Strona 3 z 3

Steak, tequila, and the man who stayed

: pn paź 20, 2025 5:49 pm
autor: Candace Callahan
  — I najpewniej ostatni — skontrowała, nie patrząc na niego, bez większej emocji w głosie.
  Nie chodziło jednak o to, że już teraz postanowiła, że Damon był tym jedynym, z którym z pewnością spędzi resztę swojego życia – weźmie ślub i założy rodzinę, albo i nie założy, tylko spędzi je na podróżach, niekoniecznie wakacyjnych. Traktowała to raczej jako jedyną i ostatnią szansę, kiedy w swoim życiu decyduje się komuś zaufać i to tak głęboko, jak teraz.
  Była przekonana, że jeśli ta relacja polegnie, z obojętnego powodu, to po prostu będzie już zbyt zmęczona życiem, zbyt zmęczona tym, że ludzie w jej życiu nie są nigdy stałą, że już niczego podobnego się nie podejmie. Bądź co bądź, Koreańczyk spotkał ją w stanie, kiedy już tak naprawdę się poddała i fakt, że jeszcze tutaj była, a nie w grobie, zawdzięczała temu, że mu zaufała.
  Więc był pierwszym, ale też ostatnim strzałem, w jej oczach. Zbliżenie się do niego i tak sporo ją kosztowało – sporo pracy, sporo wyrzeczeń, sporo wyzwań i sporo zrozumienia. Opłaciło jej się to, nawet jeśli nie zwracał jej tego w serdeczny i ciepły sposób, ale tego akurat nie potrzebowała. Najważniejsze dla niej było coś, co dawał jej chyba nawet nieświadomie, a na pewno jeszcze zanim się zeszli
  Poczucie bezpieczeństwa.
  I to takie, jakiego jeszcze nigdy nie czuła tak głęboko pod skórą.
  — Tak, świetnie się sprawdzasz, kiedy podnosisz mi ciśnienie swoim zatwardziałym usposobieniem. — Bo to, że trudnił się czymś, co nie do końca było legalne – w efekcie czego wisiał w masarni w jakiejś południowej części Włoch – to jedno, ale to że był twardogłowy, a ona nierzadko się z tym, co postanowił nie zgadzała, to już inna sprawa.
  Ale najczęściej, jeśli nic takiego na tym nie traciła, to mu ustępowała. A przynajmniej, kiedy wydawało jej się, że niczego nie traci – jak z tą jego decyzją, że do Włoch to on leci sam, a ona nawet nie może pojechać z nim i zakorzenić się parę miejscowości dalej.
  Niemniej zwykle mu ustępowała. Dawała przestrzeń i pozwalała działać, tak jak robił to wcześniej. Nie wchodzić mu w drogę, nie wpływać na niego. Tak, jakby jej nie było. Czy to było dobre dla rozwoju relacji? Nie wiedziała. Ale działało. A jej zależało na tym, aby mimo wszystko nie odszedł.
  Desperatka.
  — Jedz — odpowiedziała na jego słowa, odkładając sztućce na bok. Jej stek był niewielki, jego część wydzieliła na talerz Damona, więc posiłek miała już za sobą. Miał więcej mięśni do wykarmienia niż ona. Najwyżej w nocy zje suche nesquiki. Jej, ostatnio nowe, guilty pleasure.
Gdy skończył jeść, a nie trwało to szczególnie długo, bacząc na jego apetyt i spust, również odsunęła od siebie talerz,
  — Deser w domu — odpowiedziała, chociaż bardziej neutralnie, niż w formie zaczepy czy flirtu. W tym drugim była kiepska, bo doświadczenie miała zerowo. Kiepsko ćwiczyć na facetach, którzy chcą cię tylko pożreć żywcem i to nie w seksualnym tego słowa znaczeniu.
  Zaczepiła kelnerkę, która po chwili pojawiła się z rachunkiem, a Senna spojrzała na kwotę i bez mrugnięcia wyciągnęła kilka banknotów z kieszeni, aby zostawić je w odpowiednim miejscu. Z obowiązkowym napiwkiem. W międzyczasie zamówiła też Ubera do domu, bo chociaż spacerowanie było zdrowe, to obecnie marzyło jej się po prostu znaleźć się w domu.
  Na przyjazd transportu nie czekali zbyt długo i wkrótce mogli wsiąść do oznakowanej Skody, prowadzonej przez jakiego Rajesha. Wcisnęła się na środek, siadając przy Damonie, przylegając do niego ramieniem. Dość odruchowo i to nie dlatego, że była w pełni macalska, ale przez fakt, że byli w puszce z sympatycznym, choć obcym facetem. I nawet nie chodziło o to, że faktycznie czuła się zagrożona.
  Kawałek do przejechania mieli.
  Gdzieś w połowie drogi sięgnęła dłonią do jego uda, kładąc ją tam. Nie odrywając spojrzenia od drogi, którą mieli przed maską przemieszczającego się samochodu, kilka chwil po tym, przesunęła subtelnie i niespiesznie rękę w kierunku wewnętrznej części jego nogi.
  Dopiero wtedy zerknęła na niego krótko, kątem oka, zaraz spojrzenie od niego odwracając. Jakby ktoś pytał, to wcale go nie podrywała. Nie wtedy, kiedy prześlizgnęła się dłonią znacznie bliżej jego krocza, choć zatrzymując się przed przejściem, ani nie wtedy, kiedy zacisnęła subtelnie swoje palce na jego mięśniu.
  Ona w Uberze była absolutnie grzeczna. Jeśli Rajesh nie patrzył za bardzo w lusterko wsteczne.

Damon Tae

Steak, tequila, and the man who stayed

: wt paź 21, 2025 8:06 am
autor: Damon Tae
Nie pociągnął tematu. Znał już jej historię z mężczyznami, którzy ją złamali. A dokładniej z jednym mężczyzną, który pojawił się na jego liście do likwidacji - prędzej czy później. Wiedział, że ten dokona żywota, ale też nie zamierzał się z tym obnosić. Wszystko należało zrobić w odpowiednim czasie oraz tak, aby nie pozostawiać za sobą śladów. Damon był bardzo cierpliwym predatorem, który nie poddawał się swoim emocjom, nawet jeśli miał być wkurwiony. Potrafił śledzić i obserwować miesiącami, jak nie latami, aby zaatakować w odpowiednim momencie. No chyba, że goniły go terminy. I pracodawca.
Tu jednak nie miał zlecenia zewnętrznego.
Nie zdawał sobie też sprawy z tego w jakim stanie była zanim go poznała. Nie rozmawiali nigdy na ten temat, a on nie pytał. Ważnym było to, co się działo tu i teraz. Rzadko kiedy wracał do przeszłości, chyba, że wiązało się to ze zbrodnią oraz zdradą jego ojca. Cała reszta nie miała większego znaczenia. Co się wydarzyło, to się wydarzyło, nie było co tego rozgrzebywać.
To też była kolejna różnica między nim, a Senną.
Kącik ust mu drgnął nieco wyżej w beztroskim smirku.
Polecam się — odpowiedział. Może i nie był najlepszą osobą do towarzystwa, ale starał się. Powiedzmy. Przy niej i tak zachowywał się inaczej, łagodniej. Wychodziło na to, że budziła w nim jakąś subtelniejszą stronę, której się sam po sobie nie spodziewał. Był nieco bardziej wyrozumiały i cierpliwy, nie mówiąc też o tym, że zwracał uwagę na nią. Na to co czuła, jak zachowywała. Miał jeszcze wiele do nauczenia się, ale robił małe kroczki.
To już było dużo. Bardzo dużo jak na niego.
Zjadł swoją porcję, a także tą, którą nałożyła mu dziewczyna na talerz. Nie zamierzał się z nią przekrzykiwać i wykłócać o stek, skoro była dorosła i raczej była też świadoma tego, czy chciała jeść czy nie. Nie był jej ojcem, tylko partnerem.
Deser w domu. Nawet nie słyszał w tym żadnej dwuznaczności.
Wstał od stołu, kiedy wszystko już mieli opłacone i mogli zbierać się do wyjścia. Gdy Senna wskazała mu Ubera, który miał ich zabrać do domu, dość instynktownie zlustrował spojrzeniem cały samochód, a także mężczyznę, który siedział za kierownicą. Zmarszczka konsternacji pojawiła się między jego brwiami na ułamek sekundy, ale nic nie powiedział. Otworzył drzwi i puścił Sennę przodem, aby samemu zająć zaraz miejsce obok niej. Nic nie mówił. Nawet nie odpowiedział na „dzień dobry” powiedziane do nich z indyjskim akcentem.
Zawsze był ostrożny i przygotowany na najgorsze. I chociaż Rajesh nie wyglądał na niebezpiecznego, to doświadczenie nauczyło go, aby nie ignorować nikogo. Nawet ludzi, którzy wyglądają na niegroźnych.
Otoczył Sennę ramieniem, gdy przywarła do jego boku. Na jego twarzy przez cały czas malowała się jego firmowa obojętność przemieszana z „bitch face”, więc Rajesh chociaż przez chwilę próbował ich zagadywać, dość prędko odpuścił jak tylko spojrzał na Damona, którego oczy ostrzegały każdego rozmówcę jeszcze zanim zaczął jakikolwiek temat.
Nie odzywał się, wzrok przez cały czas mając skupiony na drodze lub na ruchach kierowcy, w razie jakby nagle miało mu coś odwalić. Pilnował go, to był instynkt. I ten sam instynkt delikatnie został zakłócony, kiedy wyczuł dotyk na swoim udzie. Delikatny, spowodowany przez drobne palce jego partnerki. Leniwie przeniósł wzrok na jej rękę w momencie, jak przesuwała się w kierunku wewnętrznej strony jego uda. Łuk brwiowy mu drgnął gdy na chwilę skrzyżował się z nią spojrzeniem.
Czy ona go właśnie podrywała? W taksówce?
Wciągnął mocniej powietrze do płuc, gdy zacisnęła palce na jego nodze, niebezpiecznie blisko krocza, do którego mocniej zaczęła dopływać krew. Przyjemny impuls przeszedł po jego kręgosłupie, a włoski na karku się delikatnie podniosły przez jego ingerencję. Chociaż wiele razy nazywany był maszyną, to wciąż był tylko facetem. W dodatku takim, który miał do niej słabość.
Igrasz z ogniem — ostrzegł ją cichym, niskim tonem, w tym samym momencie zaciskając mocniej palce ręki, którą ją otaczał, na jej przedramieniu. Jego spojrzenie wciąż było utkwione w mijanej przez nich drodze, w myślach już odliczając jak długa trasa dzieliła ich od domu.
Gdy dojechali w końcu do mieszkania, opuścili auto Rajesha. Puścił Sennę przodem, instynktownie ochraniając jej tyły w drodze do drzwi wejściowych. Jak stanęli przed nimi, a dziewczyna wyciągnęła klucze, by je otworzyć, mogła poczuć jak sunie dłońmi po jej bokach. Wcisnął mordę w jej włosy, które okalały jej szyję, aby odnaleźć skrawek jej skóry, którą powoli ucałował raz. A potem kolejny.
Cichym mrukiem rzucił w jej ciało:
Nie spiesz się, możemy zacząć już tutaj.

/eot

Candace Callahan