its a race against the clock
: pt lip 11, 2025 11:53 am
Cassian uniósł brwi, pozwalając sobie na coś, co u niego niemal uchodziło za uśmiech, pół milimetra więcej ironii w kąciku ust. Przeniósł wzrok na talerz i bez słowa zaczął jeść swój obiad, nie zaszczycając jej zaczepki odpowiedzią.
— Jak miło, że moja osoba wciąż cię inspiruje do analiz. Może powinnaś zostać biegłą sądową od mojej psychiki — rzucił spokojnie, nie odrywając spojrzenia od widelca. — Choć przyznaję, próbujesz dzielnie.
Nie zamierzał po raz kolejny tłumaczyć, dlaczego nie wnioskował o ugodę. Życie nie było tak proste. Nie dla niego. Każda decyzja była plątaniną przepisów, analiz i odpowiedzialności. Człowieczeństwo? To nie było w rubryce jego obowiązków. Sięgnął po szklankę z wodą, upił łyk.
— Tak — powiedział sucho. — Twój klient, swoją drogą, przyznał się, bo był pewny, że nikt mu nie udowodni pełni winy. Naiwność to nie skrucha. — Zamilkł na moment. Gdy odezwał się ponownie, głos miał spokojny, ale twardszy. — A jeśli chodzi o zakład… — Nachylił się lekko, jakby chciał jej zdradzić jakąś tajemnicę. — Zaskakujesz mnie. Myślałem, że już dajesz z siebie wszystko. Ale skoro dopiero się rozkręcasz… cóż, poczekam. Wiesz przecież, że mam cierpliwość.
Wzrok zsunął mu się na jej rękę, potem na kosmyk włosów, który właśnie założyła za ucho. Znowu do jej oczu.
— Jeśli wygram, chcę jednego. Ciszy. Takiej, w której twoje ego nie istnieje. Jednej godziny, tylko nas dwoje. Bez togi, bez akt sprawy, bez udawania, że cię nie ciekawie. — Pauza. Wracał spojrzeniem jakby odwrotnie: z oczu, które go wręcz hipnotyzowały, przez włosy, aż do dłoni trzymającej widelec. — A jeśli przegram, zniknę. Mam możliwości. Zniknę z twojego biurka, z planu dnia, z głowy. Nawet z koszmarów. W końcu, dla ciebie, jestem najgorszym ścierwem ludzkości, prawda? Bez empatii. — Upił kolejny łyk wody, wciąż nie odrywając od niej wzroku. Nie słyszał innych rozmów, nie zauważał ludzi wokół. Obraz się zawęził, jakby świat zewnętrzny przestał istnieć, została tylko ona. Scena jak z filmu. — Zgoda?
Gdy tylko wypowiedział te słowa powrócił do swojej wcześniejszej pozycji, tym razem posyłając jej uśmiech, chyba jeden z najszczerszych, od kiedy się znali. Czym prędzej zjadł swój posiłek, ponownie sprawdził zegarek i podniósł się z krzesła. Zgarnął talerz, sztućce i szklankę.
— Pani Mecenas wybaczy, papieros wzywa. Smacznego życzę.
Charlotte Kovalski
— Jak miło, że moja osoba wciąż cię inspiruje do analiz. Może powinnaś zostać biegłą sądową od mojej psychiki — rzucił spokojnie, nie odrywając spojrzenia od widelca. — Choć przyznaję, próbujesz dzielnie.
Nie zamierzał po raz kolejny tłumaczyć, dlaczego nie wnioskował o ugodę. Życie nie było tak proste. Nie dla niego. Każda decyzja była plątaniną przepisów, analiz i odpowiedzialności. Człowieczeństwo? To nie było w rubryce jego obowiązków. Sięgnął po szklankę z wodą, upił łyk.
— Tak — powiedział sucho. — Twój klient, swoją drogą, przyznał się, bo był pewny, że nikt mu nie udowodni pełni winy. Naiwność to nie skrucha. — Zamilkł na moment. Gdy odezwał się ponownie, głos miał spokojny, ale twardszy. — A jeśli chodzi o zakład… — Nachylił się lekko, jakby chciał jej zdradzić jakąś tajemnicę. — Zaskakujesz mnie. Myślałem, że już dajesz z siebie wszystko. Ale skoro dopiero się rozkręcasz… cóż, poczekam. Wiesz przecież, że mam cierpliwość.
Wzrok zsunął mu się na jej rękę, potem na kosmyk włosów, który właśnie założyła za ucho. Znowu do jej oczu.
— Jeśli wygram, chcę jednego. Ciszy. Takiej, w której twoje ego nie istnieje. Jednej godziny, tylko nas dwoje. Bez togi, bez akt sprawy, bez udawania, że cię nie ciekawie. — Pauza. Wracał spojrzeniem jakby odwrotnie: z oczu, które go wręcz hipnotyzowały, przez włosy, aż do dłoni trzymającej widelec. — A jeśli przegram, zniknę. Mam możliwości. Zniknę z twojego biurka, z planu dnia, z głowy. Nawet z koszmarów. W końcu, dla ciebie, jestem najgorszym ścierwem ludzkości, prawda? Bez empatii. — Upił kolejny łyk wody, wciąż nie odrywając od niej wzroku. Nie słyszał innych rozmów, nie zauważał ludzi wokół. Obraz się zawęził, jakby świat zewnętrzny przestał istnieć, została tylko ona. Scena jak z filmu. — Zgoda?
Gdy tylko wypowiedział te słowa powrócił do swojej wcześniejszej pozycji, tym razem posyłając jej uśmiech, chyba jeden z najszczerszych, od kiedy się znali. Czym prędzej zjadł swój posiłek, ponownie sprawdził zegarek i podniósł się z krzesła. Zgarnął talerz, sztućce i szklankę.
— Pani Mecenas wybaczy, papieros wzywa. Smacznego życzę.
Charlotte Kovalski