two mothers are beter than none
: ndz lis 30, 2025 1:51 am
Rodzicielstwo dopiero zaczynało rozpościerać swoje uroki przed Zaylee oraz ujawniać jej nieznane dotychczas fragmenty jej osobowości. Może i Evina miała już wcześniej doświadczenia w macierzyństwie, ale dzielenie tej podróży z koronerką zdawało się być bramą do zupełnie nowych wyzwań i problemów, którym będą musiały stawić czoło. Zaczęły też niezwykle wcześnie, bo przecież jeszcze przez jakiś czas Sam nie miał być ich synem. One jednak już traktowały go jako swoje dziecko.
Nie były w stanie nic poradzić ani na Dana ani na jego rodziców. Cała trójka zdawała się być głucha na jakiekolwiek słowa krytyki, a synalek Davisów jeszcze bezczelnie udawał, że jest taki biedny i poszkodowany. Swanson krew zalewała na ten widok. Najchętniej zgotowałaby młodemu prawdziwą szkołę życia i przeczołgałaby go tak, że na dobre wybiłaby mu takie zachowania z głowy. No, ale niestety tego zrobić nie mogła, a najlepszym, co w tej sytuacji mogły zrobić było odejście i pozwolenie na to, aby emocje nieco opadły.
- Trzymałaś się lepiej niż bym przypuszczała... Wiem, że chciałaś ją rozszarpać od pierwszego zdania - odpowiedziała, bo widziała od samego początku jak wielką chęcią mordu emanowała koronerka.
Nie miała wątpliwości, co do tego, że Sam faktycznie nie powinien być świadkiem takiej wymiany zdań. Na własne uszy słyszał to jak ktoś dorosły atakował go za to, że nie posiadał rodziny, a o jego adopcję starały się dwie kobiety zamiast stereotypowego heteronormatywnego małżeństwa. Dotychczas zapewne nawet przez myśl mu nie przeszło, że coś mogło być nie tak z tym konceptem. Dla niego najważniejsze było to, że miał szanse na wyrwanie się z domu dziecka i zamieszkanie z dorosłymi, z którymi nawiązał naprawdę dobry kontakt.
- Wiem, że nie powinien. Wkurwia mnie, że kobieta, która ma czelność nazywać się matką nie ma w sobie na tyle przyzwoitości, aby powstrzymać się od takich słów przy Sammym - zauważyła po czym spojrzała w kierunku narzeczonej, gdy tylko ta z niejakim podziwem stwierdziła, że chłopiec był wspaniały przez to, że stanął w ich obronie.
Z pewnością wychodzący właśnie z szatni dziewięciolatek nie spodziewał się usłyszeć podobnych słów skoro stanął na środku i nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Evina postanowiła pozwolić narzeczonej, aby wyjaśniła mu jak wyglądało ich stanowisko w tej sprawie. W końcu wydawały się być naprawdę zgodne, co do niego.
- Wiemy, że miałeś dobre intencje. Same chętnie byśmy sprały mamę Dana, bo wygadywała okropne rzeczy, których nigdy nie powinna mówić, ale czasami trzeba się od tego powstrzymać. Inaczej ludzie mogą pomyśleć, że mają prawo do uważania cię za kogoś złego - powiedziała, samej nie bardzo wiedząc czy na pewno jest to dla chłopca zrozumiałe.
Czasami naprawdę nie wiedziała, co zrobić, aby przekazać mu właściwe wartości i złożoność tego świata w sposób, który wydawałby się przystępny dla dziewięciolatka. Pewna była jednak tego, że mimo wszystko Sam spisał się na medal i nie pozwolił na to, aby dręczył go ktoś tak żałosny jak Dan Davis.
- Obiecałyśmy ci coś dzisiaj, prawda? - zapytała jeszcze, mierzwiąc włosy blondynka nim ten zdążył założyć czapkę. - Możemy wpierw pojechać coś zjeść, a potem pojedziemy na łyżwy. Co ty na to?
Miała nadzieję, że to pomoże chłopcu się rozchmurzyć i odzyskać nieco swojej zwyczajowej energii po tak wykańczających doświadczeniach. Naprawdę nie powinien przez to wszystko przechodzić. Tym bardziej, że przecież mieli spędzić ze sobą wspaniały dzień.
zaylee miller
Nie były w stanie nic poradzić ani na Dana ani na jego rodziców. Cała trójka zdawała się być głucha na jakiekolwiek słowa krytyki, a synalek Davisów jeszcze bezczelnie udawał, że jest taki biedny i poszkodowany. Swanson krew zalewała na ten widok. Najchętniej zgotowałaby młodemu prawdziwą szkołę życia i przeczołgałaby go tak, że na dobre wybiłaby mu takie zachowania z głowy. No, ale niestety tego zrobić nie mogła, a najlepszym, co w tej sytuacji mogły zrobić było odejście i pozwolenie na to, aby emocje nieco opadły.
- Trzymałaś się lepiej niż bym przypuszczała... Wiem, że chciałaś ją rozszarpać od pierwszego zdania - odpowiedziała, bo widziała od samego początku jak wielką chęcią mordu emanowała koronerka.
Nie miała wątpliwości, co do tego, że Sam faktycznie nie powinien być świadkiem takiej wymiany zdań. Na własne uszy słyszał to jak ktoś dorosły atakował go za to, że nie posiadał rodziny, a o jego adopcję starały się dwie kobiety zamiast stereotypowego heteronormatywnego małżeństwa. Dotychczas zapewne nawet przez myśl mu nie przeszło, że coś mogło być nie tak z tym konceptem. Dla niego najważniejsze było to, że miał szanse na wyrwanie się z domu dziecka i zamieszkanie z dorosłymi, z którymi nawiązał naprawdę dobry kontakt.
- Wiem, że nie powinien. Wkurwia mnie, że kobieta, która ma czelność nazywać się matką nie ma w sobie na tyle przyzwoitości, aby powstrzymać się od takich słów przy Sammym - zauważyła po czym spojrzała w kierunku narzeczonej, gdy tylko ta z niejakim podziwem stwierdziła, że chłopiec był wspaniały przez to, że stanął w ich obronie.
Z pewnością wychodzący właśnie z szatni dziewięciolatek nie spodziewał się usłyszeć podobnych słów skoro stanął na środku i nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Evina postanowiła pozwolić narzeczonej, aby wyjaśniła mu jak wyglądało ich stanowisko w tej sprawie. W końcu wydawały się być naprawdę zgodne, co do niego.
- Wiemy, że miałeś dobre intencje. Same chętnie byśmy sprały mamę Dana, bo wygadywała okropne rzeczy, których nigdy nie powinna mówić, ale czasami trzeba się od tego powstrzymać. Inaczej ludzie mogą pomyśleć, że mają prawo do uważania cię za kogoś złego - powiedziała, samej nie bardzo wiedząc czy na pewno jest to dla chłopca zrozumiałe.
Czasami naprawdę nie wiedziała, co zrobić, aby przekazać mu właściwe wartości i złożoność tego świata w sposób, który wydawałby się przystępny dla dziewięciolatka. Pewna była jednak tego, że mimo wszystko Sam spisał się na medal i nie pozwolił na to, aby dręczył go ktoś tak żałosny jak Dan Davis.
- Obiecałyśmy ci coś dzisiaj, prawda? - zapytała jeszcze, mierzwiąc włosy blondynka nim ten zdążył założyć czapkę. - Możemy wpierw pojechać coś zjeść, a potem pojedziemy na łyżwy. Co ty na to?
Miała nadzieję, że to pomoże chłopcu się rozchmurzyć i odzyskać nieco swojej zwyczajowej energii po tak wykańczających doświadczeniach. Naprawdę nie powinien przez to wszystko przechodzić. Tym bardziej, że przecież mieli spędzić ze sobą wspaniały dzień.
zaylee miller