salsa con el diablo en Medellín
: ndz lis 23, 2025 8:35 pm
Zdecydowanie zrobiła na nim wrażenie tym rzutem, bo ten Madoxa był przecież tak kiepski, niewymierzony, a przede wszystkim, to włożył w niego za dużo siły. Ale on w ogóle nie miał wyczucia, i teraz kiedy ją do siebie przyciągnął, to może też go nie miał, bo przycisnął ją do siebie mocno, tak, że z powodzeniem mogła poczuć jak ta jego duża, ozdobna klamra od paska wbija się w jej ciało. A serce znowu rwie się do niej w piersi jak szalone, kiedy te jego ciemne oczy wpatrzone były znów intensywnie w jej, piękne, brązowe, błyszczące, chociaż w tych jego też pojawiły się iskry, kiedy tylko powiedziała o tym strzelaniu, uniósł jedną brew.
- Chciałbym to zobaczyć... Ja akurat strzelam... źle - powiedział i wywrócił oczami, bo coś w tym było, jeszcze jak trzeba było chwycić za bron i jebnąć na odpierdol się, bo liczył się refleks, to on go miał, gorzej było z jakimś wycelowaniem, z jakimś wyczekaniem odpowiedniego momentu. Teraz też nie umiał go doczekać, bo już spuścił głowę, żeby zaczepić zębami za jej ucha, przejechać językiem po szyi i ugryźć w ramię.
- Ale może moja nowa dziewczyna mnie w tym trochę podszkoli... - mruknął w jej ramię, z którego już ściągał zębami cienkie ramiączko sukienki. Chociaż może nie powinien o niej mówić jak o swojej dziewczynie? Przecież nie było tutaj nikogo, przed kim musieli udawać parę, ale może... on właśnie chciał? I chciał jej też o tej Kolumbii opowiadać, pokazać jej trochę tego dzikiego świata, z tym regionalnym alkoholem, potrawami, zwierzętami i nawet drzewami. Zdecydowanie innymi niż w Toronto. Bardziej dzikimi.
Tak jak dziki był też ten kolejny pocałunek. O smaku anyżu i krwi, kiedy Madox znowu przygryzł jej wargę mocniej niż powinien, ale on zawsze robił wszystko mocniej, bardziej. Oni oboje tak działali, intensyfikowali każde doznanie, do bólu, i do tej przyjemności, którą czuć było w każdej komórce ciała. W drżeniu mięśni, w westchnieniu wyrywającym się z samego dna płuc.
Kiedy znalazł się między jej gorącymi udami to czuł, że tu jest jego miejsce, tutaj chciał być, chociaż kurwa, on chciał być wszędzie, w niej, przy niej, chciał ją czuć każdym centymetrem ciała, które było tak bardzo jej spragnione. I w tym całym chaosie, który teraz miał w głowie Madox, kiedy te jego dłonie tak sunęły po jej rozgrzanym ciele gorączkowo, przyciągnął ją do siebie. A później ją przerzucił, zmiana perspektywy, chociaż wcale nie na gorszą. I może tylko pozornie taką, w której to ona miała kontrolę, bo zaraz Madox zacisnął palce na jej pośladkach, wbił je w miękką skórę i przyciągnął do siebie mocno, że sprzączka jego paska wbiła się w jej podbrzusze.
Chociaż... było mu wszystko jedno, bo z Pilar nie było jakiejś walki o kontrolę, bo oni szli ramię w ramię, oddając sobie każdy zmysłowy pocałunek, każdy dziki zryw, każdy ból i każdą przyjemność. Oddając sobie nawzajem te szybko bijące serca. Które Madox poczuł, gdy już zdjął z niej tę sukienkę, poczuł pod palcami jej serce, gdy ręce mocno zacisnął na jej żebrach przysuwając ją jeszcze do siebie, jakby to było możliwe.
- Me gusta cuando eres tan salvaje - lubię kiedy jesteś taka dzika, odpowiedział, kiedy stwierdziła, że ona woli rozrywać, i mogła mu tę koszulę nawet porwać w strzępy, nie obchodziło go to, ani to że nawet nie należała do niego, koszula, bo Pilar należała. A kiedy szarpnęła te guziki, to jego klatka piersiowa chodziła niespokojnie w tym przyspieszonym oddechu, gdy tylko oswobodziła go z tej koszuli, zsunęła ją z jego ramion, to chociaż te jej usta i zęby wędrujące w dół po jego torsie, działały na niego kurewsko dobrze, to musiał, po prostu musiał, sięgnąć ręką do jej podbródka. Zacisnął kciuk i palec wskazując na jej żuchwie, żeby podniosła głowę, i musiał znowu wpić się w te jej pełne wargi, przy okazji przyciągając ją do siebie tak mocno, żeby poczuć ją na tych wszystkich tatuażach, żeby ich gorące ciała przywarły do siebie, skóra przy skórze, serce, przy sercu i tylko te jego medaliki wbijały się w jej pierś, w jego klatę, objął ją ramieniem. Podciągnął na swoich biodrach, już chciał być w niej. Musiała to czuć. Czuła to rytmicznie poruszając na nim nim biodrami.
Pilar Stewart
- Chciałbym to zobaczyć... Ja akurat strzelam... źle - powiedział i wywrócił oczami, bo coś w tym było, jeszcze jak trzeba było chwycić za bron i jebnąć na odpierdol się, bo liczył się refleks, to on go miał, gorzej było z jakimś wycelowaniem, z jakimś wyczekaniem odpowiedniego momentu. Teraz też nie umiał go doczekać, bo już spuścił głowę, żeby zaczepić zębami za jej ucha, przejechać językiem po szyi i ugryźć w ramię.
- Ale może moja nowa dziewczyna mnie w tym trochę podszkoli... - mruknął w jej ramię, z którego już ściągał zębami cienkie ramiączko sukienki. Chociaż może nie powinien o niej mówić jak o swojej dziewczynie? Przecież nie było tutaj nikogo, przed kim musieli udawać parę, ale może... on właśnie chciał? I chciał jej też o tej Kolumbii opowiadać, pokazać jej trochę tego dzikiego świata, z tym regionalnym alkoholem, potrawami, zwierzętami i nawet drzewami. Zdecydowanie innymi niż w Toronto. Bardziej dzikimi.
Tak jak dziki był też ten kolejny pocałunek. O smaku anyżu i krwi, kiedy Madox znowu przygryzł jej wargę mocniej niż powinien, ale on zawsze robił wszystko mocniej, bardziej. Oni oboje tak działali, intensyfikowali każde doznanie, do bólu, i do tej przyjemności, którą czuć było w każdej komórce ciała. W drżeniu mięśni, w westchnieniu wyrywającym się z samego dna płuc.
Kiedy znalazł się między jej gorącymi udami to czuł, że tu jest jego miejsce, tutaj chciał być, chociaż kurwa, on chciał być wszędzie, w niej, przy niej, chciał ją czuć każdym centymetrem ciała, które było tak bardzo jej spragnione. I w tym całym chaosie, który teraz miał w głowie Madox, kiedy te jego dłonie tak sunęły po jej rozgrzanym ciele gorączkowo, przyciągnął ją do siebie. A później ją przerzucił, zmiana perspektywy, chociaż wcale nie na gorszą. I może tylko pozornie taką, w której to ona miała kontrolę, bo zaraz Madox zacisnął palce na jej pośladkach, wbił je w miękką skórę i przyciągnął do siebie mocno, że sprzączka jego paska wbiła się w jej podbrzusze.
Chociaż... było mu wszystko jedno, bo z Pilar nie było jakiejś walki o kontrolę, bo oni szli ramię w ramię, oddając sobie każdy zmysłowy pocałunek, każdy dziki zryw, każdy ból i każdą przyjemność. Oddając sobie nawzajem te szybko bijące serca. Które Madox poczuł, gdy już zdjął z niej tę sukienkę, poczuł pod palcami jej serce, gdy ręce mocno zacisnął na jej żebrach przysuwając ją jeszcze do siebie, jakby to było możliwe.
- Me gusta cuando eres tan salvaje - lubię kiedy jesteś taka dzika, odpowiedział, kiedy stwierdziła, że ona woli rozrywać, i mogła mu tę koszulę nawet porwać w strzępy, nie obchodziło go to, ani to że nawet nie należała do niego, koszula, bo Pilar należała. A kiedy szarpnęła te guziki, to jego klatka piersiowa chodziła niespokojnie w tym przyspieszonym oddechu, gdy tylko oswobodziła go z tej koszuli, zsunęła ją z jego ramion, to chociaż te jej usta i zęby wędrujące w dół po jego torsie, działały na niego kurewsko dobrze, to musiał, po prostu musiał, sięgnąć ręką do jej podbródka. Zacisnął kciuk i palec wskazując na jej żuchwie, żeby podniosła głowę, i musiał znowu wpić się w te jej pełne wargi, przy okazji przyciągając ją do siebie tak mocno, żeby poczuć ją na tych wszystkich tatuażach, żeby ich gorące ciała przywarły do siebie, skóra przy skórze, serce, przy sercu i tylko te jego medaliki wbijały się w jej pierś, w jego klatę, objął ją ramieniem. Podciągnął na swoich biodrach, już chciał być w niej. Musiała to czuć. Czuła to rytmicznie poruszając na nim nim biodrami.
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
Pilar Stewart