In a sky full of stars, I think I saw you
: pt lip 18, 2025 10:51 pm
Jednak chciała coś w nim dostrzec. To dobrze, zawsze to jakiś początek. Nie spodziewał się, że zacznie mu opowiadać o swoim życiu, wręcz przeciwnie. Bardziej pasowałaby do niej jakaś uszczypliwa uwaga. Ta nowa Eden chyba zbyt wiele analizowała, ale cóż, miała prawo być ostrożna. Nie widzieli się tyle lat, miał cichą nadzieję, że jej nastawienie będzie podobne, a tymczasem… No właśnie, zastanawiał się czego tak naprawdę od niej oczekiwał. Chyba chodziło o zrozumienie.
Nie przerywał jej wypowiedzi, cierpliwie czekając na to, co powie i jak będzie się zachowywać.
Wydawała się być szczera, ale też ostrożnie dobierała słowa. Nie skłamała, wyczułby to. Odpowiedziała mu po prostu dość ogólnie, ale równocześnie mógł się domyślić, co miała na myśli. Robiła coś, co sprawiało jej satysfakcję i najwyraźniej rozwinęła skrzydła, łapiąc oddech swobody, ale miał wrażenie, że było w tym coś więcej. Przyzwyczajenie mówiło coś istotnego.
- Czyli akceptujesz w pełni to, co się dzieje? Dobrze zrozumiałem? – zapytał, chcąc się upewnić, czy właściwie to odebrał. – Nie szukasz czegoś więcej? Zadowala cię to, co robisz i jak żyjesz? – siłowali się na spojrzenia, bo mężczyzna nie miał zamiaru odpuścić kontaktu wzrokowego. Tak już miał, że słuchając, uważnie patrzył na rozmówcę. Kwestia szacunku dla drugiej osoby. To zdążyła mu wpoić matka, zanim stracił swoją nauczycielkę życia bezpowrotnie.
Wdzięczność – to słowo także doskonale znał, ale czy potrafił to czuć? Zaskoczyła go kontratakiem, gdy wytknęła mu wprost, że on taki nie jest.
- Mylisz się – powiedział w końcu, udając, że ta uwaga wcale go nie dotknęła. – Jestem wdzięczny za wiele rzeczy, zaczynając od tego, że otwieram oczy każdego poranka, bo dzisiaj to nieoczywiste. Za rodzinę, która mi pozostała – a która wcale nie potrzebuje mnie tak, jak ja jej – dodał w myślach.
- Za pracę, którą mam, a o którą walczyłem cierpliwie. Za to, że na świecie pełno jest cudów, które sprawiają, że wierzę jeszcze w dobro i nawet za to, że udało nam się spotkać. Zawiodłaś się na mnie, wiem, czuję to – według niego traktowała go oschle i tak, jakby nigdy nie prowadzili rozmów od rzeczy. To jej pierwszej wyznał, że nazywano ich rodzinę terrorystami i wyśmiewano się z jego korzeni. On zawsze był z nich dumny i nawet fakt, że wzięto go do pracy bez wykształcenia, jedynie z tym, czego się sam nauczył, nie był jego słabością, przeciwnie. Mógł się czuć gorszy, ale tak nie było. Dziękował więc za to, że był kim był. Każdego dnia powtarzał sobie, że miał szczęście w życiu, bo mógł jak brat trafić do kryminału i posiedzieć za kratkami.
- Wiesz dlaczego przyszedłem? – zapytał nagle, ale nie dał jej nawet dojść do słowa. – Bo wierzyłem w to, że prawdziwe przyjaźnie są tak trwałe, że nic ich nie zniszczy. Ani czas, ani inni ludzie. Może się pomyliłem, nie wiem – powiedział ciszej i bardziej do siebie, niż do Eden.
- W każdym razie ja się cieszę, że się spotkaliśmy – dotknęło go coś, ale nie chciał tego przyznać.
Przerwali na chwilę rozmowę, gdyż przyniesiono im ich zamówienia. Cem podziękował i od razu przestawił sobie filiżankę tak, by wygodniej mu było sięgać po nią lewą ręką. Robił to odruchowo od dawna, takie małe przyzwyczajenie. I miał się zabrać za degustację ciasta, gdy Eden zaczęła analizować jego wybór. Słuchał tego i aż miał ochotę zaklaskać na koniec, ale się powstrzymał.
- Wiesz dlaczego zawsze wybieram ciasto? – postanowił ją trochę rozśmieszyć, może spuści z tego tonu nieco, bo zaczął się denerwować. – Bo nie potrafię upiec takiego w domu. I jak, lepiej ci teraz? Tak, gotować potrafię i robię to często, ale słodycze muszę kupować. Pomyślałem sobie, że to mnie trochę zapcha, a do tego poprawi humor podwójnie, ale wiesz co… - jakoś mu ochota na jedzenie odeszła i odsunął od siebie talerzyk.
- Na zdrowie – powiedział i sięgnął po saszetkę z cukrem, by chociaż kawie trochę dodać słodyczy. Nie napił się jednak, tylko bawił się łyżeczką, obracając ją w palcach.
- Vay, vay, vay… - powiedział nagle, odruchowo wtrącając zwyczajną reakcję Turków na jakieś sytuacje. – Kiedy zrobiłaś się taka wygadana, co? – zapytał szczerze zainteresowany tym tematem.
- To zdecydowanie jest dla mnie nowość, ale powiem ci, że to do ciebie pasuje – czuł, że jeśli jakimś cudem jeszcze się spotkają, będą znowu dyskutować na różne tematy.
Piękna i dość pyskata, nieźle – podsumował. Stanowiła dla niego wyzwanie, ale on je lubił i był gotów na kolejną rundę ich potyczek. Była trudna, trochę czepialska, ale chciał ją rozpracować i pokazać, że sam nie był takim skończonym dupkiem, jakim być może był w jej oczach. Nie wiedział, co czuje, czy w ogóle wyrobiła sobie zdanie jedynie z tej rozmowy czy coś gdzieś wyczytała i dopowiedziała sobie resztę. No cóż, on miał coś w tej sprawie do powiedzenia, ale wszystko zależało od niej, bo nie będzie gadać po próżnicy.
eden de poesy
Nie przerywał jej wypowiedzi, cierpliwie czekając na to, co powie i jak będzie się zachowywać.
Wydawała się być szczera, ale też ostrożnie dobierała słowa. Nie skłamała, wyczułby to. Odpowiedziała mu po prostu dość ogólnie, ale równocześnie mógł się domyślić, co miała na myśli. Robiła coś, co sprawiało jej satysfakcję i najwyraźniej rozwinęła skrzydła, łapiąc oddech swobody, ale miał wrażenie, że było w tym coś więcej. Przyzwyczajenie mówiło coś istotnego.
- Czyli akceptujesz w pełni to, co się dzieje? Dobrze zrozumiałem? – zapytał, chcąc się upewnić, czy właściwie to odebrał. – Nie szukasz czegoś więcej? Zadowala cię to, co robisz i jak żyjesz? – siłowali się na spojrzenia, bo mężczyzna nie miał zamiaru odpuścić kontaktu wzrokowego. Tak już miał, że słuchając, uważnie patrzył na rozmówcę. Kwestia szacunku dla drugiej osoby. To zdążyła mu wpoić matka, zanim stracił swoją nauczycielkę życia bezpowrotnie.
Wdzięczność – to słowo także doskonale znał, ale czy potrafił to czuć? Zaskoczyła go kontratakiem, gdy wytknęła mu wprost, że on taki nie jest.
- Mylisz się – powiedział w końcu, udając, że ta uwaga wcale go nie dotknęła. – Jestem wdzięczny za wiele rzeczy, zaczynając od tego, że otwieram oczy każdego poranka, bo dzisiaj to nieoczywiste. Za rodzinę, która mi pozostała – a która wcale nie potrzebuje mnie tak, jak ja jej – dodał w myślach.
- Za pracę, którą mam, a o którą walczyłem cierpliwie. Za to, że na świecie pełno jest cudów, które sprawiają, że wierzę jeszcze w dobro i nawet za to, że udało nam się spotkać. Zawiodłaś się na mnie, wiem, czuję to – według niego traktowała go oschle i tak, jakby nigdy nie prowadzili rozmów od rzeczy. To jej pierwszej wyznał, że nazywano ich rodzinę terrorystami i wyśmiewano się z jego korzeni. On zawsze był z nich dumny i nawet fakt, że wzięto go do pracy bez wykształcenia, jedynie z tym, czego się sam nauczył, nie był jego słabością, przeciwnie. Mógł się czuć gorszy, ale tak nie było. Dziękował więc za to, że był kim był. Każdego dnia powtarzał sobie, że miał szczęście w życiu, bo mógł jak brat trafić do kryminału i posiedzieć za kratkami.
- Wiesz dlaczego przyszedłem? – zapytał nagle, ale nie dał jej nawet dojść do słowa. – Bo wierzyłem w to, że prawdziwe przyjaźnie są tak trwałe, że nic ich nie zniszczy. Ani czas, ani inni ludzie. Może się pomyliłem, nie wiem – powiedział ciszej i bardziej do siebie, niż do Eden.
- W każdym razie ja się cieszę, że się spotkaliśmy – dotknęło go coś, ale nie chciał tego przyznać.
Przerwali na chwilę rozmowę, gdyż przyniesiono im ich zamówienia. Cem podziękował i od razu przestawił sobie filiżankę tak, by wygodniej mu było sięgać po nią lewą ręką. Robił to odruchowo od dawna, takie małe przyzwyczajenie. I miał się zabrać za degustację ciasta, gdy Eden zaczęła analizować jego wybór. Słuchał tego i aż miał ochotę zaklaskać na koniec, ale się powstrzymał.
- Wiesz dlaczego zawsze wybieram ciasto? – postanowił ją trochę rozśmieszyć, może spuści z tego tonu nieco, bo zaczął się denerwować. – Bo nie potrafię upiec takiego w domu. I jak, lepiej ci teraz? Tak, gotować potrafię i robię to często, ale słodycze muszę kupować. Pomyślałem sobie, że to mnie trochę zapcha, a do tego poprawi humor podwójnie, ale wiesz co… - jakoś mu ochota na jedzenie odeszła i odsunął od siebie talerzyk.
- Na zdrowie – powiedział i sięgnął po saszetkę z cukrem, by chociaż kawie trochę dodać słodyczy. Nie napił się jednak, tylko bawił się łyżeczką, obracając ją w palcach.
- Vay, vay, vay… - powiedział nagle, odruchowo wtrącając zwyczajną reakcję Turków na jakieś sytuacje. – Kiedy zrobiłaś się taka wygadana, co? – zapytał szczerze zainteresowany tym tematem.
- To zdecydowanie jest dla mnie nowość, ale powiem ci, że to do ciebie pasuje – czuł, że jeśli jakimś cudem jeszcze się spotkają, będą znowu dyskutować na różne tematy.
Piękna i dość pyskata, nieźle – podsumował. Stanowiła dla niego wyzwanie, ale on je lubił i był gotów na kolejną rundę ich potyczek. Była trudna, trochę czepialska, ale chciał ją rozpracować i pokazać, że sam nie był takim skończonym dupkiem, jakim być może był w jej oczach. Nie wiedział, co czuje, czy w ogóle wyrobiła sobie zdanie jedynie z tej rozmowy czy coś gdzieś wyczytała i dopowiedziała sobie resztę. No cóż, on miał coś w tej sprawie do powiedzenia, ale wszystko zależało od niej, bo nie będzie gadać po próżnicy.
eden de poesy