Strona 2 z 3

#2 you make me high

: czw lip 10, 2025 10:40 pm
autor: Mia Smith
Laurentin Fontaine

— A w niej się zauroczyłeś? — spytała ze zadziornym uśmiechem, wpatrując się w niego. Ciekawiła ją jego reakcja na to. Specjalnie nie ruszał tego tematu. Chciała wiedzieć, czy tego kutasa będzie mogła zaliczać dłuższy okres czasu, czy pewien okres w ich historii miał się skończyć. Wcale nie przeszkadzała jej inna dziewczyna, ale jemu już by mogła. Stąd czekała na odpowiedź. Unikanie temu, albo cisza była stosunkowo znacząca dla niej.
— Dobrze, dobrze, ale weź się pośpiesz — rzuciła, wracając wzrokiem na blat biurka. Zawsze ten moment szkicowania niesamowicie się jej dłużył. Mogłaby go skończyć w odpowiednim momencie. Najbardziej dogodnym dla niej. Po dziesięciu sekundach. Może minimalnie zaczynała się wiercić, by bardziej zwrócić uwagę Laurentina na nią.
Nasłuchiwała jego ruchów. Dźwięk ołówka na szkicowniku był kojący. Sama nie rysowała, nie malowała, ale uwielbiała pisać. Prawdopodobnie to wzbudzało w niej największe emocje. Relaks. Usłyszała, kiedy przerwał szkicowanie. Wtedy już sekundy mijały dłużej. Czekała na moment, w którym wszystko miało się rozpocząć.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

#2 you make me high

: czw lip 10, 2025 11:09 pm
autor: Laurentin Fontaine
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

Westchnął głęboko i odgarnął włosy z czoła. To był idealny moment na kolejnego spliffa, ale jako stosunkowo dobrze wychowany mężczyzna, chciał najpierw zająć się swoją towarzyszką. Pomógł Smith podnieść się z blatu i z delikatnym uśmiechem spojrzał jej prosto w oczy.
-Wszystko okej?
Mia Smith

#2 you make me high

: czw lip 10, 2025 11:42 pm
autor: Eric Stones
#1

Eric uwielbiał, kiedy tuż przed zamknięciem laptopa w robocie, otrzymywał nowe zadanie, które musiał wykonać na już No ale przecież nie powiem przełożonemu, żeby sam sobie to zrobił. pomyślał, wzdychając cicho i odpisując na chatcie jednemu z klientów. No nic, najwyżej się spóźnię. bo po pracy, miał jechać do domu przyjaciela i w sumie niejednokrotnie przybywał po ustalonym czasie. Eric podejrzewał, że Laurentin był już zwyczajnie przyzwyczajony. Ogólnie, to dużo też zależało od wagi tychże spotkań (ogólnie ze znajomymi), bo jeśli podczas nich, była zrobiona jakaś rezerwacja lub szli do kina/na mecz, to wiadomo, Eric tak sobie obliczał wszystko, by być nawet wcześniej. Oczywiście, mógł napisać wiadomość, lecz zwyczajnie w tym całym wirze pracy mu to umknęło.
Nagle, zamknął pokrywę laptopa, poodłączał kabelki, schował go do torby i opuścił biuro. Wsiadłszy do swojego autka, uruchomił silnik poprzez przekręcenie kluczyka w stacyjce, a następnie ruszył z miejsca. Po drodze wstąpił do sklepu, żeby nie było, że wpada nie dość że spóźniony, to jeszcze z pustymi rękami. Tak więc wstąpił do przydrożnego marketu, gdzie złapał czipsy paprykowe i czteropak piwa. Po opłaceniu tych wielkich zakupów, wrócił do samochodu i kontynuował podróż. O mały włos nie spowodował wypadku, ale na szczęście miał sprawne hamulce. Dobrze, że nie było tu policji, bo jednak wolałbym nie tracić prawka.
Po dojechaniu na miejsce, zaparkował obok mieszkania przyjaciela, zgarnął reklamówkę z miejsca pasażera i opuścił auto - oczywiście pamiętał o zamknięciu go, poprzez kliknięcie przycisku na pilocie.
Gdy stanął przed drzwiami, najpierw zadzwonił, potem zapukał, a potem znowu zadzwonił, lecz nie słysząc żadnego szmeru, ani nie widząc przekręcanej klamki, postanowił wykorzystać zapasowy klucz. Tak, sam sobie otworzył wejściowe drzwi, a następnie, zdjął buty i zaczął szukać Laurentina.
- Halo?! - krzyknął, zaczynając poszukiwania od salonu bo może przysnął na kanapie... zmrużył oczy, gdy go tam nie zastał.
- Laurentin? Jesteś w domu? Tylko nie mów, że zatrzasnąłeś się w kiblu... - powiedział, lecz nagle zastygł. Nie spodziewał się nikogo ani tym bardziej, że przeszkodzi w pewnej czynności.
- Siema.... nie mówiłeś, że będziesz miał dzisiaj gościa. - odparł, kładąc reklamówkę na blacie, z której wyciągnął zakupione produkty.
- Jeśli chcecie dokończyć, to mogę wrócić do auta. - dodał jeszcze, biorąc sobie puszkę piwa, które otworzył - choć naszła go ochota na wypicie czegoś mocniejszego.

Laurentin Fontaine Mia Smith

#2 you make me high

: pt lip 11, 2025 12:05 am
autor: Mia Smith
Eric Stones, Laurentin Fontaine

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

— Tak, po prostu potrzebuję chwili — odparła, próbując wyregulować oddech. Dalej leżała jak debilka na blacie. Pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby nie zobaczyła typa, który na nią patrzył. Wtedy niemalże od razu pobiegła w stronę łazienki. Na podłodze pozostawały za nią białe plamy, ale nie przejmowała się tym. Nie ona tutaj mieszkała, nie jej syf do sprzątania.
— Kurwa, Laurentin, kto to jest? — dało się usłyszeć, tylko te krzyki w trakcie biegu w stronę łazienki. Znowu będzie musiała się ubrać niczym typowy dres. Bez normalnego ubioru nie miała poważania u mężczyzn. Brali ją za prostą dziunię, a mogłaby ich sprać bez żadnego zawahania. Zniknęła na dobre pięć minut, po którym wróciła naburmuszona — siema typie — rzuciła pewnym siebie tonem, wpatrując się badawczo w mężczyznę. O losie, teraz jeszcze bardziej potrzebowała narkotyków — Fontaine, co to za dziad? Miałeś ochotę na trójkąt? — spytała zirytowana. Normalny wieczór u Laurentina został jej przerwany przez losowego gościa. Wyglądał, jak wyjęty z teledysku k-popowego. Pewnie laski na ulicy krzyczały za nim: jungkook-oppa, czy inne dyrdymały.

#2 you make me high

: pt lip 11, 2025 9:31 am
autor: Laurentin Fontaine
Laurentin jeszcze próbował złapać oddech i doprowadzić się do porządku, kiedy nagle jego oczom ukazała się postać Erica. Na amen zapomniał, że miał dzisiaj spotkać się z przyjacielem. Cały ten bajzel z Claire i wizyta Mii zupełnie wybiła mu to z głowy. Możnaby powiedzieć, że poległ przez kobiety. Jego oczy momentalnie zrobiły się szersze, ale ciało nie zareagowało. Stał w miejscu, ze spodniami i bokserkami owiniętymi wokół kostek. Dopiero to, że Smith nagle poderwała się z miejsca z lekka pomogło mu przykleić się spowrotem do rzeczywistości. Po raz kolejny przymrużył swoje ślepia, starając się przebić przez zakamarki swojego upalnego łebka i sformułować jakąś sensowną odpowiedź.
-Mia, to jest mój brat z innej matki, Eric. Eric, to jest Mia.- był wręcz przerażająco spokojny, nadal znajdował się pod wpływem używki którą jeszcze przed chwilą palił ze swoją towarzyszką. Dopiero po dłuższej chwili schylił się żeby naciągnąć ubrania na swoje uprzednio całkowicie nagie ciało. Niby nie miał czego się wstydzić, ale z czystego szacunku dla spokoju ducha przyjaciela postanowił się jednak ubrać. Przeniósł wzrok na plamy które Smith zostawiła po sobie na podłodze. Skrzywił się delikatnie. Wcale nie chciało mu się teraz sprzątać, no ale cóż, nie pogoni do tego kobiety. Sięgnął po ręcznik papierowy i zaczął mozolnie wycierać płytki.
-Jak widać, już po sprawie. Masz niesamowite wyczucie czasu.- zaśmiał się pod nosem, po czym wyrzucił przesiąknięty papier i umył ręce w zlewie w kuchni. Co jak co, ale nie chciał zmuszać Erica do wejścia w kontakt z jego spermą. Byłoby to mało uprzejme, chociaż robili już gorsze rzeczy. Kiedy był już w miarę ogarnięty, Laurentin bezceremonialnie sięgnął po kolejnego spliffa, zapalił go i zaciągnął się z delikatnym uśmiechem.
-Buszka?- zapytał, wyciągając dłoń w kierunku przyjaciela. Jeśli zaakceptował, dał mu ściągnąć dwa lub trzy buchy zanim sam wrócił do palenia. Jeśli nie, to po prostu pokręcił delikatnie głową i sam zaciągnął się ponownie. Dym opuścił jego usta wraz ze zduszonym śmiechem, kiedy usłyszał pytanie Smith.
-Dziad? Bez przesady, jest całkiem wyględny.- zaśmiał się i wysunął dłoń w kierunku Smith, ona akurat praktycznie nigdy nie odmawiała bucha. Zresztą, pewnie jej się przyda po całej tej niesamowitej niespodziance.
-A za trójkąt podziękuję, jesteś moim jedynym kumplem z którym sypiam Mia.
Mia Smith Eric Stones

#2 you make me high

: pt lip 11, 2025 9:45 pm
autor: Eric Stones
Chyba jednak należało wysłać tę cholerną wiadomość o tym, że się spóźnię… chociaż po pierwsze, czy to by cokolwiek dało? A po drugie, nie było stuprocentowej pewności, że Laurentin by ją odczytał… pomyślał, nie komentując słów nieznajomej, kiedy ta potrzebowała chwili. Stones był pod wrażeniem tej oazy spokoju na tafli jeziora, jaką był w tamtym momencie jego najlepszy przyjaciel - zrozumiał, dopiero gdy poczuł charakterystyczny zapach, co powodowało u niego taki spokój.
Posłał nieznajomej lekki uśmiech, a zaraz potem odrzekł:
- Siema typiaro. - na przywitanie - bo skoro ona go tak nazwała, to czemu on nie mógł tak nazwać jej?
- Sorry. Ogólnie to planowałem być wcześniej, ale jak zwykle w pracy przed moim wyjściem trochę się zesrało. - odpowiedział zgodnie z prawdą. - A i tak myślę… chyba musimy ustalić jakiś limit, jeśli chodzi o oczekiwanie przed drzwiami, żebym wiedział, kiedy mogę wejść, a kiedy niekoniecznie. - odpowiedział, zastanawiając się nad rozwiązaniem zapobiegnięcia powtórzenia sytuacji sprzed chwili. Jasne, nie raz i nie dwa oglądał pornosy, ale nie jarało go patrzenie, jak seks uprawia ktoś mu bliski.
- A chętnie. - zgodził się, biorąc od Laurentina splifta i wziął ze trzy buchy, a potem oddał go właścicielowi, samemu powracając do picia piwa z puszki (co jak się okazało, nie było najlepszym pomysłem, bo usłyszał o trójkącie). Zaskoczony aż wypluł alkohol przed siebie, dekorując blat piwnymi kroplami - co chyba było wystarczającą odpowiedzią. No ale bez słowa, urwał kilka listków ręcznika papierowego i wytarł wszelkie ślady zbrodni.
- Nie przyszedłem tu na żadne trójkąty, ani kwadraty. - wyjaśnił, przewracając oczami. Ogólnie nie rozumiał tej wrogości ze strony dziewczyny - najpierw typ, potem dziad - ale uznał, że odpuści pytanie, czym sobie zasłużył na takie ładne epitety.
- Całkiem? Dzięki ziom. - powiedział, uderzając przyjaciela w ramię, a po chwili parsknął krótkim śmiechem.
- Ej, dasz mi jeszcze bucha? Chyba że mogę dostać skręta? - zapytał i niezależnie od odpowiedzi, ponownie wziął kilka łyków piwa.
- Skąd się znacie? - zapytał z czystej ciekawości, próbując przypomnieć sobie, czy Laurentin kiedykolwiek wspominał o Mii.

Laurentin Fontaine Mia Smith

#2 you make me high

: pt lip 11, 2025 10:03 pm
autor: Mia Smith
Eric Stones, Laurentin Fontaine

Zyłka, by jej pękła, gdyby tylko mogła. Patrząc na życie prowadzone przez Mię, było to stosunkowo bardzo prawdopodobne. Spanie po różnych miejscach, też pod mostami, czasami ćpanie, picie, spanie z losowymi osobami oraz brak jakiegokolwiek lekarza od ostatniej jej ucieczki. Z takim trybem dnia oraz codziennym jedzeniem hotdogów ze stacji wszystko było możliwe. Tylko czekała, aż zdrowie jej jebnie.
— Laurentin, z Ciebie to jednak idiota — warknęła Smith. Może była bezdomną, ale miała swoją godność. Nie dla każdego jej dupa była dostępna. Gdyby chciała, zostałaby prostytutką. Jako azjatycka dupa byłaby stosunkowo, hehe, wyjątkowa. Takich jak ona na rynku nie było zbyt wiele. Zero szacunku, nawet próby zakrycia jej.
Przynajmniej posprzątał własną spermę.
Tyle dobrze.
Spokojnie nałożyła kaptur, mierząc Erica wzrokiem. Typowy informatyk.
— Fontaine, weź wytrzeźwiej. To jest jeden z tych momentów — była nieprzyjemna, ale liczyła na jakiekolwiek wsparcie. W końcu miała jego spermę na swoich plecach. Liczyła na coś więcej niż leżące gacie na podłodze — cieszę się z tego niezmiernie. Jeszcze bardziej, patrz na mnie jak na chłopaka — prychnęła. Szybko się zirytowała. Jasne, byli kumplami. Mało miała w sobie cech typowo kobiecych, z wyjątkiem ciała. Pewnie mogłaby pobić ich dwójkę i wyjść bez szwanku. Wypucowani faceci nie znali brutalności ulicy.
— Po prostu go znalazłam — odparła niemalże od razu. Bała się, że Fontaine ją sprzeda. Jest za dużo informacji, którymi nie chciałaby się dzielić z innymi osobami — i tyle — wzruszyła ramionami — jak mamy ochotę na seks, to się spotykamy — to był faktycznie sens ich wspólnej relacji. Dawanie sobie przyjemności wtedy, kiedy czuli taką potrzebę.
Plus łóżko, prysznic i jedzenie.

#2 you make me high

: ndz lip 13, 2025 12:06 am
autor: Laurentin Fontaine
Laurentin przejął się całą sytuacją chyba najmniej z całej trójki. Był tak spokojny, jakby przed chwilą zakończył medytację z grupą kobiet w średnim wieku. I nie płynęło to absolutnie z jego charakteru, który zazwyczaj skłaniał się raczej bardziej w stronę kłębka nerwów niż oazy spokoju. Fakty były jednak takie, że po pierwsze ewidentnie czuł już efekty używki którą wybrał na dzisiejszy wieczór. A po drugie, mało czego wstydził się przed swoim przyjacielem. Był jedną z nielicznych osób którym w pełni ufał, o ile nie jedyną.
-Szczerze? Absolutnie zapomniałem, że się umówiliśmy. Tracę zmysły pomiędzy całą tą aferą z Claire i produkcją nowego albumu.- pożalił się trochę, licząc na odrobinę wsparcia ze strony Erica. Wspominał mu już co nieco o sytuacji z Price, ale nie wchodził w szczegóły. Właśnie przez to zaprosił go do siebie, chciał pogadać w cztery oczy. Na jego uroczej buźce pojawił się szeroki uśmiech, gdy tylko przyjaciel zaakceptował jego ofertę. Zaciągnął się po raz ostatni i podał spliffa Ericowi.
-Smacznego, ja też się chętnie poczęstuję.- skłonił się teatralnie, po czym sięgnął po jedno z piw które przytargał ze sobą Stones. Otworzył puszkę i wziął solidny łyk. Nie miał nic przeciwko mieszaniu różnych substancji, no chyba, że w grę wchodziły jego leki. Z nimi akurat nie ryzykował. Chciał się po prostu dobrze doprawić, a nie skończyć w kostnicy. Był całkiem zadowolony, odpłynął do swojego świata. No przynajmniej zanim został ochlapany piwem które opuściło usta jego przyjaciela. Przymknął oczy i westchnął.
-To już drugie ubranie uwalone alkoholem w tym tygodniu.- musiał trochę pomarudzić. Dobrze wiedział, że przyjaciel się na niego nie pogniewa. On sam zresztą, w przeciwieństwie do konfrontacji z Price, nie był ani trochę zdenerwowany. Nie rozumiał za to nagłej wrogości Smith. Sytuacja nie była idealna, ale nie był to dla niego wystarczająco dobry powód aby burczeć i na niego, i na jego przyjaciela.
-Spokojnie, przecież nie wszedł w takim momencie specjalnie. Przepraszam za to, że przeze mnie znalazłaś się w niekomfortowej sytuacji, ale on akurat nic nie zrobił.- powiedział wbijając spojrzenie w Mię. Wyciągnął lekcję ze spotkania z Price i przeprosił, co raczej nie zdarzało mu się zbyt często do tej pory. Czyżby dziewczyna miała na niego całkiem dobry wpływ? Laurent szybko się uczył, i pokornie przyjmował każdą wskazówkę która prowadziła go do skuteczniejszego unikania konfliktów.
-Trzymaj, czuj się jak u siebie.- podał jednego ze spliffów leżących na blacie swojemu przyjacielowi, po czym wysunął przed siebie dłoń z odpaloną zapalniczką. Kiedy Eric już podpalił sobie spliffa, ostrożnie ją od niego odsunął i odłożył na blat.
-Dokładnie tak. Tak szczerze to nawet nie pamiętam jak dokładnie na siebie wpadliśmy.- nie do końca było to kłamstwo, raczej okrojenie prawdy. Fontaine faktycznie średnio kojarzył moment ich poznania.

Eric Stones Mia Smith

#2 you make me high

: ndz lip 13, 2025 11:27 pm
autor: Eric Stones
Eric bardzo szanował przyjaciela za to, że odpowiedział szczerze i nie mydlił mu oczu opowieściami wyssanymi z palca. Stonesowi nie zostało nic innego, jak tylko westchnąć głośno.
- No nieźle... to ja tu gnam na złamanie karku a Ty zapominasz o spotkaniu. - powiedział, oczywiście bardziej, żeby się podrażnić, niż serio - bo gdy usłyszał powód, zaakceptował go.Przy takich problemach, jest to całkowicie zrozumiałe.
- Rozumiem... przyjmuje to wyjaśnienie. Mam nadzieję, że wkrótce wszystko już będzie git u Ciebie. - odparł, a następnie uniósł dłoń, którą ścisnął w pięść, by dać tym znać, iż trzymał za przyjaciela kciuki, by wszelkie problemy zostały rozwiane, niczym liście porwane przez wiatr.
- Śmiało. Po to go przyniosłem. - mówił rzecz jasna o czteropaku - ba, nawet mocno wskazane było, aby Laurentin się częstował (i Mia jeśli chciała to też). W sumie mogłem kupić ze dwa lub trzy czteropaki... no trudno. zawsze mógł wyskoczyć do pobliskiego sklepu, lecz gorzej, że niezbyt mu się chciało, szczególnie, po połączeniu piwa z ziołem. Ciekawe, czy szybko nie odleci do krainy snów...
- Sorry... zaskoczyła mnie. Masz kapsułki do prania, czy w ramach zadośćuczynienia mam Ci kupić? - spytał, całkowicie poważnie. Oczywiście zamiast kapsułek, mógł kupić proszek, jemu to było całkowicie bez różnicy. On sam używał kapsułek, bo przynajmniej nie musiał się bawić z wyborem proszków.
Laurentin miał całkowitą rację, z którą Eric bezsprzecznie się zgadzał, dlatego skinął głową.
- To prawda. Nie planowałem takiego ehm... wejścia smoka. - odparł, biorąc kilka łyków piwa z puszki. Zaskoczyło go, że Laurentin użył takiego słowa jak "przepraszam" ale uznał, że to w skutek jarania tego, co aktualnie jarali.
Podziękował przyjacielowi za splifta, rzucając krótkie "dziena", a następnie zaciągnął się mocniej, niż poprzednie trzy razy.
- Mhm, czaje. - odparł, gdy usłyszał obie wersje o tym, w jakich okolicznościach doszło do poznania Laurentina z Mią. Czy chciał dociekać? Raczej nie. Wystarczyło mu to, co usłyszał. Odpowiedział, jedynie skinąwszy głową, by dać znak, iż przyjął wszystko do wiadomości.
Nagle Eric bez żadnego słowa, poszedł klapnąć sobie na kanapie i wyciągnąć nogi przed siebie.
- Może coś obejrzymy... albo zagramy w karty? - oczywiście chodziły mu po głowie poker i makao, lecz nie wiedział, czy pozostała dwójka w ogóle miała ochotę na jakiekolwiek gry lub seanse. Oczywiście co pewien czas, Eric pakował sobie splifta do ust, by się nim zaciągnąć, a kilka chwil później, popijał go piwem. Cudowna mieszanka. Jasne, mógłby sam sobie pograć, rozstawiając karty do pasjansa (kilka razy tak robił).

Mia Smith Laurentin Fontaine

#2 you make me high

: pn lip 14, 2025 1:26 pm
autor: Mia Smith
Eric Stones, Laurentin Fontaine

— Żeby życie miało smaczek raz dziewczynka, raz chłopaczek — rzuciła nagle, spoglądając na jedno, to na drugiego faceta. Finalnie westchnęła cicho, żeby nie posądzali ją aż tak bardzo o jakikolwiek rodzaj rozwiązłości — twoje ciuchy za bardzo skupiają się na tym przysłowiu — prychnęła finalnie Smith, spoglądając na Laurentina. Stones może nie zdawał sobie sprawy jeszcze nic o Claire, ale ją bawiła ta proza życia, która była pisana specjalnie dla Fontaine'a — przecież on nie pierze, tylko ludzie robią to za niego — prychnęła dziewczyna. Sama też nie wiedziała, jak się robi prania. Albo inaczej nie byłaby w tym specjalistką. Czasami korzystała z publicznych pralni, gdy miała naprawdę spory kryzys, albo nikt nie mógł jej użyczyć pralki. Najczęściej jednak wyrzucała niepotrzebne rzeczy. Żyła w takiej biedzie, że łatwiej było jej coś ukraść, niż mieć porządne cztery kąty.
— To może następnym razem, jak usłyszysz krzyk i ruch, zostań na korytarzu — skwitowała krótko, mierząc Erica — a jemu daj chwilę na założenie gaci — dla niej mogli, nawet bić się penisami po twarzy. Jednak spokój, którego potrzebowała został zakłócony. Nie wiedziała, co ma sądzić o Ericu. Palił jej towar i nawet nie mówił, że jest zajebisty. Co prawda nie wiedział, kto jest dostawcą, ale mimowolnie zakuło ją to prosto w serce.
— Od kiedy ty przepraszasz? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi do góry. Coś jej nie pasowało we wizerunku Laurentina. Takie słowa jeszcze nigdy od niego nie usłyszała — wiesz co, następnym razem spytam się, czy się z kimś nie umówiłeś — westchnęła ciężko, jakby to była najgorsza sprawa na świecie, że nie mogli spędzić tego wieczoru we dwoje — i po prostu nie przyjdę — zawiesiła swój wzrok na Laurentinie. Dobrze zdawał sobie sprawę, że zostawała u niego, tylko wtedy kiedy wszystkie opcje zdążyły się jej skończyć. Lubiła go, dlatego że nie pytał, tylko otwierał jej drzwi. Albo przez ten incydent skończy się ta przyjaźń z bonusami.
— Potrzebowałeś pomocy — chodziło o towar, ale nie powie tego głośno przy Stones'ie. Sprawa była dla niej niezwykle prosta. Mogła robić prawdziwe fikołki mentalne, ale chodziło o jedno. Bezpieczeństwo. Ona oferowała mu dobry towar, on jej prysznic. Tak powstała ta zawiła relacja, której w życiu nie nazwałaby przyjaźnią. Był po prostu kumplem. Chociaż czuła w żyłach, że jakby doszło do tragedii, to byłaby pierwszą osobą wsypaną do gówna.
— Naprawdę? — spytała widocznie zdegustowana propozycją, która została zaproponowana — jeszcze może zagrajmy w uno — przyszedł prawdziwy niszczyciel dobrej zabawy. Tego tytułu, chyba nikt, nie mógł jej jednak odebrać — albo w rozbieranego pokera, ograłabym Was dwóch — a to się jej nawet spodobało. Oblizała swoje wargi, wpatrując się w to jednego, to w drugiego. Nawet miał całkiem przyjemną twarz ten dziad.