dinner in the shadow of secrets
: pt paź 03, 2025 5:51 pm
				
				Tylko, że Galen Wyatt też nie był zwykle... wybuchowy? Chociaż był, jeśli chodzi o emocje, ale jednak w sprawach związanych z pracą umiał zachować tą zimną krew. I może z Seeleyem też by zachował, gdyby nie wypił tyle whisky, albo gdyby Seeley nie był takim śmierdzącym gnojem. Gdyby nie było w tym wszystkim tak dużo różnych emocji. Bo było zdecydowanie, za dużo, a zwłaszcza, jak się wychyli pół flaszki, albo więcej, Gibsona.
- No i stało się - odpowiedział na słowa Pilar i podniósł dłoń, na której wciąż jeszcze miał trochę krwi i te zdarte knykcie. Westchnął ciężko i pokręcił głową.
- Myślę, że musisz mnie zawieźć do szpitala Pilar, bo boję się, że mógł mnie czymś zarazić - powiedział to tak poważnie, że nie drgnęła mu nawet powieka. Bo naprawdę się zastanawiał nad tym, czy mógł się czymś zarazić, jest jakieś tam prawdopodobieństwo, taki Seeley, który sprawdzał te wszystkie biedne dziewczyny przywiezione z Europy, a teraz jeszcze był na Borabora. Galen aż nabrał powietrza w płuca, głęboko. Wypuścił je dopiero, gdy Pilar prychnęła, ściągnął brwi i zmarszczył nos.
- A co? Myślałaś, że ją sprzedałem diabłu za ten samochód? - za tą twarz i w ogóle za bycie pierdolonym Galenem Wyattem, jak go nazywali niektórzy. Właściwie Galen miał dobry start, bo nazwisko Wyatt już wtedy dużo znaczyło, ale na Porsche to sam sobie zapracował, na resztę też, a twarz to jednak dobre geny po matce, bo po ojcu to by wyglądał jak ziemniak, dobrze, że się w niego nie wdał. Jednak jakieś tam francuskie korzenie po mamie wyszły mu na dobre, to jedna z niewielu rzeczy, które jej zawdzięczał.
Wywrócił tymi niebieskimi ślepiami na ten plasterek, pewnie jakby się dłużej zastanowił to znalazłby też taki metaforyczny plaster na zranioną duszę, ale się nad tym nie zastanawiał. Wcale. Bo wtedy Pilar oparła mu dłoń na klatce piersiowej. Na pewno czuła jego szybkie bicie serca, jednak po właściwej stronie. Spuścił spojrzenie na jej rękę, na chwilę, bo potem podniósł je na jej oczy. Jeden kącik jego ust uniósł się ku górze.
- Czasem... się Ciebie boję... Pilar - powiedział powoli i też prawie szeptem. Chociaż nie widział jej jeszcze w akcji, to jej wierzył. Wyglądała mu na taką, co mogłaby go zabić i jeszcze pozbyła się zwłok tak, że wszyscy by myśleli, że Galen Wyatt uciekł sobie do Meksyku, żeby żyć w jakimś miasteczku, pić tequilę i nosić sombrero.
Też patrzył w jej oczy, ale kiedy powiedziała to, że go pobił, bo źle traktował swoją żonę, to odchylił głowę do tyłu.
- Echh... - westchnął i oparł jej rękę na ramieniu. Jego marynarka była naprawdę przyjemna w dotyku. Dobry materiał, musiała kosztować kupę kasy. A no tak, to przecież była jego marynarka.
- Po pierwsze to go nie pobiłem, bo jak już zalał się krwią to się brzydziłem - znowu stwierdził poważnie - a po drugie to nie tylko swoją żonę, bo Marię, te wszystkie dziewczyny i Anitę - znowu starał się skupić spojrzenie na jej ciemnych oczach - a po trzecie to niech kurwa spróbuje, to wyleci z Northex zanim zdąży powiedzieć Galen przepraszam, i jebane Borabora będzie sobie oglądał na pocztówkach, a seitan, czy jak to się nazywa, to Chloe będzie musiała sobie własnoręcznie upolować... Z całym szacunkiem do Chloe - dużo przekleństwa jak na Galena Wyatta, no ale Selley go naprawdę denerwował. No i prawda jest taka, że Galen miał dobrego prawnika, w każdej umowie jakieś kruczki, mógłby wywalić Seeleya, mógł to zrobić już dawno, ale trzymał go zważając na ich... znajomość. A teraz to tylko po to, żeby zebrać na niego dowody. Zrobił krok w kierunku Pilar i wyciągnął palec w jej stronę, ale finalnie źle wymierzył i wbił go jej w ramię.
- Zobaczysz, że w poniedziałek będzie mnie przepraszał i błagał, żebym go nie zwolnił, mogę Ci to nagrać. Przyniesie Montreal Ember - tu się skrzywił - to swoje chujowe whisky i będzie się prosił - zawiesił się na moment, a potem parsknął śmiechem - ale to nawet dobrze się składa, bo jest świnią - przejechał rękami po twarzy, bo aż mu się nie dobrze robiło, jak myślał o Arthurze, albo może jak mu się przypomniała ta kolacja. Przełknął ślinę i spojrzał na Stewart.
- Możemy zjeść coś normalnego? - mógłby być nawet hot-dog ze stacji. Stanął z boku, kiedy Pilar go odepchnęła, ale wciąż opierał się ręką o samochód, wciąż też nie mógł wyjść z podziwu, że podwójne woskowanie tak dobrze działa na karoserię. Nawet paproszki latające na wietrze zdawały się od niej odbijać, jakiś wylądował na ciemnej koszuli Galena, więc chciał go strącić ręką, ale zamiast tego to tylko sobie potargał ją jeszcze bardziej. Jakby się teraz przejrzał to stwierdziłby, że wygląda tragicznie.
Kiedy Stewart odpaliła tego papierosa, to oczy aż mu zabłyszczały, wbił w nią spojrzenie, ładnie wyglądała, kiedy ta biała stróżka dymu poleciała jej... nosem, kiedy ją wypuściła z płuc i zawirowała jej koło głowy. Kiedy podała mu papierosa, to się nim zaciągnął od razu, ale nie od razu go przejął, bo się zastanawiał czy Pilar wygląda jak smok, czy jak lokomotywa, dopiero po chwili oparł palce na jej i zabrał papierosa. Fajka czasami potrafił zdziałać cuda. Galen zaciągnął się jeszcze raz i trochę pozbierał myśli. Podsłuch. No tak.
Oparł się znowu plecami o auto i wyjął fajkę z ust trzymając ją nonszalancko w dłoni, chociaż trochę niebezpiecznie blisko tej swojej kiedyś tak ładnej koszuli.
- A jak myślisz Pilar? - zapytał najpierw, jego spojrzenie znowu zatrzymało się na jej twarzy, czasami patrzył na nią jednym okiem, żeby złapać lepiej ostrość, ale jak patrzył dwoma to też wyglądała dobrze. A jednym wyraźniej, a dwoma mniej.
Kiedy wreszcie przestał mrugać to uśmiechnął się szeroko.
- Poszło mi to lepiej niż Bondowi, Seeley nigdy go nie znajdzie - pokiwał głową, a potem zrobił krok w jej kierunku, znowu nie wymierzył, i po prostu w nią wlazł, dobrze, że tą fajkę trzymał gdzieś z boku - możemy go posłuchać? - zapytał patrząc jej w oczy. Był w zasadzie ciekawy jak Seeley to przyjął, wiedział, że raczej nie zgłosi go na policję, bo on nawet nie miał dobrego prawnika, raz musiał go bronić ten z Northexu, a Wyatt miał kilku, miał Lottę, miał rodzinnego, swojego i jeszcze kilku w firmie, w sumie mógłby otworzyć swoją kancelarię, jakby chciał.. Arthur był głupi, ale nie aż tak, zwłaszcza, że on w Northexie też nie był taki czysty jak łza, a teraz nie tylko ryzykował tę swoją posadkę z pięciocyfrową wypłatą, to jeszcze... ten cały burdel.
Pilar Stewart
			- No i stało się - odpowiedział na słowa Pilar i podniósł dłoń, na której wciąż jeszcze miał trochę krwi i te zdarte knykcie. Westchnął ciężko i pokręcił głową.
- Myślę, że musisz mnie zawieźć do szpitala Pilar, bo boję się, że mógł mnie czymś zarazić - powiedział to tak poważnie, że nie drgnęła mu nawet powieka. Bo naprawdę się zastanawiał nad tym, czy mógł się czymś zarazić, jest jakieś tam prawdopodobieństwo, taki Seeley, który sprawdzał te wszystkie biedne dziewczyny przywiezione z Europy, a teraz jeszcze był na Borabora. Galen aż nabrał powietrza w płuca, głęboko. Wypuścił je dopiero, gdy Pilar prychnęła, ściągnął brwi i zmarszczył nos.
- A co? Myślałaś, że ją sprzedałem diabłu za ten samochód? - za tą twarz i w ogóle za bycie pierdolonym Galenem Wyattem, jak go nazywali niektórzy. Właściwie Galen miał dobry start, bo nazwisko Wyatt już wtedy dużo znaczyło, ale na Porsche to sam sobie zapracował, na resztę też, a twarz to jednak dobre geny po matce, bo po ojcu to by wyglądał jak ziemniak, dobrze, że się w niego nie wdał. Jednak jakieś tam francuskie korzenie po mamie wyszły mu na dobre, to jedna z niewielu rzeczy, które jej zawdzięczał.
Wywrócił tymi niebieskimi ślepiami na ten plasterek, pewnie jakby się dłużej zastanowił to znalazłby też taki metaforyczny plaster na zranioną duszę, ale się nad tym nie zastanawiał. Wcale. Bo wtedy Pilar oparła mu dłoń na klatce piersiowej. Na pewno czuła jego szybkie bicie serca, jednak po właściwej stronie. Spuścił spojrzenie na jej rękę, na chwilę, bo potem podniósł je na jej oczy. Jeden kącik jego ust uniósł się ku górze.
- Czasem... się Ciebie boję... Pilar - powiedział powoli i też prawie szeptem. Chociaż nie widział jej jeszcze w akcji, to jej wierzył. Wyglądała mu na taką, co mogłaby go zabić i jeszcze pozbyła się zwłok tak, że wszyscy by myśleli, że Galen Wyatt uciekł sobie do Meksyku, żeby żyć w jakimś miasteczku, pić tequilę i nosić sombrero.
Też patrzył w jej oczy, ale kiedy powiedziała to, że go pobił, bo źle traktował swoją żonę, to odchylił głowę do tyłu.
- Echh... - westchnął i oparł jej rękę na ramieniu. Jego marynarka była naprawdę przyjemna w dotyku. Dobry materiał, musiała kosztować kupę kasy. A no tak, to przecież była jego marynarka.
- Po pierwsze to go nie pobiłem, bo jak już zalał się krwią to się brzydziłem - znowu stwierdził poważnie - a po drugie to nie tylko swoją żonę, bo Marię, te wszystkie dziewczyny i Anitę - znowu starał się skupić spojrzenie na jej ciemnych oczach - a po trzecie to niech kurwa spróbuje, to wyleci z Northex zanim zdąży powiedzieć Galen przepraszam, i jebane Borabora będzie sobie oglądał na pocztówkach, a seitan, czy jak to się nazywa, to Chloe będzie musiała sobie własnoręcznie upolować... Z całym szacunkiem do Chloe - dużo przekleństwa jak na Galena Wyatta, no ale Selley go naprawdę denerwował. No i prawda jest taka, że Galen miał dobrego prawnika, w każdej umowie jakieś kruczki, mógłby wywalić Seeleya, mógł to zrobić już dawno, ale trzymał go zważając na ich... znajomość. A teraz to tylko po to, żeby zebrać na niego dowody. Zrobił krok w kierunku Pilar i wyciągnął palec w jej stronę, ale finalnie źle wymierzył i wbił go jej w ramię.
- Zobaczysz, że w poniedziałek będzie mnie przepraszał i błagał, żebym go nie zwolnił, mogę Ci to nagrać. Przyniesie Montreal Ember - tu się skrzywił - to swoje chujowe whisky i będzie się prosił - zawiesił się na moment, a potem parsknął śmiechem - ale to nawet dobrze się składa, bo jest świnią - przejechał rękami po twarzy, bo aż mu się nie dobrze robiło, jak myślał o Arthurze, albo może jak mu się przypomniała ta kolacja. Przełknął ślinę i spojrzał na Stewart.
- Możemy zjeść coś normalnego? - mógłby być nawet hot-dog ze stacji. Stanął z boku, kiedy Pilar go odepchnęła, ale wciąż opierał się ręką o samochód, wciąż też nie mógł wyjść z podziwu, że podwójne woskowanie tak dobrze działa na karoserię. Nawet paproszki latające na wietrze zdawały się od niej odbijać, jakiś wylądował na ciemnej koszuli Galena, więc chciał go strącić ręką, ale zamiast tego to tylko sobie potargał ją jeszcze bardziej. Jakby się teraz przejrzał to stwierdziłby, że wygląda tragicznie.
Kiedy Stewart odpaliła tego papierosa, to oczy aż mu zabłyszczały, wbił w nią spojrzenie, ładnie wyglądała, kiedy ta biała stróżka dymu poleciała jej... nosem, kiedy ją wypuściła z płuc i zawirowała jej koło głowy. Kiedy podała mu papierosa, to się nim zaciągnął od razu, ale nie od razu go przejął, bo się zastanawiał czy Pilar wygląda jak smok, czy jak lokomotywa, dopiero po chwili oparł palce na jej i zabrał papierosa. Fajka czasami potrafił zdziałać cuda. Galen zaciągnął się jeszcze raz i trochę pozbierał myśli. Podsłuch. No tak.
Oparł się znowu plecami o auto i wyjął fajkę z ust trzymając ją nonszalancko w dłoni, chociaż trochę niebezpiecznie blisko tej swojej kiedyś tak ładnej koszuli.
- A jak myślisz Pilar? - zapytał najpierw, jego spojrzenie znowu zatrzymało się na jej twarzy, czasami patrzył na nią jednym okiem, żeby złapać lepiej ostrość, ale jak patrzył dwoma to też wyglądała dobrze. A jednym wyraźniej, a dwoma mniej.
Kiedy wreszcie przestał mrugać to uśmiechnął się szeroko.
- Poszło mi to lepiej niż Bondowi, Seeley nigdy go nie znajdzie - pokiwał głową, a potem zrobił krok w jej kierunku, znowu nie wymierzył, i po prostu w nią wlazł, dobrze, że tą fajkę trzymał gdzieś z boku - możemy go posłuchać? - zapytał patrząc jej w oczy. Był w zasadzie ciekawy jak Seeley to przyjął, wiedział, że raczej nie zgłosi go na policję, bo on nawet nie miał dobrego prawnika, raz musiał go bronić ten z Northexu, a Wyatt miał kilku, miał Lottę, miał rodzinnego, swojego i jeszcze kilku w firmie, w sumie mógłby otworzyć swoją kancelarię, jakby chciał.. Arthur był głupi, ale nie aż tak, zwłaszcza, że on w Northexie też nie był taki czysty jak łza, a teraz nie tylko ryzykował tę swoją posadkę z pięciocyfrową wypłatą, to jeszcze... ten cały burdel.
Pilar Stewart