I never planned for forever. Until you.
: czw lip 17, 2025 10:36 pm
— Pewnie tak. Ale co mu przeszkadza to tak bardzo, skoro ma jeszcze jakieś osiem innych córek, czy ile ty tam miałaś sióstr. — Oczywiście wiedział, że osiem było liczbą przesadzoną i tak naprawdę wiedział też, ile dokładnie miała rodzeństwa (dużo). Ale skoro miała tego rodzeństwa dużo, to może Harvey by się nie doliczył – jedna córka w tę czy w tę, jaką mu to niby robiło różnicę?
Chciałoby się powiedzieć, że w razie potrzeby zrobi sobie kolejną, ale jego żona zostawiła rodzinę, aby reklamować szampony, a z innej nie wyjdzie już ta sama mieszanka krwi. Zresztą – byłoby to skrajnie nieuprzejme z jego strony!
— Wiem, domyślam się — odpowiedział. W zasadzie cała ta sprawa z atakiem na Sorę i późniejszym jego procesem pobicia gościa, który był za to odpowiedzialny, a który miał na tyle tupetu, by pozwać Jiwoonga za to, co zrobił, faktycznie ich zbliżyła. Harvey, mimo wszystko, chyba przekonał się, że Jiwoongowi można ufać. Bo też zależało mu na bezpieczeństwie Sory. I to, że w tym wszystkim chodziło o nią, było zapalnikiem do jego działania. Do stanięcia w obronie chłopaka, bez oczekiwania zapłaty.
Ale to też w głównej mierze przez to, że przede wszystkim, w jego głowie, rozchodziło się o dobro jego córeczki. I o to, że nie mógł przełknąć tego, że ktoś kto spuścił łomot facetowi, który chciał dopuścić się czynów różnych, miał niby jeszcze odpowiadać za to, że obronił kobietę.
No, to już było po prostu śmieszne.
Ale też takie było prawo.
Niemniej do sojuszu z Harveyem i tego, aby pili radośnie razem cytrynkówkę na Boże Narodzenie, albo browara na Oktoberfeście to jeszcze spora droga. Chociaż i tak był bliżej, niż dalej. Sora miała rację – mężczyzna był szorstki, nawet bardzo. Ale i z takimi ludźmi Jiwoong w końcu znajdował nić porozumienia.
W tym przypadku to byłaby raczej troska o Sorę i chęć zapewnienia jej tego, co najlepsze.
— Dziesięć wonów? Ja pierdolę, za dziesięć wonów to ja ci nawet jeszcze masaż i kolację zrobię. — Bo to w końcu była taka bajońska suma. Mógłby sobie przecież życie na nowo poukładać. I oczywiście żarty żartami, ale wychodziło, że on dla niej to wszystko za darmo. Teraz musiał sobie robić reklamę najlepszego mężczyzny pod słońcem. Raczej kiepsko wypadłby przy propozycji małżeństwa, gdyby całe dnie wcześniej był skrajnym obibokiem i jeszcze bekał po kątach. Obibokiem tak naprawdę nie był, o tym akurat wiedziała, ale beknąć mu się zdarzało.
Ale był na tyle wychowany, że przepraszał.
— Ale skoro już mówimy o jedzeniu i robieniu kolacji, to chyba trochę zjebaliśmy. Znaczy tak naprawdę to ja – lodówka jest pewnie pusta. A wątpię, żeby Yogiyo czy inne Glovo tu dowoziło. — Co by oznaczało, że muszą podjechać do jakiegoś pobliskiego sklepu spożywczego.
Powinni byli zrobić to po drodze, ale był już tak przejęty, że wyleciało mu to z głowy. A teraz wychodziło, że będą głodować.
Znów coś nie wyszło.
Ech, pięknie się zaczynało.
Na pewno będzie chciała go poślubić po tym, jak ją przegłodzi. No, chyba że się oświadczy pierścionkiem włożonym do Happy Meala. To też brzmiało jak dobry plan. Może znacznie lepszy niż przewrócenie się i zjechanie na dupie z wodospadu. I zgubienie pierścionka w całym procesie.
Jiwoong, chyba nie złapałeś aluzji, że ściąganie spodni i rzucanie nimi miało prowadzić do czegoś znacznie lepszego niż zarobienie dziesięciu wonów. A niby to twój brat był w tym kierunku niedorozwinięty.
— Dobra, dawaj te spodnie, maleńka. I szykuj się na przelew.
Sora Wolff
Chciałoby się powiedzieć, że w razie potrzeby zrobi sobie kolejną, ale jego żona zostawiła rodzinę, aby reklamować szampony, a z innej nie wyjdzie już ta sama mieszanka krwi. Zresztą – byłoby to skrajnie nieuprzejme z jego strony!
— Wiem, domyślam się — odpowiedział. W zasadzie cała ta sprawa z atakiem na Sorę i późniejszym jego procesem pobicia gościa, który był za to odpowiedzialny, a który miał na tyle tupetu, by pozwać Jiwoonga za to, co zrobił, faktycznie ich zbliżyła. Harvey, mimo wszystko, chyba przekonał się, że Jiwoongowi można ufać. Bo też zależało mu na bezpieczeństwie Sory. I to, że w tym wszystkim chodziło o nią, było zapalnikiem do jego działania. Do stanięcia w obronie chłopaka, bez oczekiwania zapłaty.
Ale to też w głównej mierze przez to, że przede wszystkim, w jego głowie, rozchodziło się o dobro jego córeczki. I o to, że nie mógł przełknąć tego, że ktoś kto spuścił łomot facetowi, który chciał dopuścić się czynów różnych, miał niby jeszcze odpowiadać za to, że obronił kobietę.
No, to już było po prostu śmieszne.
Ale też takie było prawo.
Niemniej do sojuszu z Harveyem i tego, aby pili radośnie razem cytrynkówkę na Boże Narodzenie, albo browara na Oktoberfeście to jeszcze spora droga. Chociaż i tak był bliżej, niż dalej. Sora miała rację – mężczyzna był szorstki, nawet bardzo. Ale i z takimi ludźmi Jiwoong w końcu znajdował nić porozumienia.
W tym przypadku to byłaby raczej troska o Sorę i chęć zapewnienia jej tego, co najlepsze.
— Dziesięć wonów? Ja pierdolę, za dziesięć wonów to ja ci nawet jeszcze masaż i kolację zrobię. — Bo to w końcu była taka bajońska suma. Mógłby sobie przecież życie na nowo poukładać. I oczywiście żarty żartami, ale wychodziło, że on dla niej to wszystko za darmo. Teraz musiał sobie robić reklamę najlepszego mężczyzny pod słońcem. Raczej kiepsko wypadłby przy propozycji małżeństwa, gdyby całe dnie wcześniej był skrajnym obibokiem i jeszcze bekał po kątach. Obibokiem tak naprawdę nie był, o tym akurat wiedziała, ale beknąć mu się zdarzało.
Ale był na tyle wychowany, że przepraszał.
— Ale skoro już mówimy o jedzeniu i robieniu kolacji, to chyba trochę zjebaliśmy. Znaczy tak naprawdę to ja – lodówka jest pewnie pusta. A wątpię, żeby Yogiyo czy inne Glovo tu dowoziło. — Co by oznaczało, że muszą podjechać do jakiegoś pobliskiego sklepu spożywczego.
Powinni byli zrobić to po drodze, ale był już tak przejęty, że wyleciało mu to z głowy. A teraz wychodziło, że będą głodować.
Znów coś nie wyszło.
Ech, pięknie się zaczynało.
Na pewno będzie chciała go poślubić po tym, jak ją przegłodzi. No, chyba że się oświadczy pierścionkiem włożonym do Happy Meala. To też brzmiało jak dobry plan. Może znacznie lepszy niż przewrócenie się i zjechanie na dupie z wodospadu. I zgubienie pierścionka w całym procesie.
Jiwoong, chyba nie złapałeś aluzji, że ściąganie spodni i rzucanie nimi miało prowadzić do czegoś znacznie lepszego niż zarobienie dziesięciu wonów. A niby to twój brat był w tym kierunku niedorozwinięty.
— Dobra, dawaj te spodnie, maleńka. I szykuj się na przelew.
Sora Wolff