salsa con el diablo en Medellín
: śr lis 26, 2025 4:55 pm
Jeśli Pilar nauczyłaby się gotować, chociażby jedno z tych wybornych dań, to Madox mógłby się poświęcić, nawet mógłby się jeszcze raz podłożyć pod jakąś złotą tacę! Zostać tu na kolejne trzy dni, wstąpić do gangu i zatłuc Rosę. Mógłby, gdyby nauczyła się gotować chociaż te pyszne empanady. Ale to było jakieś takie nieprawdopodobne, jak na przykład to, że on ugotowałby chociażby kaszkę kukurydzianą nie paląc przy tym garnka i nie kończąc z gaśnicą w ręce. Bo tak to się już kilka razy skończyło. Dlatego Madox nie gotował kaszy kukurydzianej... nie dlatego, że była ohydna.
Ich pokój wyglądał jak pobojowisko, kiedy się z niego wyprowadzili i ta biedna gosposia Bertha przeżegnała się, kiedy mijali ją w drzwiach pytając czy już może tam posprzątać, bo Madox jej wiecznie mówił, żeby nic nie ruszała. I on jej już powiedział, że tak, ale wtedy mu się coś przypomniało i jeszcze wpadł do tego pokoju, żeby z żyrandola, ładnego, z takimi kryształkami, ściągnąć ten porwany stanik Pilar, który miał sobie wziąć na pamiątkę, bo kiedy on wpadł do pokoju i zobaczył te trzydzieści nieodebranych połączeń od Maddie, to go w złości tam wyjebał i wszystko z kieszeni wyrzucał gdzie popadnie, szukając papierosów, których finalnie nie znalazł i tak. Machnął tym czerwonym koronkowym biustonoszem przed twarzą Berthy i rzucił, że już teraz można, a ona pokręciła tylko głową.
Kiedy Madox i Pilar schodzili na dół, to jeszcze dyskutowali na temat tego, że do sukienki, to on mógłby jej jeszcze kupić jakąś bieliznę, ale kiedy wsiedli do samochodu, a Dolores zapytała Madox co to są stringi, to temat magicznie się urwał. I zmienił o sto osiemdziesiąt stopni, bo już sobie gadali o różowej sukience małej Dolores i jej wianku.
Nie wiedzieć czemu Dolores, to sobie upodobała Madoxa, może dlatego, że on jej gadał takie głupoty? I po tym szpitalu to on ją musiał prowadzić za rękę, on i Pilar, bo Dolores szła między nimi i oni co pięć kroków musieli jeszcze ją łapać kiedy się wieszała, na ich rękach, aż w końcu Noriega wziął ją na ręce. Tylko, że wtedy ta pielęgniarka zapytała o szyję Pilar, a Madox jednocześnie uszczypnął Stewart, a zaraz musiał też tłumaczyć Dolores, że ciocia Pilar nie jest chora.
Bo to Madox chyba był jakiś chory.
- Może powinnaś założyć golf... - mruknął gdzieś po drodze Stewart do ucha, kiedy już siedziała mu na kolanach w tej salce. A potem zanim się obejrzał, to Madox już trzymał to dzieciątko, i kiedy Pilar tak powiedziała, że mu to pasuje, to podniósł głowę, żeby spojrzeć na nią krzywo. Bo Madox to nawet nie lubił dzieci. Ale one lubiły jego. Może dlatego, że on sam był jak ten dzieciak?
No ale przede wszystkim, to on chyba czuł, że zaraz się zacznie koncert życzeń. I zaczął się, ślub, dziecko, dom w Kolumbii, a drugi w Toronto, żeby Marie mogła do nich jeździć. No i jeszcze koniecznie Madox miał kupić kucyka, żeby znowu na nim mogła jeździć Dolores, która mimo tych swoich pięciu lat to tak potrafiła te wszystkie ciotki przekrzyczeć, że to aż było straszne i Noriega od razu sobie pomyślał, że kiedyś to ona będzie tu wszystkich ustawiać, jak ciotka Katherina.
Która właśnie instruowała Pilar jak ma to dzieciątko przytrzymać i Madox tak się zapatrzył, że kąciki jego ust uniosły się ku górze, już miał powiedzieć, że jej też to pasuje, ale wtedy ta mała się porzygała, co wszyscy odebrali jako jakiś cud, a Noriega tylko parsknął śmiechem. Bo tyle się tutaj wydarzyło, że to aż było dziwne, że nikt jeszcze się z tego wszystkiego nie porzygał. No i w końcu to się stało.
- Dzikuski - wtrącił Madox odnośnie tego jakie są Pilar, ale to podłapała Dolores, która wyszczerzyła zęby i powiedziała, że ona jest dzikusek. A Madox znowu się zaśmiał, szczerze, a po chwili to on już się z tą małą Dolores ganiał po tej sali, co zaowocowało tym, że wywalili jakiś stoliczek na kółkach z narzędziami, więc zaraz oboje udawali, że nic się nie stało.
- Ona powinna mieć na imię Pilar - wtrącił Madox znowu trzymając na ramieniu Dolores, poczochrał jej włosy, kiedy sadzał ją obok Glorii, kiedy ona tak dziękowała na swój sposób Pilar za to co zrobiła, bo chyba o to jej właśnie chodziło. Ciemne oczy Madoxa od razu odszukały tych pięknych, brązowych Pilar.
- I skromne... Za skromne - mruknął tak odnośnie tego jakie są Pilar, a wtedy znowu podłapała to Dolores - i piękne! - a Madox aż się uśmiechnął szeroko - najpiękniejsze! - dodał. I chociaż to pewnie mogłoby trwać w najlepsze, a Madox mógłby jeszcze po drodze pewnie rozwalić nieumyślnie jakąś aparaturę, to oni już naprawdę musieli się zbierać. Pożegnali się ze wszystkimi po kolei, wszystkich po kolei Madox zaprosił do Kanady, i każdemu z osobna odpowiedział, że na ślub muszą jeszcze zaczekać, bo najpierw to on musi odłożyć pieniądze na tego kucyka. Dolores chciała jechać z nimi, ale na szczęście Gloria powiedziała, żeby teraz ona przywitała się ze swoją nową siostrzyczką i to ją przekonało. Marie i Tio zaoferowali się, że ich odstawią. Marie całą drogę dziękowała jeszcze Pilar, a Tio za to opowiadał Madoxowi o tym co planuje teraz po ślubie, o jakimś domku na wzgórzu, o dzieciach, tylko, że Noriega to go w ogóle nie słuchał, bo on tylko patrzył na Pilar.
- No... miałem na sylwestra trochę inne plany - mruknął Madox, oczywiście kłamał, bo jego plany to były takie jak co roku... Emptiness. Ale Marie od razu zasłoniła twarz dłońmi.
- I wtedy się wreszcie oświadczysz Pilar?! - pisnęła - czy już to zrobiłeś? Pilar pokaż rękę - i zaczęła szarpać Pilar za rękę, a że nie zobaczyła pierścionka z diamentem, to aż pokręciła głową i zaczęła nawijać, że to nic, że oni z Tio przecież mogą przy tym być, bo teraz są rodziną. Nawijała całą drogę aż do bramek. I już nawet zaplanowała im cały tydzień, kiedy oni tam przylecą do Toronto, zamieszkają w tym ich pięknym i przytulnym, mieszkaniu, a wszystko się skończy zaręczynami. Bo Madox w międzyczasie rzucił jeszcze, że to mieszkanie to mają przytulne. Może chociaż Pilar było, bo jego to było średnio...
W końcu jednak pożegnali się, Marie się popłakała, a Ticiano wcisnął Madoxowi do kieszeni piersiówkę, żeby sobie jeszcze walnęli coś mocniejszego przed startem. I poszli na odprawę, Madox objął Pilar ramieniem, korzystając z okazji, że tutaj przecież jeszcze mógł.
- Ja pierdolę, mam nadzieję, że jednak nie przylecą... Marie by nas zamęczyła - stwierdził, a później pokazał Stewart swój telefon i te ich bilety - zobacz, jakieś dziwne miejsca nam dali... Myślisz, że to dlatego, że tak odwalaliśmy? Na skrzydle, czy coś? - zapytał, ale zanim Pilar zdążyła się przyjrzeć, to zadzwonił mu telefon i to wreszcie była Maddie. Więc Madox odszedł na bok z nią porozmawiać, a zanim ona mu to wszystko nakreśliła, to oni już musieli wsiadać do samolotu. A później to już wyłączać telefony, więc Madox coś tam wiedział, ale nie do końca, ale najprawdopodobniej w to wszystko był jeszcze zamieszany Nick Dalton, bo jego nazwisko padło.
I kiedy oni szukali tych swoich miejsc, to znowu się okazało, że dostali je w pierwszej klasie, a do tego z open barem, a nawet jakimś koszem prezentowym od linii lotniczych, bo przecież ich podróż przebiegła niekomfortowo, a takie rzeczy się tutaj nie dzieją i coś tam. Ta szefowa stewardess zaczęła się im tłumaczyć, ale Madox jakoś nie wiedział, czy to ta sama co poprzednio, czy inna, więc tylko w międzyczasie zapytał o te pyszne orzeszki, czy mogą je dostać. Dostali po dwie paczki nawet. I zanim się obejrzeli, to oni już znowu siedzieli w tych wygodnych fotelach z masażem i jeszcze ostatni raz mogli spojrzeć na to piękne, dzikie Medellin, przez to małe okienko w samolocie...
Pilar Stewart
Ich pokój wyglądał jak pobojowisko, kiedy się z niego wyprowadzili i ta biedna gosposia Bertha przeżegnała się, kiedy mijali ją w drzwiach pytając czy już może tam posprzątać, bo Madox jej wiecznie mówił, żeby nic nie ruszała. I on jej już powiedział, że tak, ale wtedy mu się coś przypomniało i jeszcze wpadł do tego pokoju, żeby z żyrandola, ładnego, z takimi kryształkami, ściągnąć ten porwany stanik Pilar, który miał sobie wziąć na pamiątkę, bo kiedy on wpadł do pokoju i zobaczył te trzydzieści nieodebranych połączeń od Maddie, to go w złości tam wyjebał i wszystko z kieszeni wyrzucał gdzie popadnie, szukając papierosów, których finalnie nie znalazł i tak. Machnął tym czerwonym koronkowym biustonoszem przed twarzą Berthy i rzucił, że już teraz można, a ona pokręciła tylko głową.
Kiedy Madox i Pilar schodzili na dół, to jeszcze dyskutowali na temat tego, że do sukienki, to on mógłby jej jeszcze kupić jakąś bieliznę, ale kiedy wsiedli do samochodu, a Dolores zapytała Madox co to są stringi, to temat magicznie się urwał. I zmienił o sto osiemdziesiąt stopni, bo już sobie gadali o różowej sukience małej Dolores i jej wianku.
Nie wiedzieć czemu Dolores, to sobie upodobała Madoxa, może dlatego, że on jej gadał takie głupoty? I po tym szpitalu to on ją musiał prowadzić za rękę, on i Pilar, bo Dolores szła między nimi i oni co pięć kroków musieli jeszcze ją łapać kiedy się wieszała, na ich rękach, aż w końcu Noriega wziął ją na ręce. Tylko, że wtedy ta pielęgniarka zapytała o szyję Pilar, a Madox jednocześnie uszczypnął Stewart, a zaraz musiał też tłumaczyć Dolores, że ciocia Pilar nie jest chora.
Bo to Madox chyba był jakiś chory.
- Może powinnaś założyć golf... - mruknął gdzieś po drodze Stewart do ucha, kiedy już siedziała mu na kolanach w tej salce. A potem zanim się obejrzał, to Madox już trzymał to dzieciątko, i kiedy Pilar tak powiedziała, że mu to pasuje, to podniósł głowę, żeby spojrzeć na nią krzywo. Bo Madox to nawet nie lubił dzieci. Ale one lubiły jego. Może dlatego, że on sam był jak ten dzieciak?
No ale przede wszystkim, to on chyba czuł, że zaraz się zacznie koncert życzeń. I zaczął się, ślub, dziecko, dom w Kolumbii, a drugi w Toronto, żeby Marie mogła do nich jeździć. No i jeszcze koniecznie Madox miał kupić kucyka, żeby znowu na nim mogła jeździć Dolores, która mimo tych swoich pięciu lat to tak potrafiła te wszystkie ciotki przekrzyczeć, że to aż było straszne i Noriega od razu sobie pomyślał, że kiedyś to ona będzie tu wszystkich ustawiać, jak ciotka Katherina.
Która właśnie instruowała Pilar jak ma to dzieciątko przytrzymać i Madox tak się zapatrzył, że kąciki jego ust uniosły się ku górze, już miał powiedzieć, że jej też to pasuje, ale wtedy ta mała się porzygała, co wszyscy odebrali jako jakiś cud, a Noriega tylko parsknął śmiechem. Bo tyle się tutaj wydarzyło, że to aż było dziwne, że nikt jeszcze się z tego wszystkiego nie porzygał. No i w końcu to się stało.
- Dzikuski - wtrącił Madox odnośnie tego jakie są Pilar, ale to podłapała Dolores, która wyszczerzyła zęby i powiedziała, że ona jest dzikusek. A Madox znowu się zaśmiał, szczerze, a po chwili to on już się z tą małą Dolores ganiał po tej sali, co zaowocowało tym, że wywalili jakiś stoliczek na kółkach z narzędziami, więc zaraz oboje udawali, że nic się nie stało.
- Ona powinna mieć na imię Pilar - wtrącił Madox znowu trzymając na ramieniu Dolores, poczochrał jej włosy, kiedy sadzał ją obok Glorii, kiedy ona tak dziękowała na swój sposób Pilar za to co zrobiła, bo chyba o to jej właśnie chodziło. Ciemne oczy Madoxa od razu odszukały tych pięknych, brązowych Pilar.
- I skromne... Za skromne - mruknął tak odnośnie tego jakie są Pilar, a wtedy znowu podłapała to Dolores - i piękne! - a Madox aż się uśmiechnął szeroko - najpiękniejsze! - dodał. I chociaż to pewnie mogłoby trwać w najlepsze, a Madox mógłby jeszcze po drodze pewnie rozwalić nieumyślnie jakąś aparaturę, to oni już naprawdę musieli się zbierać. Pożegnali się ze wszystkimi po kolei, wszystkich po kolei Madox zaprosił do Kanady, i każdemu z osobna odpowiedział, że na ślub muszą jeszcze zaczekać, bo najpierw to on musi odłożyć pieniądze na tego kucyka. Dolores chciała jechać z nimi, ale na szczęście Gloria powiedziała, żeby teraz ona przywitała się ze swoją nową siostrzyczką i to ją przekonało. Marie i Tio zaoferowali się, że ich odstawią. Marie całą drogę dziękowała jeszcze Pilar, a Tio za to opowiadał Madoxowi o tym co planuje teraz po ślubie, o jakimś domku na wzgórzu, o dzieciach, tylko, że Noriega to go w ogóle nie słuchał, bo on tylko patrzył na Pilar.
- No... miałem na sylwestra trochę inne plany - mruknął Madox, oczywiście kłamał, bo jego plany to były takie jak co roku... Emptiness. Ale Marie od razu zasłoniła twarz dłońmi.
- I wtedy się wreszcie oświadczysz Pilar?! - pisnęła - czy już to zrobiłeś? Pilar pokaż rękę - i zaczęła szarpać Pilar za rękę, a że nie zobaczyła pierścionka z diamentem, to aż pokręciła głową i zaczęła nawijać, że to nic, że oni z Tio przecież mogą przy tym być, bo teraz są rodziną. Nawijała całą drogę aż do bramek. I już nawet zaplanowała im cały tydzień, kiedy oni tam przylecą do Toronto, zamieszkają w tym ich pięknym i przytulnym, mieszkaniu, a wszystko się skończy zaręczynami. Bo Madox w międzyczasie rzucił jeszcze, że to mieszkanie to mają przytulne. Może chociaż Pilar było, bo jego to było średnio...
W końcu jednak pożegnali się, Marie się popłakała, a Ticiano wcisnął Madoxowi do kieszeni piersiówkę, żeby sobie jeszcze walnęli coś mocniejszego przed startem. I poszli na odprawę, Madox objął Pilar ramieniem, korzystając z okazji, że tutaj przecież jeszcze mógł.
- Ja pierdolę, mam nadzieję, że jednak nie przylecą... Marie by nas zamęczyła - stwierdził, a później pokazał Stewart swój telefon i te ich bilety - zobacz, jakieś dziwne miejsca nam dali... Myślisz, że to dlatego, że tak odwalaliśmy? Na skrzydle, czy coś? - zapytał, ale zanim Pilar zdążyła się przyjrzeć, to zadzwonił mu telefon i to wreszcie była Maddie. Więc Madox odszedł na bok z nią porozmawiać, a zanim ona mu to wszystko nakreśliła, to oni już musieli wsiadać do samolotu. A później to już wyłączać telefony, więc Madox coś tam wiedział, ale nie do końca, ale najprawdopodobniej w to wszystko był jeszcze zamieszany Nick Dalton, bo jego nazwisko padło.
I kiedy oni szukali tych swoich miejsc, to znowu się okazało, że dostali je w pierwszej klasie, a do tego z open barem, a nawet jakimś koszem prezentowym od linii lotniczych, bo przecież ich podróż przebiegła niekomfortowo, a takie rzeczy się tutaj nie dzieją i coś tam. Ta szefowa stewardess zaczęła się im tłumaczyć, ale Madox jakoś nie wiedział, czy to ta sama co poprzednio, czy inna, więc tylko w międzyczasie zapytał o te pyszne orzeszki, czy mogą je dostać. Dostali po dwie paczki nawet. I zanim się obejrzeli, to oni już znowu siedzieli w tych wygodnych fotelach z masażem i jeszcze ostatni raz mogli spojrzeć na to piękne, dzikie Medellin, przez to małe okienko w samolocie...
Pilar Stewart