pathetic
: czw sie 21, 2025 8:44 pm
Miles W. Waits
— Jezu — parsknęła śmiechem, tak że prawie łzy jej poleciały. Nie spodziewała się po sobie aż takiej reakcji. W głowie wyobraziła sobie Milesa w dosyć skąpym przebraniu, tańczącym do tej piosenki. Teraz tej wizji nie będzie w stanie wyrzucić ze swojej głowy zbyt łatwo. — wyobraziłam to sobie, ale w trochę ładniejszym outficie — mówiła przez śmiech, próbując się opanować. Cokolwiek miałaby mu teraz powiedzieć, cieszyła się jedynie. Z tego że ktoś potrafił rozchmurzyć ją, nieważne co by się działo. Pod tym względem Miles miał pewien rodzaj uprzywilejowania, którego nikt poza nim nie miał. Mogła na niego liczyć, nawet w najciemniejsze dni. To on pokazywał jej, że powinna zapalić światło.
Słuchała go uważnie. Momentami obawiała się tej rozmowy. Co mogłaby mu więcej powiedzieć? Zamiast tego wpatrywała się w niego swoimi maślanymi oczami. Niczym kot proszący o dodatkową porcję saszety. Cokolwiek do niej mówił, trafiało to wprost do jej serca. Teraz mogłaby zacząć przeklinać Marcie. Po co ona jej naopowiadała? Teraz tylko siedziało jej to w głowie.
— Tak — przytaknęła głową, nie roztrząsając tego faktu — będę z Tobą rozmawiała, a jeśli przestanę, to powiem Ci dlaczego. Byle byś mnie nie zranił Miles — stwierdziła finalnie, wpatrując się w niego badawczym wzrokiem. Coś musiało siedzieć za wypowiadanymi przez niego słowami. Nie była w stanie tylko odgadnąć co konkretnie. Bała się dopytywać. Czuła, że weszłaby wtedy na grząski teren, którego wolałaby uniknąć. Czasem łatwiej niż myślimy, można zranić drugiego człowieka. Nie trzeba się nad tym zbytnio zastanawiać. Jedno słowo wypowiedziane w złej atmosferze, potrafiło zepsuć cały wieczór.
— Nie musiałeś — powiedziała miękkim tone, marszcząc przy tym brwi — chociaż może powinnam Ci pogratulować? Wstąpiłeś do nowego etapu życia, gratulacje — zaśmiała się delikatnie. Próbowała zmiękczyć poważną atmosferę, która wtargnęła do nich tego wieczoru. Decyzje podejmowane przez niego, wydawały się dla niej prawie niemożliwe do zrobienia. Dalej miała zapisanych swoich byłych. Chociaż gdyby ktoś ich poszukiwał, znalazłyby się tam nazwy pt. palant, który złamał mi serce. Nawet nie musiała się zastanawiać, co robił, doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
— To czas zainwestować w walutę kanapkową, o ile dalej będziesz moim dostawcą — rzuciła poważnym, biznesowym tonem, unosząc oba kąciki swoich ust od razu do góry. Życie z Waitsem wydawało się takie proste. Nie potrzebowała udawać barmanki wyższych sfer, czy mówić biologicznym językiem. Była po prostu Cece.
— Ale za jedzenie rachunków nie opłacisz, chyba że otworzysz własną restaurację — szybko zwróciła mu uwagę, pokazując przy tym język. Poniekąd stworzyła już całą wielką jadłodajnię, sprezentowaną tylko dla jednej osoby. Specjalnie dla niego. Uniosła delikatnie kąciki swoich ust. Jakikolwiek kredyt miałaby brać, by zaspokoić jego potrzeby, chyba było warto?
— Wtedy powiem, za mundurem panny sznurem — i puściła kolejną salwę śmiechu. Nie potrafiła być przy nim poważna. Odprężały ją te wspólne momenty. Nikt nie byłby w stanie ich im zabrać. Chociaż przyszło jej do głowy, jak Miles wyglądał w mundurze. Z pewnością dobrze. Nie miała ku temu żadnych wątpliwości tylko... czy w jej przypadku to przysłowie by podziałało? Nie miała zielonego pojęcia.
— Ejejej, ale nie jestem skrzatem domowym do prania Ci skarpetek — zwróciła mu szybko uwagę, finalnie uśmiechając się szeroko. Może i była niska, ale miała w sobie dziwną iskrę, której nie dało się ukryć. Była wolnym skrzatem, niczym sam Zgredek — ale wtedy nie byłoby tak świeże jak moje — zwróciła mu uwagę, wytykając niemalże od razu język — hipogryfa chcesz jeść? Sumienia nie masz! To prawie jak jedzenie psa, lub kota — zwróciła uwagę zbulwersowana. Hipogryfy były majestatycznymi zwierzętami, a ona uwielbiała Hardodzioba. Cały ten wątek był dla niej przemagiczny. Może też dlatego, że miała wielką słabość to każdego zwierzaka na całej kuli ziemskiej? Cokolwiek miałoby się wydarzyć, im ufała najbardziej.
I wtedy atmosfera całej rozmowy wydawała się zmienić kąt o sto osiemdziesiąt stopni. Dziwne napięcie zapadło między nimi, takie które było nie poruszane przez cały czas, kiedy się znali. Trudno było wytłumaczyć to, co dokładnie teraz działo się w jej sercu. Zaczęła analizować słowa Milesa. Sama wyprostowała się do siadu, wpatrując się w niego wielkimi oczami. To co mówił bardzo zmieniłoby cały przebieg ich relacji, mimowolnie zaczęła przegryzać dolną wargę. Tak jakby cały alkohol, który miała w sobie, nagle z niej odleciał.
— No to... — zaczęła niepewnym głosem. Gdy już raz przejdzie przez tę granicę, nie będzie odwrotu. Doskonale zdawała sobie sprawę. Igrała z ogniem. Miles nie tak dawno miał jeszcze żonę, wczoraj u niego była, a jednak z dziwną łatwością powiedziała — pójdźmy razem na randkę i spróbujmy... być szczęśliwi? — nie miała zielonego pojęcia, kiedy dokładnie jej wzrok spadł na jego usta. Nawet nie była w stanie tego skontrolować. Chcąc, lub nie, już przekraczała granicę bycia tylko sąsiadami.
— Jezu — parsknęła śmiechem, tak że prawie łzy jej poleciały. Nie spodziewała się po sobie aż takiej reakcji. W głowie wyobraziła sobie Milesa w dosyć skąpym przebraniu, tańczącym do tej piosenki. Teraz tej wizji nie będzie w stanie wyrzucić ze swojej głowy zbyt łatwo. — wyobraziłam to sobie, ale w trochę ładniejszym outficie — mówiła przez śmiech, próbując się opanować. Cokolwiek miałaby mu teraz powiedzieć, cieszyła się jedynie. Z tego że ktoś potrafił rozchmurzyć ją, nieważne co by się działo. Pod tym względem Miles miał pewien rodzaj uprzywilejowania, którego nikt poza nim nie miał. Mogła na niego liczyć, nawet w najciemniejsze dni. To on pokazywał jej, że powinna zapalić światło.
Słuchała go uważnie. Momentami obawiała się tej rozmowy. Co mogłaby mu więcej powiedzieć? Zamiast tego wpatrywała się w niego swoimi maślanymi oczami. Niczym kot proszący o dodatkową porcję saszety. Cokolwiek do niej mówił, trafiało to wprost do jej serca. Teraz mogłaby zacząć przeklinać Marcie. Po co ona jej naopowiadała? Teraz tylko siedziało jej to w głowie.
— Tak — przytaknęła głową, nie roztrząsając tego faktu — będę z Tobą rozmawiała, a jeśli przestanę, to powiem Ci dlaczego. Byle byś mnie nie zranił Miles — stwierdziła finalnie, wpatrując się w niego badawczym wzrokiem. Coś musiało siedzieć za wypowiadanymi przez niego słowami. Nie była w stanie tylko odgadnąć co konkretnie. Bała się dopytywać. Czuła, że weszłaby wtedy na grząski teren, którego wolałaby uniknąć. Czasem łatwiej niż myślimy, można zranić drugiego człowieka. Nie trzeba się nad tym zbytnio zastanawiać. Jedno słowo wypowiedziane w złej atmosferze, potrafiło zepsuć cały wieczór.
— Nie musiałeś — powiedziała miękkim tone, marszcząc przy tym brwi — chociaż może powinnam Ci pogratulować? Wstąpiłeś do nowego etapu życia, gratulacje — zaśmiała się delikatnie. Próbowała zmiękczyć poważną atmosferę, która wtargnęła do nich tego wieczoru. Decyzje podejmowane przez niego, wydawały się dla niej prawie niemożliwe do zrobienia. Dalej miała zapisanych swoich byłych. Chociaż gdyby ktoś ich poszukiwał, znalazłyby się tam nazwy pt. palant, który złamał mi serce. Nawet nie musiała się zastanawiać, co robił, doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
— To czas zainwestować w walutę kanapkową, o ile dalej będziesz moim dostawcą — rzuciła poważnym, biznesowym tonem, unosząc oba kąciki swoich ust od razu do góry. Życie z Waitsem wydawało się takie proste. Nie potrzebowała udawać barmanki wyższych sfer, czy mówić biologicznym językiem. Była po prostu Cece.
— Ale za jedzenie rachunków nie opłacisz, chyba że otworzysz własną restaurację — szybko zwróciła mu uwagę, pokazując przy tym język. Poniekąd stworzyła już całą wielką jadłodajnię, sprezentowaną tylko dla jednej osoby. Specjalnie dla niego. Uniosła delikatnie kąciki swoich ust. Jakikolwiek kredyt miałaby brać, by zaspokoić jego potrzeby, chyba było warto?
— Wtedy powiem, za mundurem panny sznurem — i puściła kolejną salwę śmiechu. Nie potrafiła być przy nim poważna. Odprężały ją te wspólne momenty. Nikt nie byłby w stanie ich im zabrać. Chociaż przyszło jej do głowy, jak Miles wyglądał w mundurze. Z pewnością dobrze. Nie miała ku temu żadnych wątpliwości tylko... czy w jej przypadku to przysłowie by podziałało? Nie miała zielonego pojęcia.
— Ejejej, ale nie jestem skrzatem domowym do prania Ci skarpetek — zwróciła mu szybko uwagę, finalnie uśmiechając się szeroko. Może i była niska, ale miała w sobie dziwną iskrę, której nie dało się ukryć. Była wolnym skrzatem, niczym sam Zgredek — ale wtedy nie byłoby tak świeże jak moje — zwróciła mu uwagę, wytykając niemalże od razu język — hipogryfa chcesz jeść? Sumienia nie masz! To prawie jak jedzenie psa, lub kota — zwróciła uwagę zbulwersowana. Hipogryfy były majestatycznymi zwierzętami, a ona uwielbiała Hardodzioba. Cały ten wątek był dla niej przemagiczny. Może też dlatego, że miała wielką słabość to każdego zwierzaka na całej kuli ziemskiej? Cokolwiek miałoby się wydarzyć, im ufała najbardziej.
I wtedy atmosfera całej rozmowy wydawała się zmienić kąt o sto osiemdziesiąt stopni. Dziwne napięcie zapadło między nimi, takie które było nie poruszane przez cały czas, kiedy się znali. Trudno było wytłumaczyć to, co dokładnie teraz działo się w jej sercu. Zaczęła analizować słowa Milesa. Sama wyprostowała się do siadu, wpatrując się w niego wielkimi oczami. To co mówił bardzo zmieniłoby cały przebieg ich relacji, mimowolnie zaczęła przegryzać dolną wargę. Tak jakby cały alkohol, który miała w sobie, nagle z niej odleciał.
— No to... — zaczęła niepewnym głosem. Gdy już raz przejdzie przez tę granicę, nie będzie odwrotu. Doskonale zdawała sobie sprawę. Igrała z ogniem. Miles nie tak dawno miał jeszcze żonę, wczoraj u niego była, a jednak z dziwną łatwością powiedziała — pójdźmy razem na randkę i spróbujmy... być szczęśliwi? — nie miała zielonego pojęcia, kiedy dokładnie jej wzrok spadł na jego usta. Nawet nie była w stanie tego skontrolować. Chcąc, lub nie, już przekraczała granicę bycia tylko sąsiadami.