alone with the hard feelings
: śr gru 10, 2025 7:58 pm
Skąd miał wiedzieć? W szybkim udzieleniu Lucasowi konkretnej, prostej odpowiedzi przeszkodził jej fakt, że takowej zwyczajnie nie posiadała. Indie w zasadzie sama nie była pewna skąd dokładnie, bo zupełnie szczerze wydawało się jej to oczywiste, więc więc wzruszyła ramionami jak durna, co najmniej tak, jakby nie była dosłownie jedyną osobą, która mogła mieć odpowiedź na to pytanie. Pojęcia nie miała. Być może sama przywykła do tej myśli tak bardzo, że trudno było teraz wyobrazić sobie, że Miller mógłby myśleć cokolwiek innego, a może rzeczywiście zakomunikowała mu to kiedyś wprost, ale po prostu zbyt nieudolnie, aby zachowało należyty przekaz? Nie wiedziała.
Nie wiedziała też jak zareagować na kolejne pytanie, które zbiło ją z tropu dużo bardziej niż jakiekolwiek poprzednie. Czemu wyjechałaś? Czemu akurat wtedy? Nie miała mu za złe, że pytał, ani trochę, ale w pierwszej reakcji aż skrzywiła się mimowolnie, równie tym tematem spłoszona, co zmieszana.
— Noo boo... — odezwała się w końcu, a o poziomie jej upodlenia mógł świadczyć wydłużające się samogłoski i okazjonalnie wypadające poza stały, docelowy rytm sylaby. Nie było w tym zupełnie niczego dziwnego ani niespodziewanego, bo w żadnym innym stanie Indie chyba by się tej konwersacji nie podjęła — do żałosnych prób konfrontowania go na tamtym trawniku potrzebowała być naprawdę nieprzyzwoicie napierdolona, więc i tym razem poruszenie tematu wymagało od niej konkretnego stopnia nietrzeźwości, wcale nie niskiego. I ku swojej radości, najpewniej zgubnej, Caldwell z powodzeniem ten stan osiągnęła, więc siedziała teraz może z lekko rozbieganym, podpitym spojrzeniem, męcząc się odrobinę z formułowaniem spójnych myśli, ale w zamian za to zwyczajowa ucieczka od niewygodnej rozmowy kusiła ją znacznie mniej niż normalnie. Mniej, bo na pewno nie wcale — im dłużej zbierała się do dokończenia, tym dotkliwiej odczuwała przemożną potrzebę wycofania się z całego przedsięwzięcia, zaczynając zauważać, że nie podobała jej się żadna z odpowiedzi, które nasuwały się na myśl.
O pewnych rzeczach Indie nigdy nie lubiła mówić na głos. Choć cechował ją talent do bajdurzenia w nieskończoność nawet o rzeczach pozornie drobnych czy głupich, a buzia zamykała jej się raczej rzadziej aniżeli częściej, były sprawy, których zwyczajnie nie poruszała, nie sama z siebie. Nie lubiła się uzewnętrzniać, prosić o pomoc, rozmawiać o czymkolwiek, co mogłoby nawet lekko zakrawać na poważny temat, a przede wszystkim — przyznawać, że się bała. Czegokolwiek. Od dziecka potrzebowała udowadniać wszystkim swoją niezależność i upierała się, że nie było niczego, na co mogłoby zabraknąć jej odwagi, więc nigdy, ale to nigdy nie nazywała swojego strachu po imieniu. Nie zamierzała tego zmieniać, na pewno nie teraz, tylko że kiedy tak siedziała te marne centymetry od Lucasa, czując na sobie jego wyczekujące spojrzenie i ciepły oddech, zaczynała rozumieć, że być może była to pierwsza i ostatnia szansa na to, żeby być z nim szczera. I chociaż odsunęła od siebie tą myśl dobre kilka razy, nie potrafiła się jej pozbyć, więc w którymś momencie swoją przedłużoną ciszę przerwała westchnieniem, ciężkim, ale nie sfrustrowanym. Jakby intensywnie szukała w sobie siły na to, żeby wydać z siebie dźwięk który nie był świstem urwanego oddechu albo kolejną pojedynczą sylabą rozciągniętą do długości pełnoprawnego zdania.
— Bo się przestraszyłam — przyznawała się do tego tak niechętnie, że słowa ledwo przeszły jej przez gardło i finalnie wyrzuciła je z siebie niemal szeptem. Kosztowało ją to tak wiele, że ledwo starczało jej energii i skupienia na przetwarzanie całej reszty okoliczności, więc nawet nie zauważyła momentu, w którym jej dłoń instynktownie odnalazła tę jego. — Tego, co to właściwie znaczy, że ta jedna noc była dla mnie warta całej naszej przyjaźni — wyjaśniła głosem równie cichym i zdławionym co poprzednio, bo powoli kończyła jej się odwaga z procentów, o czym świadczyło także to, że na tym etapie już nie bardzo potrafiła zmusić się, aby po tym wszystkim spojrzeć Lucasowi w oczy.
Lucas Miller
Nie wiedziała też jak zareagować na kolejne pytanie, które zbiło ją z tropu dużo bardziej niż jakiekolwiek poprzednie. Czemu wyjechałaś? Czemu akurat wtedy? Nie miała mu za złe, że pytał, ani trochę, ale w pierwszej reakcji aż skrzywiła się mimowolnie, równie tym tematem spłoszona, co zmieszana.
— Noo boo... — odezwała się w końcu, a o poziomie jej upodlenia mógł świadczyć wydłużające się samogłoski i okazjonalnie wypadające poza stały, docelowy rytm sylaby. Nie było w tym zupełnie niczego dziwnego ani niespodziewanego, bo w żadnym innym stanie Indie chyba by się tej konwersacji nie podjęła — do żałosnych prób konfrontowania go na tamtym trawniku potrzebowała być naprawdę nieprzyzwoicie napierdolona, więc i tym razem poruszenie tematu wymagało od niej konkretnego stopnia nietrzeźwości, wcale nie niskiego. I ku swojej radości, najpewniej zgubnej, Caldwell z powodzeniem ten stan osiągnęła, więc siedziała teraz może z lekko rozbieganym, podpitym spojrzeniem, męcząc się odrobinę z formułowaniem spójnych myśli, ale w zamian za to zwyczajowa ucieczka od niewygodnej rozmowy kusiła ją znacznie mniej niż normalnie. Mniej, bo na pewno nie wcale — im dłużej zbierała się do dokończenia, tym dotkliwiej odczuwała przemożną potrzebę wycofania się z całego przedsięwzięcia, zaczynając zauważać, że nie podobała jej się żadna z odpowiedzi, które nasuwały się na myśl.
O pewnych rzeczach Indie nigdy nie lubiła mówić na głos. Choć cechował ją talent do bajdurzenia w nieskończoność nawet o rzeczach pozornie drobnych czy głupich, a buzia zamykała jej się raczej rzadziej aniżeli częściej, były sprawy, których zwyczajnie nie poruszała, nie sama z siebie. Nie lubiła się uzewnętrzniać, prosić o pomoc, rozmawiać o czymkolwiek, co mogłoby nawet lekko zakrawać na poważny temat, a przede wszystkim — przyznawać, że się bała. Czegokolwiek. Od dziecka potrzebowała udowadniać wszystkim swoją niezależność i upierała się, że nie było niczego, na co mogłoby zabraknąć jej odwagi, więc nigdy, ale to nigdy nie nazywała swojego strachu po imieniu. Nie zamierzała tego zmieniać, na pewno nie teraz, tylko że kiedy tak siedziała te marne centymetry od Lucasa, czując na sobie jego wyczekujące spojrzenie i ciepły oddech, zaczynała rozumieć, że być może była to pierwsza i ostatnia szansa na to, żeby być z nim szczera. I chociaż odsunęła od siebie tą myśl dobre kilka razy, nie potrafiła się jej pozbyć, więc w którymś momencie swoją przedłużoną ciszę przerwała westchnieniem, ciężkim, ale nie sfrustrowanym. Jakby intensywnie szukała w sobie siły na to, żeby wydać z siebie dźwięk który nie był świstem urwanego oddechu albo kolejną pojedynczą sylabą rozciągniętą do długości pełnoprawnego zdania.
— Bo się przestraszyłam — przyznawała się do tego tak niechętnie, że słowa ledwo przeszły jej przez gardło i finalnie wyrzuciła je z siebie niemal szeptem. Kosztowało ją to tak wiele, że ledwo starczało jej energii i skupienia na przetwarzanie całej reszty okoliczności, więc nawet nie zauważyła momentu, w którym jej dłoń instynktownie odnalazła tę jego. — Tego, co to właściwie znaczy, że ta jedna noc była dla mnie warta całej naszej przyjaźni — wyjaśniła głosem równie cichym i zdławionym co poprzednio, bo powoli kończyła jej się odwaga z procentów, o czym świadczyło także to, że na tym etapie już nie bardzo potrafiła zmusić się, aby po tym wszystkim spojrzeć Lucasowi w oczy.
Lucas Miller