close enough to bruise, close enough to break
: śr gru 03, 2025 11:54 pm
— Żebyś ty jeszcze miał tyle siły, żeby mnie porwać — zaśmiała się głośno, a przede wszystkim to jakoś tak szczerze. Bo może oni sobie tutaj tak tylko gdybali o głupotach, ale jednak było w tym coś przyjemnie uziemiającego i… normalnego. A Pilar chyba właśnie takiej normalności ostatnio potrzebowała. Chociaż nie spodziewała się, że tą normalność mogła dostać właśnie od Galena. Przecież wszystkie ich poprzednie spotkania wcale takie nie były. A jednak tutaj, w tej opustoszałej sali, gdzie byli tylko oni, mogli sobie pozwolić na to bycie sobą, na głupie zaczepki i trochę spuścić te gardy, które tak intensywnie trzymali przy innych ludziach. — A tak swoją drogą trzymanie w wieży? Wiedziałam, że jesteś tradycjonalistą, ale aż tak? To już nawet do własnego domu byś mnie nie wziął? — spytała zaczepnie, przypominając sobą tą krótką wymianę SMSów i równie niewinną, kiedy to przecież zapraszał ją do siebie, żeby zobaczyła jego… zegarki. Chociaż przetrzymywanie wieży i tak wydawało się lepsze niż jakaś obskurna piwnica. Z drugiej strony pewnie Wyatt nawet piwnicę miał zajebistą, pokrytą złotem i diamentowymi rurami od kanalizacji. Przecież to, co wydalał on i Cherry zapewne musiało mieć równie prezesowskie traktowanie.
— Dyplom też ci mogę dać, jak bardzo chcesz — ręcznie wypisany z laurką z boku, jako dodatek do tego masażu, który miał już obiecany za dobre sprawowanie. Chociaż kiedy tak zapytał, co dostanie za bycie niegrzecznym, Pilar uniosła w górę brew i przyjrzała mu się dokładniej. — Spróbuj i zobacz, co się stanie — rzuciła wyzywająco. Bo chociaż wolałaby, żeby Wyatt się ładnie sprawował, to jednak gdzieś w środku była też ciekawa, jak on niby mógłby być niegrzeczny. Przecież Galen był poukładany jak perfumy w Douglasie — równiutko, jak od linijki, idealnie wręcz. Jakoś sobie nie wyobrażała go w żadnej inne wersji.
— Objąłeś prezesurę i to tyle? — prychnęła, wywalając oczami. — Głupszego powodu nie słyszałam — chociaż może jakiś by się znalazł. Ale przecież mówić, że nie miało się czasu na coś, co dawało zajawkę, to przecież kompletna bujda na resorach. Z drugiej strony, co ona niby wiedziała o zarządzaniu firmą? Dla niej ci wszyscy prezesi, oczywiście wliczając w to Galena, to jedynie siedzieli cały dzień z biurkiem, pili zajebistą kawę i tylko podpisywali dokumenty. Przecież od brudnej roboty mieli pracowników. A Wyatt to już w ogóle miał tak zajebistych i PRACOWITYCH pracowników, że za jego plecami prowadzili całodobowy handel ludźmi bez jego wiedzy, przez Bóg wie ile tygodni. Nie jeden gangus to by jeszcze dał im za to premię, za taki zajebisty multitasking.
Napierdalała w te worki energicznie, jednak wciąż nie na sto procent siły. Pokazała mu jedynie podstawowe uderzenia, chociaż tak naprawdę miała w swoim arsenale o wiele więcej, jednak połowy z nich nie dało się niestety nawet zaprezentować na tak nudnym i stałym celu. Pilar zdecydowanie wolała, gdy jej przeciwnik nie był taki sztywny i jednak odpowiadał na jej ataki, dawał jakiś punkt zaczepienia do odwetu, a przy tym podnosił adrenalinę, bo przecież to wtedy wyprowadzało się najlepsze uderzenia. Chociaż biorąc pod uwagę minę Galena, kiedy tylko skończyła, jemu zdecydowanie wystarczył taki pokaz. Aż się zaśmiała głośno, widząc te jego rozdziabane usta w podziwie.
— Nie chciałbyś — przyznała mu rację. Bo jakby na to nie patrzeć jej wrogowie, oczywiście nie licząc bandziorów, zazwyczaj kończyli ze złamanymi nosami albo bez dwóch zębów jak kochany Pedro. Swoją drogą ciekawe jak tam jego noga? Oby nie musieli mu jej amputować. Przywaliła jeszcze dwa razy w worek, a potem zrobiła miejsce dla Galena, żeby i on mógł sobie kopnąć… no i nie wyszło mu to jakoś brawurowo.
— Takim kopniakiem, to możesz co najwyżej zrzucić sobie z łóżka poduszkę — bo na pewno nikogo nim go nie powali. No, chyba że te biedne dzieci z przedszkola, ale to by było na tyle. No i może Cherry by powalił albo chociaż złamałby jej paznokcia, jakby dobrze wycelował. — Kompletnie źle przenosisz ciężar ciała — postawiła diagnozę, chociaż to nie był jedyny problem. Brakowało w tym zdecydowania i ognia. Bo jednak kopanie wymagało od człowieka o wiele więcej energii i woli walki, a Wyatt jak na razie to sobie to raczej kopał dla zabawy. I żartów.
A te wychodziły mu całkiem nieźle, szczególnie ten o tym, czy wszyscy policjanci się tak biją.
— A po tym jak Miles cię uderzył, to jak myślisz? — prychnęła, przyglądając mu się uważnie i nawet podniosła na moment dłoń, jakby chciała dotknąć to miejsce pod okiem, gdzie miał przecież to piękne, siarczyste limo, jednak w ostatniej chwili zatrzymała rękę. Bo może jednak nie wypadało. Zamiast tego tylko zajrzała mu w niebieskie jak bezchmurne niebo oczy. — Bo jakbym ja to zrobiła, to miałbyś o wiele większą pamiątkę. Uwierz mi — i chyba jej wierzył? Tak przynajmniej wyczytała po jego minie. Bo chociaż Pilar mu trochę imponowała, to może Galen trochę się jej jednak bał? Tego ognia i tej nieobliczalności. Bo przecież była impulsywna, nie można jej było tego odjąć. Ale przynajmniej ludzie, na których jej zależało, mogli się czuć przy niej wyjątkowo bezpiecznie. Za niektórych to nawet kulkę by przyjęła. A może już to zrobiła? Ups.
— Dobra, to stawaj tu — przywołała się do porządku, kiedy tak zapatrzyła się na te jego niesamowicie niebieskie oczy. — Pozycja do walki — poprosiła grzecznie, a kiedy się ustawił, Pilar poprawiła jeszcze kilka rzeczy. — Nogi lekko ugięte i ciężar ciała daj bardziej na nogę z tyłu, jeszcze, żebym poczuła — bo Stewart już przy nim kucała i zaciskała dłonie na jego nagiej łydce. — To ważne, bo przednia musi mieć odpowiednio luzu, żebyś mógł ją podnieść bez szarpania — wyjaśniła pokrótce i zaraz potem już podnosiła się w górę, by stanąć zaraz obok niego, ramię w ramię i również zlustrować pozycję, w jakiej stał.
— Patrz teraz. Jak kopiesz prawą, to lewa stopa robi delikatny skręt na zewnątrz. Musisz otworzyć biodro, bo jak tego nie zrobić, to wyjdzie… no właśnie to coś, co zrobiłeś przed chwilą — posłała mu pełen politowania wzrok, przypominając sobie to jego machanie na odpierdol. — I teraz tak.. kop idzie z kolana. Najpierw unosisz kolano trochę do boku, potem dopiero wycinasz nogą po łuku. I celujesz piszczelem, a nie stopą — tyle się nagadała, że już po chwili sama się w końcu zamachnęła i już obok niego, prawie go przy tym kopiąc, przysadziła prosto w worek, który znowu poleciał z impetem aż do ściany. — Coś takiego — proste? Proste. A przynajmniej dla Pilar, dlatego wzruszyła ramionami i odsunęła się na bok, żeby i on mógł spróbować. Niby było lepiej, ale jednak wciąż brakowało temu równowagi i odpowiedniego wyjścia z biodra. Dlatego kazała mu powtórzyć jeszcze dwa razy, a kiedy on dalej popełniał ten sam błąd, westchnęła.
— Nie obracasz tego biodra wystarczająco — wyjaśniła po chwili i podeszła do wora, trącając Galena ramieniem (delikatnie, wiadomo, jak na księżniczkę przystało). — Patrz — i ponownie to pokazała. Tylko on chyba od samego patrzenia to chuja był w stanie zrozumieć, co ona się tak tego biodra przyczepiła, więc nie pozostało nic innego jak… — Chodź tutaj — machnęła na niego dłonią i wskazała miejsce zaraz za sobą. — Daj ręce — nakazała, chociaż zanim on się do tego zebrał, to Stewart już sama sięgała za siebie, by odnaleźć jego dłonie. Przyciągnęła je do siebie, może trochę za mocno, tak że ciało Galena zderzyło się z plecami i tyłkiem Pilar. Oczywiście ona nic sobie z tego nie zrobiła i bez zbędnego komentarza poprowadziła jego dłonie na swoje biodra, a następnie zacisnęła jego palce na swoim ciele. Mocno. Tak żeby mógł poczuć mięśnie. Nawet koszulkę podciągnęła, żeby nie przeszkadzał dodatkowy materiał. Żeby on mógł naprawdę poczuć, jak uginają się z każdym, pojedynczym ruchem.
— I teraz się skup — przybrała odpowiednią pozycję, a następnie wykonała wszystko, co wcześniej, oddając mocnego, energicznego kopniaka, podczas gdy on ciągle trzymał ją na wysokości bioder. — Czujesz? Czujesz jak tam się wszystko odgina? — spytała lekko zdyszana, a potem wykonała jeszcze jedno takie kopnięcie, jakby jedno było dla niego za mało. Żeby się nauczył oczywiście.
Galen L. Wyatt
— Dyplom też ci mogę dać, jak bardzo chcesz — ręcznie wypisany z laurką z boku, jako dodatek do tego masażu, który miał już obiecany za dobre sprawowanie. Chociaż kiedy tak zapytał, co dostanie za bycie niegrzecznym, Pilar uniosła w górę brew i przyjrzała mu się dokładniej. — Spróbuj i zobacz, co się stanie — rzuciła wyzywająco. Bo chociaż wolałaby, żeby Wyatt się ładnie sprawował, to jednak gdzieś w środku była też ciekawa, jak on niby mógłby być niegrzeczny. Przecież Galen był poukładany jak perfumy w Douglasie — równiutko, jak od linijki, idealnie wręcz. Jakoś sobie nie wyobrażała go w żadnej inne wersji.
— Objąłeś prezesurę i to tyle? — prychnęła, wywalając oczami. — Głupszego powodu nie słyszałam — chociaż może jakiś by się znalazł. Ale przecież mówić, że nie miało się czasu na coś, co dawało zajawkę, to przecież kompletna bujda na resorach. Z drugiej strony, co ona niby wiedziała o zarządzaniu firmą? Dla niej ci wszyscy prezesi, oczywiście wliczając w to Galena, to jedynie siedzieli cały dzień z biurkiem, pili zajebistą kawę i tylko podpisywali dokumenty. Przecież od brudnej roboty mieli pracowników. A Wyatt to już w ogóle miał tak zajebistych i PRACOWITYCH pracowników, że za jego plecami prowadzili całodobowy handel ludźmi bez jego wiedzy, przez Bóg wie ile tygodni. Nie jeden gangus to by jeszcze dał im za to premię, za taki zajebisty multitasking.
Napierdalała w te worki energicznie, jednak wciąż nie na sto procent siły. Pokazała mu jedynie podstawowe uderzenia, chociaż tak naprawdę miała w swoim arsenale o wiele więcej, jednak połowy z nich nie dało się niestety nawet zaprezentować na tak nudnym i stałym celu. Pilar zdecydowanie wolała, gdy jej przeciwnik nie był taki sztywny i jednak odpowiadał na jej ataki, dawał jakiś punkt zaczepienia do odwetu, a przy tym podnosił adrenalinę, bo przecież to wtedy wyprowadzało się najlepsze uderzenia. Chociaż biorąc pod uwagę minę Galena, kiedy tylko skończyła, jemu zdecydowanie wystarczył taki pokaz. Aż się zaśmiała głośno, widząc te jego rozdziabane usta w podziwie.
— Nie chciałbyś — przyznała mu rację. Bo jakby na to nie patrzeć jej wrogowie, oczywiście nie licząc bandziorów, zazwyczaj kończyli ze złamanymi nosami albo bez dwóch zębów jak kochany Pedro. Swoją drogą ciekawe jak tam jego noga? Oby nie musieli mu jej amputować. Przywaliła jeszcze dwa razy w worek, a potem zrobiła miejsce dla Galena, żeby i on mógł sobie kopnąć… no i nie wyszło mu to jakoś brawurowo.
— Takim kopniakiem, to możesz co najwyżej zrzucić sobie z łóżka poduszkę — bo na pewno nikogo nim go nie powali. No, chyba że te biedne dzieci z przedszkola, ale to by było na tyle. No i może Cherry by powalił albo chociaż złamałby jej paznokcia, jakby dobrze wycelował. — Kompletnie źle przenosisz ciężar ciała — postawiła diagnozę, chociaż to nie był jedyny problem. Brakowało w tym zdecydowania i ognia. Bo jednak kopanie wymagało od człowieka o wiele więcej energii i woli walki, a Wyatt jak na razie to sobie to raczej kopał dla zabawy. I żartów.
A te wychodziły mu całkiem nieźle, szczególnie ten o tym, czy wszyscy policjanci się tak biją.
— A po tym jak Miles cię uderzył, to jak myślisz? — prychnęła, przyglądając mu się uważnie i nawet podniosła na moment dłoń, jakby chciała dotknąć to miejsce pod okiem, gdzie miał przecież to piękne, siarczyste limo, jednak w ostatniej chwili zatrzymała rękę. Bo może jednak nie wypadało. Zamiast tego tylko zajrzała mu w niebieskie jak bezchmurne niebo oczy. — Bo jakbym ja to zrobiła, to miałbyś o wiele większą pamiątkę. Uwierz mi — i chyba jej wierzył? Tak przynajmniej wyczytała po jego minie. Bo chociaż Pilar mu trochę imponowała, to może Galen trochę się jej jednak bał? Tego ognia i tej nieobliczalności. Bo przecież była impulsywna, nie można jej było tego odjąć. Ale przynajmniej ludzie, na których jej zależało, mogli się czuć przy niej wyjątkowo bezpiecznie. Za niektórych to nawet kulkę by przyjęła. A może już to zrobiła? Ups.
— Dobra, to stawaj tu — przywołała się do porządku, kiedy tak zapatrzyła się na te jego niesamowicie niebieskie oczy. — Pozycja do walki — poprosiła grzecznie, a kiedy się ustawił, Pilar poprawiła jeszcze kilka rzeczy. — Nogi lekko ugięte i ciężar ciała daj bardziej na nogę z tyłu, jeszcze, żebym poczuła — bo Stewart już przy nim kucała i zaciskała dłonie na jego nagiej łydce. — To ważne, bo przednia musi mieć odpowiednio luzu, żebyś mógł ją podnieść bez szarpania — wyjaśniła pokrótce i zaraz potem już podnosiła się w górę, by stanąć zaraz obok niego, ramię w ramię i również zlustrować pozycję, w jakiej stał.
— Patrz teraz. Jak kopiesz prawą, to lewa stopa robi delikatny skręt na zewnątrz. Musisz otworzyć biodro, bo jak tego nie zrobić, to wyjdzie… no właśnie to coś, co zrobiłeś przed chwilą — posłała mu pełen politowania wzrok, przypominając sobie to jego machanie na odpierdol. — I teraz tak.. kop idzie z kolana. Najpierw unosisz kolano trochę do boku, potem dopiero wycinasz nogą po łuku. I celujesz piszczelem, a nie stopą — tyle się nagadała, że już po chwili sama się w końcu zamachnęła i już obok niego, prawie go przy tym kopiąc, przysadziła prosto w worek, który znowu poleciał z impetem aż do ściany. — Coś takiego — proste? Proste. A przynajmniej dla Pilar, dlatego wzruszyła ramionami i odsunęła się na bok, żeby i on mógł spróbować. Niby było lepiej, ale jednak wciąż brakowało temu równowagi i odpowiedniego wyjścia z biodra. Dlatego kazała mu powtórzyć jeszcze dwa razy, a kiedy on dalej popełniał ten sam błąd, westchnęła.
— Nie obracasz tego biodra wystarczająco — wyjaśniła po chwili i podeszła do wora, trącając Galena ramieniem (delikatnie, wiadomo, jak na księżniczkę przystało). — Patrz — i ponownie to pokazała. Tylko on chyba od samego patrzenia to chuja był w stanie zrozumieć, co ona się tak tego biodra przyczepiła, więc nie pozostało nic innego jak… — Chodź tutaj — machnęła na niego dłonią i wskazała miejsce zaraz za sobą. — Daj ręce — nakazała, chociaż zanim on się do tego zebrał, to Stewart już sama sięgała za siebie, by odnaleźć jego dłonie. Przyciągnęła je do siebie, może trochę za mocno, tak że ciało Galena zderzyło się z plecami i tyłkiem Pilar. Oczywiście ona nic sobie z tego nie zrobiła i bez zbędnego komentarza poprowadziła jego dłonie na swoje biodra, a następnie zacisnęła jego palce na swoim ciele. Mocno. Tak żeby mógł poczuć mięśnie. Nawet koszulkę podciągnęła, żeby nie przeszkadzał dodatkowy materiał. Żeby on mógł naprawdę poczuć, jak uginają się z każdym, pojedynczym ruchem.
— I teraz się skup — przybrała odpowiednią pozycję, a następnie wykonała wszystko, co wcześniej, oddając mocnego, energicznego kopniaka, podczas gdy on ciągle trzymał ją na wysokości bioder. — Czujesz? Czujesz jak tam się wszystko odgina? — spytała lekko zdyszana, a potem wykonała jeszcze jedno takie kopnięcie, jakby jedno było dla niego za mało. Żeby się nauczył oczywiście.
Galen L. Wyatt