Strona 2 z 2

Powroty l

: czw lip 17, 2025 9:33 am
autor: Patrick Voclain
Nie zamierzał robić z siebie bohatera. Nie patrzył na nią z oczekiwaniem wdzięczności, nie próbował się w żaden sposób wybielać. Był dokładnie taki, jakim się pokazał: skuteczny, bezwzględny, z chłodną oceną sytuacji i niechęcią do niepotrzebnego ryzyka. Jej pytanie przyjął bez zaskoczenia - spodziewał się go. A jednak przez ułamek sekundy nie odpowiedział. Przesunął spojrzeniem po jej twarzy, zatrzymał się na jej oczach. Nie umiał określić, co w nich widział. Może dystans. Może rozczarowanie. Może nic. Ale nie próbował się w to zagłębiać. Zdjął z palca sygnet i schował go do kieszeni.
– Szukam informacji i liczyłem, że Daniel je będzie miał – odpowiedział. Dopiero teraz odsunął się lekko od stołu, prostując plecy. Oparł się nieznacznie, odrywając dłonie od blatu. Ton jego głosu nie zmienił się ani na chwilę — był rzeczowy, wyważony. Bez ładunku emocjonalnego, bez błagania o pomoc, bez presji. Ale była w tym wszystkim nuta czegoś, czego nie dało się do końca zignorować — odpowiedzialności. Tej samej, którą ma się, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo najbliższego.
– Ziggy – spauzował po tym imieniu na moment, dając mu wybrzmieć – To mój brat. Tydzień temu zadzwonił do mnie prosząc o pomoc, a teraz nie mogę się z nim skontaktować. Jego mieszkanie wygląda na opuszczone.

Spoglądał na Darcy z uwagą, czytając każdą reakcję jaka przemknęła jej po twarzy. Skoro przejęła stery w klubie to poniekąd mogła coś wiedzieć, dać wskazówkę, której potrzebował żeby iść w następne miejsce. Najlepszym rozwiązaniem jakiego pragnął, było szybkie odnalezienie brata i nakłonienie go do wyjazdu z Kanady. Zerwanie z półświatkiem, które miało tendencje do pożerania i wypluwania ludzi w momencie, kiedy byli już bezużyteczni. Ziggy pakował się w kłopoty, lecz opatrzność nad nim czuwała i z największej głupoty wychodził obronną ręką. Teraz jednak intuicja Patricka podpowiadała mu, że szczęście się skończyło, a sprawa jest poważna. Sięgnął do kieszeni po telefon, otworzył galerię i wybrał zdjęcie przedstawiające Ziggy'ego - tlenione włosy, tatuaże, szczuplejsza sylwetka. Minimalne podobieństwo do Patricka.
– Widziałaś go ostatnio? – przesunął telefon w jej stronę, obserwując reakcję.



Darcy Bowman

Powroty l

: czw lip 17, 2025 7:37 pm
autor: Darcy Bowman
Informacje. Kącik ust Darcy znowu delikatnie drgnął w kierunku uśmiechu, bo przecież powinna się domyślić i to bardzo głupie z jej strony, że tego nie zrobiła. Czego innego się spodziewała? Zapomnianych wspólnych interesów? Długów? Pewnie już dawno by się po nie zgłosił. A on nawet nie wiedział o jego śmierci…
Ta myśl znowu krótko przemknęła przez jej świadomość. Znów wpatrując się w męską sylwetkę zastanawiała się nad jego nieobecnością… gdzie był? Co robił? Kim był dzisiaj? I czy mogła mu udzielić jakichkolwiek odpowiedzi? Czy powinna to robić?
Imię jego brata wydawało się zupełnie obce i znajome jednocześnie. Nie było popularne, powinna je zapamiętać, a jednocześnie nic konkretnego, nic świeżego nie przychodziło jej przez myśl. A jeśli nie świeżego to, co? Ściągnęła mocniej brwi, próbując odnaleźć dawne wspomnienia. Jakiekolwiek wspomnienia. Nie wiedziała, w którym momencie, ale gdzieś w ułamku sekundy pomiędzy tym jak Patrick skończył mówić a sięgnął po telefon – postanowiła mu pomóc, jeśli tylko będzie w stanie. Chciał pomóc bratu… jak mogłoby jej to zaszkodzić?
Nie mówiąc o tym, że gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl o tym, że… zazdrości. Ktoś się o tego dzieciaka martwił, a mężczyzna siedzący przed nią miał się o kogo martwić. Rodzina. Już dawno zapomniała, co to właściwie znaczy.
Spojrzała na ekran telefonu, na zdjęcie chłopaka, którego pamiętała jak przez mgłę.
- Nie wiedziałam, że to twój brat. – przyznała, odrywając wzrok od telefonu i znów wbijając go w męskie tęczówki – Bywał tu dawno temu, jeszcze gdy Daniel prowadził to miejsce. Lubił wpadać w kłopoty i wyciągać ręce po to, co do niego nie należało… – zagryzła lekko wargę, bo przypominała sobie jedną z ostatnich awantur z młodym Voclainem w roli głównej. I cóż… z nią w roli drugoplanowej. Nie lubiła takich sytuacji, bo nigdy nie wychodziło z nich nic dobrego. Nie chciałaby jednak teraz wdawać się w szczegóły – Obawiam się, że zabrali go wtedy na tyły… i więcej go nie widziałam. Ale skoro dzwonił do ciebie tydzień temu to z tego klubu musiał wyjść. Porozmawiaj z Harlandem Winstonem, jeśli ktoś miałby wiedzieć, czy podpadł komuś ważnemu to właśnie on. I daj mi to zdjęcie, popytam dziewczyn. – tyle mogła dla niego zrobić. Ba! Tyle chciała dla niego zrobić i nie uważała, żeby była to jakakolwiek przysługa.


Patrick Voclain

Powroty l

: sob lip 19, 2025 9:07 am
autor: Patrick Voclain
Towarzyszyło temu napięcie mięśni. Chciał odpowiedzi i szybkiego rozwiązania. Chciał powrotu do swojego domu, choć tak naprawdę określenie domu w jego przypadku nie istniało. Konieczność zanurzenia się ponownie w świecie iluzji, gierek i kodeksów napawały go mieszanką złych emocji. Podświadomie wiedział, jak to się skończy, gdy informacja o jego powrocie dotrze do samej góry. Nie chciał być narzędziem w czyichś rękach. Nie chciał znowu zabijać, pomimo iż wielu jego celom to się należało. Nie zaskoczyła go odpowiedź Bowman. Spodziewał się, że Ziggy narobił sobie problemów. Że znów nie rozpoznał momentu, w którym powinien zamilknąć/ wyjść/zniknąć.
Patrick skinął głową, powoli, z namysłem. Jego twarz przez chwilę pozostawała bez wyrazu, zamknięta, jakby każde słowo Darcy musiał przetrawić osobno. Harland Winston. Miał ochotę parsknąć śmiechem, bo uderzyła go ironia własnych czynów. Ze wszystkich ludzi w półświatku, Harland był na samym końcu listy "znajomych" do których warto się odezwać.
– Nie ucieszy się na mój widok – przyznał niechętnie. Obrócił telefon, wchodząc w kontakty i podał go Darcy – Wpisz się.
Jego przeszłość była tu mieczem obosiecznym. Z jednej strony – miał kontakty, nieodebrane długi. Z drugiej – był znany. Z twarzy, z nazwiska, z reputacji. Jeśli ktoś z kręgów mafii zorientuje się, że wrócił do Toronto, znowu mogą żądać od niego przysług.

Odebrał swój telefon i wysłał zdjęcie Ziggy'ego zgodnie z wolą. Doceniał i taką formę pomocy. Skupił spojrzenie na niej, zastanawiając się krótko, czy w rewanżu powinien poruszyć temat mężczyzn.
– Wymień całą swoją ochronę. Prywatną i tą klubową. Twoi dzisiejsi niechciani goście nie powinni być w ogóle wpuszczeni na teren klubu – powiedział ze spokojem, jakby omawiali pogodę na najbliższy tydzień – Możliwe, że któryś został podkupiony i będzie działał na nie twoją korzyść, sabotując pracę klubu. Jak zginął Daniel?

I po co ci to Patricku?


Darcy Bowman

Powroty l

: sob lip 19, 2025 10:40 pm
autor: Darcy Bowman
Zanim wzięła jego telefon jeszcze przez moment mu się przyglądała. Riposta sama cisnęła się na usta, bo czy ktokolwiek inny się ucieszy? Nie powiedziała jednak tego na głos. Wzięła telefon i wpisała mu swój numer telefonu, na dobrą sprawę nawet się nad tym nie zastanawiając. Dopiero, gdy mu go oddała przez jej świadomość przemknęła myśl… czy to na pewno był dobry pomysł? Ale było już za późno, a ona nie dała po sobie poznać, że miała przez ten ułamek sekundy wątpliwości. Zaryzykowała.
I nie spodziewała się pytania ze strony mężczyzny. Szczerze powiedziawszy była przekonana, że wstanie i wyjdzie, a jednak nawet nie drgnął. W odróżnieniu od kącika jej ust. Nawet nie próbowała ukryć lekkiego rozbawienia. Krótkiego. Zupełnie niepotrzebnego.
- A jak przypuszczasz? – jak mógł zginąć ktoś pokroju Daniela? Spokojnie i we śnie? No nie. Tym bardziej, że nawet jeśli był starszy od Darcy to nie był tak stary. Był po czterdziestce, a nie po osiemdziesiątce… trudno byłoby swobodnie mówić o naturalnej śmierci – Dużo też zależy kogo o to zapytasz… bo nikt się do tego nie przyznał, więc wersji jest wiele. Zapewne jestem główną bohaterką wielu z nich. – rzuciła zaskakująco swobodnie jakby pogodziła się z myślą, że wiele osób wiązało ją ze śmiercią męża. Idiotycznie. Wystarczyło ją odrobinę lepiej znać… tak jak znał ją Daniel. Była typem ofiary, niezależnie jak bardzo starała się to ukryć i w sobie zdusić. Niezależnie jak bardzo chciała z tym schematem zerwać i zapomnieć o całej swojej przeszłości. Nie potrafiła. I może nie kuliła się na widok podniesionej ręki, ani już nawet broń nie robiła na niej większego wrażenia to jednocześnie w środku ciągle nią była. Zamyśliła się nad tym krótko, wbijając spojrzenie w punkt przestrzeni… dając sobie chwilę lub dwie, zanim wróciła spojrzeniem do mężczyzny
- A Driscoll chce klubu, a nie mnie – ona nie stanowiła dla niego żadnego zagrożenia – I nie wiem za kogo mnie masz, Patrick, ale ja właśnie po prostu prowadzę klub, nic więcej. Nie mam… ochrony. Nie śpię z bronią pod poduszką. Nie mieszam się. Po prostu prowadzę klub. – wzruszyła lekko ramieniem, bo naprawdę od roku to właśnie próbowała sobie zawzięcie wmawiać. Tak często powtarza to sobie patrząc w lustro, że w końcu uwierzy – I może faktycznie najrozsądniej byłoby go im sprzedać. – tylko się bała… i trudno jej było się do tego przyznać.


Patrick Voclain

Powroty l

: pn lip 21, 2025 2:22 pm
autor: Patrick Voclain
Kobiety w strukturach przestępczych były czymś co znał zbyt dobrze. I wiedział jedno – jeśli już się tam znalazły, istniały tylko dwie opcje: albo same podjęły decyzję, albo zostały wciągnięte w to siłą. Większość balansowała gdzieś pośrodku. Były inteligentne, odporne, często bardziej lojalne niż mężczyźni. Ale też… bardziej narażone. Przemoc wobec kobiet w tych kręgach nie była szokiem. Była narzędziem. Kontrolą. Czasem pokazem siły. Czasem karą. A czasem… po prostu środkiem do celu.
Patrick nigdy nie traktował tego lekko, ale też nie udawał, że świat był inny niż jest. Znał kobiety, które wykorzystywały system lepiej niż niejeden capo. I znał takie, które miały siłę tylko do momentu, w którym nie zostały złamane. Problem polegał na tym, że kiedy kobieta zostawała złamana w tym świecie – przeważnie nikt już nie próbował jej poskładać. Najłaskawsze co można było wówczas zrobić to wyrzucić śmieci.
Nie oceniał Darcy Bowman, ale też jej nie ufał. Ani w jej słowa, ani w zapewnienia o „prowadzeniu klubu”. Wiedział, że nawet jeśli sama wierzyła w swoją neutralność, to świat wokół niej miał to kompletnie gdzieś. Bo w momencie, gdy ktoś taki jak Driscoll zaczął wyciągać ręce po klub, to znaczyło, że już uznał ją za część układu. A jej wola przestała mieć znaczenie.
Tym, co go naprawdę uderzyło, był brak przygotowania. Brak ochrony i zabezpieczeń. Takie rzeczy kosztowały. A bez nich była łatwym celem.
– Masz więcej szczęścia, niż rozumu – wyrwało mu się; słowa były szczere i prawdopodobnie były zbłąkaną myślą. Zaraz się zmitygował – Przepraszam. Rozważyłbym jednak zatrudnienie ochrony i spanie z bronią pod poduszką, przynajmniej dopóki nie sprzedaż klubu. Nie wszyscy uwierzą w twoje dobre zamiary, szczególnie jeśli śmierć Daniela pozostaje niewyjaśniona. Dobrze zrozumiałem?
Nie wiedział od kiedy został wujkiem dobrą radą. Nie wiedział także po co dalej prowadzi konwersacje, która niebezpiecznie przechyla szalę w kierunku poczucia troski. Nie było powodu dla którego miałby się rozczulać nad wdową, doskonale wiedzącą za kogo wychodzi za mąż i jaki będzie to miało wpływ na jej życie. A jednak jakaś jego część chciała pomóc.



Darcy Bowman

Powroty l

: pt lip 25, 2025 8:39 pm
autor: Darcy Bowman
Miała więcej szczęścia niż rozumu. Cóż… trudno było się z tym nie zgodzić. I trudno było się na to pod nosem nie uśmiechnąć. Doceniała też tą zaskakującą szczerość z ust mężczyzny. Teoretycznie mogła to uznać jako obelgę, ale nie poczuła się urażona i nie oczekiwała jego przeprosin. Nie oczekiwała też, że on albo ktokolwiek inny tak po prostu jej uwierzy.
- Przemyślę to. – nie była pewna, czy do tego wróci. Jednocześnie słowa mężczyzny prawdopodobnie utknęły w jej świadomości na dobre. Może to był właśnie powód jej bezsenności. Może gdzieś z tyłu głowy zawsze była myśl, której nawet mogła nie być świadoma… żyła w niebezpieczeństwie. Ale czy kiedyś było inaczej? Dawno temu weszła do świata, w którym nigdy nie była bezpieczna, powinna się przyzwyczaić.
- A śmierć Daniela… minął rok. Myślę, że nie ma już dzisiaj najmniejszego znaczenia. Może to był po prostu głupi wypadek? – wzruszyła lekko ramionami, ale ani trochę nie brzmiała przekonująco. Spokojnie i chłodno jak najbardziej, ale na pewno nie wierzyła we własne słowa. Takie wypadki się nie zdarzały. Jednocześnie też wstała od stolika, uznając ich rozmowę za zakończoną – Jeśli czegoś się dowiem, dam ci znać. I dziękuję, za pomoc. – dodała ciszej, jeszcze raz zatrzymując wzrok na twarzy mężczyzny. Skinęła mu lekko i nie czekając na jego odpowiedź – oddaliła się. Zniknęła za drzwiami prowadzącymi na zaplecze, gdzie musiała sobie to wszystko przemyśleć. Co powinna zrobić? Czy faktycznie powinna wreszcie zająć się porządną ochroną? Sytuacje takie jak ta zawsze wyprowadzały ją z równowagi, nawet jeśli nie dawała tego po sobie poznać. Pieprzona góra lodu.


/koniec
Patrick Voclain
a jak masz ochotę grać coś jeszcze to po prostu daj znać.