym co się wydarzyło nad tym jeziorem.
Cherry Marshall